Gdy Edouard Mendy trafiał do Chelsea, kibice The Blues w pierwszej kolejności mieli nadzieję, że nie będą musieli już oglądać wpadek Kepy Arrizabalagi, a nowy bramkarzy będzie po prostu wykonywał swoją pracę. Obroni, co ma obronić i nie popełni tak kardynalnych błędów, jak Hiszpan. Nazwisko Senegalczyka, jak i jego CV, spektakularne nie było, więc i oczekiwania były wymiernie niższe. Tymczasem początek sezonu 28-latka zaskoczył wszystkich.

Oczywiście fani liczyli na kolejny drogi zakup. Skarbonka nie jest jednak nieskończona i Chelsea musi też sprzedawać. A wówczas przewijały się nazwiska takie jak Jan Oblak, Andre Onana, Dean Henderson czy nawet Nick Pope. The Blues wybrali jednak rekomendację dyrektora technicznego Chelsea, Petra Cecha. Ten osobiście polecił i nadzorował tę transakcję.

Zwłaszcza że, gdy ostatnim razem kupowano bramkarza z Rennes w 2004 roku, ten stracił zaledwie jedną bramkę w ośmiu pierwszych meczach. Tym kimś był właśnie Petr Cech. Przed Mendym daleka droga do takiego statusu, ale jego początek również jest imponujący.

Mendy i Chelsea – start idealny

Pierwsze spotkania nie będą rzutować na całą karierę piłkarza na Stamford Bridge, jednak dobry początek zawsze jest ułatwieniem. Zwłaszcza w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się 28-letni Senegalczyk. Mendy nie mógł przecież wybrać lepszego momentu na transfer do Chelsea. Minimalne oczekiwania, o których pisaliśmy już wcześniej, nowi zawodnicy w dotychczas zawodzącej linii obrony oraz doświadczony lider formacji w osobie Thiago Silvy.

 

Postawa nowej jedynki w bramce przerosła jednak oczekiwania. 6 czystych kont w 8 meczach to nadzwyczajny dorobek. Zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że Chelsea do momentu debiutu piłkarza, straciła w lidze pod wodzą Franka Lamparda aż 64 bramki w 43 meczach.

Mendy do zespołu Chelsea wszedł z przytupem, a w spotkaniach z Sevillą i Manchesterem United popisywał się fantastycznymi paradami ratującymi w ostatecznym rozrachunku punkty (i czyste konto) dla The Blues. Jak szybko wręcz niezastąpionym piłkarzem stał się Mendy, niech świadczy fakt, że po informacjach o jego urazie na zgrupowaniu reprezentacji doznał urazu, fani z trwogą słuchali doniesień na temat jej konsekwencji.

Zastępujący go Kepa w meczu z Southampton popełnił szokujący błąd, który koniec końców kosztował zespół punkty. Uraz nie okazał się poważny, a powrót na kolejne spotkanie wiązał się z odgłosem ulgi, słyszalnym w całym zachodnim Londynie.

Złe miłego początki

Kilka lat temu nie było jednak tak różowo, a Mendy nie był bohaterem, a zbędnym balastem. W czerwcu 2014 roku wygasł kontrakt golkipera z AS Charbourg. 22-letni wówczas golkiper szukał klubu, starał się gdzieś zahaczyć, jednak to mu się nie udawało. I to na tyle długo, że ten zaczął poważnie zastanawiać się nad swoją karierą. Dziewczyna Mendy’ego była wówczas w ciąży, a pieniądze z zasiłku dla bezrobotnych nie wystarczały, żeby się utrzymać.

Poważnie zastanawiałem się, co dalej. Rok na bezrobociu to jak dostanie obuchem w głowę. Ciągłe porażki wpływają na poczucie pewności siebie i zaczynasz się zastanawiać, czy ten zawód jest dla ciebie. Patrząc na to teraz, mogę jednak stwierdzić, że to właśnie takie momenty ukształtowały moją osobę.

Przez cały czas bez kontraktu, piłkarz trenował w rodzinnym mieście, w klubie Le Havre. Tam wraz z bratem szlifował swoje umiejętności. Senegalczyk miał nadzieję, że agent znajdzie mu klub, w którym będzie się mógł wykazać – czy to we Francji, czy na 3. poziomie rozgrywek w Anglii. Tak się jednak nie stało.

Może to jednak i dobrze, bo w lipcu 2015 roku Olympique Marsylia wysłała zaproszenie na testy. Klub planował zrobić z niego czwartego golkipera zespołu, a Mendy był wdzięczny za to, że wreszcie otrzymał swoją szansę. I choć w klubie ostatecznie nie zagrał, to wspólne treningi z Yohannem Pele i Stevem Mandandą wydatnie pomogły mu w dalszej karierze. Nie tylko doskonalił swoje rzemiosło, ale też zrozumiał, jak profesjonalniej podchodzić do zawodu.

Trenowałem z profesjonalistami przez cały rok, co wcale nie jest takie częste dla bramkarza nr 4. To był dla mnie dowód, że wyglądałem dobrze i dawałem z siebie maksa. To było wynagrodzenie za ciężką pracę.

Wielka szansa

Rok 2016 przyniósł to, na co mierzący 196 centymetrów golkiper tak długo czekał. Okazję. Po zawodnika zgłosiło się Reims, które wówczas grało na poziomie Ligue 2. W pierwszym sezonie zawodnik otrzymał 8 szans, lecz w drugim stał się podstawowym bramkarzem. Wtedy wszystko złożyło się w idealną całość. Mendy zaskoczył swoją postawą i postępami, jakie poczynił, a Reims zaliczyło kapitalny sezon, zwieńczony mistrzostwem Ligue 2 z zaledwie 24 straconymi bramkami.

Mendy puścił tych bramek raptem 22 w 34 spotkaniach. Senegalczyk w końcu doczekał się swojej szansy na najwyższym poziomie rozgrywkowym i wyzwaniu nie tylko podołał, ale nawet je przerósł. W Ligue 1 golkiper też był kluczowym zawodnikiem swojego zespołu. Beniaminek skończył rozgrywki na wysokim 8 miejscu, a Mendy nie opuścił nawet minuty tego sezonu, puszczając tylko 42 bramki w 38 meczach. Do tego zanotował 14 czystych kont.




Świetna postawa poskutkowała transferem do Stade Rennais. Klubu ze sporymi aspiracjami, którego ambicje były lepsze, niż wyniki. No i Mendy znów zaskoczył, a klub zrobił to, na co czekał wiele lat. W przerwanym, pandemicznym sezonie, Rennes zakończyło rozgrywki na 3 miejscu, gwarantującym awans do Ligi Mistrzów. 24 spotkania i raptem 19 straconych bramek. Wysoki wskaźnik obronionych strzałów (78,4%, dla porównania Kepa w sezonie 19/20 miał 54,5%) oraz dobra gra w powiet