Kiedy 16 kwietnia zabrzmiał ostatni gwizdek ligowego spotkania pomiędzy Portsmouth a Barnsley, fani gospodarzy potrzebowali chwili na analizę tego, co właśnie wydarzyło się na ich oczach, aby później bez opamiętania mogli wpaść w wir świętowania i szalonych celebracji. Ich ulubieńcy przed momentem pokonali swoich rywali 3:2, mimo że jeszcze w 82. minucie przegrywali 1:2. To nie były jednak zwykle trzy zdobyte punkty. To było zwycięstwo, które zakończyło 12 lat czekania kibiców i wszystkich ludzi w Portsmouth na powrót do Championship. Ten stał się faktem, a jego głównym architektem był 37-letni trener, który jeszcze w styczniu ubiegłego roku był czynnym piłkarzem.

Kiedy w 2010 roku Portsmouth pożegnało się z Premier League, fani tego klubu nie mogli mieć pozytywnych nadziei na przyszłość swojej ukochanej drużyny. Klub stał się zabawką w rękach kolejnych właścicieli, którzy zamiast wyprowadzić go na prostą, powiększali i tak już gigantyczny dług i staczali go na samo dno. Liga nie mogła się temu przyglądać z boku i wlepiła Pompey 9 ujemnych punktów. To praktycznie pogrzebało wtedy ich szanse, na utrzymanie w elicie. Co ciekawe, w tamtym sezonie Portsmouth zagrało w finale Pucharu Anglii, gdzie przegrało z Chelsea. Ten mecz był jednak jednorazowym przypudrowaniem trupa, jakim już wtedy był klub.

Ten został uratowany tylko dzięki oddanym kibicom, którzy nie mogli pozwolić, by duma ich miasta zniknęła z angielskiej mapy futbolu. Rok po przejęciu klubu The Pompey Supporters Trust (to oni rządzili) posiadało 2300 akcjonariuszy, którzy zgromadzili blisko 2,5 mln funtów. Po półtora roku stowarzyszenie poinformowało, że Portsmouth spłaciło wszystkich wierzycieli i byłych zawodników. Od tego moment Pompey liczyli na świeży start i szybkie odrodzenie, które miało się wiązać z powrotem do angielskiej czołówki. To nie było jednak takie proste.




Utknęli w League One

Po kolejnych latach pełnych turbulencji widmo spadku na poziom National League spojrzał w oczy kibicom Portsmouth. Tragedii udało się jednak uniknąć, a w maju 2015 roku Pompey zatrudnili na stanowisko trenera Paula Cooka. Ten w sezonie 2016-17 poprowadził swoją drużynę do mistrzostwa League Two i przywrócił zespół na trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii. Apetyt urósł w miarę jedzenia i na Fratton Park liczyli, że w przeciągu kolejnych 2-3 sezonów uda się zaliczyć promocję do Championship. Wydostanie się z League One, okazało się bardzo skomplikowane.

Wraz z awansem z League Two w klubie wydarzyła się bardzo istotna zmiana. Stowarzyszenie wyraziło zgodę, by nowym właścicielem został były dyrektor generalny Disneya Michael Eisner. Amerykanin dostrzegł w Portsmouth ogromny potencjał i chciał pomóc mu wrócić na należyte miejsce. Życie na południu Anglii nie okazało się dla niego bajką. Mijały kolejne sezony, a szanse na awans Portsmouth do Championship tylko malały.

Od kiedy Eisner przejął stery, Pompey trzykrotnie kończyli sezon na ósmej pozycji, a raz dopiero na dziesiątym. W sezonach 18/19 i 19/20 fani wreszcie mogli poczuć, że awans jest blisko, bo ich ulubieńcy zdołali zagrać w barażach. Niestety w obu przypadkach zakończyło się fiaskiem. Odczucia przed rozpoczęciem tego sezonu wskazywały, że ta kampania przyniesie jednak coś specjalnego.

Trener znikąd 

Kiedy w styczniu ubiegłego roku pracę w Portsmouth stracił Danny Cowley, władze klubu ustaliły szeroką listę potencjalnych kandydatów do jego zastąpienia. Znalazł się na niej m.in. 74-letni Neil Warnock, który wolał przyjąć ofertę od Huddersfield Town. Rozmawiano z młodymi trenerami Anthony Barrym i Liamem Manningiem, ale obaj odrzucili oferty. Prezesowi klubu Andyemu Cullenowi i dyrektorowi technicznemu Richardowi Hughesowi zaczęły kończyć się pomysły. Dosyć niespodziewanie obaj panowie zostali wgnieceni w fotele podczas rozmowy z Johnem Mousinho. Czynnym piłkarzem i asystent głównego trenera w Oxford United, który przedstawił dogłębną analizę drużyny oraz zaproponował zmiany, które miały przynieść lepszą przyszłość.

Przedstawiciele Portsmouth byli zachwyceni, Michael Eisner postanowił postawić wszystko na jedną kartę. John Mousinho dostał pracę i podjął się niesamowicie trudnego wyzwania. Wybór ten był tak bardzo niespodziewany, że syn właściciela tłumaczył go wpisem w mediach społecznościowych, tłumacząc, że „John nie został wybrany, ponieważ był najtańszą opcją.”

Przez kilka pierwszych miesięcy pracy 37-latka w poprzednim sezonie, nie udało mu się zaprowadzić drużyny do baraży i sezon zakończyła na 8. miejscu. Fani i piłkarze dostrzeli jednak w niedoświadczonym menedżerze coś specjalnego. Tym bardziej w Hempshire liczyli, że kampania 2023-24 będzie ostatnią, podczas której na Fratton Park będą przyjeżdżały ekipy League One.

Mądra budowa drużyny

Mousinho przez kilka pierwszych miesięcy ubiegłych rozgrywek mógł dostrzec, czego brakuje jego zespołowi, by móc realnie walczyć o awans. Latem dokonano więc potrzebnych wzmocnień. Głównym z nich był 33-letni Marlon Pack. Wychowanek i kibic Portsmouth od dziecka, który został odesłany z klubu w wieku 11 lat. Mając doświadczenie z takich klubów jak Cheltenham, Bristol City i Cardiff City wrócił do domu, by pomóc w walce o awans.

Oprócz niego na Fratton Park przyszli Will Norris z Burnley, obrońcy Conor Shaughnessy, Jack Sparkes i Regan Poole z kolejno Burton Albion, Exeter City oraz Lincoln City. Dodatkowo wypożyczono Alexa Robertsona z Manchesteru City i Abu Kamarę z Norwich City. Nie są to bardzo głośne nazwiska. Mousinho zależało jednak na solidnych ligowcach, którzy znają realia League One oraz młodych piłkarzach z energią.

Dopełnieniem przygotowań do nowej kampanii był wyczerpujący okres przygotowawczy, podczas którego drużyna w pełni poznała filozofię nowego trenera. Ogromna intensywność i zacięta rywalizacja pozwoliła przygotować zespół na to, co będzie ich czekało podczas meczów League One.

Fantastyczny początek

Fani Portsmouth z ogromnymi oczekiwaniami przystąpili do nowego sezonu. Drużyna rozpędzała się jednak bardzo powoli. W pierwszych 7 meczach podopieczni Mousinho zremisowali aż 4 spotkania, ale pozostałe 3 wygrali. W pierwszej części sezonu Pompey wyróżniali się przede wszystkim dobrą defensywą. Zachowali czyste konta w połowie z pierwszych 14 ligowych starć. Pokonując Carlisle United pod koniec października, powiększyli swoją przewagę do ośmiu punktów nad strefą barażową.

Kiedy Portsmouth zaczęło się w pełni rozpędzać przyszła bolesna porażka. Pompey przegrali u siebie aż 0:4 z Blackpool. Tym samym zakończyła się seria 16 spotkań bez porażki. Panował jednak spokój i pełne poparcie. „Świetna seria, spróbujmy ponownie” – brzmiała treść smsa od dyrektora do trenera Mousinho.

Po tej porażce Portsmouth szybko wróciło na dobre tory i przed Nowym Rokiem pozostało na pozycji lidera. Później nadszedł jednak okres, który w ostatnich latach definiował ich pozycję na koniec sezonu.

Nie upaść na finiszu

Po okresie świątecznym przyszły remisy z Exeter City i Fletwood Town. Zdarzyła się także porażka z Bristol Rovers. Przewaga znacząco stopniała, a reszta stawki niebezpiecznie się zbliżyła. Fanom Pompey zaczęły zaglądać do oczu demony przeszłości. W sezonie 2018-19 klub z południa był liderem tabeli. Później wygrał jednak 1 z 10 meczów i zakończył sezon w strefie barażowej. Tam nie przeszedł nawet do finału, nie zdobywając bramki.

Mousinho zauważył, że po pewnym czasie zespoły zaczęły specjalnie zmieniać formacje, by utrudnić zadanie Portsmouth. „Mieliśmy naprawdę dobry przykład w meczu ligowym, kiedy graliśmy z Reading pod koniec października. Grali w tym samym ustawieniu przez cały sezon i nie widzieliśmy żadnych zmian, ale kiedy z nimi graliśmy, zmienili formację po raz pierwszy.” Mimo narastającej presji i lepszym przygotowaniu przeciwników Mousinho przywrócił zespół na odpowiednią ścieżkę.

Pod koniec stycznia Pompey pokonali 1:0 Port Vale. Tym zwycięstwem rozpoczęli kolejną serię meczów bez porażki, która trwa dotąd. Zwycięstwo nad Barnsley w ubiegłym tygodniu spowodowała, że na liczniku wybiło już 17 spotkań.

Wywalczyli upragniony awans

Kończący się sezon League One był dla Portsmouth pełen wzlotów, ale i trudnych momentów. Mousinho potrafił jednak reagować, rozmawiał z piłkarzami, na których ma bardzo dobry wpływ. Jednym z nich jest napastnik Colby Bishop, który zdobył już w tym sezonie 21 bramek. „Od momentu, gdy trener przyszedł do klubu, bardzo dobrze mi się z nim pracuje. Ma wiele świeżych pomysłów i oczywiście jest młodym menadżerem, więc grałem przeciwko niemu już wcześniej, więc mieliśmy już kontakt. Jest bardzo przejrzysty w tym, czego chce i wniósł wiele świeżych pomysłów, które działają.”

Mousinho wywalczając awans w wieku 37 lat, stał się jednym z najciekawszych młodych menedżerów w angielskiej piłce. Mimo zerowego doświadczenia jako samodzielny trener, był w stanie zrobić coś wspaniałego dla 200-tysięcznego miasta na południu Anglii. – Wiem, że wszyscy mówili: „kim on do cholery jest”, kiedy objąłem tę pracę. To przekracza moje oczekiwania i jest to niesamowite uczucie – dzisiejsza atmosfera w trakcie meczu była najlepsza, jaką kiedykolwiek doświadczyłem. Wiedziałem, że moim zadaniem jest powrót do Championship, ale nie wiedziałem, że stanie się to tak szybko” – mówił menedżer Portsmouth po meczu z Barnsley.

Kluczowe zatrudnienia

Kolejne lata karkołomnych prób awansu do Championship potęgowały coraz większe niezadowolenie fanów. Swego czasu napięcie było już tak wysokie, że nad Fratton Park latały samoloty z banerami skierowanymi do Eisnera. Ten z dużą dawką szczęścia, ale i odwagą dokonał kluczowych ruchów, które dzisiaj przyniosły owoc w postaci promocji na zaplecze Premier League.

Pierwszym było zatrudnienie Richarda Hughesa na stanowisko dyrektora sportowego/technicznego (nie mylić z nowym dyrektorem sportowy Liverpoolu). Specjalista ds. rekrutacji i skautingu dołączył na Fratton Park z Forest Green Rovers. Wcześniej pracował m.in. w Burnley, Evertonie i Wigan. To on stworzył odpowiednią strukturę i zadbał o mądre transfery. Hughes wylał bardzo potrzebne w tamtym czasie fundamenty.

To na tej podstawie sukces mógł zbudować John Mousinho, który według źródeł z Portsmouth ma świetne relacje z całym zarządem klubu, ale przede wszystkim z Hughesem, z którym pracuje nad planowaniem kadry i przyszłych transferów.

W lepszym świecie

„Patrzę na ten klub i pamiętam, że jako dorastające dziecko oglądałem Portsmouth w każdy sobotni wieczór (program BBC ze skrótami Premier League) Match of the Day i te pamiętne wieczory w  Pucharze UEFA” – powiedział napastnik Colby Bishop. Jeśli podpiszesz kontrakt z Portsmouth i nie zrozumiesz, że oni nie chcą już grać w tej lidze, to jesteś w innym świecie.”

Na szczęście już nie muszą, bo trafili do innego świata. Do Championship, które od dwunastu lat było dla nich szczytem nie do zdobycia. Teraz stał się rzeczywistością. John Mousinho może usiąść w swoim fotelu i powiedzieć sobie: kto by jeszcze rok temu pomyślał. Pompey wraca na zaplecze Premier League!