Puchar Anglii to najstarsze piłkarskie rozgrywki na świecie, wciąż cieszące się ogromną renomą i wielkim prestiżem dla zwycięzców. Te mimo wszystko nieco podupadły, a swój wpływ miał na nie z pewnością potencjał finansowy. Dla grubych ryb angielskiego futbolu gra toczy się bowiem o drobne.

Flagowy turniej spod szyldu FA wciąż gwarantuje oczywiście przepustkę do europejskich pucharów. Jest to więc często droga dla gigantów, którym z różnych powodów nie wiodło się w lidze, żeby dostać się do Europy tylnymi drzwiami. To jednak pieniądze napędzają prawdziwą rywalizację, a te w FA Cup wcale nie zachwycają. Ponadto pandemia jeszcze uszczupliła budżet, przez co wszystkie nagrody wróciły do poziomu z sezonu 2017/18. O jakich kwotach mowa i czy drużyny mają o co grać? Oczywiście wszystko zależy do tego, na jakim poziomie rozgrywkowym występują na co dzień.

Skromne nagrody finansowe

Rozgrywki o Puchar Anglii składają się z czternastu rund. Większość z nas swoją uwagę zwraca na nie dopiero wtedy, gdy do gry wkraczają ekipy z Premier League. Trzeba jednak pamiętać, że na niższych szczeblach rywalizacja zaczyna się ponad cztery miesiące wcześniej. Wtedy właśnie startuje pierwsza runda preeliminacyjna. 368 klubów z niższych poziomów rozgrywkowych może liczyć na zastrzyk gotówki w postaci 1125 funtów dla wygranych i 375 funtów dla przegranych. Pokonani otrzymują nagrodę pieniężną do czwartej rundy eliminacyjnej.

Wraz ze zwiększaniem poziomu trudności, nagrody rzecz jasna rosną, tak żeby w ostatniej fazie przed wkroczeniem klubów z elity osiągnąć poziom 34 tysięcy funtów. Od tego momentu, czyli trzeciej rundy, mamy kolejno: 82 tysiące, 90 tysięcy, 180 tysięcy, aż do 360 tysięcy, jakie może zainkasować zwycięzca spotkania ćwierćfinałowego.

Dopiero w półfinale powraca nagroda pocieszenia. Wygrany otrzymuje za ten mecz 900 tysięcy funtów, a dla przegranego czeka połowa tej kwoty. Nagroda główna w rozgrywkach wynosi 1800000 funtów, natomiast przegrany w finale otrzymuje połowę, 900 tysięcy. Dla przedstawicieli Premier League to zaledwie niewielki procent rocznych przychodów.

Do tego należy też doliczyć wynagrodzenie z tytułu praw telewizyjnych. Te wypłacane jest od pierwszej rundy zasadniczej dla każdej drużyny, której mecz jest transmitowany na żywo w telewizji. W kolejnych etapach turnieju kwoty kształtują się następująco: 67.5, 72, 144, 144, 247.5, 247.5, 350 i 600 tysięcy funtów. Porównywanie kwot do standardów Premier League nie ma najmniejszego sensu. W sezonie 19/20 najgorsza drużyna ligi, Norwich, otrzymywała ponad 2 miliony funtów w przeliczeniu na jeden mecz, tylko z podziału praw telewizyjnych.

Ile warte jest bicie gigantów?

FA Cup to jednak nie tylko wydarzenie dla największych. To właśnie małe, często zapomniane drużyny, mają tutaj szansę na pokazanie się szerszej publiczności. Fenomen bicia gigantów to jeden z najważniejszych elementów corocznych rozgrywek. Ciężko nie wspomnieć rzecz jasna o aspektach finansowych, bowiem środki zarobione na pucharze w niższych ligach mają kompletnie inne znaczenie.

W 2008 roku drużyna Havant & Waterlooville F.C. wygrała los na loterii. Po pokonaniu Swansea City awansowała do czwartej rundy, gdzie czekało ich spotkanie z Liverpoolem na Anfield Road – niewątpliwie wielka przygoda, ale też ogromny zastrzyk gotówki. Z wyliczeń Deloitte wynika, że zarobili na tej kampanii 600 tysięcy funtów, co wtedy stanowiło 70 procent ich rocznych przychodów. A mogło być jeszcze lepiej! Ekipa z szóstej ligi dwukrotnie obejmowała prowadzenie na Anfield, lecz ostatecznie musiała uznać wyższość rywali. Niemniej, ta noc przeszła do historii klubu.

Ten biznes wydaje się jednak niczym, w porównaniu do tego co kilka lat później osiągnęła ekipa Crawley Town. W sezonie 2010/11 udało im się zgarnąć z Puchar Anglii 1,5 miliona funtów! Wszystko znowu dzięki szczęśliwemu losowaniu, które zestawiło ich na Old Trafford z Manchesterem United. Samo starcie Czerwonych Diabłów z Czerwonymi Diabłami pozwoliło zarobić tym mniejszym ponad milion funtów. Złożyły się na to oczywiście pieniądze z transmisji, ale przede wszystkim podział zysków z biletów.

Regulamin FA zakłada, że przychody z biletów dzielą się równo pomiędzy obu uczestników meczu. Sama federacja piłkarska zgarnia dla siebie 10%, a oba kluby otrzymują po 45%. Tamten mecz na Old Trafford obejrzało niemal 75 tysięcy widzów, co pozwoliło Crawley na solidny zarobek. Ten nie został zmarnowany, ponieważ w dwa sezony udało się zaliczyć dwa kolejne awansy, kończąc w League One już w kampanii 12/13.

W przypadku mniejszych drużyn nieraz mówi się o zwycięskich remisach. Kiedy mecz z gigantem odbywa się na stadionie mniejszej drużyny, często bardziej opłaca się zremisować, aby zapewnić sobie lukratywną podróż na obiekt rywala. W tegorocznych zmaganiach będzie ona możliwa dopiero od piątej rundy. Wcześniej powtórki w przypadku remisów zostały zastąpione klasyczną dogrywką.

Kto w tym roku?

150. rocznica FA Cup każe nam żywić nadzieję, że będziemy świadkami wielu niesamowitych historii. W tej chwili w grze pozostało czterech uczestników spoza Football League. Drużyną najniżej sklasyfikowaną jest Kidderminster Harriers F.C., występujące w National League North, a więc na szóstym szczeblu piramidy. Oprócz nich drużyny z piątej ligi takie jak Chesterfield, Boreham Wood i Yeovil Town.

Jak do tej pory największym finansowym beneficjentem będzie Chesterfield. The Spireites zmierzą się na Stamford Bridge z Chelsea. Pozostali muszą jeszcze poczekać na swoją szansę. Kidderminster zagra z Reading u siebie, Yeovil również na własnym obiekcie podejmie Bournemouth, a Boreham Wood przyjmie w swoje skromne progi AFC Wimbledon.

Ciekawie zapowiadają się też mecze między zespołami z Premier League. Manchester United zagra z Aston Villą, a Old Trafford będzie mogło przywitać po latach Stevena Gerrarda. West Ham United zagra na własnym stadionie z Leeds, a Leicester City podejmie Watford.

Puchar Anglii startuje już dziś o 21:00. Swindon Town podejmie u siebie Manchester City.