Wczoraj pisaliśmy o tych, którym poszło. No ale wszystkim pójść nie mogło, bo futbol byłby bez sensu. Jednakże niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza antyjedenastka 15. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

DAVID RAYA

Poza trafieniem Rice’a w ostatniej minucie, zdecydowanie najlepszym highlightem meczu z Luton był uśmiech na twarzy Aarona Ramsdale’a po trzecim trafieniu gospodarzy. Anglik po prostu wie, że prędzej czy później wróci na stałe między słupki bramki Kanonierów. Raya po raz kolejny udowodnił, że w kluczowych momentach brakuje mu centymetrów i koncentracji. Ok, przy pierwszej bramce nie zawinił. Jednakże druga i trzecia, gdy najpierw nie zdołał wypiąstkować dośrodkowania po kornerze, a następnie puścił pod sobą strzał Barkleya, totalnie obciążają jego konto. Na szczęście podopieczni Artety nadrobili jego błędy z nawiązką.

OBROŃCY

LEVI COLWILL

Wychowanek Cobham założył w spotkaniu z United opaskę kapitana, ale podobnie jak większość jego kolegów nie uniósł ciężaru meczu na Old Trafford. Miewał kłopoty z upilnowaniem zaskakująco dobrego tego dnia Antonego. Natomiast to nie Brazylijczyk go ostatecznie pogrążył, a Scott McTominay. Przy pierwszej bramce na chwilę odpuścił krycie Szkota i nie zdążył ze skutecznym blokiem po ping pongu w szesnastce The Blues. Przy drugiej zawalił już po całości, bo dał się w łatwy sposób przepchnąć i wyprzedzić pomocnikowi United. Słabo. Po prostu słabo.

KIERAN TRIPPIER

Rzadko zdarza się, że jednego piłkarza można obwinić za stratę aż trzech goli. Do 79. minuty Trippier zaliczał niezłe zawody, ale potem stał się winowajcą przy wszystkich trafieniach rywali. Najpierw oddał piłkę Dwightowi McNeilowi, którzy sam skończył akcję. Potem zrobił to samo, prezentując w strefie obronnej futbolówkę Jackowi Harrisonowi, który wypracował trafienie Abdoulaye’owi Doucouré. Na koniec złamał linię spalonego przy długim zagraniu do Beto, po którym Portugalczyk wykorzystał sytuację sam na sam.

MANUEL AKANJI

Bardzo mizerny występ Szwajcara. Kompletnie nie radził sobie z wysokim tempem narzuconym przez drużynę Aston Villi. Brakowało mu bardzo mocno spokoju i pewności siebie. Niewłaściwie współpracował z partnerami z bloku defensywnego, a także momentami źle się ustawiał.

OLA AINA

Drużyna Nottingham Forest doznała w ostatniej serii gier angielskiej ekstraklasy kompromitującej porażki w starciu z zespołem Fulham. Tricky Trees przegrali z The Cottagers aż 5:0, a więc ich obrońcy mogli być właściwie pewni, że jeden z nich znajdzie się w naszej antyjedenastce kolejki. Padło na Ainę, który zdaje się był najsłabszym punktem tej fatalnej formacji defensywnej Forest. Maczał palce przy utracie kilku goli, a przy trzecim golu dla rywali zachował się naprawdę beznadziejnie.

POMOCNICY

ENZO FERNANDEZ

Sprokurował jedenastkę już na samym początku potyczki na Old Trafford, faulując Antonego. Na jego szczęście rzut karny obronił Sanchez. Bez wyraźnego wpływu na grę przyjezdnych – nie imponował ani w ataku, ani w defensywie. Dawał się mijać bez większego wysiłku, co w połączeniu z przeciekającą defensywą i równie słabą postawą Caicedo doprowadziło do aż 28 strzałów United. Miał wyraźnie najwięcej strat spośród wszystkich pomocników środowego wieczoru.

IBRAHIM SANGARE

Nie dawał sobie rady z tempem narzuconym przez Fulham. Iworyjczyk, podobnie jak cały środek pola Nottingham Forest, wyglądał bardzo słabo. Wiele o jego występie mówiła decyzja Stevena Coopera o zmianie już w przerwie. Niestety, trudno było wtedy cokolwiek zmienić – już wtedy mieliśmy wynik 0:2. Ostatecznie zdjęcie Sangaré z boiska nie zmieniło wiele, ale to nie zmienia faktu, że wypadł bardzo blado.

PHIL FODEN

Pep Guardiol wolał wykorzystać nastoletniego Oscara Bobba na ostatnie 20 minut niż dalej trzymać na placu gry Phila Fodena. Anglik nie zaoferował, bowiem od siebie zbyt wiele w ostatnim spotkaniu Obywateli. Zdecydowanie zabrakło przede wszystkim konkretów i zachowania zimnej krwi w kluczowych sytuacjach pod bramką rywali.

NAPASTNICY

ERLING HAALAND

Choć to Haaland jako jedyny strzelał na bramkę The Villans, jego występ ciężko określić innym mianem niż tragiczny. Norweg zmarnował dwie znakomite sytuacje, gdy najpierw uderzał z lewej nogi, a następnie próbował pokonać Martineza jeszcze z główki. Na tym zakończył się jego udział w meczu. Pau Torres i Ezri Konsa po 10. minucie schowali go głęboko do kieszeni i pilnowali, by jakimś cudem z niej nie wypadł – napastnik City miał 17 kontaktów z piłką w całym meczu i wykonał ledwie 7 celnych podań. Jeden z najgorszych jego meczów w koszulce Obywateli.

JULIAN ALVAREZ

Nie tylko Erling Haaland zawodził w grze ofensywnej podczas pojedynku panujących mistrzów Anglii z Aston Villą.  Był zupełnie bezradny w polu karnym oponentów. Zupełnie nie układała się jego współpraca z Haalandem oraz innymi graczami formacji ofensywnej Manchesteru City. Długimi fragmentami był zagubiony, jak dziecko we mgle. Nie wniósł nic pozytywnego do gry The Citizens, aż w końcu został zdjęty z placu gry na Villa Park.

DIVOCK ORIGI

Całkowicie bezbarwny występ byłego napastnika Liverpoolu. Jego drużyna przegrała 0:5, więc w dużym stopniu wynik mówi samo za siebie. Jednak wciąż nie oddaje w pełni tego, jak bardzo bezradny był belgijski atakujący w pojedynkach z obrońcami Fulham. A jeśli już udawało mu się z rzadka dojść do groźnej sytuacji, to koncertowo ją marnował.