Chelsea wróciła do żywych i ze stanu 2-0 doprowadziła do remisu 2-2. Po fatalnej pierwszej połowie (gole dla Villi strzelali Cucurella i Rogers), w drugiej połowie do siatki trafili Madueke i Gallagher. Nie obyło się także bez kontrowersji.

Cucurella, Mudryk i Madueke to przykład prania pieniędzy

Nie widzę innego wytłumaczenia. Patrząc na ich grę, do głowy przychodzi podobne pytanie, jak w przypadku Antonego w Manchesterze United. Jak oni się tu znaleźli? Może nie w League Two, ale w Championship znajdzie się wielu zawodników potrafiących lepiej uprawiać ten sport niż trójka „piłkarzy” Chelsea. Przykładem będzie chociażby Rogers, któremu kilka linijek poświęcę później.

Marc Cucurella wszystko co mógł, zrobił źle. Zaczynając od samobója, przez bycie absolutnie ośmieszanym przez Baileya, po drugiego gola dla Aston Villi, gdzie gdyby nie jego dwa koślawe wybicia, piłka nigdy nie trafiłaby pod nogi Rogersa. Mychajło Mudryk zaliczył w tym spotkaniu z 5 niecelnych podań do najbliższego kolegi, strzał w aut, żenujący drybling, a następnie stratę i faul na Cashu z żółtą kartką w efekcie. Madueke może i strzelił gola, w końcu trafiając w bramkę, ale to nic nie zmienia. Jego dryblingi były fatalne, wyjeżdżał poza boisko, nie potrafił dograć celnie piłki, a gdy mógł strzelać prawą nogą, to usilnie szukał lewej albo nawet zawracał i uciekał z pola karnego.

Najbardziej jednak ze wszystkiego irytowało – mnie, jako sympatyka The Blues – ich nastawienie. Gdy Cucurella w fatalny sposób zawalił obie bramki, rozkładał ręce, machał nimi szukając winnego. Madueke po każdym przegranym pojedynku niczym sfrustrowane dziecko odmawiał podania ręki rywalowi. Obaj skrzydłowi Chelsea właściwie nie wracali do obrony – krew zalewała każdego, kto widział ich trucht, gdy Aston Villa sunęła z kontrą po stracie tej dwójki. Brakuje im odpowiedniego nastawienia, myślenia na boisku, ustawienia, umiejętności piłkarskich. Nawet koledzy nie chcieli już podawać na lewą flankę, wiedząc że zagranie do Mudryka i Cucurelli skończy się stratą. Ich transfery to przykład absurdalnego skautingu, albo prania pieniędzy.

Morgan Rogers to będzie gość

Da się znaleźć perełkę z Championship? Taką, która nie kosztuje 50 milionów funtów, nie potrzebuje wymówek i dwóch lat aklimatyzacji? Da się. Morgan Rogers przyszedł zimą z Middlesbrough za niecałe 10 milionów funtów do Aston Villi i od razu dał coś ekstra tej drużynie. Może zaplecze Premier League to nie jest aż Szósta Liga Europy, ale najlepsi jej piłkarze spokojnie poradzą sobie na najwyższym poziomie.

Od 27. kolejki Premier League zaczął grać regularnie u Emery’ego. Może zagrać z lewej strony, może zagrać na środku. Na pierwszy rzut oka podoba się jego decyzyjność, nie szukanie „kwadratowych jaj”. Ma dobrą sytuację do uderzenia – próbuje, i to z reguły groźnie. Ma oczywiste okno do groźnego podania? Po prostu celnie podaje. Widać po nim też pewność siebie – dziś uskutecznił lekki banter parodiując cieszynkę Cole’a Palmera. Takich młodych chłopaków cenimy i życzymy jak najlepiej.

Aston Villa rozczarowała, sędziowie też

Po pierwszej połowie wydawało się, że Aston Villa ma wszystko pod kontrolą, Chelsea nie potrafiła stworzyć żadnej dogodnej sytuacji przez około 60 minut gry. Co chwilę były okazje do groźnych kontrataków. I jakby w drugiej połowie Emery powiedział „stop”, a cała drużyna przestała grać w piłkę. Dosłownie nie było tam intencji, by wyjść z własnej połowy z piłką, a przecież to była ta sama Chelsea, otwarta i wrażliwa na ataki.

Trochę to rozczarowujące, bo The Villains mieli wszystko w swoich rękach. Ostatni swój mecz grali 6 dni temu i było sporo czasu na odpoczynek. Oczywiście, urazy Tielemansa i Martineza nie pomogły w tym meczu, ale to nie usprawiedliwia aż takiego oddania pola drużynie Pochettino. Do tego doszły głupie zabawy pod własną bramką, co mogło skończyć się nawet porażką. Tak jakby rozluźnienie wdało się w szeregi Aston Villi, gdy Diego Carlos praktycznie stworzył sytuację sam na sam Cole’owi Palmerowi. Ostatecznie cudowny gol Gallaghera dał Chelsea remis, ale wcześniejszy gol Madueke wynikał z niefrasobliwości obrony gospodarzy.

Trzeba też powiedzieć kilka słów o sędziowaniu tego spotkania. Pierwszą kontrowersją może być Douglas Luiz i jego udział w tym spotkaniu. Brazylijczyk faulował Caicedo w drugiej połowie, a potem sam złapał Ekwadorczyka za koszulkę i nie chciał puścić. W tej sytuacji sędzia dał z jakiegoś powodu żółte kartki obu zawodnikom. Podpalony Luiz kilka minut później znów ostro wszedł w nogi Caicedo, ale arbiter podarował mu to. Zareagował Emery – ściągnął pomocnika od razu.

Druga kwestia to nieuznany gol Disasiego na 2-3. Sędziowie po analizie VAR dopatrzyli się faulu Badiashile na Diego Carlosie. Pojedynek wagi ciężkiej, Francuz pchnął przy walce o górną piłkę Carlosa, ten się przesunął kawałek, co pozwoliło obrońcy Chelsea dośrodkować. Początkowo sędzia uznał, że żadnego faulu tam nie było – i ja bym przy takiej decyzji został, bo to była zwykła walka o piłkę.

Trzecia kwestia to zakończenie meczu. Pawson zagwizdał, gdy obrońcy Villi popełnili błąd i źle rozegrali piłkę, co dawało szansę na kontrę Chelsea. Skończył też spotkanie wcześnie – do doliczonego czasu dodał 2 minuty, gdy były faule, stałe fragmenty gry, zmiany i analiza VAR. Kiepsko sędziowany mecz, sporo kontrowersji.