Jedna z najdłuższych sag transferowych ostatnich lat ujrzała swoje rozwiązanie kilka tygodni temu. Borussia Dortmund po przeciągających się prawie rok negocjacjach w końcu odpuściła, nie mogąc dłużej blokować nieuniknionego. Jadon Sancho po czterech latach za ponad 80 milionów euro wraca do Manchesteru. Tym razem jednak młody Anglik osiądzie w jego czerwonej części. Wraca w zupełnie innej roli niż wtedy, gdy odchodził z ekipy The Cityzens. To już nie jest tylko chłopak o wielkim potencjale, ale gwiazda Bundesligi i jeden z najefektowniej grających skrzydłowych na Starym Kontynencie. Ekscytacja środowiska związanego z Czerwonymi Diabłami sięgnęła zenitu.

Niezwykle utalentowany, mający za sobą trzy znakomite sezony na Signal Iduna Park, reprezentant Anglii, w dodatku wychowanek City, który nie dostał tam szansy. Nic dziwnego, że w młodym skrzydłowym upatruje się gracza, który pozwoli wznieść ofensywę drużyny Solskjaera na jeszcze wyższy poziom. Kogoś, kto jak Bruno Fernandes, przyjdzie i dorzuci ładne cyferki, stając się jednocześnie nową gwiazdą Czerwonych Diabłów. Tu jednak poziom fascynacji związanej z transferem jest jeszcze większy niż w przypadku Portugalczyka. Dlatego warto sobie postawić pytanie – co sprawiło, że Sancho był tak bardzo na Old Trafford pożądany? I czy posiada cechy, które pozwolą mu okazać się game changerem, z miejsca zamieniającym United w istotnego kandydata do tytułu?

Po pierwsze: Chirurg ze skalpelem w prawej nodze

Od daty swojego transferu do drużyny BVB, żaden inny piłkarz U21 nie był zaangażowany w tyle trafień w pięciu najlepszych ligach Starego Kontynentu. 4 sezony w Bundeslidze, 7506 rozegranych minut i udział przy aż 83 (38+45) golach. Wynik iście niewiarygodny. Sancho miał udział przy trafieniu co 91 minut! W szerszym kontekście Sancho znalazł się na czele listy angielskich graczy, którzy wypracowali najwięcej bramek przed ukończeniem 21 roku życia. Nowy zawodnik United zostawił w tyle takie nazwiska jak Robbie Flower, Micheal Owen czy Wayne Rooney. Sancho na dodatek miał prawie od każdego z nich ponad 2 razy więcej asyst.

Na szczególną uwagę zasługuje jego skuteczność. Kiedy spojrzymy w statystyki, skrzydłowy wypada lepiej niż znakomicie. W ciągu czterech kampanii spędzonych w Niemczech, skrzydłowy znacząco przewyższył liczbę oczekiwanych trafień. Nie biorąc pod uwagę jednego rzutu karnego, jaki przyszło mu wykonywać, Sancho strzelił aż 37 goli przy wskaźniku xG 26.89. To daje prawie 11 bramek więcej! To doskonale pokazuje, że Jadonowi nie potrzeba idealnej sytuacji, by zamienić ją na bramkę. W sezonie 19/20 dostałby tytuł najbardziej klinicznego snajpera w Niemczech.

Co ciekawe, 21-latek w rozpatrywanym tu okresie był zdecydowanie skuteczniejszy od Marcusa Rashforda. A wychowanek United nie dość, że zagrał od niego więcej minut (o ponad 2200), to jest również bardziej nastwiony na popisy strzeleckie. Rashford w rozgrywkach 17/18 – 20/21 trafił do sieci 39 razy przy xG na poziomie 40.33 (+/- wynoszące -1.33). Różnica pomiędzy oboma zawodnikami w kwestii skuteczności jest po prostu kolosalna. A warto wspomnieć, że Sancho na pierwszą bramkę w ubiegłorocznych rozgrywkach czekał do początku stycznia.

Reprezentant Anglii dorobił się też u naszych zachodnich sąsiadów określania „lis pola karnego”. Ma talent do znajdowania się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, a także do wjeżdżania z futbolówką w szesnastkę przeciwnika. Szczególnie, gdy może to robić z lewej flanki i schodzić na silniejszą prawą nogę. Spośród jego 38 bramek, aż 36 padło z otwartej gry i tylko jedna z dystansu. Nie robi mu też różnicy, z której strony pola karnego się znajduje. Jego szybkość pozwala mu doskonale wykorzystywać dośrodkowania i podania kolegów z drugiego skrzydła.

Po drugie: Kelner restauracji z gwiazdką Michelin

By dopełnić obrazu, jak bardzo zaangażowany w gole BVB był Jadon Sancho, trzeba spojrzeć szerzej również w statystyki kreowania sytuacji. Strzelane regularnie gole czasami odwracają uwagę od jego zdolności twórczych. A te są na jeszcze wyższym poziomie niż podręcznikowe wykończenie, jakim dysponuje.

Młody Anglik znalazł się w zeszłym sezonie w pierwszej piątce graczy w Bundeslidze zarówno pod względem asyst, jak i stworzonych sytuacji oraz wypracowanych tzw. big chances. Sumując te liczby tylko Joshua Kimmich i klubowy kolega Sancho – Rafael Guerreiro – byli od niego lepsi. Był również na ostatnim stopniu podium w klasyfikacji najlepszych asystentów w czołowych europejskich ligach. Od startu sezonu 18/19 jedynie Lionel Messi (48) i Thomas Mueller (43) osiągnęli wyższy wynik niż wychowanek Watfordu (41). Sancho był tu lepszy chociażby od takich gwiazd jak Kevin De Bryune czy Angel Di Maria.

Zresztą sam Muller w jednym z wywiadów podkreślał jego smykałkę do tworzenia szans kolegom.

Dzięki swojej technice, szybkości i dryblingowi udaje mu się stworzyć niebezpieczne sytuacje. W Bundeslidze są inni dryblerzy o podobnych umiejętnościach, ale nie są aż tak wybitni w podejmowaniu odpowiednich decyzji.

Jeśli wejdziemy w te bardziej zaawansowane cyferki, Sancho nadal pozostaje czołówką Bundesligi. Anglik miał aż 67 kluczowych podań w całych rozgrywkach 20/21, co dało mu aż 2.89 takiego zagrania na mecz. Przeprowadzał aż 5.47 akcji prowadzącej do uderzenia na bramkę na spotkanie*, co uplasowało go w Niemczech tylko za Christopherem Nkunku (6.18). Nie bez przyczyny stał się główną osią kreacji ataków Borussii.

Choć to dośrodkowania często charakteryzują skrzydłowych, Sancho to trochę inny przypadek, gdyż zdecydowanie bardziej od crossa, woli zagrać prostopadłe podanie. To tłumaczy dlaczego zdystansował, pomimo znacznie mniejszej liczby minut na boisku, swoich rywali pod względem liczby podań w szesnastkę rywala (82). Dla porównania drugi w tej klasyfikacji Filip Kostic miał ich 69. To pokazuje, z jakim talentem mamy tu do czynienia. Jadon już w tej chwili to dojrzały, ukształtowany piłkarz, który ma tę umiejętność dostrzeżenia nadarzającej się okazji i talent do podejmowania właściwych decyzji pod bramką rywala.

*Jedna akcja musi obejmować dwa zagrania/zdarzenia w pojedynczym ataku drużyny (strzał, podanie, drybling lub wymuszenie faulu)

Po trzecie: Magik z podwórka obok

Kilka miesięcy temu, pisząc artykuł o Eberechim Eze, zetknąłem się z tematem ulicznego futbolu południowego Londynu. Grania w tzw. klatkach, wymagających fantastycznej kontroli piłki, nienagannych umiejętności dryblingu i coraz to bardziej wymyślnych sztuczek technicznych. Setki godzin spędzonych na osiedlowych boiskach sprawiają, że kształtujesz swój własny unikatowy styl. W przypadku Jadona było dokładnie tak samo. Choć przeszedł drogę przez szkółki Watfordu i Manchesteru City, nie wyplewiło to w nim duszy artysty. Jest hybrydą nowoczesnego futbolu.

Uliczny futbol mnie nie opuści. Dorastałem w tym. To, czego nauczyłem się wtedy, jest ze mną od zawsze i wyróżnia mnie. Piłka tam jest zupełnie inna, chodzi w niej głównie o dobrą zabawę. – powiedział w rozmowie dla oficjalnego kanału Borussii.

Stąd u młodego skrzydłowego zupełny brak obaw przed wchodzeniem w pojedynki. Krótkie prowadzenie piłki w połączeniu z jego przerażającą, naturalną szybkością oraz zwinnością tworzą wręcz diabelskie połączenie. Dynamika i zdolność do wchodzenie w pole karne z różnych sektorów boiska pomagała Dortmundowi przełamywać zasieki przeciwnika. Dzięki tym kluczowym atrybutom wykorzystuje całą szerokość boiska, aby regularnie grać jeden na jednego przeciwko bocznym obrońcom.




Jadon w swym poruszaniu się po murawie jest też niezwykle inteligentny. Tu ma zdecydowaną przewagę nad obecnymi prawoskrzydłowymi United, Danem Jamesem i Masonem Greenwoodem. Gdy nie ma futbolówki, swoim nieustannym lawirowaniem stara się wypracować sobie wolną przestrzeń, próbując jednocześnie łamać linię obrony rywali i tworzyć korytarze kolegom.

Szybkość w zmianie flanki boiska oraz niezwykłe umiejętności prowadzenia piłki przez Sancho mogą być przyczyną wielu kłopotów Szkocji. Dzięki swoim umiejętnościom jest w stanie zdobywać kolejne metry na boisku dla Anglii, potrafi przechytrzyć każdego przeciwnika – podkreślał przed derbami Anglii ze Szkocją sam Sir Alex Ferguson.

Podobnie jak w dwóch poprzednich przypadkach, dryblingi mają swoje przełożenie na liczby. W ciągu poprzedniej kampanii Bundesligi Sancho minął aż 96 różnych rywali, co dało mu drugie miejsce w tej kategorii. Anglik wygrywał 55.8% pojedynków (91/163), wynik w czołówce wśród graczy, którzy podjęli przynajmniej 100 takich prób. W dodatku, biorąc pod uwagę wszystkie najlepsze europejskie ligi, skrzydłowy był 15. pod względem przenoszenia piłki w jedenastkę rywala i 10. jeśli chodzi o „dotknięcia piłki” w tym obszarze.

Po czwarte: Taktyczny skoczek

Jadon większość czasu na niemieckich boiskach spędził, grając na prawym skrzydle, i wydaje się ono jego ulubioną pozycją. Jednak 21-latek tak naprawdę komfortowo czuje się w niemalże każdym miejscu w ataku. W jego występach nie widać znaczących różnic w zależności od zajmowanej pozycji. Sporo spotkań rozegrał na lewej flance, zdarzało mu się również grywać jako „dziesiątka”, a swojego jedynego hat-tricka, przeciwko Paddelborn, zaliczył występując jako wysunięty napastnik.

Podczas jego obecności w Dortmundzie aż trzykrotnie dochodziło do zmian menedżerskich. Występował w wielu systemach, od 4-2-3-1 do 3-4-3. Jego rola na boisku wielokrotnie się zmieniała, dostawał różnorodne instrukcje taktyczne, a mimo to wciąż imponował. Dobrze też współpracował z napastnikami, niezależnie czy na szpicy grał Alcacer, Gotze, Reus lub Haaland. To napawa optymizmem w kontekście United, gdzie jako dziewiątką mogą grać wymiennie Cavani, Martial i Greenwood, a nawet Rashford.

A właśnie, co do tego przedostatniego, wydaje się, że przyjście kolegi z młodzieżowej reprezentacji pozwoli Solskajerowi przesunąć 19-latka wyżej, na środek ataku. W mojej opinii to właśnie tam Mason czuje się najlepiej. Jako dziewiątka Greenwood może najbardziej uwypuklić swoje walory, czyli szybkość i fenomenalne wykończenie, czy to z lewej, czy z prawej nogi. Taki kelner w postaci Sancho na skrzydle, który regularnie będzie serwował mu wyborne dania, to prawdziwy skarb i potencjał na wyśmienitą współpracę. Również Cavani powinien sporo skorzystać. Urugwajczyk dzięki swojemu doświadczeniu potrafi się doskonale ustawiać w polu karnym, dobrze gra głową. Teraz będzie mieć jeszcze więcej okazji do zdobycia gola.

Przychodzący z Zagłębia Ruhry gracz może też być alternatywą dla Rashforda na lewym skrzydle, gdy trzeba będzie dać mu odpocząć. Marcus w zeszłych rozgrywkach nie miał naturalnego zmiennika i pod koniec sezonu zwyczajnie nie dojeżdżał, co dobitnie pokazał finał Ligi Europy. Teraz na dodatek poddał się operacji i ominie dwa pierwsze miesiące nadchodzącego sezonu. To samo tyczy się Bruno Fernandesa. W przypadku braku obecności Portugalczyka można spróbować przekształcić zespół na 4-3-1-2 z Sancho na rozegraniu. Anglik ma wystarczającą kreatywność, aby na kilka spotkań stać się centralną osią ataku.

Po piąte: Pan Złota Rączka

Jakkolwiek na to nie spojrzeć, przyjście tak wszechstronnego gracza jest świetnym posunięciem ze strony United. Mianowicie, rozwiązuje parę problemów na raz. Daje ogrom taktycznych możliwości, pozwala zawodnikom na wymienność pozycji w trakcie gry i poprawę jej płynności, a także da podstawy do wyprowadzania jeszcze szybszych kontrataków. W dodatku wniesie powiew kreatywności na skrzydło, a dzięki swojej umiejętności dryblingu, pozwoli zdobywać kolejne metry i otwierać niedostępne przestrzenie. Uwolni od części obowiązków ofensywnych, zdecydowanie preferującego grę w destrukcji, Aarona Wan-Bissakę. Linia ataku z kimś takim wydaje się w końcu kompletna. Dan James to po prostu nie te progi, a Greenwood to nie ta pozycja.

W dodatku jestem przekonany, że istotnie zwiększy się w ekipie z Old Trafford liczba tworzonych sytuacji i oddawanych strzałów, bo to ciągle pozostaje ich bolączką. Liczby Sancho, jeśli chodzi o kreowanie gry, są po prostu powalające. Co prawda, United w zeszłych rozgrywkach byli na drugim miejscu pod względem strzelonych bramek (73). Jednak jeśli odejmiemy wartości odstające od reszty, czyli spotkania z Southampton i Leeds, to na 36 kolejek dostajemy 58 goli, czyli mocno poniżej 2 na mecz. Zawodnik Borussii powinien w znaczący sposób pomóc do tej średniej dobić.

Czerwone Diabły w końcu powinny zacząć bardziej dominować z drużynami nastawionymi tylko na głęboką obronę. To kluczowe, by w końcu nawiązać jakąś walkę o tytuł. W poprzednim sezonie w starciach ze zdegradowanymi drużynami stracili aż 7 punktów, gdzie często gra się sprowadzała do tego, jaki dzień ma Bruno lub czy z letargu przebudzi się Pogba. Teraz pojawi się ktoś, kto również potrafi przemienić się w konstruktora okazji dla reszty drużyny. To nie ma prawa się powtórzyć w ich przypadku w nadchodzących rozgrywkach. Poprawa powinna nastąpić także w spotkaniach z tuzami ligi, gdzie Solskjaer z góry programował swoich zawodników na bezbramkowy remis. W dodatku w spotkaniach z czołówką często brakowało jakiekolwiek ryzyka.

Po szóste: Game changer?

Te wymienione wyżej czynniki sprawiają, że nie sposób nie upatrywać w osobie Jadona prawdziwego game changera w czerwonej części Manchesteru. Czerwony Diabły po prostu nie mogły się w nim nie zakochać. Może to nie będzie aż tak spektakularny transfer, jak Bruno. Może nie od razu wystrzeli jak Portugalczyk i nie zacznie dostarczać takich cyferek. Jednak przychodzi do linii ataku gracz klasy światowej, który jeszcze nie osiągnął pełni swojego potencjału. A ciężko na ten moment określić, gdzie ten sufit ma zawieszony.

Choć można mnożyć przykłady, w jaki sposób Woodward przez ostatnie lata marnotrawił pieniądze na różne wzmocnienia, to jednak transfery ery Solskjaerowskiej na Old Trafford są niezwykle udane. W zasadzie można by się przyczepić tylko do Dana Jamesa i Donny’ego van de Beeka. Wobec pierwszego wszyscy chyba oczekiwali zbyt dużo w stosunku do jego umiejętności. Natomiast drugi na razie nie dostawał praktycznie boiskowych minut.

Spoglądając jednak na resztę ruchów Norwega, jestem dobrej nadziei. Przybycie na Old Trafford dla Sancho wiąże się z prestiżem, ale również ze sporego kalibru presją i bagażem oczekiwań nieporównywalnie większymi niż w Zagłębiu Ruhry. Z tym nie radzili sobie tacy zawodnicy jak Angel Di Maria czy Memphis Depay. Obaj podobnie jak Anglik trafiali do Manchesteru jako gwiazdy. Argentyńczyk przychodził jako MVP finału Ligi Mistrzów, a Holender zgarnął nagrodę dla zawodnika roku Eredivisie. Tutaj jednak jakaś siła pozwala mi być o jego losy nad wyraz spokojnym.




Przybycie Sancho to również krok w kierunku budowy polityki transferowej na następne lata, jeśli chodzi o przypadki Erlinga Haalanda i Jude Bellinghama. Cała trójka ze sobą świetnie współpracowała w Dortmundzie i być może kiedyś zechce znów to odtworzyć. Oczywiście, nikt nie powie tego wprost i nie ma pewności, że ci gracze dołączą kiedykolwiek do United, ale obecność Sancho na Old Trafford na pewno nie zaszkodzi. „The Sancho Effect” nadchodzi.