Amad Diallo został bohaterem ostatniego wydania Bitwy o Anglię pomiędzy Manchesterem United i Liverpoolem. 21-latek zdobył bramkę na wagę awansu w ostatniej minucie drugiej części dogrywki. Radość na Old Trafford była nieopisana. Atmosfera udzieliła się też młodemu zawodnikowi, który pod wpływem emocji zdjął koszulkę. Reguły mówią jasno, że konsekwencją takiego zachowania jest żółta kartka. Kilka minut wcześniej został ukarany żółtym kartonikiem za przewinienie na jednym z oponentów. W pomeczowym wywiadzie sam zawodnik przyznał, że zupełnie o tym zapomniał. Przepisy są jednak nieubłagane i Diallo w bardzo głupi sposób zarobił czerwoną kartkę.

Przypadek Diallo w porównaniu z innymi najgłupszymi „czerwieniami” w historii wydaje się być całkowicie przyziemny. Bohaterowie poniższej listy dopuszczali się naprawdę przeróżnych ekscesów. Spoliczkowanie rywala, szybki sparing z kolegą z własnej ekipy i wiele innych. Oto najgłupsze czerwone kartki w erze Premier League. Kolejność losowa. 

Robin Van Persie (Arsenal vs Stoke City)

Robin van Persie swoje najlepsze lata w drużynie Arsenalu przeżywał w latach 2010-2012. Jednak to właśnie w kampanii ligowej 2008/09 „Latający Holender” pierwszy raz zainkasował dwucyfrową liczbę bramek w pojedynczym sezonie Premier League. Postać Holendra w tamtych rozgrywkach wielu mogło jednak także zapamiętać z karygodnego incydentu z udziałem snajpera Kanonierów.

O tym, że sam Arsene Wenger nienawidził grać przeciwko Stoke City trenera Tony’ego Pullisa swego czasu powstał nawet specjalny film na naszym kanale YouTube. Legendarny francuski szkoleniowiec nie cierpiał ikonicznych wrzutów z autu Rory’ego Delapa. 1 października 2008 roku Garncarze prowadzili 2:0 z Kanonierami po dwóch golach zdobytych właśnie po piekielnych autach Delapa. Gołym okiem widać było duże pokłady frustracji w mowie ciała podopiecznych Wengera, którzy przegrywali z niżej notowanym oponentem. Prawie wszyscy zawodnicy zdołali jednak trzymać nerwy na wodzy. No właśnie, „prawie”.

Robin van Persie wściekł się, gdy bramkarz Stoke powoli podnosił piłkę z murawy i ewidentnie grał na czas. Nie usprawiedliwia to jednak w żadnym stopniu reprezentanta Oranje, który zaatakował golkipera rywali piekielną szarżą. Van Persie z pełną świadomością i premedytacją powalił przeciwnika na ziemię uderzeniem barkiem. Sędzia Rob Styles nie wahał się ani chwili i wskazał Holendrowi drogę do szatni.




Gabriel Martinelli (Wolverhampton vs Arsenal)

Drugim zawodnikiem naszego rankingu również jest piłkarz Arsenalu. Gabriel Martinelli to w pewnym sensie rekordzista i rodzynek w tym zestawieniu. Jego przypadek, jako jedynego w tym rankingu dotyczy dwóch żółtych kartek, a nie jednego bezpośredniego „czerwa”. Najważniejszy jest jednak odstęp, w którym Brazylijczyk wykonał pierwsze i drugie przewinienie. Wynosił on jedynie… 5 sekund.

Skrzydłowy aktualnych liderów tabeli Premier League najpierw próbował uniemożliwić wykonanie szybkiego wrzutu z autu drużynie Wolves. Następnie bezpardonowym atakiem z tyłu wywrócił pędzącego pod bramkę Armat Chiquinho. Martinelliemu w 5 sekund udało się sprokurować dwa zachowania klasyfikujące się na żółtą kartkę. Sędzia Michael Oliver wytłumaczył mu zaistniałą sytuację i wyrzucił z placu gry Molineux Stadium. Kanonierzy ostatecznie poradzili sobie grając w osłabieniu. Podopieczni Mikela Artety pokonali watahę Wilków 1:0.




Kluczowa dla całej sytuacji była decyzja arbitra o zastosowaniu przywileju korzyści po pierwszym złamaniu reguł przez gracza The Gunners. Mikel Arteta na konferencji prasowej po meczu jasno dawał do zrozumienia, że w jego mniemaniu sędzia nie postąpił słusznie. Hiszpan żądał szczegółowych wyjaśnień. Przepisy jasno stwierdzają jednak, że w takich okolicznościach sędzia ma prawo zsumować dwie żółte kartki i wyrzucić danego zawodnika. Był to po prostu głupi błąd Martinelliego, a decyzję sędziego nie sposób podważyć.

Cesc Fabregas (West Bromwich Albion vs Chelsea)

Fabregas na Wyspach zdecydowanie bardziej znany jest ze swoich błyskotliwych występów w barwach Arsenalu. Hiszpan swoją najgłupszą czerwoną kartkę w karierze otrzymał grając jednak na chwałę derbowych rywali The Gunners z niebieskiej części stolicy Anglii. Doświadczony hiszpański pomocnik dopuścił się absolutnie bezmyślnego zachowania, które nie przystawało zawodnikowi z takim CV.

The Blues przegrywali 0:1 z West Bromwich Albion na wyjeździe. Sędzia podyktował przewinienie i piłkę dla gospodarzy. Stojący około 20 metrów od arbitra Fabregas z dużym impetem i (w tym przypadku kompletnie niepotrzebną) precyzją trafił piłką w twarz jednego z zawodników The Hawthorns. Były reprezentant La Furia Roja kompletnie nie przemyślał tego kopnięciai, które było w gruncie rzeczy pewnym proszeniem się o kłopoty.




Sędzia odesłał Fabregasa do szatni, a Chelsea przegrywając musiała sobie radzić w dziesięciu przez pozostałą godzinę meczu. Londyńczycy zupełnie nie udźwignęli ciężaru gry bez jednego zawodnika. Ostatecznie skończyło się na wstydliwej porażce aż 0:3.

Youssoufa Mulumbu (West Bromwich Albion vs West Ham United)

Nasz kolejny bohater podczas kariery piłkarskiej odwiedził kilka krajów. Mulumbu reprezentował drużyny w Szkocji, Francji, Demokratycznej Republice Kongo oraz Anglii. Na wyspach grał na chwałę Norwich City oraz West Bromwich Albion. 37-latek wciąż nie zawiesił butów na kołku. Aktualnie przynależy do zespołu US Orleans. Jest to trzeci poziom ligowy we Francji.

Defensywny pomocnik, na Wyspach najbardziej został zapamiętany z reprezentowania WBA. W ich koszulce zaliczył aż 214 spotkań. Zdobył w nich 14 goli i 11 asyst. Cechował go ostry styl gry, który często wykraczał poza ramy przepisów. Taktyczne faule czy zacięta walka o piłkę na pograniczu faulu to jedno, a wzięcie futbolówki w ręce i wycelowanie nią z całej siły w rywala to już druga sprawa.

W końcówce sezonu 2013/14 West Bromwich mierzyło się przed własną publicznością z West Hamem United. Młoty pewnie prowadziły 3:1. Walkę o bezpańską piłkę toczyli Mulumbu i Gary O’Neill (tak, ten sam, który aktualnie jest trenerem Wolves). Było to bardzo lekkie starcie, w którym zawodnicy nie ucierpieli właściwie w żadnym stopniu. O’Neill jedynie lekko chwycił rywala, ale nie wywołało to nawet większego zachwiania lub wywrócenia na murawę. Takich pojedynków podczas każdego meczu jest tysiące.

Mulumbu coś jednak się w nim nie spodobało. Podniósł piłkę po gwizdku arbitra i z całej siły kopnął w stronę gracza The Hammers. Sytuacja niegodna boisk okręgówki, a co dopiero boisk angielskiej ekstraklasy.




Frideric Piquionne (Everton vs West Ham United)

Przedstawiana na samym początku czerwona kartka Diallo miała słodko-gorzki smak. Z uwagi na zdobycie bramki dającej wygraną nad odwiecznym rywalem w ostatniej akcji meczu, młody Iworyjczyk na pewno zdecydowanie bardziej cieszył się z gola niż rozmyślał nad konsekwencjami wyrzucenia z placu gry. Bardzo podobny przypadek Friderica Piquionne’a zakończył się jednak gorzko-gorzkim posmakiem.

Piquionne był środkowym napastnikiem. Latem 2010 roku przeniósł się do drużyny West Hamu United. Londyńczycy wykupili go za nieco ponad milion euro z Olympique Lyon. Zawodnik nie był snajperem z najwyższej światowej półki. Nie potrafił hurtowo trafiać do siatki. Wciąż widać było jednak, że ma wrodzony instynkt strzelecki, który w niektórych momentach potrafi dać o sobie znać. Widać było to w 84. minucie spotkania z Evertonem. Piquionne świetnym strzałem głową trafił do bramki strzeżonej przez Tima Howarda. Jego gol dał Młotom prowadzenie 2:1.

Reprezentant Martyniki postanowił wskoczyć pomiędzy kibiców West Hamu w sektorze wyjazdowym. Wraz z nimi celebrował swoje trafienie, zupełnie zapominając, że zaledwie 2 minuty wcześniej dostał pierwszą żółtą kartkę. Arbiter Peter Walton nie miał wyboru i za przedostanie się do fanów na trybunach ukarał Piquionne drugim „żółtem”.

Do końca meczu na Goodison Park pozostało 5 minut regulaminowego czasu gry, plus kilka minut doliczone przez sędziego. Młoty przez lekkomyślność swojego atakującego musiały bronić się w „dziesiątkę”. Ta misja nie zakończyła się powodzeniem. W samej końcówce Maroune Fellaini wyrównał rezultat spotkania. West Ham musiał zadowolić się wywiezieniem jednego punktu z niebieskiej części Merseyside, a Piquionne mógł sobie tylko pluć w brodę za swój bardzo nierozsądny błąd.

Ricardo Fuller (Stoke City vs West Ham United)

Na koniec zostawiliśmy dwa nietuzinkowe przypadki. Do tej pory opieraliśmy zestawienie jedynie na przewinieniach zachodzących pomiędzy graczami obu drużyn. Ricardo Fuller nie chciał iść za tłumem i wyleciał z boiska za uderzenie w twarz… kolegi z własnej drużyny.

Ba! Fuller zdecydował podnieść rękę na samego kapitana ekipy Stoke City — Andy’ego Griffina. Carlton Cole zdobył bramkę na 2:1 dla West Hamu po prostym minięciu Griffina. Fuller miał pretensje do kapitana po straconej bramce przez Garncarzy. Spowodowało to sprzeczkę pomiędzy nimi. Fuller od słów przeszedł do czynów i spoliczkował Griffina. Sędzia dostrzegł ten incydent i pokazał Jamajczykowi czerwoną kartkę.

Angielska prasa podawała, że Griffin miał pokazywać Fullerowi drogę do szatni i krzyczeć, że ten nie prezentuje się lepiej od niego i zasługuje na to, by już teraz zejść z boiska. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Jamajczyk posłuchał jego wskazówek.




Fuller usprawiedliwiał swoje zachowanie w wielu wypowiedziach pomeczowych. Jego główną linią obrony było to, że został sprowokowany. Fani domagali się sprzedania Fullera pomimo, że był zdecydowanym liderem ich formacji ofensywnej. W 19 ligowych potyczkach przed feralnym zdarzeniem zdobył 6 goli i 1 asystę. Komisja ligi zdecydowała o zawieszeniu go na dwa następne mecze (z Chelsea i Liverpoolem). Fuller ostatecznie pozostał w klubie na dwa kolejne lata. W barwach Stoke łącznie zaliczył okrągłe 50 goli oraz 23 asysty w 208 starciach.

Po 13 latach od tamtego wydarzenia głos zabrał też trener Tony Pulis. Szkoleniowiec opowiedział o kulisach tej sytuacji oraz o tym, co działo się w szatni po ostatnim gwizdku arbitra.

„Pokłócili się. Andy też był energicznym człowiekiem. Był bardzo niski, ale był żywym i twardym dzieciakiem. Ricardo był z kolei Jamajczykiem, który też miał krótki zapalnik. Mieli naprawdę gorący temperament. Kiedy spotyka się dwóch takich ludzi, trzeba zrozumieć, że ich pasja i zaangażowanie czasami mogą przeważać nad wrażliwością. Myślę, że obaj żałują tego, co wtedy się stało. Po meczu zebrałem szatnię, upewniłem się, że ustaliliśmy kilka rzeczy pod względem dyscypliny, a następnego dnia zebrałem obu chłopaków, by ostatecznie wszystko uporządkować” — wspominał Walijczyk.

Kieron Dyer i Lee Bowyer (Newcastle United vs Aston Villa)

Pozostajemy w klimatach „friendly fire”. O ile w powyższym przypadku jedynym inicjatorem przemocy fizycznej był Fuller, to w tym przypadku dwóch zawodników tego samego zespołu zdecydowało przeprowadzić szybki sparing mieszanych sztuk walki na środku boiska St James’ Park.

Na ten bardzo oryginalny pomysł wpadli Kieron Dyer i Lee Bowyer reprezentujący barwy Newcastle United. Anglicy rzucili się sobie do gardeł i wymienili kilka solidnych ciosów. Podczas szarpaniny koszulka Bowyera została rozdarta aż do klatki piersiowej, ale on wciąż wrzeszczał i próbował się uwolnić.

„Myślę, że uderzył mnie cztery razy. Te ciosy nie bolały, ale zanim nadszedł czwarty cios, pomyślałem „pieprzyć to” i skontrowałem go jednym. Gareth Barry rzucił się, by powstrzymać Bowyera i odsunąć go ode mnie. Byłem stosunkowo spokojny, ale ponownie spojrzałem na Bowena, a on pienił się i wściekał. Nie zdawałem sobie sprawy, że mogę zostać wyrzucony z boiska za walkę z kolegą z drużyny” — powiedział Dyer wspominając swoje pamiętne starcie.




Trudno uwierzyć, ale nie była to jedyna szalona czerwona kartka dla Srok w tamtym spotkaniu z Aston Villą. Steven Taylor został odesłany do szatni za zatrzymanie piłki ręką w polu karnym. Taylor został ostatnim zawodnikiem The Magpies po tym, jak Darius Vassel zostawił w polu bramkarza Srok. Anglik popisał się kapitalną interwencją, do której nie był jednak uprawniony. Taylor wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich, gdy udawał, że został trafiony piłką w twarz. Sędzia wyrzucił go do szatni, a rzut karny chwilę później na bramkę zamienił Gareth Barry. Ten kuriozalny mecz The Villans wygrali 3:0, a Newcastle kończyło go z ośmioma piłkarzami na boisku.

Nick Pope (Newcastle United vs Liverpool)

Na sam koniec zostawiliśmy najświeższą sytuację, bowiem wydarzyła się ona nieco ponad rok temu. 19 lutego ubiegłego roku Newcastle United mierzyło się w domowym starciu z drużyną Liverpoolu. Sroki były na fali wznoszącej po bardzo udanej pierwszej części sezonu, którą zakończyły w czołowej trójce stawki Premier League. W 22 ligowych starciach Sroki doznały tylko jednej porażki. Ich jedynym pogromcą był właśnie zespół The Reds, który pokonał ich 2:1 na Anfield!

Czerwoni znaleźli sposób na pokonanie piłkarzy trenera Eddiego Howe’a również w wyjazdowym meczu. Na listę strzelców już w pierwszych dwudziestu minutach gry wpisali się Darwin Nunez i Cody Gakpo. W 24. minucie doszło do sytuacji, która dobiła gospodarzy. Bramkarz Nick Pope został ukarany czerwoną kartką za zagranie ręką (a dokładnie to nawet obiema rękami) poza obrębem własnego pola karnego. Do złamania przepisów nie doszło jednak tuż za linią szesnastego metra, a w pobliżu linii środkowej.

Angielski golkiper źle obliczył lot piłki zagranej przez Alissona Beckera. Brazylijczyk w swoim stylu długim podaniem wypuścił Mo Salaha na pojedynek biegowy. Pope widząc, że Dan Burn nie ma najmniejszych szans na dogonienie Egipcjanina postanowił sam ruszyć do futbolówki. Próbował ją wybić głową. Piłka jednak jedynie otarła jego czuprynę i wylądowała na ziemi. Pope upadł twarzą prosto na futbolówkę. Anglik dał się ponieść instynktom i zagarnął piłkę pod klatkę piersiową. Szybko próbował zatrzeć ślady i odrzucił ją przed siebie, ale sędzia nie dał się zwieźć. Wpadka golkipera była zbyt duża, by można było ją przeoczyć. Zobaczcie zresztą sami, bo jest to naprawdę kuriozalna sytuacja.