Spadek Leicester City z Premier League w ubiegłym roku był szokiem dla całego futbolowego środowiska. Trudno przypomnieć sobie ekipę o takiej sile pierwszego zespołu, która w ostatnich latach pożegnała się z angielską elitą. Mówimy tu o graczach pokroju Jamesa Maddisona, Youriego Tielemansa, Ricardo Periery czy Wilfreda Ndidiego. Ci już nie zdołają wymazać ubiegłorocznej relegacji ze swojego CV.

Długo wydawało się, że sam zjazd do Championship stanowi gigantyczną karę dla klubu i jego sympatyków.  Jednak okazuje się, że bez względu na to, jak potoczy się końcówka sezonu w ich wykonaniu (a sytuacja na zapleczu jest niezwykle intrygująca), Lisy będą jeszcze odczuwać skutki katastrofalnej kampanii 2022/23. Naruszając wówczas zasady zysków i zrównoważonego rozwoju (z ang. Profit and Sustainability Rules, w skrócie PSR), można w ciemno zakładać, że otrzymają podobną karę do Evertonu czy Nottingham Forest.

Zeszłej środy prezes zarządu Leicester City, pani Susan Whelan, poinformowała w opublikowanym oświadczeniu o bilansie za rozgrywki 2022/23. Klub z King Power Stadium zaksięgował za ten okres stratę na poziomie 89,7 milionów funtów. Jest to wynik jedynie minimalnie niższy od ich rekordowej kampanii 2021/22, gdy do ksiąg wpisano deficyt wynoszący 92,5 milionów funtów. Patrząc szerzej, Leicester, od czteroletniej passy zysków, gdy choćby w post-mistrzowskim sezonie dzięki występom w Lidze Mistrzów (dotarli wówczas do ćwierćfinału) wygenerowali zysk równy 92 milionom funtów, przeszli do pięcioletniego okresu nieustannych strat. Bessa trwa.

Nieoczekiwany charakter spadku Leicester

Na łamach oficjalnej strony klubu Whelan przyznała, że rozgrywki 2022/23, w których Leicester zajęło dopiero osiemnastą lokatę w Premier League (po ósmym miejscu rok wcześniej) oraz wiążącą się z tym utrata statusu ekipy z angielskiej ekstraklasy, sprawiły, że doszło do złamania reguł PSR.

Na swoją obronę CEO dodała jednak, że władze obu lig powinny rozważać wprowadzenie środków łagodzących ze względu na „nieoczekiwany i wyjątkowy charakter” ich relegacji. Od 2014 roku, kiedy to udało się awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej, drużyna sięgnęła po tytuł mistrzowski, następnie po Puchar Anglii i Tarczę Wspólnoty. Występowała także we wszystkich europejskich pucharach. Natomiast wydaje się, że owe sukcesy, choć jak na rozmiar klubu iście spektakularne, nie będą miały żadnego znaczenia dla audytorów i władz ligi, które podejmą wiążące decyzje.

Leicester przyszło zmierzyć się z finansowymi restrykcjami, gdyż po raz kolejny zmniejszyły się zyski, a wzrosły koszty. Obroty w trakcie wspomnianej wcześniej kampanii spadły drugi rok z rzędu, z 214,6 milionów funtów do 177,3 milionów. Najistotniejszym czynnikiem okazał się brak wpływów z gry w Europie. Mimo że w sezonie 2021/22 występowali „tylko” w Lidze Konferencji, to ten udział miał znaczącą wagę w wykazanym później bilansie. Półfinał LKE (przegrany z AS Romą) dał im przychód na poziomie 25,6 milionów funtów. Mniej pieniędzy przekazała do klubu również sama Premier League. Zjazd aż o dziesięć lokat kosztował ich kolejne 15 milionów.

Tymczasem wydatki wzrosły z 216 milionów funtów do 301,8 milionów, gdyż w okresie rozliczeniowym 2022/23 uwzględniono dodatkowy, 13-sty miesiąc. Ekipy z czołówki (a za taki zaczęto uznawać Leicester) swój rok finansowy kończyły nie w maju, a w czerwcu. W teorii zarząd otrzymał 30 dni na poprawę kondycji finansowej poprzez ewentualną sprzedaż swoich graczy. Aczkolwiek w praktyce sytuacja obrała jeszcze bardziej niekorzystny scenariusz. Klub wciąż wydaje spore kwoty na wynagrodzenia i spłaty kolejnych rat transferów sprzed lat, a tych obciążeń nie nadrobiono z nawiązką.

Chcesz gonić najlepszych, to wydawaj jak najlepsi

Płace piłkarzy również poszybowały w górę ze 182 milionów funtów do 205,8 milionów. Stosunek wynagrodzeń do obrotów klubu, co jest kluczowym wskaźnikiem stabilności, osiągnął poziom aż 116%. Szefostwo wydawało 1,16 funta na każdego 1 funta, który wpłynął do klubowej kasy! A warto podkreślić, że już w sezonach 2020/21 i 2021/22 ten współczynnik wynosił 85%, co stanowiło naruszenie zasad UEFA, która wyznaczały tę granicę na 70%.

Konta Leicester pokazują całkowitą utratę kontroli nad kosztami, zwłaszcza płacami. Z pewnością przekroczyli oni górny próg dozwolonych strat w Premier League w okresie od czerwca 2022 do końca czerwca 2023 roku. Dlatego grozi im poważne niebezpieczeństwo, że w bieżącym sezonie powtórzą scenariusz, który widzieliśmy w Evertonie [przekroczenie sezon po sezonie]. Zwłaszcza że w tym [3-letnim] okresie mogą stracić jedynie 83 miliony funtów – mówił niedawno na łamach The Athletic ekspert od piłkarskich finansów, Kieran Maguire.

Już w kampanii 2021/22 budżet płacowy Lisów był siódmym najwyższym w lidze, podobnie jak suma wynagrodzeń i kosztów amortyzacji. W Premier League, jeśli chcesz być w gronie najlepszych, musisz wydawać jak najlepsi. Pokazuje to ostatni przypadek Aston Villi, która w pogoni za sukcesami także wykazała ogromną stratę w sprawozdaniu rocznym. Dla ekip z King Power Stadium czy Villa Park oznacza to niestety, że zawsze będą narażone na spadek dochodów w wyniku długotrwałych potknięć na boisku. Ich przychody z działalności komercyjnej i z dnia meczowego plasują ich raczej w środku stawki.

Względem sezonu 2021/22 obroty komercyjne klubu zauważalnie wzrosły. Tu należą się brawa dla działu marketingu i kontaktów ze sponsorami. Klubowy analityk zielonym kolorem mógł zaznaczyć w Excelu komórki liczące różnicę w zakresie sprzedaży biletów (+1,4 mln funtów) czy przychodów ze sponsoringu (+1,3 mln funtów).

Tyle że to zdecydowanie za mało. Między 2021 a 2023 rokiem zwiększyła się liczba pracowników w klubie z 467 do 495. Dodatkowo Urząd ds. Ochrony Konsumenta nałożył karę w wysokości 800 tysięcy funtów za celowe zawyżenie cen produktów ze znakami towarowymi Leicester City, które trafiały do otwartej sprzedaży (np. w klubowym sklepiku). W ten sposób, zamiast profitu na poziomie 2,7 milionów funtów, na kontach w zakresie wymienionych tu działalności zaznaczono jedynie 1,2 milionów.

Madders i Fofana to za mało na finansowe tarapaty

CEO w opublikowanym oświadczeniu upierała się, że budżet klubu, jak i kwoty przeznaczane na pensje, były jak najbardziej rozsądne. Zarząd, biorąc pod uwagę fakt, że zespół w ciągu ośmiu poprzednich sezonów średnio plasował się na ósmym miejscu, zaplanował budżet w okolicach tej lokaty. Chociaż prognoza nie obejmowała nagród pieniężnych z tytułu europejskich pucharów, które przynosiły istotny dochód w dwóch poprzednich latach, cel pozostawał jasny. W związku z tym zwiększono budżet, by wciąż być konkurencyjnym w górnej części tabeli.

Jednakże nie zmienia to tego, że owe koszty w połączeniu z wypadnięciem poza Premier League oraz rozstaniem w środku sezonu z Brendanem Rodgersem – najdroższym menedżerem w historii klubu – i z całym jego sztabem, miały kolosalny wpływ na finansowy bilans. Kiedy Rodgers odchodził początkiem kwietnia 2023 roku, pozostały mu do wypełniania jeszcze dwa lata kontraktu. Za pojedynczy sezon 51-latek inkasował prawie 8 milionów funtów.

Po zajęciu odpowiednio piątego, piątego i ósmego miejsca w trzech poprzednich sezonach w Premier League nasze cele i związane z nimi budżety na lata 2022–2023 były całkowicie racjonalne. Według nas nasze osiągnięcia sportowe uzasadniały poziom poczynionych inwestycji.

To wymóg, abyśmy mogli konkurować z najbardziej uznanymi klubami i realizować nasze ambicje. Jest to równoznaczne z tym, że w przypadku słabych wyników na boisku będziemy musieli się zmierzyć z finansowymi wyzwaniami. Szczególnie z perspektywy obecnych zasad zysku i zrównoważonego rozwoju gry – pisze Whelan.

Najbardziej intrygującą rzeczą w sprawozdaniu finansowym za ubiegłoroczne rozgrywki pozostaje to, że klub ujął w nim sprzedaż i Wesleya Fofany do Chelsea, i Jamesa Maddisona do Tottenhamu. Co prawda, Madders szeregi ekipy Ange’a Postecoglou zasilił w czerwcu 2023 roku. Ale jak wcześniej wspomniałem, okres rozliczeniowy został rozszerzony o dodatkowe 30 dni.

Leicester na obu transakcjach zarobiło aż 74,8 milionów funtów (jest to kwota po odliczeniu kosztów zakupu obu piłkarzy, odpowiednio z AS Saint-Étienne i Norwich City). W międzyczasie klub pozyskał Wouta Faesa ze Stade Reims, Harry’ego Souttara ze Stoke City oraz Victora Kristiansena z FC Kopenhaga za łączną kwotę 45 milionów. To prawie 30 milionów funtów zysku, który można uiścić w księgach.

Leicester, czyli trzecia siła sprzedażowa na Wyspach

Zarząd od dawna słynął z zarabiania na swoich graczach, przyjmując politykę sprzedaży jednej gwiazdy w letnim okienku. Latem 2018 roku Riyad Mahrez zamienił niebieskie barwy Leicester na błękit Manchesteru City za 57 baniek. Rok później Harry Maguire odszedł na Old Trafford za kolejne 80 milionów funtów. Z kolei rok 2020 to czas transferu Bena Chilwella do Chelsea za następne 43 miliony. W 2021 roku nastąpiła przerwa – pozyskano Patsona Dakę, Jannika Verstergaarda czy Boubakary Soumaré za grubo ponad 60 milionów funtów, gdy pozbyto się jedynie Rachida Ghezzala, oddając go do Beşiktaşu za 3 bańki. Natomiast tę pauzę odrobiono w rozliczeniu za 2022 rok, kiedy ujęto wspomnianych wyżej Fofanę i Maddisona.

Podczas gdy Lisy sięgały granic swoich możliwości, aby utrzymać status topowej ekipy i walczyć do samego końca o Ligę Mistrzów czy to z Chelsea, czy z Liverpoolem, czy z Manchesterem United – zespołami o znacznie wyższych obrotach – handel własnymi zawodnikami stanowił dla nich poduszkę bezpieczeństwa.

Według Swiss Remble, bloga specjalizującego się w futbolowych finansach, w latach 2017-2021 tylko The Blues i The Reds zainkasowały więcej pieniędzy ze sprzedaży piłkarzy niż ekipa z hrabstwa Leicestershire. Mimo to od post-mistrzowskiej kampanii 2016/17 do sezonu 2021/22 za każdym razem w podsumowaniu transferowym klub był „na minus”.

To doskonale obrazuje, w jakim stopniu klub pozostaje uzależnione od dopływu gotówki ze strony swoich właścicieli, rodziny Srivaddhanaprabha i przedsiębiorstwa King Power International. Dług wobec KPI, wynoszący 194 miliony funtów, został w ostatnim czasie zamieniony na kapitał własny, co uporządkowało bilans. Ten ruch pozwolił im także zaoszczędzić ponad 6 milionów funtów na odsetkach, które w ujęciu rocznym spadły z poziomu 18,9 miliona funtów do 12,5 milionów.

W specjalnym liście w meczowym magazynie przed niedawnym starciem z Norwich prezes KPI, Aiyawatt Srivaddhanaprabha, podkreślił swoje zaangażowanie w klub, pragnąc uspokoić zaniepokojonych obecnym stanem rzeczy fanów. Zresztą sama Whelan w oświadczeniu wspomina, że dzięki „długoterminowemu i ciągłemu bezpieczeństwu finansowemu” Leicester ma zapewnione odpowiednie warunki do odbudowy. Działania te są widoczne w ostatnich miesiącach. Lisy mocno inwestują w swoją akademię, drużynę kobiet oraz infrastrukturę. Te wydatki nie stanowią obiektu zainteresowania ze strony organów PSR, więc klub ma tutaj o wiele więcej swobody.

W dalszym ciągu trwają rozmowy odnośnie planów zagospodarowania terenów sąsiadujących ze stadionem King Power Stadium i zwiększenia pojemności trybuny wschodniej. Zarząd zlecił także prace na rzecz ochrony środowiska wokół stadionu i poligonu treningowego w Seagrave, aby zmniejszyć emisję śladu węglowego generowanego przez klub. W tym celu wybudowano specjalne ule dla pszczół, nowe hotele stawiano z drewnianych bali oraz rozszerzono liczbę punktów ładowania pojazdów elektrycznych.

Budżety przekraczaj teraz. Kara spotka Cię dopiero za jakiś czas

Podobnie jak w przypadku Evertonu i Nottingham Forest Premier League skierowała sprawę do niezależnej komisji. Strata wykazana przez Leicester City pokazuje jasno, że doszło do poważnych naruszeń przepisów PSR. Klub najprawdopodobniej stanie w obliczu odjęcia punktów. Ilu? Na ten moment ciężko stwierdzić.

Angielska ekstraklasa nie ma sztywnych reguł dotyczących wymiaru takiej kary ani żadnego matematycznego wzoru. The Toffees najpierw przyznano 10 ujemnych punktów, które po skutecznej apelacji obniżono do 6. Kilka dni temu klub z Goodsion Park ponownie otrzymał karę 2 oczek (sprawa dotyczyła już innego sezonu). Natomiast ekipa Tricky Trees została ukarana czteropunktową sankcją, ale wciąż może złożyć apelację. The Athletic niedawno donosił, że w przypadku Lisów ma to być co najmniej 6 punktów, tyle że to na razie tylko przypuszczenia.

Drugim istotnym pytaniem do niedawna pozostawało to, którego sezonu ma ta kara dotyczyć. Jednak zaawansowana faza Championship (jesteśmy już po 42. kolejce), w niedalekiej przyszłości możliwy również start w fazie Play-Off, a także opieszałość PL, powodują, że sankcje ze sporą dozą prawdopodobieństwa dotkną klub dopiero w nadchodzącym sezonie 2024/25.

Wydaje się, że jest na to za późno. Nie widzę sposobu, aby udało im się to zrobić do końca sezonu. A, tak czy inaczej, zagrożenie awansowi Leicester wydaje się szalone. Premier League przez cały czas domagała się kary za ten sezon. Tymczasem mamy koniec marca, a oni jeszcze nie rozpoczęli procesu. Gdyby rozpoczęli go w styczniu, to już trudno byłoby im zamknąć sprawę do końca sezonu. Jak uda im się to zrobić w sześć tygodni? To niemożliwe.

Jedynym sposobem jest to, że wszystkie strony będą wobec siebie przyjazne i zgodzą się na przyspieszony proces bez odwołania. Lub alternatywnie, wynegocjują sprawiedliwą ugodę, która następnie zostanie podpisana przez niezależną komisję. Tutaj najwyraźniej nie ma na to miejsca, bo też dlaczego Leicester miałby się na to zgodzić? To byłaby dla nich katastrofa – mówił na łamach Sky Sports pod koniec ubiegłego miesiąca Stefan Broson, ekspert ds. piłkarskich finansów.

Leicester City również czyni absolutnie wszystko, co w ich mocy, aby utrudnić Premier League przeprowadzenie całego procesu jeszcze w tym sezonie. Zespół klubowych prawników, kierowany przez Nicka De Marco, zdążył zwrócić się o rozprawę arbitrażową na podstawie zasady K (w ramach systemu rozstrzygania sporów pod egidą FA), aby uzyskać niezależne orzeczenie w sprawie tego, czy władze ligi mają prawo nałożyć karę w obecnej kampanii 2023/24.

Na noże z Premier League, na noże z Championship

Oczywiście, to tylko wydłuży i tak już dość skomplikowany proces. Klub raczej nie zbuduje na tyle skutecznej linii obrony, aby uniknąć całkowicie sankcji za przekroczenia dopuszczalnych strat. Aczkolwiek, ewentualny powrót do Premier League oznaczałby większe dochody z tytułu praw telewizyjnych. Dzięki temu częściowo dałoby się odrobić to, co utracono w wyniku spadku. W dodatku szefostwo zyskałoby więcej czasu, aby usprawnić swój model finansowy.

Klub jest zdeterminowany dopilnować, aby wszelkie stawiane mu zarzuty zostały właściwie i sprawiedliwie rozstrzygnięte, zgodnie z obowiązującymi przepisami, przez właściwe organy i we właściwym czasie – można przeczytać w opublikowanym oświadczeniu.

Whelan jeszcze zimą wręcz ślubowała bronić drużyny z King Power Stadium przed „bezprawnymi działaniami władz piłkarskich”. Po słowach odważnie przeszła do czynów, bo Lisy nie tylko wytoczyły proces samej Premier League, ale również English Football League. Władze są zdeterminowane, aby walczyć na noże z obiema organizacjami. A EFL już podjęła rękawice, wprowadzając pierwsze sankcje w obliczu potencjalnego naruszenia zasad PSR. Organizacja zrzeszająca Championship, League One oraz League Two zezwala w porównaniu do ekstraklasy na jedynie 13 milionów funtów starty w ujęciu rocznym, a nie 35 milionów, co stanowi gigantyczną różnicę.

Po spadku z ligi, dysponując siódmym co do wielkości budżetem na grę w Premier League, prawie niemożliwe byłoby przestrzeganie w kolejnym sezonie tak rygorystycznych ograniczeń panujących w Championship. Nie obędzie się bez dramatycznych działań i cięć kosztów.

Aby Leicester nie zostało wzorem dla innych klubów, które – w ich oczach – będą chciały zlekceważyć panujące zasady i zagrać va banque, stawiając na szalę wszystko, by po roku wrócić we wrota elity, EFL próbowała narzucić klubowi biznesplan, ograniczając jego budżet i zmuszając do ogromnej wyprzedaży w szeregach ekipy Enzo Maresci. Liga jednak na razie przegrała tę sprawę. W odwecie więc, by jakkolwiek ich ukarać, nałożyła na klub zakaz rejestracji nowych graczy, zakładając (bardzo słusznie), że Lisy ponownie przekroczą dopuszczalną granicę w tym sezonie. Dlatego na King Power Stadium może ziścić się scenariusz z Goodison Park, gdy będzie trzeba odpowiedzieć za naruszenia finansowe nie w jednym, a w dwóch kolejnych sezonach.

W jaki sposób osądzić Leicester sprawiedliwą karę?

Embargo na rejestrację oznacza, że na ten moment żaden nowy gracz nie będzie mógł zagrać w oficjalnym meczu drużyny w następnej kampanii. Do sierpnia zostało sporo czasu, więc ta kwestia raczej zostanie rozwiązana. Tyle że zarząd może nie być w stanie zaoferować przedłużeń wygasających kontraktów obecnym piłkarzom. Pod koniec czerwca umowy wygasają, choćby Jamiemu Vardy’emu, Wilfredowi Ndidiemu, Kelechiemu Iheanacho czy Jannikowi Vestergaardowi. Wątpię, by w przypadku niepewności co do kary, cała czwórka zdecydowała się zostać i czekać na King Power Stadium. Po Ndidiego czy Vestergaarda ktoś rączki prędzej niż później wyciągnie.

Potencjalne sankcje ze strony obu rozgrywek to nie jedyny problem klubu w obecnej sytuacji. Jeśli Leicester awansuje do Premier League, a ta udowodni, że klub naruszył zasady PSR, istnieje widmo wszczęcia postępowania sądowego ze strony rywali z Championship. Jeśli tylko uda im się udowodnić, że Mistrz Anglii z 2016 roku złamał zasady, aby zapewnić sobie przewagę w kontekście walki o awans, będą mieli niezbity dowód, aby domagać się sowitego odszkodowania.

Z jednej strony prawnicy Leicester City mogą argumentować, że w sezonie 2022/23 drużyna nie uzyskała sportowego handicapu. Konkurencja okazała się silniejsza, co spowodowało spadek z ekstraklasy. Tyle że drugą stroną medalu pozostaje to, że jeśli w maju zdołają wrócić do Premier League, to ich nieuczciwa przewaga w rozgrywkach 2023/24 nie będzie podlegać żadnym dyskusjom.

Na pewno zostanie wyciągnięta kwestia, dlaczego przekroczenie wydatków w sezonie 2022/23 i 2023/24 ma mieć najistotniejszy wpływ na budowanie kadry zespołu dopiero w kampanii 2024/25? Burnley umiało spaść i awansować rok po roku, trzymając swoje finanse w ryzach.

Co ciekawe, EFL ma nadzieję, że sprawa Leicester City zwróci uwagę na coś, o co organizacja wnioskowała już od dłuższego czasu. Powołania jednej jednostki do zajmowania się sprawami PSR dla obu lig i jednego zespołu ekspertów ds. finansów, który będzie takim przypadkom się skrupulatnie przyglądał.

Jeśli chodzi o dostosowanie wspólnego prawa, to są tutaj dwie kwestie. Po pierwsze, powinno nastąpić ujednolicenie zasad. Jeśli Premier League wprowadzi system proporcji kosztów kadr swoich drużyn zgodny z UEFA, to w zasadzie osiągniemy stan rzeczy, który ma już miejsce w League One oraz League Two. Bez wątpienia sensownym rozwiązaniem jest wprowadzenie tego samego schematu w Championship.

Inną kwestią, na którą naciskaliśmy bez powodzenia w ciągu ostatnich czterech lat, jest to, co podkreślają najnowsze przypadki. Mianowicie potrzeba posiadania jednej niezależnej jednostki i jednego niezależnego panelu, który przeprowadzałby wszystkie dochodzenia. Nie może być tak, że Premier League ma swoje dochodzenie i swój proces, a my mamy swój. Przecież drużyny spadają i awansują pomiędzy ligami – wypowiadał się pod koniec marca prezes EFL, Rick Perry.

Niepewność niejedno ma imię

Bez względu na to, w której lidze nastąpi odjęcie punktów, i kiedy ostatecznie poznamy wyrok, najdotkliwszą karą dla takiej marki jak Leicester City byłoby spędzenie kolejnego sezonu na zapleczu. Zwłaszcza jeśli EFL przeforsowałaby swój biznesplan na klub, co w przypadku braku awansu może okazać się realistycznym scenariuszem.

Wówczas właściwie klub musiałoby zacząć wszystko od nowa. Z przetrzebioną kadrą, z nowym szkoleniowcem (bo nie wyobrażam sobie, by Maresca został). Być może nawet z nowymi właścicielami, ponieważ wątpię, by rodzina Srivaddhanaprabha była skłonna zakotwiczyć na lata w Szóstej Lidze Europy. Wtedy może minąć kilka lat, zanim popularne Lisy odzyskają status jednej z 20 najlepszych drużyn w Anglii. Zanim znów będą mogli rzucić wyzwanie elicie Premier League.

Na dziś ciężko przewidzieć, co tak naprawdę stanie się w ciągu najbliższych kilku miesięcy na King Power Stadium. Może być radość z powrotu do PL i kilka ujemnych punktów na starcie sezonu. Może być płacz, zgrzytanie zębów i bardzo niepewna przyszłość…