Kolejna seria spotkań za nami! Jak zwykle nie zabrakło emocji, a nasi redaktorzy postanowili wyróżnić tych, którzy na to w ich opinii zasłużyli. Po zaciętym głosowaniu, tak przedstawia się jedenastka najlepszych zawodników minionej kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

JOSE SA

Ci, którzy początkowo ubolewali nad odejściem Ruiego Patricio, chyba szybko o nim zapomnięli. Wszystko za sprawą innego, portugalskiego dżentelmena, który na Moulinex trafił z Olympiakosu. W sobotnie południe Wilki pokonały Southampton 3:1, a jednym z ojców zwycięstwa był właśnie Sa. Próbkę jego umiejętności mogliśmy zobaczyć po strzale Mohammeda Salisu z zaledwie kilku metrów. Golkiper Wolves wykazał się niesamowitym refleksem, a to był dopiero początek. W kolejnej sytuacji portugalski golkiper w ostatniej chwili wygarnął futbolówkę spod nogi Jana Bednarka i uchronił swoją ekipę przed utratą pierwszego gola. Koniec końców Sa piłkę do bramki wpuścił, ale bądźmy szczerzy… który bramkarz wyłapałby tę petardę Ward-Prowse’a z rzutu wolnego? Ogółem dziewięć obron i dwie udane interwencje sam na sam. Nie było lepszego kandydata na pozycję golkipera w naszej jedenastce. No dobra, może Jack Butland, ale jemu przytrafiło się kilka błędów więcej.

OBROŃCY

BRANDON WILLIAMS

Najlepszy występ Williamsa w barwach Kanarków. Na takie mecze w jego wykonaniu czekają nie tylko fani zespołu z Carrow Road, ale również szefostwo na Old Trafford. Bardzo solidny w defensywie, gdzie przyszło mu toczyć pojedynki z Anthonym  Gordonem. Zresztą po jednej z takich wygranych batalii z młodym skrzydłowym rywali, ruszył lewą flanką do ataku i popisał się cudowną asystą do Idaha. Wygrał dwa pojedynki w powietrzu, trzy na ziemi, zaliczył jeden przechwyt i trzykrotnie „czyścił” zagrożenie ze strony rywali. Schodząc z boiska w 77. minucie, za swoją dobrą postawę otrzymał od kibiców owację na stojąco.

TRENT ALEXANDER-ARNOLD

Sezon 18/19 kończył z dwunastoma asystami w Premier League. Sezon 19/20 kończył z trzynastoma asystami na koncie. Mamy zaledwie półmetek kampanii 21/22, a ten w niedzielę w meczu z Brentford już wykręcił dziesiątą asystę. Anglik został pierwszym obrońcą w historii ligi, który zaliczył dziesięć lub więcej asyst w trzech sezonach. Obecny rekord należy do Thierry’ego Henry’ego i Kevina De Brunye, którzy w jednym sezonie ligowym zdobyli ich 20.

Do końca rozgrywek Liverpool ma jeszcze 17 spotkań. Myślicie, że prawy obrońca The Reds ich przebije?

RAYAN AIT-NOURI

Wywalczony rzut karny i bardzo dobra gra w obronie to recepta na same pochwały. Francuski defensor Wilków w spotkaniu z Southampton imponował niesamowitymi inklinacjami ofensywnymi, a także skuteczną defensywą. Osiem wygranych pojedynków, siedem odbiorów, aż pięć zagrać w ostatnią strefę boiska, dwie wykreowane sytuacje bramkowe i jedna asyste. Te liczby robią wrażenie jak na obrońcę, prawda?

ANDREW ROBERTSON

Boki obrony Liverpoolu w meczu z Brentford hulały aż miło. W założeniu taktycznym Kloppa jasno szło wyczytać jego koncepcję. Brak Mo Salaha i Sadio Mane sprawił, że w ofensywie w ich buty miała wejść dwójka Robertson – Alexander-Arnold. I trzeba powiedzieć, że wspomniana dwójka poradziła sobie fantastycznie.  Szkot w niedzielne popołudnie asystował przy bramce Oxlade’a Chamberlaina, co było jego 45. asystą w historii Premier League. Co ciekawe, Robertson ma tylko osiem asyst mniej niż Leighton Baines. Z tym, że legenda Evertonu na ten moment zagrała o 216 meczów więcej.

POMOCNICY

JACOB RAMSEY

Ojciec zaskakującego powrotu Aston Villi w sobotnim spotkaniu z Manchesterem United. Choć od Jacoba bardziej w oczy rzucał się Emi Buendia, to właśnie znakomita postawa młodego wychowanka przyniosła jeden punkt The Villans. 20-latek najpierw zachował się jak klasowy napastnik – wdarł się w pole karne, znalazł sobie miejsce między Varane’em a Tellesem i posłał uderzenie niepozwalające na udaną interwencję de Gei. Przy drugiej urwał się Maticiowi i popisał się dokładnym podaniem do Coutinho, omijającym całą linię obrony. W dodatku 100% udanych dryblingów, 5 zagrań w ostatnią tercję boiska, 3 wygrane pojedynki, 1 asysta, 1 gol. Ramsey? TOP.

KEVIN DE BRUYNE

Kolejny raz okazał się katem Chelsea. Belg zaliczył naprawdę wyśmienite popołudnie na Etihad Stadium, dając w ostatecznym rozrachunku fantastycznym strzałem swojej ekipie trzy punkty. Można się kłócić, czy aby na pewno Kepa nie mógł zrobić czegoś więcej? Ale nawet gdyby, to akcją, w której odpychasz od siebie N’Golo Kante, mkniesz na bramkę rywala i umieszczasz piłkę w siatce idealnym strzałem z dystansu tuż przy słupku, zawsze znajdziesz się na czołówkach gazet i portali.

Środkowy pomocnik The Citizens był nie do zajechania i kilkukrotnie siał spustoszenie wśród podopiecznych Tuchela. W pierwszej połowie niemalże bezpośrednio swoim pressingiem na Mateo Kovačiciu wykreował setkę Grealishowi. Po przerwie posłał kapitalne podanie wzdłuż linii obrony do wybiegającego Sterlinga. Zaliczył także najwięcej udanych dryblingów na boisku. No i ten gol… Chapeau bas, Panie De Bruyne!

BRUNO FERNANDES

Kolejny mecz Manchesteru United. Kolejny powód dla kibiców tego klubu do złości na swoich zawodników. Czerwone Diabły roztrwonili prowadzenie 2:0 i ostatecznie z Villa Park wywieźli tylko punkt. Z sobotniego starcia nie możemy przyczepić się do jednego zawodnika United. Mianowicie do Bruno Fernandesa. Portugalczyk w końcu pokazał na co go stać i zagrał tak jak za dobrych czasów z początków jego przygody na Old Trafford. Gdyby nie jego dwie bramki i bardzo dobra gra w drugiej linii zespołu, ciężko byłoby ekipie Rangnicka powalczyć choćby o ten remis. Portugalczyk zanotował aż 50 podań, z czego 84% z nich trafiało do celu. Oddał dwa strzały, które koniec zamienił na gola. W dziesięciu pojedynkach jeden na jeden zwycięsko wychodził pięciokrotnie, co jak łatwo wyliczyć dało 50% skuteczności.

JACK HARRISON

WOW, cóż to był za występ w wykonaniu Jacka Harrisona. Rzadko się zdarza, żeby ustrzelić hat-tricka i zagrać tak fantastyczne spotkanie w niemalże każdym, piłkarskim aspekcie. Pierwsza bramka padła po szybkiej i naprawdę składnej akcji Leeds. Najpierw piłkę na szesnastkę do Klicha wycofał Raphinha. Ten starał się oddać mocny strzał, jednak na linii bramkowej bardzo dobrze zachował się Fabiański. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Zaraz po wybiciu piłki, dopadł do niej Forshaw i w podobny sposób wycofał ją do Harrisona. Ten mocnym, plasowanym strzałem w dalszy róg bramkarza zdobył pierwszą bramkę w niedzielnym starciu z Młotami. Hejterzy powiedzą, że druga bramka Anglika wynikała w większości z przypadku. Jednak wolimy wyznawać zasadę, że szklanka zawsze jest do połowy pełna, dlatego powiemy, że w polu karnym też trzeba umieć się znaleźć. Jeśli nie przekonały Was dwie pierwsze bramki Harrisona, to co powiecie o trzeciej? Wszystko co dobre dla Leeds rozpoczęło się od niedokładnego przyjęcia Jarroda Bowena. Piłkę przejął Stuart Dallas, skrzętnie zagrał do Raphinii. Ten nie zastanawiając się długo odegrał ją do Harrisona, który bardzo pewnie przeniósł piłkę nad bezradnym Łukaszem Fabiańskim. W niedzielne południe Harrison i spółka zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie. Hat-trick, 66% skutecznych podań, dwa podanie otwierające drogę do bramki, ogółem cztery oddane strzały i aż 17 pojedynków z rywalami. W szkolnej skali wystawiamy piątkę. Albo nie. Piątkę z plusem!

EMILIANO BUENDIA

Szczerze mówiąc mieliśmy tu sporą zagwozdkę. Miejsce, które w naszej jedenastce kolejki ostatecznie zajął Emiliano Buendia mógł równie dobrze zająć Bernardo Silva. Koniec końców doszliśmy do wniosku, że Buendia w meczu z United zagrał tak dobrze, że aż żal byłoby go pominąć. Jeśli ktokolwiek miałby jakieś wątpliwości… zerknijcie tylko na statystki poniżej. Argentyńczyk zagrał fantastyczne spotkanie,

NAPASTNICY

ADAM IDAH

Dean Smith zdecydowanie przychylniejszym okiem patrzy na Adama Idaha, niż miało to miejsce w przypadku Daniela Farke. Młody napastnik rozpoczynał każdy z ostatnich trzech meczów Kanarków w podstawowej jedenastce i spotkanie z Evertonem przyniosło mu pierwszego gola na poziomie Premier League. Kluczowego, bo zapewniającego odbicie się jego ekipie od dna ligowej tabeli.

Idah sprawiał sporo problemów niemrawej po raz kolejny w tym sezonie defensywie The Toffees. Zawodnicy (jeszcze wtedy) Rafy Beniteza nie potrafili sobie poradzić z jego fizycznością i dobrym ustawianiem się w ataku. Świetnie wykończył podanie Brandona Williamsa, mimo słabego pierwszego kontaktu z piłką. Wywalczył kilka fauli na połowie rywala, które dawały kolejne stałe fragmenty gry, ale również zasuwał w defensywie, co doprowadziło do kapitalnej okazji sam na sam Rashicy pod koniec meczu.