Plotki sprzed paru dni się potwierdziły. Były menedżer Chelsea wraca na ławkę trenerską po ponad rocznej przerwie od piłki. Niedawno Lamps był wymieniany również w gronie kandydatów do objęcia sterów Norwich City, po tym, jak z klubem pożegnał się Daniel Farke. Według wielu spekulacji zakontraktowanie Anglika nie doszło do skutku nie ze względu na wybór Stuarta Webbera — dyrektora sportowego Kanarków, a przez Franka Lamparda. Podobno 43-latek miał zrezygnować z pracy na wchodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii z powodu ciężkiej sytuacji ligowej i nieuchronnie zbliżającego się spadku. Jednak czy decydując się na Everton, legenda The Blues nie pakuje się w jeszcze większe kłopoty?

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta

Początkowo, najpoważniejszym kandydatem do objęcia sterów Evertonu po odejściu Rafy Beniteza był Roberto Martinez. Hiszpan pracował na Goodison Park w latach 2013-2016 i był pierwszym menedżerem, którego zwolnił obecny właściciel The Toffees. Niestety mimo szczerych chęci Farhada Moshiriego, z ponownej współpracy nic nie wypaliło. Irańczyk planował ściągnąć Martineza, jako opcję do końca sezonu, tak aby później Hiszpan mógł  skupić się na przygotowaniach do mundialu. Jednak mając na uwadze zbliżające się Mistrzostwa Świata, Belgijski Związek Piłki Nożnej nie wyraził zgody na pracę Martineza na dwóch frontach.

Po fiasku negocjacji z Hiszpanem temat nowego szkoleniowca Evertonu nieco ucichł. W międzyczasie tymczasowym menedżerem mianowany został znany i lubiany Duncan Ferguson. Pojawiły się nawet przesłanki, że to Szkot dostanie szansę poprowadzenia klubu do końca kampanii 2021/2022 i udowodnienia swojej wartości. Jednak należy pamiętać, że to Everton i racjonalne wybory nie są tu oczywiste. Sądząc po decyzjach, jakie zarząd The Toffees podejmował w ostatnich latach, to są wręcz zakazane. W związku z tym nie trzeba było długo czekać na kolejnych szkoleniowców przymierzanych do zastąpienia Rafy Beniteza.

Pierwszy z nich — Vitor Pereira zaimponował właścicielowi za sprawą rozmowy kwalifikacyjnej, w której Portugalczyk miał przedstawić swoją wizję przyszłości klubu. Mniej entuzjastycznie do kandydatury byłego trenera Porto podchodzili natomiast kibice The Toffees. Mówi się, że fani powątpiewają w warsztat portugalskiego szkoleniowca, który, warto przypomnieć, pozostaje bez pracy po tym, jak został zwolniony z Fenerbahce w grudniu 2021 roku. Niedługo po wypłynięciu do mediów pierwszych plotek łączących Portugalczyka z pracą w niebieskiej części Merseyside, kibice rozpoczęli fale protestów, wyrażając sprzeciw wobec tej kandydatury.

Vitor Pereira największe sukcesy odniosił w FC Porto. Dwa razy z rzędu, w 2012 i 2013 roku, wygrał Mistrzostwo Portugalii . Po wyjeździe z Półwyspu Iberyjskiego udało mu się jeszcze podbić ligę grecką, zgarniając tytuł z Olympiakosem. Jednak to jedyne czym zasłynął Portugalczyk. Jego CV najbardziej plami spadek z 1860 Monachium z 2. Bundesligi w sezonie 2016/17. Jednak jak stwierdził w wywiadzie ze Sky Sports Spadli ze względu na kiepską sytuację finansową”.

To już trzeci raz, gdy Vitor Pereira zostaje odrzucony przez Fahrada Moshiriego na ostatniej prostej. Po raz pierwszy w pracę na Wyspach zamieszany był w 2013 roku, kiedy Goodison Park opuszczał David Moyes. Wtedy przegrał rywalizację ze wspominanym wcześniej Roberto Martinezem. Druga próba to z kolei 2019 rok i poszukiwania następcy Marco Silvy. Według The Athletic portugalski szkoleniowiec był wtedy już o krok od podpisania kontraktu. Jednak wraz z pojawieniem się na rynku Carlo Ancelottiego, Pereira błyskawicznie poszedł w odstawkę. No cóż, jak widać nie zawsze do trzech razy sztuka…

Aby być rzetelnym, należy również wspomnieć o Waynie Rooneyu. Obecny menedżer Derby County to wręcz oczywisty wybór na szkoleniowca Evertonu. Szczerze, zdziwię się, jeżeli pewnego dnia nim nie zostanie. Jednak nie tym razem. Jak się okazuje, były napastnik Manchesteru United nie rzuci wszystkiego, aby przenieść się na Goodison. Podczas piątkowej konferencji prasowej, Anglik potwierdził zainteresowanie ze strony The Toffees. Wyjaśnił też, dlaczego odmówił zespołowi, w którym stawiał pierwsze piłkarskie kroki.

Wierzę, że będę menedżerem klubu Premier League i wiem, że jestem na to w stu procentach gotowy. Teraz mam jednak do wykonania robotę w Derby County i to jest dla mnie najważniejsze — powiedział Rooney.

 

Pora wracać do pracy

W związku z narastającym konfliktem na linii zarząd — kibice i odmową ze strony Rooneya, na prowadzenie w wyścigu o posadę szkoleniowca Evertonu wysunął się Frank Lampard. Po pozytywnej wstępnej rozmowie, w piątek Fahrad Moshiri przyleciał do Anglii, aby dopiąć ostatnie szczegóły i finalnie podpisać 2,5-letni kontrakt z byłym szkoleniowcem Chelsea. Wychowanek West Hamu staje przed najtrudniejszym wyzwaniem w swojej dotychczasowej karierze trenerskiej. Pierwszy raz od parudziesięciu lat, w oczy kibiców Evertonu zajrzało widmo spadku. Obecnie klub z niebieskiej części Liverpoolu ma zaledwie 4 punkty zapasu nad strefą spadkową. Co więcej, każdy z zespołów znajdujących się pod The Toffees, ma mniej rozegranych meczów niż podopieczni Anglika. Niebywała byłaby to historia, jeśli Norwich City utrzymałby się w lidze kosztem drużyny Lampsa.

Pracy z pewnością nie ułatwi też panująca wokół atmosfera. Mimo zgodnego z żądaniami kibiców wyboru Lamparda, fani wciąż wyrażają ogromne niezadowolenie z kadencji obecnego właściciela i prezesa klubu. Jeśli Lamps podkoloryzował nieco swoje CV, a ‘umiejętność pracy pod presją’ spełnia w nim jedynie funkcję estetyczną, to Anglik może mieć na Goodison Park naprawdę ciężką przeprawę.

Ogromnym atutem, który przemawia za Frankiem Lampardem, jest umiejętność pracy z młodzieżą. Kiedy Anglik był menedżerem Derby County, stawiał na zawodników U-21 najczęściej spośród wszystkich trenerów w Premier League i Championship. Takie podejście okazało się zresztą naprawde skuteczne. W sezonie 2018/2019 Derby doszło do play-offów, gdzie dopiero w finale musieli uznać wyższość Aston Villi. O obecnej sytuacji Baranów możecie posłuchać w naszym podcaście poświęconym Championship, klikając TUTAJ.

Do stawiania na juniorów, byłego reprezentanta Synów Albionu zobligowała również sytuacja, jaką zastał w Chelsea po powrocie do klubu w roli szkoleniowca. Ze względu na embargo transferowe nałożone na The Blues, 43-latek zmuszony był korzystać z zawodników, którzy byli już dostępni w zespole. Liderami drużyny stali się więc Mason Mount czy Tammy Abraham, a Reece James — obecnie gwiazda na Stamford Bridge, dopiero stawiał w Chelsea pierwsze kroki. W konsekwencji Frank Lampard dał zadebiutować aż ośmiu zawodnikom z akademii. To więcej niż jakikolwiek inny menedżer The Blues podczas jednego sezonu. Tamtejsi gracze to dzisiaj gwiazdy z pierwszych stron gazet i reprezentanci swoich krajów. Dwa sezony temu, jako żółtodzioby dochodzili z Lampardem do finału FA Cup i wywalczyli 4. miejsce w lidze.

Ze swoją ręką do młodzieży, Anglik jest w stanie wyprodukować na Goodison kolejną perełkę. Taką pokroju Leona Osmana, Rossa Barkleya czy Wayne’a Rooneya. Talentów w Finch Farm —  ośrodku treningowym The Toffees jest do wyboru, do koloru. Nieprzeciętnie uzdolniony napastnik Lewis Dobbin, środkowy obrońca Jarrad Branthwaite czy 18-letni pomocnik Stanley Mills to tylko nieliczne przykłady zawodników, którzy mają papiery na regularną grę w seniorskiej drużynie. Warto zapamiętać te nazwiska i liczyć na to, że nowy menedżer zacznie korzystać z klubowych wychowanków, zamiast, jak to mieli w zwyczaju poprzednicy, prosić o kolejne transfery.

W ostatnich pięciu latach Everton wydał na „wzmocnienia” ponad pół miliarda funtów. A jeśli chodzi o stosunek cena/jakość, to mało jest klubów, które wypadają w tym aspekcie gorzej od The Toffees. Mając też z tyłu głowy niewielki zapas pozostawiony przez FFP (Financial Fair Play), Lampard może po raz kolejny zostać przyparty do muru i stawiać na młodzież z konieczności, a nie z wyboru. Jak na razie najbardziej obiecującym graczem w składzie wydaje się być 20-letni skrzydłowy Anthony Gordon. W tym sezonie Anglik rozegrał już 17 spotkań, w których trafił do siatki rywala 2 razy i zanotował 1 asystę.

Wygrani Deadline Day

Na pierwsze oficjalne doniesienia kibice The Toffees musieli poczekać aż do ostatniego dnia okna transferowego. Jednak koniec końców, z pewnością nie mogą być rozczarowani. Wraz z Frankiem Lampardem do klubu zawitała dwójka nowych zawodników, którzy mogą odegrać kluczową rolę pod wodzą nowego szkoleniowca.

Temat wypożyczenia Donny’ego van de Beeka przewijał się w prasie niemal od początku stycznia. Nie ma co ukrywać, sytuacja Holendra w Manchesterzu United jest po prostu gorzej niż zła. Odejście do innego klubu pozostawało kwestią czasu. Zanim do gry włączył się Everton, głośno było o potencjalnym wypożyczeniu do Crystal Palace. Finalnie 24-letni pomocnik został pierwszym wzmocnieniem ekipy Franka Lamparda i w drugiej połowie sezonu postara się udowodnić swoją jakość na boiskach Premier League. 

Na co najmniej cztery tygodnie z powodu kontuzji ze składu wypadli Fabian Delph i Abdoulaye Doucoure. Nieszczęście innych jest szansą dla van de Beeka, dla którego  to idealna okazja, by z miejsca wskoczyć do wyjściowej jedenastki. Transfer Holendra to duża niewiadoma, jednak aby ocenić, co tak naprawdę potrafi, musimy po prostu obejrzeć go w akcji. Najważniejsze, że wypożyczenie było konsultowane z nowym szkoleniowcem. Nie wydaje się więc, by pomocnika czekał podobny los, co w ekipie Czerwonych Diabłów.

O ile nazwisko Franka Lamparda czy Donny’ego van de Beeka było łączone z przenosinami na Goodison Park już od co najmniej kilku dni, tego samego nie możemy powiedzieć o ostatnim nabytku The Toffees. W ramach transferu definitywnego szeregi Evertonu zasilił Dele Alli. 

Anglik również nie jest gwarantem stabilnej formy. Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie wymienialiśmy jego nazwiska, co najmniej nie w kontekście dobrej gry. Jednak to wciąż jeden z najbardziej utalentowanych pomocników na Wyspach. Wielu ekspertów spadek formy 25-latka zrzuca na karb trenerów, którzy nie wystawiali go na optymalnej pozycji. Dele to urodzona dziesiątka, a w ostatnich latach dla takiej nie było w Tottenhamie miejsca. Według Fabrizio Romano, Frank Lampard odbył w poniedziałek prywatną rozmowę z Allim, która miała go nakłonić do przenosin na Goodison. Miejmy nadzieję, że 43-latek ma plan na wkomponowanie Anglika do składu i będzie w stanie wykrzesać z niego to, co najlepsze. No bo kto nie obejrzałby więcej takich brameczek jak na przykład ta poniżej?

 

Największą niewiadomą wciąż pozostaje defensywa. Jedyne ruchy transferowe w tej formacji zostały poczynione jeszcze przez Rafę Beniteza. Mowa tu oczywiście o dość szokującej zamianie Lucasa Digne’a — jednego z najlepszych bocznych obrońców w lidze, na Vitaliya Mykolenko. Jednak po pierwsze, ta zmiana nie wydaje się podnosić standardów w defensywie The Toffees, a po drugie wzmocnień potrzeba przede wszystkim na pozycji środkowego obrońcy.

W tym sezonie obrona Evertonu zdołała zagrać na zero z tyłu zaledwie trzy razy. Tylko Watford oraz Newcastle są w tym aspekcie gorsze. Sytuacji  nie poprawia też fakt, że gra w defensywie nigdy nie była największym atutem drużyn Franka Lamparda. Pomimo dobrego rezultatu, jaki odniósł w Chelsea w sezonie 19/20, The Blues stracili wtedy aż 54 bramki. Pod wtym względem zajęlli dopiero 10. miejsce w lidze.

Sprawdzian umiejętności

Przychodząc do The Toffees, Frank Lampard rzuca się na naprawdę głęboką wodę, zdecydowanie głębszą niż miało to miejsce w Chelsea. Na Goodison Park Anglik tafia bez statusu legendy klubowej albo łatki nowego, nieopierzonego trenera tak, jak w Derby County. Menedżer The Toffees musi uchronić drużynę od spadku, zadbać o zszarganą negatywnymi emocjami szatnię i zjednoczyć kibiców. Everton nieprzerwanie występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej już od 68 sezonów. Jedna pomyłka może wykluczyć Lamparda z trenerskiej karuzeli na naprawdę długie lata, a klub odesłać do odmętów angielskiej piłki. Myśl o odwiecznym rywalu Liverpoolu tułającym się gdzieś po niższych ligach wydaje się być teraz dosyć abstrakcyjna. Jednak na chwilę obecną Everton bije się o utrzymanie i trzeba mieć taki scenariusz na uwadze. Sąd nad Frankiem Lampardem może nadejść szybciej, niż Anglik mógłby się tego spodziewać.