Niecałe dwa tygodnie temu Ole Gunnar Solskjaer rozpoczął po raz trzeci kampanię w roli menedżera zespołu z Old Trafford. Jego podopieczni podeszli do inauguracji sezonu w najlepszy możliwy sposób gromiąc u siebie Leeds United 5:1. Pod koniec lipca Norweg w nagrodę za solidnie przepracowane dwa lata podpisał z klubem nowy, trzyletni kontrakt. Dwukrotne zakończenie rozgrywek Premier League w czołowej trójce, końcowe fazy rozgrywek pucharowych, w tym finał Ligi Europy, rozwój powierzonej drużyny i trafione transfery, a w końcu zmiana taktyki na zdecydowanie bardziej ofensywną względem swoich poprzedników oraz regularne dawanie szans klubowej młodzieży… Argumentów, by podjąć taką, a nie inną decyzję władze Manchesteru United miały całkiem sporo.

Ogłoszenie podpisania nowej umowy przez 48-letniego szkoleniowca obyło się bez żadnych fajerwerków i fanfar. W porównaniu do prezentacji Jadona Sancho czy majstersztyku w przypadku Raphaëla Varane’a, który wyszedł na murawę  na Old Trafford przy aplauzie 75-tysięcznego tłumu przed wspomnianym meczem z Pawiami, informacja o przedłużeniu współpracy z obecnym menedżerem była trochę uboga. A tak wcale nie powinno być. W porównaniu do wspomnianej dwójki, jak na razie to właśnie Norweg coś w czerwonej części Manchesteru zdziałał.

Ubogie natomiast na pewno nie będą wymagania wobec jego osoby. Przedłużenie tego związku i powierzone zaufanie w sygnowany jego nazwiskiem projekt oznaczają, że dla Ole kończy się okres ochronny. Już nie będzie można używać argumentu o potrzebnym czasie na rozwój tej ekipy. Przychodzi czas, aby odłożyć na bok wszelkie sentymenty i skupić się w 100% tylko na jego pracy i wynikach. Zapowiadają się trochę inne dni w robocie niż te poprzednie. Presja na wynik będzie zdecydowanie większa niż miało to miejsce w poprzednich latach. Panie Solskjaer, czas zagrać tak jak gdyby miało nie być jutra! Powodów, by tak postąpić, jest co najmniej kilka.

Bo po raz kolejny dostał drogie zabawki

W czasie swoich dwóch pierwszych okienek transferowych na Old Trafford Ole otrzymał od władz klubu naprawdę solidne wsparcie finansowe. To zdecydowanie ułatwiło mu osiągane rezultaty, jednak od odejścia Sir Alexa na emeryturę nie zawsze dawało zamierzone efekty. O części nabytków za kadencji Louisa Van Gaala czy Jose Mourinho lepiej byłoby na dobre zapomnieć. Marcos Rojo, Morgan Schneiderlin, Matteo Darmian czy Alexis Sanchez to najlepsze przykłady tego, jak nie wydawać pieniędzy na transfery. Miliony funtów wyrzucone w błoto.

Norweg zaufanie mierzone w budżecie, jaki miał do dyspozycji, wykorzystywał naprawdę znakomicie. Chybionym zakupem na ten moment okazał się jedynie Donny Van de Beek. Jeśli już grał, był cieniem gracza, który czarował tak niedawno w barwach Ajaxu na arenach Ligi Mistrzów. Pod kategorię niewypałów można podciągnąć jeszcze Daniela Jamesa. Tyle że chyba nikt nie oczekiwał, że ma być on w dłuższej perspektywie graczem pierwszej jedenastki. Dlatego po obiecującej poprzedniej kampanii 48-letni menedżer znów dostał pokaźne środki tego lata. A John Murthough, który objął stery nad przeprowadzaniem transakcji, pomógł mu je wykorzystać (przynajmniej na papierze) w znakomity sposób.

W trwającym wciąż okienku transferowym na Old Trafford trafili Jadon Sancho i Raphaël Varane – dwaj klasowi zawodnicy na dwie pozycje wymagające wzmocnień. Na 21-letniego skrzydłowego obecny szkoleniowiec czekał dwa lata. W końcu młody Anglik powraca na Wyspy z opinią jednego z najbardziej ekscytujących zawodników swojego pokolenia. To gracz niezwykle szybki, z fantastycznym dryblingiem i umiejętnościami rozgrywania, dorzucania piłek kolegom z drużyny. 38 goli i 45 asyst w cztery sezony mówi po prostu samo za siebie. A to nie wszystkie wyśmienite cyferki świeżo upieczonego wicemistrza Europy.

Z kolei Varane ma być tym idealnym partnerem na środek defensywy dla Harry’ego Maguire’a: szybkim, świetnym przy piłce. W dodatku mistrz świata i 4-krotny triumfator Ligi Mistrzów. Choć przez ostatnie dwa sezony nie mogliśmy się rozpływać nad jego formą to nadal klasowy gracz. Z nim w składzie obrona w końcu ma się zamienić w mur nie do przejścia. Szczególnie że poza Francuzem latem na życzenie menedżera dołączył również Eric Ramsey. Były trener zespołu U23 Chelsea ma prawdopodobnie pomóc zniwelować największą piętę achillesową zespołu, czyli obronę stałych fragmentów gry.

Bo miał wystarczająco czasu na poukładanie drużyny po swojemu

A dokładnie ponad dwa i pół roku. Gdyby brać pod uwagę wyniki właśnie od momentu zatrudnienia Norwega, Manchester United zająłby trzecie miejsce w lidze. Czerwone Diabły zdobyły 183 punkty w 97 spotkaniach Premier League, tylko ich dwaj najwięksi rywale zdobyli więcej. To, co charakterystyczne dla jego ekipy, to fakt, że zespół zazwyczaj bardzo przeciętnie wchodził w sezon. W zeszłych rozgrywkach po przegranej z Arsenalem ekipa z Old Trafford zajmowała 15. miejsce w stawce. Identyczna sytuacja była rok wcześniej. Byłem wręcz przekonany, że kompromitujący występ na St James’ Park z Newcastle (0:1) doprowadzi do jego zwolnienia. Zarząd jednak w obu sytuacjach pozostał nieugięty.

Norweg dostawał więc czas, by wszystkie sprawy poukładać po swojemu. Wymienił całą linię obrony. Mało kto już pamięta, ale Jose Mourinho zajął drugie miejsce w lidze, grając czwórką z tyłu: Valencia – Smalling – Lindelöf/Jon