Niewiele ponad dwa lata temu Przemysław Płacheta kopał piłkę w polskiej I Lidze, a niedawno miał okazję świętować z Norwich awans do Premier League. Skrzydłowy zaliczył błyskawiczną drogę na futbolowe salony, lecz oznacza to nowe wyzwania, na które nie jest on jeszcze gotowy. Nie oszukujmy się, wychowanek Pelikana Łowicz w tym sezonie nie zawojuje angielskiej ekstraklasy i zapewne powędruje na wypożyczenie. Ale czy ma szanse, by w nadchodzących latach jeszcze zaistnieć na Carrow Road?

Kanarki wracają na najwyższy poziom rozgrywkowy po zaledwie roku rozbratu. Ekipa Daniela Farke nie przeszła gigantycznych zmian, straciła tylko dwa kluczowe ogniwa – Emiliano Buendię oraz Bena Godfreya. Tym razem jednak nie mówimy już o nieopierzonym beniaminku, a zespole bogatszym o cenne doświadczenie z wymagającego, zakończonego spadkiem sezonu 2019/20.

Tym razem cele na pewno będą wyższe niż dwa lata temu. Wtedy relegacja stanowiła wliczone ryzyko. Również teraz nie można spodziewać się po Kanarkach spektakularnych transferów i kadrowej rewolucji. Niemniej, Farke potrzebuje zawodników godnych zaufania w starciach z rywalami ze zdecydowanie wyższej półki. Płacheta, przynajmniej na razie, nie jest gotowy na realia Premier League. Nadchodzący sezon to będzie dla niego „make or break”. Chociaż należy pamiętać, że perspektywy 23-latka zależą od wielu zmiennych.

Przykuty do ławki

Początek przygody Polaka w hrabstwie Norfolk okazał się zaskakująco udany. Lewoskrzydłowy od razu po transferze na Wyspy ze Śląska Wrocław zaczął regularnie łapać minuty. Na przełomie listopada i grudnia zaliczył siedem spotkań ligowych w podstawowym składzie w ciągu ośmiu kolejek. Choć stało się to głównie z powodu problemów zdrowotnych, jakie dręczyły Todda Cantwella i Onela Hernandeza, to wydawało się niezłą zapowiedzią na resztę sezonu.

Druga część rozgrywek okazała się jednak zdecydowanie mniej udana. W pierwszych 23 seriach gier na zapleczu Premier League Płacheta spędził na murawie łącznie 850 minut. W kolejnych 23 – jedynie 270. Taki trend oczywiście martwił sympatyków urodzonego w Łowiczu piłkarza. Z kolei zaskakujące słowa trenera, sugerującego, że jego podopieczny siada na ławce, bo potrzebuje odpoczynku z powodu zbyt intensywnej pracy na treningach, wprawiały kibiców w lekką konsternację.

Myślę, iż był to sposób na mentalne zbudowanie Przemka – opowiada nam Patryk Szcześniak, oddany kibic Norwich, jedno z najlepszych źródeł informacji o zespole z Carrow Road w naszym kraju. – Polak najpewniej zauważał swoje braki, więc starał się nadrobić je kolejnymi jednostkami treningowymi, co niewiele dawało. Możliwe, że wpadł w takie błędne koło. A Farke mając nóż na gardle związany z plagą kontuzji, używał wszelkich sposobów na podniesienie morali wśród piłkarzy i ich jakości na boisku. To była raczej przemyślana zagrywka, która nie przyniosła oczekiwanego skutku, bo Przemek za wiele nie pograł.

Przegrywał rywalizację z kolegami z zespołu, pod koniec rozgrywek stanowił czwarty wybór, jeśli chodzi o graczy występujących na obu flankach. Po awansie będzie już tylko trudniej, gdyż margines błędu, dotyczący beniaminka zawsze jest niezmiernie mały.

Status quo

Norwich City było zaangażowane w jeden z najgłośniejszych sfinalizowanych już transferów trwającego właśnie okienka na Wyspach. Emiliano Buendia zamienił hrabstwo Norfolk na Birmingham, przenosząc się do Aston Villi. Odejście Argentyńczyka mogło oznaczać szansę dla reprezentanta Polski. Mogło, gdyby Kanarki nie znalazły zastępstwa dla swojej największej gwiazdy.

Na Carrow Road przyszedł Milot Rashica, słynący z niesamowitej wręcz szybkości Kosowianin z Werderu Brema. Sytuacja Płachety w stosunku do poprzedniego sezonu nie uległa więc zmianie. Ponadto, wciąż może się pogorszyć. Wszystko zależy od tego, czy w klubie postanowią zrobić jeszcze większy użytek z ponad 30 milionów funtów, zainkasowanych za eks-zawodnika Getafe.

Na szczycie listy życzeń znajduje się pomocnik Bournemouth, Philip Billing – wyjaśnia nam sytuację Szcześniak. – Cena to około 10 milionów funtów, ale klub postara się ją zbić. Obecnie Norwich prowadzi zaawansowane rozmowy dtyczące ściągnięcia Kristoffera Ajera, środkowego obrońcy z Celticku za 12 milionów. Jego przyjście to raczej kwestia czasu. Jest także zainteresowanie Duńczykiem z BVB, Thomasem Delaneyem, który dałby większą swobodę w ofensywie Billy’emu Gilmourowi. Jego transfer miałby dojść do skutku po Euro. Co do kolejnych skrzydłowych – nie słychać nic. Chociaż należy pamiętać, że pozyskanie Rashicy przeprowadzono „po cichu”, bez burzy medialnej i żadnego scenariusza nie można wykluczyć.

Pomimo tego, że kolejka do miejsca w składzie, w której stoi reprezentant Polski, wciąż ma taką samą długość, wypożyczenie w celu poszukania regularnych występów wygląda na konieczność. Wszyscy jednak zastanawiamy się: Co będzie dalej i jakie plany mają The Canaries w stosunku do polskiego zawodnika, jeśli chodzi o bardziej odległą przyszłość?

Brak wypożyczenia może oznaczać, że Płacheta został skreślony”

Norwich to klub, który w ostatnich latach nie przeprowadza nieprzemyślanych zakupów. Budowa zespołu prowadzona jest z rozmysłem, a potknięcia, takie jak relegacja z ekstraklasy, nie powodują przekreślenia obranej drogi. Dlatego, pomimo spadku z ostatniego miejsca, to Daniel Farke dostał zadanie wprowadzenia drużyny z powrotem do elity. Każdy ruch to element długofalowego planu. I na pewno przygotowano taki również dla Płachety.

Zapewne nakreślili go już w momencie transferu Przemka. Po sezonie w klubie zauważyli, że jest na innym etapie kariery, niż myśleli – uważa poproszony przez nas o komentarz znawca Norwich City. – Wygląda na to, że Farke nadal trzyma go w kajecie na przyszły lub kolejny sezon, jeżeli wypożyczenie (o ile do niego dojdzie) okaże się udane. Szczerze mówiąc, brak wypożyczenia może świadczyć o skreśleniu Płachety.

Zdaniem Patryka Szcześniaka, po Polaku w klubie spodziewano się więcej. Jego rozwój nie toczy się zgodnie ze wspomnianym planem. W końcu nawet bardzo dobrze przeanalizowane zakupy niosą ze sobą ryzyko. Na papierze wydawało się, że skrzydłowy Śląska Wrocław może odnaleźć się w zespole grającym bardzo intensywny, oparty na kontrpressingu futbol. Wszak kiedyś zbierał szlify w akademii RB Lipsk, gdzie młodym piłkarzom wpaja się właśnie taki styl. Problem stanowią jednak bardzo istotne braki, które sprawiają, że Płacheta nie jest gotów na Premier League.

Pewnie miał przeskoczyć w hierarchii Onela Hernandeza i być numerem trzy – po Buendii i Cantwellu. Tymczasem kontrola piłki i podtrzymywanie tempa akcji totalnie u niego leżą. Norwich gra atakiem pozycyjnym, a Polak nie potrafi zdobywać nowego terenu, nawet na skrzydle. Oczywiście znajdziesz wypowiedzi mówiące, że Przemek pozytywnie zaskoczył i bardzo szybko dostosował się do drużyny, ale rzeczywistość wygląda inaczej. Gdy Norwich wydaje kilka milionów, to oczekuje szybkiego zwrotu, a nie gościa, który zagra do najbliższego – mówi nam Szcześniak.

Jeśli wychowanek Pelikana Łowicz ma jeszcze przydać się niemieckiemu menedżerowi, czeka go bardzo wiele pracy. Ten sezon może okazać się kluczem do przyszłości i zdefiniować jego dalszą przygodę na Wyspach. Póki co, trudno ją jednoznacznie ocenić, ale za 12 miesięcy będziemy zdecydowanie mądrzejsi. Do tej pory 23-latek dostarczył nam więcej pytań niż odpowiedzi.

Serce, a rozum

Priorytet na kolejny sezon to położenie podwalin pod następne lata. Nieudany rok oznaczałby najprawdopodobniej przekreślenie szans na to, żeby Płacheta zaistniał nie tylko w Premier League, ale w ogóle w Norwich. W teorii najlepsze byłoby wypożyczenie do zespołu z drugiej ligi.

Niwelowanie deficytów będzie jednak szalenie trudne, zwłaszcza że klub cały czas się rozwija. Nawet spadek, paradoksalnie, stanowił kolejny punkt na drodze do progresu. Skrzydłowy, podobnie jak tegoroczny beniaminek powinien spróbować zrobić krok w tył, by nabrać rozpędu.

Serducho podpowiada, że jeszcze zmiażdży swoją jakością ten klub – wyznaje nasz rozmówca. – Rozum? Widziałem spore braki czysto sportowe i może nawet lekkie w komunikacji z resztą kolegów, bo Przemek na vlogach trzyma się z boku, chociaż wiadomo – nie każdy jest liderem w szatni. Dla mnie klucz do otwarcia szerokich drzwi w Norwich stanowi wypożyczenie do ofensywnie grającej ekipy w Championship, a potem próba wdarcia się na stałe do składu Kanarków.

Na ile realny jest taki scenariusz? Trudno jednoznacznie stwierdzić, lecz zadanie wydaje się szalenie trudne. Patrząc na sprawę realnie – 23-latek nie był i w najbliższej przyszłości raczej nie będzie zawodnikiem na poziomie angielskiej ekstraklasy i w tym momencie musi liczyć na łut szczęścia. Patryk Szcześniak ma podobne zdanie.

Patrząc chłodnym okiem, to widzę za dużo ułomności w jego grze, martwi mnie ta cisza w związku z wypożyczeniem i mam w głowie, że tylko jednostki z polskim paszportem odnajdywały się w angielskich szatniach. Na teraz nie widzę pozytywów.  Przyszłość wydaje się malowana w szarych kolorach, choć podkreślam – to był tylko jeden sezon, ma jeszcze czas.

Futbol już nieraz pokazał, że nikogo nie można skreślać. W przypadku Przemka Płachety należy jednak mocno tonować oczekiwania, a właściwie kompletnie o nich zapomnieć. Ten chłopak właśnie zaczyna rejs na szalenie głębokich wodach, walkę z rozszalałymi falami. Każdy plusik, który przy nim postawimy, każda minuta złapana w zespole Farkego na poziomie Premier League – w tym, czy w kolejnych sezonach, to będzie bonus i powód do radości, bo trzymamy za niego kciuki.

Najpierw musi powalczyć o utrzymanie miejsca w kadrze, wywierając dobre wrażenie. A to, samo w sobie, niełatwe zadanie.