Nieco ponad miesiąc temu ogłoszono powrót Michaela Edwardsa w struktury Fenway Sports Group. Tym razem jednak 44-latek objął posadę dyrektora generalnego ds. piłkarskich i zaczął rozglądać się za nowym dyrektorem sportowym w Liverpoolu. Po styczniowym okienku transferowym bowiem ze stanowiska ustąpił Jörg Schmadtke, który miał być i był tylko rozwiązaniem tymczasowym. Edwards sięgnął więc po swojego dawnego znajomego i gościa, z którym od dłuższego czasu pragnął ściśle współpracować. W gabinetach przy Anfield Road pojawi się Richard Hughes, człowiek odpowiedzialny za sukcesy AFC Bournemouth.
Praca dyrektora sportowego jest skomplikowana. To połączenie kompetencji negocjacyjnych, oceny umiejętności i potencjału, ale przede wszystkim przydatności piłkarzy, szerokiego planowania kadry, zarówno w krótszej, jak i dłuższej perspektywie oraz współpracy ze skautami i trenerami z akademii. Aczkolwiek, zawsze w pierwszej kolejności zwraca się uwagę na autorskie transfery. Jeśli nowi gracze wypalają i są wartością dodaną do zespołu, to dyrektor jest noszony na rękach. Gdy zmierza to w drugą stronę – przynoszą oni rozczarowanie i popełniają błędy – stanowi on główną oś uderzenia ze strony fanów i dziennikarzy obok pierwszego szkoleniowca.
Hughes zmierzy się w czerwonej części Merseyside ze zdecydowanie większą presją, niż miało to miejsce na Vitality Stadium. Przed głównym architektem Wisienek stanie zadanie podtrzymania dobrej serii, którą w krótkim czasie zapoczątkował Schmadtke. Niemiec latem przebudował środek pola, ściągając Alexisa Mac Allistera, Dominika Szoboszlaia oraz Ryana Gravenbercha. Dzięki tej trójce The Reds mogli wykonać jakościowy skok w aktualnych rozgrywkach względem ubiegłego roku.
W strukturach na Anfield obok Edwardsa Szkot będzie ściśle współpracował z działem rekrutacji i skautingu. Tam kluczowe role w identyfikacji zawodników odgrywają szef rekrutacji – Dave Fallows oraz główny skaut – Barry Hunter. W międzyczasie w klubie pojawi się jeszcze nowy menedżer, bo ze swojego fotela po ostatniej kolejce Premier League ustąpi Jürgen Klopp. Sporo zmian, ale to nie będzie mogło być dla nowego dyrektora wymówką. Taka życiowa szansa pojawia się raz i jeśli chcesz utrzymać się na powierzchni, nie możesz jej schrzanić.
🔴 After Michael Edwards’ return, Liverpool are set to announce the appointment of Richard Hughes in the next days.
It’s all agreed with Hughes since last week as he’s gonna leave Bournemouth. pic.twitter.com/YSeZ0qCk1X
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) March 14, 2024
Włoska wisienka, której pestka utknęła w gardle Houlliera
Richard Hughes, choć urodził się w Glasgow, to pierwsze piłkarskie szlify zbierał w drużynach młodzieżowych Atalanty Bergamo. Rodzina gracza emigrowała na Półwysep Apeniński ze względu na jego ojca, który otrzymał pracę we włoskim oddziale angielskiego wydawnictwa Penguin Books. Hughes w najmłodszych rocznikach wyróżniał się na tyle, że pytał o niego sam AC Milan, ale ostatecznie wybrał barwy Orobici. W szkółce w Bergamo spędził aż siedem lat, zanim przeniósł się do Arsenalu.
Mimo że w północnym Londynie przebywał przez kolejnych pięć lat, niedane mu było zadebiutować na dziś już nieistniejącym Highbury. W 1998 roku przeniósł się do AFC Bournemouth, gdzie grał przez cztery sezony, rozgrywając dla Wisienek ponad 120 spotkań. Strzelił nawet 14 bramek, co trzeba uznać za naprawdę dobry rezultat, jak na defensywnego pomocnika. Latem 2002 roku za 50 tysięcy funtów z nadmorskiej miejscowości przeniósł się do Portsmouth.
Na Fratton Park miewał wzloty, miewał upadki, bowiem spędził tam aż dziewięć sezonów. Miał za sobą epizod na niższym poziomie rozgrywkowym, gdyż wypożyczano go na sezon do Grimsby Town. Z drugiej strony zadebiutował w Premier League grudniem 2003 roku, zaliczył też kilka występów w seniorskiej reprezentacji Szkocji. Stanowił istotną część drużyny, która sięgnęła po Puchar Anglii w sezonie 2006/07. W krajowym pucharze zapisał się również w historii swojego przyszłego pracodawcy. Zimą 2004 roku w powtórce piątej rundy FA Cup przeciwko The Reds Hughes strzelił jedyną bramkę w tym spotkaniu, doprowadzając do czerwoności Gerrarda Houlliera. Trzy miesiące później Francuza już nie było na ławce ekipy z Merseyside.
W sezonie 2010/11 brakowało mu jednego występu, by kontrakt z Portsmouth automatycznie został przedłużony. Ze względu na brak funduszy Steve Cotterill przez całą drugą rundę celowo nie dał mu rozegrać ani jednej minuty. Dlatego z końcem rozgrywek obie strony się rozstały. Rok później po osiemnastu miesiącach przerwy od swojego ostatniego występu powrócił na Vitality Stadium za namową Paula Grovesa, z którym znał się z czasów Grimsby. Zespół występował wtedy w League One, a prowadził go młody, niedoświadczony, lecz utalentowany Eddie Howe.
Z miłości do danych i analiz
W maju 2014, gdy jego umowa wygasła, zdecydował się na odwieszenie butów na kołek. Pozostał jednak w klubie z hrabstwa Dorset, rozpoczynając pracę jako członek zespołu ds. rekrutacji. Do podjęcia fachu nakłonił go sam właśnie Howe, bo obaj panowie w podobnym okresie trafili w szeregi Pompey. Zresztą niedługo później na swojej drodze spotkał Michaela Edwardsa, bo ten dołączył do Portsmouth jako analityk.
Hughes, podobnie jak Howe oraz Gary O’Neil – obecny opiekun Wolves, a wcześniej trener Bournemouth – należał do grupy doświadczonych zawodników w drużynie, którzy często odwiedzali pokój analityków, prosząc o kopię zebranych danych i klipy wideo, aby przeprowadzać własne analizy. Można rzec, że na długo przed zakończeniem kariery każdy z nich poniekąd przygotowywał się, by w przyszłości zarządzać zespołem na własną rękę.
Interesting fact: Richard Hughes, potential candidate for the Liverpool Sporting director role is close friends with Michael Edwards and they were colleagues at Portsmouth, Edwards an analyst & Hughes a player. pic.twitter.com/94mgR7naIq
— Anfield Sector (@AnfieldSector) January 29, 2024
Będąc pod wrażeniem sposobu, w jaki Hughes wyrażał swoje poglądy na temat różnych stylów i formacji, a także mocnych i słabych stron zawodników, Edwards zawsze zakładał, że po zaprzestaniu profesjonalnej gry w mig przejdzie na ścieżkę trenerską. Miał rację, choć nie w 100%, bo ten zamiast na ławce, wylądował w klubowych gabinetach. W nowej roli Szkot sprawdził się na tyle, że zaledwie po dwóch latach objął stanowisko dyrektora technicznego. Tym samym stał się osobą odpowiedzialną za kreowanie polityki kadrowej klubu.
„Uczyłem się” gry. Uwielbiałem analizować grę, uwielbiałem mieć opinię i dzielić się nią z ludźmi. Później odkryłem, że to wszystko mogę połączyć, pracując przy rekrutacji. Od tego czasu miewałem niewiele szans, aby choć na chwilę złapać oddech i odpocząć.
Mijało jedno okno za drugim. Nauczyłem się, że to praca, w której nie można zasnąć. Gdy zamyka się jedno okno, przygotowujesz się do następnego. Szczególnie, gdy pracujesz dla menedżera, który jest równie wymagający pod względem rozwoju jak Eddie – mówił Hughes dla oficjalnej strony Bournemouth w 2019 roku.
Hej Michael, masz może jakiegoś ciekawego piłkarza na Anfield?
44-latek współpracował z Howem przez pięć lat, ściągając do klubu wielu zawodników, ale też kilku odsprzedając ze sporym zyskiem, po tym, jak wypłynęli na szerokie wody pod opieką charyzmatycznego menedżera. Choć zapewne rozwój zawodnika cieszy dyrektora, który nadzorował jego transfer, to Szkot w tym samym wywiadzie podkreślał, że w jego zawodzie największą satysfakcję daje parafka gracza na umowie. W jego opinii na sukces składa się zbyt wiele czynników, których nie sposób przewidzieć i kontrolować.
Większość satysfakcji, jaką czerpiesz z transferu, ma miejsce wtedy, gdy piłkarz składa podpis na kontrakcie. Od finalizacji do czasu, gdy zawodnik w końcu zagra w twoim klubie, w zasadzie nie patrzysz już na niego, jak na nowy nabytek. Tempo jest zabójczo szybkie, więc pracujesz nad wieloma innymi rzeczami na raz i o tym nie myślisz. Nigdy się nie zatrzymujesz.
Jeśli za bardzo zaangażujesz się w to, czy podpisanie kontraktu z konkretnym zawodnikiem okaże się sukcesem lub porażką, zaczniesz zmagać się z rzeczami, nad którymi nie możesz mieć całkowitej kontroli. To nie jest dobre w tym zawodzie – mówił Hughes.
Można rzec, że podobnie jak z obecnym szkoleniowcem Newcastle, tak i z samym Michaelem Richard pozostawał w dość bliskich relacjach. Za jego kadencji aż sześciu graczy przebyło na Vitality Stadium z czerwonej części Merseyside. Trzech pozyskał na stałe, trzech w ramach wypożyczenia. Pod względem liczby sfinalizowanych transakcji był to jego ulubiony kierunek obok Bristol City. Zresztą już na samym początku swojej kadencji w dyrektorskim gabinecie podpisał kontrakty z Jordonem Ibe’em oraz Bradem Smithem, wydając blisko 20 baniek.
Smith kosztował 4 miliony funtów i miał za sobą 14 występów w barwach The Reds pod koniec sezonu 2015/16, grając na lewej obronie u Kloppa w zastępstwie za Alberto Moreno. Mimo że na Vitality Stadium łącznie spędził cztery lata, to dla Wisienek wystąpił jedynie 11 razy. W poszukiwaniu minut był wypożyczany do Seattle Sounders czy Cardiff City, aż w 2020 roku zasilił szeregi tej pierwszej ekipy na stałe. Do dziś występuje w MLS w barwach Houston Dynamo, a po drodze grał jeszcze w D.C. United.
Transfer, który otworzył drogę na Euro?
Z Ibe’em wiązano zdecydowanie większe nadzieje, bo przychodził na południe Anglii jako najdroższy nabytek w historii klubu. Jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej sami sympatycy ekipy z Anfield upatrywali w nim kogoś, kto w dłuższym czasie może zmierzyć się z próbą zastąpienia Raheema Sterlinga.
Ostatecznie jego licznik zatrzymał się na 92 spotkaniach, 5 golach i 9 asystach. Na jego nieudanej przygodzie z pewnością zaważyły wydarzenia z grudnia 2016 roku, gdy został napadnięty i okradziony, a napastnicy przyłożyli mu pistolet do głowy. Skrzydłowy przechodził depresję, w dodatku mnożyły się jego problemy z kontuzjami.
Jeśli transfer się powiedzie, nie jest to zależne wyłącznie od procesu skautingu, ponieważ na grę zawodnika wpływa wiele czynników. Kiedy patrzę wstecz, widzę, że niektóre z transferów, w których przebiegu uczestniczyłem, szczególnie jeden z nich był rozczarowaniem. Mógłbym pełnić to stanowisko przez kolejne 20 lat i nie sprawiłbym, że ten jeden transfer byłby udany – wskazywał Hughes na postać Ibe’a w wywiadzie dla Sky Sports.
Kolejnym był Dominic Solanke i jego należy stawiać jako jeden z największych sukcesów szkockiego dyrektora. W styczniu 2019 roku klub wydał na niego aż 19 milionów funtów i widziano w nim przyszłego gwiazdora drużyny. Natomiast początek jego przygody w nowym zespole wskazywał, że podzieli los dwóch wymienionych wyżej kolegów. W pierwszych 46 występach trafił do sieci jedynie czterokrotnie. Jednak następna kampania 2019/20 w Championship okraszona 15 bramkami na koncie okazała się punktem zwrotnym.
Dominic Solanke scored his 17th Premier League goal of the season, the most ever scored by a Bournemouth player in a single campaign.
Only Erling Haaland (20) and Ollie Watkins (18) have more in the competition in 2023-24.#BOUMUN | #AFCB pic.twitter.com/fvWVtGgRNI
— The Athletic | Football (@TheAthleticFC) April 13, 2024
Dwa lata później na zapleczu ustrzelił aż 29 goli, ponownie wydatnie pomagając powrócić zespołowi we wrota Premier League. Dziś Dominic u Andoniego Iraoli rozgrywa najlepszy sezon w życiu, mając już 17 trafień i 3 asysty w 32 występach. Kto wie, czy przy słabszej dyspozycji Ivana Toneya, Solanke nie znajdzie się ostatecznie w kadrze Garetha Southgate’a na Euro 2024. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa uważam, że przed startem rozgrywek nikt takiego scenariusza by nie wymyślił.
W tym samym okienku co 26-letni snajper, w ramach wypożyczenia szeregi Wisienek zasilił Nathaniel Clyne. Następnie również tymczasowo, głównie by zebrać cenne doświadczenie, trafiali również najpierw Harry Wilson, a następnie Nathaniel Phillips.
Właściwie każdy z nich odegrał swoją rolę. Clyne w drugiej połowie sezonu 2019/20 był podstawowym prawym defensorem i pomógł dojechać drużynie na bezpiecznej 14. lokacie. Wilson, choć dopisał do CV spadek, to występował regularnie (aż 31 razy) i strzelił nawet 7 bramek. Z kolei Phillips okazał się cennym uzupełnieniem rotacji środkowych obrońców, gdy Bournemouth pod batutą Scotta Parkera wracało następnej wiosny do ekstraklasy.
„Drugi szereg” europejskiej piłki też potrafi być atrakcyjny
Do sukcesów, jakie Richard Hughes odniósł w nadmorskiej miejscowości, na pewno warto dopisać Aarona Ramsdale’a i Nathana Aké. Anglik do klubu przybył w 2017 roku za 800 tysięcy funtów z Sheffield United, które wówczas występowało w League One. Wysłano go na dwa roczne wypożyczenia – najpierw do Chesterfield, następnie do AFC Wimbledon. Później powrócił do klubu i rozegrał cały sezon w Premier League. Choć nie prezentował się szczególnie dobrze – puścił aż 62 bramki – sprzedano go z powrotem do Szabli za 20 milionów funtów.
Holender przyszedł za znacznie większe pieniądze z Chelsea – lekko ponad 20 baniek – ale również sowicie na nim zarobiono. W 2020 roku po jego usługi zgłosił się sam Manchester City, który zapłacił dwukrotnie większą kwotę. Obecnie w gabinetach na Vitality Stadium panuje przekonanie, że podobnie będzie z Illią Zabarnyim. Ukraiński defensor – silny, wysoki, świetny w powietrznych starciach i dobrze czytający grę – w styczniu 2023 roku przyszedł z Dynama Kijów za 23 miliony funtów. Solidne występy, jakie regularnie notuje na angielskich boiskach, sprawiają, że rośnie zainteresowanie ze strony ekip z czołówki.
Podobny scenariusz może się ziścić w przypadku Alexa Scotta, który w ubiegłym sezonie został wybrany najlepszym młodym piłkarzem Championship. Bournemouth wygrało o niego rywalizację między innymi z West Hamem czy Wolverhampton, a Bristol City otrzymało za niego 20 milionów funtów. Poważna kontuzja kolana uniemożliwiła mu występy na początku sezonu i w nowych barwach zadebiutował dopiero w październiku. Wciąż czekamy na jego najlepszą wersję w elicie. To samo tyczy się Milosa Kerkeza. 20-letni Węgier pozyskany z Feyenoordu za kolejne 15 milionów również stanowi potencjał na spory zarobek w przyszłości.
To trio idealnie obrazuje politykę transferową obraną przez byłego zawodnika Wisienek i szefostwo klubu – ściągania w głównej mierze młodych zawodników z lig z tzw. drugiego szeregu w Europie. Mianowicie z Championship, z krajów Beneluksu lub ekip ze środka tabeli Serie A albo Ligue 1. Jednak Hughes nie tylko skrupulatnie patrzy na umiejętności gracza, ale również na jego charakter i życie poza zieloną murawą.
W naszym przypadku charakter i nastawienie mają ogromne znaczenie w odniesieniu do graczy, których mamy, oraz kultury, jaką Eddie wpoił w klubie. Oznacza to, że bardzo istotne jest zdobycie informacji o zawodniku wykraczających poza to, co można zobaczyć w ciągu 90 minut na boisku. To coś, na czym zawsze nam zależało, ale zwiększyliśmy nasze wysiłki, aby dowiedzieć się jak najwięcej o osobach, które wprowadzamy do klubu.
Nie można tego nazwać nauką, ponieważ w bardzo nielicznych przypadkach uda się dokładnie antycypować, jak będzie zachowywał się zawodnik pod okiem menadżera w danym momencie. A także przewidzieć wszystkie okoliczności, które wpływają na jego szczęście, nastrój i występy. To są rzeczy, na które w pewnym stopniu nie masz wpływu. Jednak musisz mieć jak najwięcej informacji, jak to tylko możliwe, kiedy podpisujesz kontrakt – opowiadał Hughes w 2020 roku dla Four Four Two.
Definicją transferowych sukcesów jest „zasada 2/3”
Zmiana właściciela umożliwiła odblokowanie dodatkowych funduszy na nieco śmielsze poczynania na rynku transferowym, czego dowód widzieliśmy przed rozpoczęciem obecnego sezonu. W grudniu 2022 roku klub został zakupiony przez amerykańskiego biznesmena, Billa Foleya i spółkę Cannae Holdings. Aczkolwiek za Foleyem stoją pieniądze aktora Michaela B. Jordana oraz współzałożyciela Kosmos (obok Gerarda Pique) Nullaha Sarkera. Na razie właściciele strumieniem dostarczają gotówkę do klubu, z czego pion sportowy skrzętnie korzysta.
Natomiast już pół roku wcześniej ekipę z nadmorskiej miejscowości zasiliło trzech skrzydłowych – Antoine Semenyo z Bristolu (za 10 milionów funtów), Marcus Tavernier z Middlesbrough (za 11 milionów) i Dango Ouattara z FC Lorient (za 22 miliony) – czy tworzący świetny duet ostatnimi czasy na środku defensywy z ukraińskim kolegą Marcos Senesi z Feyenoordu (za 15 baniek). Semenyo i Tavernier w momencie transferu mieli 23 wiosny na karku, Outtara i Zabarnyi 20, a Senesi 25.
🚨 Liverpool appointment Richard Hughes as the club’s new sporting director, a post he will take up at the end of the 2023-24 season.
Richard Hughes' best signings for Bournemouth 👇 pic.twitter.com/MCGM9uXTQA
— Sarah (@JATTSOPRANO316) March 20, 2024
Nawet spoglądając na początki Richarda, gdy raczej dysponował mniejszymi środkami, to sięgał choćby po Lewisa Cooka – wówczas 19-letniego środkowego pomocnika Leeds. Był wspomniany wyżej Ibe (20 lat) czy Aké (22 lata), a przychodzili także Jefferson Lerma z Levante (23 lata, on akurat był tym pierwszym „ekskluzywnym”), Chris Mempham z Brentford (21 lat), Lloyd Kelly z Bristol (20 lat) czy David Brooks (20 lat). Walijczyk trafiał z Sheffield United za 11 milionów funtów i miał doskonałe wejście do Premier League. Sam Liverpool skrupulatnie go obserwował, ale niestety jego karierę zahamował złośliwy nowotwór. Brooks obecnie gra w Southmapton.
Oczywiście, bywały wyjątki, gdy odchodził od swoich principiów. Podpisywał na zasadzie wolnego transferu wiekowego Jermaina Defoe. Legenda Tottenhamu odwdzięczyła się 23 bramkami w 64 występach, więc więcej niż „swoje” Defoe zrobił. Przychodził także Asmir Begović (30 lat) z Chelsea, a w zeszłym roku szeregi Bournemouth zasilili Gary Cahill (35 lat) i Kieffer Moore (29 lat).
Według statystyk zawsze będą transfery, które niekoniecznie okażą się sukcesem, ponieważ nikt nie potrafi tego czynić ze 100% skutecznością. Niektórzy mówią, że jeśli wypalą dwa z trzech, to radzisz sobie naprawdę dobrze – podkreślał 44-latek w wywiadzie dla klubowej strony w 2020 roku.
Największą porażką, zresztą w jednej z wypowiedzi powyżej to zostało pokreślone przez samego zainteresowanego, w karierze Hughesa pozostaje Jordan Ibe. Jednak poza Anglikiem, który dziś znajduje się na peryferiach futbolu, ciężko się do czegoś przyczepić. Szkot nawet nieco zapomnianego Lysa Mousseta potrafił sprzedać z zyskiem. Francuz trafił tylko trzykrotnie do sieci rywali w 58 spotkaniach – jest to wynik katastrofalny jak na napastnika. Mimo to opchnął go Sheffield za 11 milionów funtów.
Znaki zapytania można postawić na ten moment przy Tylerze Adamsie i Hamedzie Traorè, na których wydano łącznie ponad 50 milionów. Reprezentant Stanów Zjednoczonych dopiero na początku marca zdołał zadebiutować w nowych barwach po długiej kontuzji kolana. Natomiast Traorè rozegrał tylko trzy mecze w rundzie jesiennej, zaliczając w sumie 44 minuty i zimą odszedł na wypożyczenie do Napoli.
Piłkarzy dobieraj mądrze, szkoleniowców jeszcze lepiej
Oczywiście, rola dyrektora sportowego nie sprowadza się jedynie do kupowania nowych piłkarzy. Trzeba też swoimi graczami umiejętnie handlować. Aby generować fundusze na transfery „do klubu” i rozwijać drużynę, przestrzegać wcześniej Financial Fair Play, teraz Profit and Sustainability Rules, a w dodatku lawirować pomiędzy ligami, należy coś po stronie zysków do ksiąg wpisywać.
Edwards, którego misję na Anfield ma kontynuować Hughes, potrafił latami to czynić. Jak na ironię swojemu koledze wcisnął Ibe’a i Smitha, Leicester oddał Danny’ego Warda za ponad 10 milionów funtów czy absolutny majstersztyk – sprzedaż Rhiana Brewstera do Sheffield za ponad 20 milionów.
Hughes na tle byłego dyrektora sportowego Liverpoolu nie wygląda źle. Callum Wilson odchodził za 20 milionów funtów na St James’ Park. Wyżej pisałem też o ruchach Ramsdale’a czy Aké. Latem 2020 roku po spadku z Premier League Hughes sprzedał całą trójkę w jednym okienku, generując blisko 60 milionów funtów czystego zysku (po odliczeniu kosztów zakupu).
Rok wcześniej Tyron Mings zasilił szeregi Aston Villi, a klub z Birmingham, po tym, jak wydatnie pomógł drużynie awansować do elity, zapłacił za niego 22 miliony. Z kolei dwanaście miesięcy później, niż dziś występujący w czołówce tercet, Bournemouth opuścił Arnaut Danjuma. Skrzydłowy, który przyszedł z belgijskiego Club Brügge za 15 baniek, parafował umowę z hiszpańskim Villarreal za kwotę o 10 milionów wyższą.
Jeśli chodzi o szkoleniowców, to na tym polu Hughes też najczęściej trafiał ze swoimi wyborami. Ok, Jason Tindall – wieloletni asystent Eddiego Howe’a, który w sierpniu 2021 roku przejął zespół po obecnym menedżerze Newcastle – po serii z jednym zwycięstwem w ośmiu kolejkach wyleciał jeszcze w lutym. Aczkolwiek Scott Parker (jeszcze wcześniej w roli caretakera był Jonathan Woodgate, ale po przegranych barażach z Brentford nie dostał szansy na stałe) awansował z drużyną do Premier League. Jednak w sierpniu po serii kompromitujących wysokich porażek na czele z 0-9 na Anfield i nieprzychylnych komentarzach w stronę szefostwa klubu wyleciał z roboty.
Szkot zastąpił go Garym O’Neilem (tak, tym z czasów Portsmouth) do czasu znalezienia odpowiedniego kandydata. Mimo że we wrześniu wybrano go menedżerem miesiąca w Premier League, do czasu Mundialu w Katarze wciąż pozostawał jedynie tymczasowym menedżerem. Pod koniec listopada klub wreszcie ogłosił, że O’Neil parafował 18-miesięczny kontrakt, stając się pierwszym szkoleniowcem. Pomimo świetnej postawy w końcówce sezonu i spokojnego utrzymania w czerwcu Gary stracił pracę, a w jego miejsce zatrudniono Andoniego Iraolę.
Start Hiszpana był absolutnie tragiczny. Tyle, że gdy media na Wyspach zaczęły informować, że zaczyna grać o życie, drużyna nagle zaczęła punktować. Iraola zupełnie zmienił system gry, skupiając szczególną uwagę na wysokim pressingu i przejęciach piłki blisko bramki przeciwnika. Od listopada Bournemouth uzbierało więcej oczek niż Tottenham czy Manchester United, a Dominic Solanke nie jest bez szans w grze o tytuł króla strzelców.
🚨 Richard Hughes will leave as Bournemouth's technical director at the end of the season.
🗣️ Hughes: “Working for Bournemouth has always been a source of great joy and pride. Initially representing the club as a player and then subsequently in a football leadership role. I… pic.twitter.com/HAMfS1MdS2
— Ben Jacobs (@JacobsBen) March 5, 2024
Hughes ma pełne zaufanie, ale na Anfield nie ma zmiłuj
Michael Edwards od dawna był orędownikiem pracy, jaką wykonywał Richard Hughes w Bournemouth. Obaj znali się od dawna, w dodatku na przestrzeni ostatnich kilku lat negocjowali kilka transferów. Kiedy Julian Ward ustąpił ze swojego stanowiska w maju zeszłego roku, według doniesień The Athletic Edwards miał być zaskoczony faktem, że ani Hughes, ani dyrektor sportowy Crystal Palace, Dougie Freedman, nie znaleźli się w kręgu zainteresowań FSG. Właściciele postanowili na rozwiązanie tymczasowe, zatrudniając Jörga Schmadtke.
W czasie swojej przerwy od pracy w Liverpoolu Edwards, współpracując z firmą konsultingową Ludonautics – założoną przez byłego dyrektora The Reds ds. badań, Iana Grahama, specjalizującą się wdrażaniem rozwiązań z zakresu data science i pomocą w podejmowaniu kluczowych decyzji na podstawie dostępnych danych – zwracał uwagę kilku topowych europejskich marek na wyniki osiągane przez Szkota w Wisienkach. Kiedy sam ponownie zjawił się na Anfield, Hughes stanowił dla niego pierwszą opcję i jego nominacja była jedynie formalnością.
Znam go przez połowę mojego życia zarówno zawodowego, jak i osobistego To postać, która absolutnie ucieleśnia najlepsze wartości Liverpoolu. Ufam mu całkowicie. Ma wyjątkowy osąd i doświadczenie w podejmowaniu decyzji, które przynoszą korzyści reprezentowanym przez niego organizacjom – mówił Edwards przy okazji ogłoszenia nominacji byłego kolegi na łamach oficjalnej strony Liverpoolu.
Były defensywny pomocnik z natury jest spokojny i wyważony. Edwards to jego przeciwieństwo – zdecydowanie żywsza, waleczna i charyzmatyczna osobowość. Właściciele są przekonani, że obaj będą się idealnie uzupełniać, ponieważ mają tę samą wizję przyszłości klubu.
Choć oficjalnie w dyrektorskim fotelu na Anfield zasiądzie dopiero 1 czerwca, można domyślać się, że ta dwójka od dłuższego czasu pozostaje nieustannie na łączach. Jako że struktura wykonawcza została nakreślona, priorytetem jest obecnie wybór nowego menedżera, który przejmie dziedzictwo Jürgena Kloppa. Może to będzie Rúben Amorim, może Roberto de Zerbi, może Julian Nagelsmann, a może ta dwójka sięgnie po Gary’ego O’Neila, którego tak doskonale zna. Kto wie? Wraz z byłym szkoleniowcem Borussii pierwszy zespół opuszczą jego najbliżsi współpracownicy – Pep Lijnders, Peter Krawietz i Vitor Matos. Luk do wypełnienia będzie więc sporo.
Z perspektywy pierwszego składu priorytetowymi kwestiami są sytuacje kontraktowe Mohameda Salaha, Virgila van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda. Całej trójce aktualne umowy wygasają latem przyszłego roku. W ciemno można zakładać, że w przypadku Egipcjanina znów zajdzie potrzeby, aby odrzucać wszelkie zakusy ze strony Saudyjczyków. Trzeba też będzie szukać zastępstw po prawdopodobnych odejściach Thiago, Joëla Matipa czy Adriána.
The Reds nie grozi głęboka przebudowa, ale kilka zmian latem zajdzie. Myślę, że kolejnym środkowym obrońcą, jeszcze jednym zmiennikiem na lewą defensywę czy graczem do drugiej linii nowy menedżer by nie pogardził.
Kandydat idealny?
Biorąc wszystkie czynniki pod uwagę, łatwo zrozumieć, dlaczego Edwards tak bardzo naciskał na transfer swojego dawnego kolegi. Z perspektywy ostatnich lat Richard Hughes wykonał świetną pracę na Vitality Stadium. Większość wzmocnień, bez względu na to, jaki budżet miał do dyspozycji, wydaje się z perspektywy czasu naprawdę przemyślana i trafiona.
Kilku zawodników udało się później z zyskiem odsprzedać do topowych ekip. Mings, Wilson (choć tę dwójkę nie on sprowadzał do klubu), Ramsdale, Aké czy Danjuma – lista, którą grubą czcionką można wpisać do CV. Na kolejnych dwóch czas przyjdzie najprawdopodobniej latem – mam tu na myśli Solanke czy Senesiego. To pokazuje, że stwarzając odpowiednie warunki do rozwoju i dobierając utalentowanego menedżera, są w stanie rozbłysnąć, mimo że pochodzą z „drugiego szeregu”. Nawet jeśli Hughes za największy sukces traktuje sam podpis gracza, a nie to, co się później z nim dzieje.
Obaj dyrektorzy kilkukrotnie rywalizowali o tych samych graczy na rynku, więc doskonale znają swój „gust”, co do konkretnych profili graczy. Bournemouth było bardzo zainteresowane i Joe Gomezem, kiedy ten grał jeszcze w Charltonie Athletic, i Andym Robertsonem, który spadł w barwach Hull City z Premier League, i Harveyem Elliotem, gdy jeszcze był w młodzieżówce Fulham. Na radarze miał również Virgila van Dijka i Alissona, jeszcze z czasów odpowiednio Celtiku i AS Romy. Za każdym razem przegrywał (wcześniej czy później) z Liverpoolem.
🗞️ Richard Hughes at Bournemouth targeted Andrew Robertson at Hull City, Fulham’s Harvey Elliott & pushed for Charlton Athletic’s Joe Gomez during his time on the south coast, while also identifying Celtic’s Virgil van Dijk & Roma’s Alisson as signings that, in an ideal world, he… pic.twitter.com/aRj1doSu3V
— Anything Liverpool (@AnythingLFC_) March 20, 2024
Jednak ta intuicja poparta szczegółową analizą do graczy, jak i do szkoleniowców, to coś, co byłemu pracownikowi Ludonautics bardzo imponowało w nowym „podopiecznym”. Współpraca powinna więc być owocna, przynajmniej na samym początku. A początek będzie niezwykle istotny, bo należy wybrać szkoleniowca, który przejmie zespół po Jürgenie Kloppie. Pozostaje też kwestia kilku kontraktów z kluczowymi zawodnikami, które wymagają szybkich działań.
Jedynym, czego Richard może się obawiać, to zdecydowanie większej presji na wynik na Anfield. Tu nie ma tyle cierpliwości, ile było w hrabstwie Dorset. Jeśli ściągniesz napastnika, to jego klimatyzacja nie może zając tyle, ile Dominica Solanke na Vitality Stadium. Bramek będzie się oczekiwać od pierwszego występu. Jestem bardzo ciekaw, po jakich graczy sięgnie latem. Tu może sobie pozwolić na jednego czy dwóch w okolicach 40-50 milionów funtów, na co nie miał możliwości u poprzedniego pracodawcy.
Hughes ma wiele, by odnieść sukces w nowym środowisku, na zdecydowanie większej scenie. Natomiast, jak sam podkreślał, nie ma gwarancji, że nowy gracz nawet przy najlepszych warunkach zdoła wypalić. Z trenerami, sztabem szkoleniowym czy dyrektorami jest podobnie. Pozornie, mając szeroką wiedzę o zawodnikach, zarówno w przypadku danych dotyczących występów, jak i zachowania zawodników poza boiskiem, można dobrać do drużyny idealnego kandydata. To zwiększa prawdopodobieństwo na powodzenie całej transakcji, ale wciąż nie wynosi ono 100%…

