Nowy rok, nowy ład, nowy taryfikator mandatów. Sporo nowości jak na jeden tydzień. Od soboty za wykroczenia drogowe możemy spokojnie pożegnać się z miesięczną pensją. I to niezależnie, jak dobre stanowisko w firmie zajmujemy. Na przykład przekroczenie prędkości o 70 km/h w przypadku recydywy karane będzie od tej pory mandatem w wysokości pięciu tysięcy złotych, a jeśli sprawa trafi do sądu, zapłacić możemy nawet 30 tysięcy kary. Już spływają doniesienia o pierwszych rekordzistach, a po dzisiejszym przejeździe przez miasto mam wrażenie, że kolejnych chętnych nie brakuje. Oczywiście, wychowywanie przez karanie to nie tylko domena prawa drogowego. Lepszego sposobu nie wymyślili też włodarze Premier League, jak i zrzeszone w niej kluby.

Klubowy taryfikator

Jak zwykle przy okazji jakichkolwiek zmian, opinia publiczna podzieliła się na dwa obozy o skrajnie różnych stanowiskach. Wielu jest oburzonych rozmiarem nowych kar, czy w ogóle systemem mandatów. Z drugiej strony znajdzie się też wielu, którzy uważają, że przyjęty taryfikator wciąż jest zbyt pobłażliwy. Pamiętam, jak podobne reakcje wzbudziła w piłkarskim społeczeństwie lista wewnętrznych kar Chelsea, ustanowiona przez Franka Lamparda, która w 2019 roku obiegła Internet.

Tysiąc funtów za telefon dzwoniący podczas posiłku, dziesięć tysięcy za niezgłoszenie kontuzji czy dwadzieścia za spóźnienie na trening. Ała. Dwadzieścia tysięcy funtów, ponad sto tysięcy złotych za spóźnienie. Trzy tysiące złotych mandatu za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na pasach wydaje się z tej perspektywy abstrakcyjnie niską grzywną.

Choć można też zrozumieć krytyków tak wysokich kar wprowadzonych przez ówczesnego menedżera Chelsea. Szczególnie, porównując je do ujawnionej kilka lat wcześniej listy zasad panujących w klubowych budynkach Arsenalu, gdy klubem zarządzał jeszcze Arsene Wenger.

Trzeba jednak pamiętać, że czasy się zmieniają. Piłkarze to coraz częściej nie mężczyźni, a rozpieszczeni chłopcy o wybujałym ego i zaburzonych priorytetach. Do tego tak wysokie kary wprowadził gość, który wówczas niedawno zakończył piłkarską karierę. Legenda Chelsea, która szatnie na Stamford Bridge nazywać może swoim domem. Wydaje się, że Frank doskonale wiedział, co robi i uznał wysokość grzywien za adekwatne. Szczególnie że znał zarobki swoich zawodników i jaki procent stanowią kary. Pewnie, gdyby prowadził Walsall, przyklasnąłby tym istniejącym tysiąc razy niższym, tak samo, jak gaża zawodników.

Zresztą poza samą kwotą to chyba nie lada upokorzenie stracić takie pieniądze przez spóźnienie. Może podobny taryfikator powinien wprowadzić w Barcelonie Xavi. Pewien młody Francuz mógłby się wtedy znacząco przyczynić do odbudowy klubowego budżetu…

Abstrakcyjne wykroczenia

O ile można wstydzić się 20 tysięcy straconych przez spóźnienie, o tyle istnieją dużo bardziej oryginalne sposoby, żeby zostać ukaranym. Część takich historii związana jest z kontraktami sponsorskimi.

Przewinienia warte swojej ceny

Kingsley Coman zapłacił w zeszłym roku 50 tysięcy euro za to, że na trening przyjechał Mercedesem. To chyba najdroższa przejażdżka utytułowanego Francuza, który jako zawodnik Bayernu ma w kontrakcie zapis, zgodnie z którym na obiekty bawarskiego klubu przyjeżdżać powinien Audi.

Za niewłaściwe logo oberwał też niegdyś Nicklas Bendtner. Kara wpisana była chyba jednak w koszt reklamy, bo ciężko oczekiwać od Lorda, żeby sam wpadł na pomysł reklamowania bukmachera Paddy Power przez opuszczenie spodenek po strzelonym golu i pokazanie nazwy sponsora wypisanej na slipach Duńczyka… Kara? 100 tysięcy euro.

Nie wpychaj się przed menedżera

By przejść do legendy nie zawsze najważniejsza jest wielkość kary, a jej przyczyna, która często może być całkiem prozaiczna. Inaczej nie da się nazwać tej, przez którą John Hewitt musiał zapłacić 20 funtów do zespołowej kasy Aberdeen. Taką grzywnę narzucił na szkockiego napastnika nie kto inny tylko Sir Alex Ferguson, który prowadził wówczas The Dons. Legendarny menedżer ukarał swojego zawodnika za to, że ten wyprzedził go, gdy obaj panowie wracali z treningu. Podobno nie obyło się też bez legendarnej suszarki…

Wykroczenie natury fizjologicznej

Czasami zdarza się jednak tak, że łamanie pewnych przepisów jest zwyczajnie nieuniknione. Idealnym przykładem jest inny były podopieczny Fergusona, Robbie Savage. Krewki Walijczyk ukarany został w 2002 roku za to, że… skorzystał z sędziowskiej toalety. Dokładnie tak. Tego dnia ówczesny pomocnik Leicester City miał problemy żołądkowe, które dały o sobie znać tuż przed spotkaniem. Nie myśląc długo, wszedł do pierwszej lepszej toalety, która później okazała się tą przypisaną sędziemu Grahamowi Pollowi. Ciężko powiedzieć, czy Poll uznał to za żart, prowokację, czy po prostu nie lubi, gdy ktoś korzysta z jego tronu. W każdym razie zgłosił sprawę do FA, a ta ukarała Savage grzywną w wysokości 10 tysięcy funtów.

Fotka u fryzjera

Za równie prozaiczny, aczkolwiek mniej oryginalny występek ukarany został dwa lata temu Jadon Sancho. Blisko stumilionowy niewypał Manchesteru United (stan na styczeń 2022 roku) wybrał się wówczas wraz z kolegą z drużyny, Manuelem Akanjim, do fryzjera. Oczywiście nie ma w tym nic nielegalnego. Problem w tym, że w Niemczech, korzystając z tego typu usług latem 2020 roku, należało nosić maseczkę, a szanowni panowie o tym zapomnieli. O sprawie nikt pewnie by się nie dowiedział, gdyby nie obowiązkowa fotka z salonu fryzjerskiego i cyk… 10 tysięcy euro kary nabite. Najważniejsze jednak, że stylówka się zgadzała.

Why always me?

Król przypałowych akcji może być tylko jeden – Mario Balotelli. Odpalenie fajerwerków w domowej łazience, pojedynek w restauracji na kuchenne wałki, wjazd do damskiego więzienia, mandaty samochodowe na pięciocyfrową sumę czy Maserati skonfiskowane 27 razy tylko na terenie Manchesteru. Ciężko powiedzieć, ile łącznie wyniosły kary zapłacone w trakcie kariery przez Mario Balotelliego. Jak przyznał w jednym z wywiadów Micah Richards, który przez pewien okres gry w Manchesterze City był zespołowym „komornikiem”, Balo w ciągu jednego sezonu za same spóźnienia zapłacił ok. 150 tysięcy funtów. Następne 100 tysięcy stracił za rzucanie rzutkami w zawodników drużyny młodzieżowej Manchesteru City. Wciąż mało? Kolejnych blisko 400 tysięcy funtów wypłaty nie otrzymał, gdy na dzień przed meczem dał się przyłapać w klubie ze striptizem o drugiej nad ranem. Było jeszcze tego trochę, a o części akcji pewnie nigdy się nie dowiemy. Ale ostatecznie za wszystkie swoje grzeszki Balo zapłacił dość sowitą cenę. Poważną karierę…

Najwyższe kary

Super Mario trochę pewnie zapłacił też za żółte i czerwone kartki złapane na angielskich boiskach. Choć ciężko powiedzieć, czy w ogóle o nich wiedział, bo FA ustanowiła jednakowe kary dla wszystkich zawodników. Dlatego za każdą kartkę złapaną w Premier League, Balo zapłacił dokładnie taką samą karę do związku, co „zawodowiec” występujący w League Two.

Kopniak Cantony

FA potrafi jednak nakładać znacznie wyższe kary, o czym ponad ćwierć wieku temu przekonał się Eric Cantona. Ekscentryczny Francuz większości przypadkowych kibiców kojarzy się pewnie ze słynnym kopniakiem, którym poczęstował wyzywającego go kibica Crystal Palace. Wymierzenie sprawiedliwości kosztowało Cantonę 20 tysięcy funtów nałożone przez klub, plus dodatkowe dziesięć zaordynowane przez związek. Na tym jednak nie koniec. Napastnik Manchesteru United został też zdyskwalifikowany na osiem miesięcy i musiał odpracować 120 godzin prac społecznych.

Splunięcie Vieiry

Nie ma co się oszukiwać, lubimy, jak piłkarze grają ostro. Lubimy też, gdy przepychają się na boisku i mecz ma swoją temperaturę. Za to zdecydowanie nie lubimy, gdy piłkarz opluwa swojego przeciwnika. W ten obrzydliwy sposób zachował się w 1999 roku Patrick Vieira w stosunku do gracza West Hamu, Neila Ruddocka. FA też ewidentnie nie lubi takich sytuacji, dlatego ukarała legendę Arsenalu grzywną w wysokości 45 tys. funtów.

Joey Barton…

Jeżeli ktoś miałby walczyć z Mario Balotellim o miano króla dziwnych wykroczeń i kar, to na pewno Joey Barton. Anglikowi znacznie częściej głowa gotowała się też na boisku, czego najlepszy przykład dostaliśmy w finałowym meczu sezonu 2011/2012. Zanim komentatorzy wykrzyknęli słynne „Agueroooo” i całe Etihad oszalało z radości, Joey’emu popalił się styki. Atak łokciem Teveza, kolanem Aguero i głową Vincenta Kompany’ego. Ten osobliwy klasyczny hat-trick aktualnego menedżera Bristol City wyceniony został przez FA na 75 tys. funtów.

Szaleństwo Alana Pardew

W nieodpowiednie sposób ze swojej głowy skorzystał kiedyś Alan Pardew, który podczas spotkania z Hull City zaatakował z barana zawodnika gospodarzy, Davida Meylera. Szalone czasy Newcastle Mike’a Ashleya nie usprawiedliwiają występku Pardew, który został ukarany przez klub grzywną w wysokości 100 tys. funtów, a kolejne 60 tysięcy oraz siedem meczów dyskwalifikacji dorzucił związek.

Ten atak to jednak nic przy Duncanie Fergusonie. Big Dunc, gdy grał jeszcze w Rangersach, połamał nos przeciwnikowi, czego nie zauważył sędzia i za co ostatecznie nie dostał kary ze szkockiej FA. Sprawą zajęła się za to policja. W konsekwencji Ferguson został pierwszym historii brytyjskiej piłki zawodnikiem skazanym prawomocnym wyrokiem za swoje boiskowe wykroczenia. Wyrok? Trzy miesiące więzienia.

Rewanż Keane’a

Keane czekał cztery lata, żeby zrewanżować się za nazwanie go przez Alfia-Inge Haalanda kłamcą i symulantem, gdy leżał, zwijając się z bólu z uszkodzonymi więzadłami. Z początku nikt nie połączył obu starć ze sobą, panowie pomiędzy oboma incydentami zagrali przeciwko sobie kilka razy. Dlatego Keane za wyjątkowo agresywny atak zapłacił 5000 funtów kary. Jakiś czas później napisał jednak w swojej autobiografii:

„Czekałem wystarczająco długo. K***a naprawdę mocno go kopnąłem. Piłka była chyba w pobliżu. Żryj to ty cipo”.

Komentarz ewidentnie nie spodobał się w związku, który na kapitana Manchesteru United nałożył grzywnę kolejnych 150 tysięcy funtów, a faul Keane’a urósł już do miana legendy. Głównie przez spektakularność przewinienia, historię i fakt, że ojciec Erlinga praktycznie zakończył po tym faulu karierę. Prawda jest jednak taka, że nie ze względu na faul, a na problemy z drugim kolanem.

Rasista (?) Terry

Jednak najwyższa kara nałożona w historii Angielskiego Związku Piłki Nożnej nie była za umyślną próbę złamania nogi, uderzenie z głowy czy oplucie przeciwnika. To 200 tysięcy funtów, które John Terry zapłacił w 2012 roku za rasistowskie określenie skierowane do Antona Ferdinanda. Wydarzenie miało miejsce w październiku 2011 roku, zaledwie kilka dni po tym jak Patrice Evra oskarżył Luisa Suareza o rasistowski atak. Suarez dostał 40 tysięcy funtów kary, tym razem sprawa był o tyle bardziej poważa, że rozchodziło się o kapitana reprezentacji Anglii. Wokół historii zrobiło się naprawdę głośno i przez to pociągnęła za sobą kilka kolejnych kar, m.in. dla Ashleya Cole’a, czarnoskórego kolegi obrońcy Chelsea, który uznany za niewiarygodnego określił na twitterze FA „bandą ciot” czy Rio Ferdinanda, starszego brata Antona, który w mediach społecznościowych skrytykował Cole’a.

Na karze się nie skończyło, bo cała sprawa trafiła do sądu. Tam specjaliści od czytania z ruchu warg udowodnili, że były kapitan rep. Anglii użył obraźliwego określenia. Problem w tym, że sam utrzymywał, że owszem wypowiedział te słowa, ale w kontekście: „Anton, czy ty myślisz, że nazwałem cię…”. By podważyć linię obrony Terry’ego, zabrakło już dowodów i Anglik ostatecznie został oczyszczony z zarzutów, a sprawę oddalono. Jednak 200 tysięcy nikt nigdy Terry’emu nie oddał.

 

Grafika autorstwa rychter_jpg