Wielu złośliwych kibiców angielskiej piłki bagatelizuje historię Manchesteru City. Faktycznie, sukcesy z ostatnich lat i wyczyny takich piłkarzy jak Kun Agüero czy David Silva przysłaniają historię klubu z Manchesteru. Jednak przed erą szejków w błękitnej koszulce również występowali wielcy gracze. W latach 90. na Maine Road pojawił się zawodnik, który w na angielskich boiskach wyczyniał prawdziwe cuda. Tym kimś jest, dziś być może mało znany, Gruzin – Giorgi Kinkladze.

Historia zawsze jest jakaś, jest zawsze czyjaś. W “Kronikach angielskiej piłki” przedstawiamy te bardziej lub mniej znane historie związane z brytyjskim futbolem. Jedno jest natomiast pewne – wszystkie są jedyne w swoim rodzaju!

Droga na Maine Road

Kinkladze urodził się 6 lipca 1973 roku w Tbilisi. Kiedy utworzono gruzińską ligę, niemal od razu został zapisany do stołecznego Mretebi. W poważnej piłce zadebiutował, mając 16 lat. Pierwszy sezon zakończył z dwudziestoma występami. W następnej kampanii podtrzymał wysoką, jak na jego wiek, formę, a to zaowocowało transferem do Dinama Tbilisi. W ojczyźnie pozostał do 1991 roku. Wybuch wojny domowej zmusił piłkarza do wyjazdu za granicę, konkretnie do Niemiec, a jeszcze konkretniej do FC Saarbrücken.

Przed transferem do Manchesteru City, Giorgi Kinkladze zwiedził trochę świat. Po przygodzie w Niemczech został zaproponowany Atletico Madryt, jednak po przeprowadzeniu badań medycznych, nie podpisano z nim kontraktu. Nie opuszczając Madrytu, wziął udział w kilku treningach rezerwowej drużyny rywala los Colchoneros Realu Madryt. To właśnie tam zauważył go wysłannik Boca Juniors i namówił na miesięczne wypożyczenie do Ameryki Południowej. Po ciepłych i słonecznych klimatach, w końcu przyszedł czas na tańczenie w angielskim deszczu przy akompaniamencie utworu Blue Moon. W lipcu 1995 roku Obywatele zapłacili za Gruzina 4 miliony euro.

Lata 90. to sinusoida emocji dla fanów The Cityzens. Sezony 1990/91 – 1992/93 były względnie spokojne. Klub uplasował się finalnie w pierwszej dziesiątce First Division, a następnie Premier League, zajmując dwa razy piąte i raz dziewiąte miejsce. Natomiast następne kampanie to prawdziwy koszmar rodem z ulicy Wiązów. 16. i 17. lokata sprawiła, że mocna ligowa drużyna zmieniła się w średniaka kręcącego się w okolicach strefy spadkowej. Kołem ratunkowym, a raczej nowym motorem mającym napędzić tę łajbę, miał zostać Giorgi Kinkladze. Po części mu się udało, ponieważ Gruzin wyróżniał się na tle kolegów techniką i poruszaniem z piłką przy nodze.

Początki w błękitnej koszulce nie należały do najłatwiejszych. City przegrało dziewięć z pierwszych 11 meczów ligowych, a piłkarz na swoją premierową bramkę musiał poczekać do końca listopada. Słabe początki nie przeszkodziły mu znaleźć się na liście najlepszych piłkarzy Manchesteru City wszech czasów, napisanej dla The Times w 2009 roku. Zajął 42. miejsce, plasując się kilka pozycji wyżej niż Kazimierz Deyna. Ric Turner z Blue Moon opisał Kinkladze jako „prawdopodobnie najbardziej naturalnie utalentowanego zawodnika, jakiego kiedykolwiek widziałem w City”.

Noel Gallagher, jeden z założycieli legendarnej angielskiej grupy Oasis w wywiadzie z 2000 roku dla Guardiana, tak z kolei wspominał występy zawodnika rodem z Gruzji w błękitnej koszulce:

Wszyscy fani City byli zdenerwowani czy murawa będzie wygląda dobrze w sobotę i wreszcie stawiali się, żeby oglądać właśnie tego jednego gracza, lepszego od całej drużyny United. Nieważne czy byliśmy w tej samej lidze, nieważne, że oni zdobywali wszystko i grali w europejskich pucharach – bo to my mieliśmy najlepszego zawodnika w całym Manchesterze, może poza Royem Keane’em. Kinky był niesamowity. Powszechnie mówiło się, że mamy nawet najlepszego zawodnika w tym kraju. Aha, no i wyglądał dobrze w błękicie. Musiał potem odejść z powodu frustracji. Dlaczego strzelał te wszystkie bramki, biorąc na siebie ośmiu graczy? Bo nie miał komu podać. Wszyscy pozostali byli gówniani.

Tańcząc ze Świętymi

To o czym wspomniał muzyk to właśnie druga strona medalu. Jeden Kinky sukcesów nie czyni. O ile pomocnik był fenomenalny, to drużyna wokół niego… w sumie Gallagher ładnie to określił. Posiadanie w swoich szeregach “najlepszego gracza w kraju” nie wystarczyło nawet do utrzymania w Premier League. W sezonie 1995/96 Manchester City spadł na zaplecze angielskiej ekstraklasy. 

Reprezentant Gruzji na Maine Road zachwycał do 1998 roku. W błękitnej koszulce zaliczył 120 występów i zdobył 22 bramki. Jego najbardziej pamiętnym golem jest ten zdobyty przeciwko Southampton. Zawodnik The Cityzens wziął piłkę i zaczął mijać zawodników Soton jak podobizny świętych w bazylice św. Piotra.




Pomimo spadku do First Division, Gruzin nie zamierzał opuścić tonącego okrętu. Chciał pomóc w powrocie do Premier League, jednak i tym razem się nie udało. City zakończyli sezon na 14. pozycji drugiego poziomu rozgrywkowego. Jak mimo tak słabych wyników i zainteresowania ze strony znacznie mocniejszych klubów, udało się zatrzymać Kinkladze w Manchesterze? Głównie dzięki lojalności pomocnika, ale też po części za sprawą pieniędzy. Piłkarzowi dano znaczną podwyżkę, za którą kupił sobie nowe Ferrari 355. Nieco rozzłościło to właścicieli, którzy nie chcieli, aby zarobki gracza wyszły na jaw. Na ich szczęście (albo nieszczęście), pomocnik niedługo po zakupie rozbił swoje czerwone cacko, uderzając w most autostrady nieopodal Hale. Gwiazdor skończył z trzydziestoma szwami i dwoma opuszczonymi meczami. Mało brakowało, a tańczyłby ze świętymi, ale w niebie.

Powrót na angielskie łąki

W 1998 roku drogi gracza i drużyny z Manchesteru rozeszły się. Rok spędzony w Ajaxie Amsterdam nie niósł za sobą większej historii i Kinky postanowił wrócić na wyspy. Tym razem talentem i umiejętnościami zawodnika zachwycali się kibice Derby County. Na Pride Park Stadium popisywał się tym samym, czym na Maine Road techniką, dryblingiem, gracją i elegancją.

Kiedy byłem młody, należałem do gruzińskiej tanecznej drużyny narodowej. Byłem w tym dobry, ale celem wstąpienia do tej grupy było rozwinięcie się fizycznie, aby później zostać piłkarzem – zdradza Kinkladze.

Zachwycał tak jak w Manchesterze, ale i sprawiał podobne problemy. Gerald Mortimer, długoletni i szanowany dziennikarz Derby Evening Telegraph, napisał w swojej książce „The Who’s Who Of Derby County”: „Niewielu graczy w Derby wykazywało tak porywającą kontrolę nad piłką, ale stałym problemem było dopasowanie go do schematu zespołowego. Jego umiejętności nie budzą wątpliwości, ale potrzebuje solidnego i utalentowanego zespołu, aby wykorzystać jego talent”.

Kinkladze, mimo że czasem frustrował, ostatecznie pomógł Derby uniknąć spadku w sezonie 2000/01 i zagrał w pamiętnym zwycięstwie 1:0 nad Manchesterem United na Old Trafford w przedostatnim meczu sezonu. Pomimo rozpoczęcia tylko 22 ligowych spotkań w podstawowej jedenastce został wybrany piłkarzem roku w kampanii 2002/03, pierwszej po degradacji Derby do First Division. W barwach The Rams zaliczył 97 występów, w których zdobył 6 goli.

Znajomość z Oasis

Wracając do okresu spędzonego w The Cityzens: w wywiadzie dla FourFourTwo Kinkladze opowiedział m.in. o znajomości z wcześniej wspomnianą grupą Oasis.

Zawsze darzyłem szacunkiem Oasis, ponieważ byli zagorzałymi kibicami City i nie opuściliby żadnego meczu, chyba że akurat byliby w trasie wyjaśnia zawodnik. Po jednym występie na Maine Road zaprosili za kulisy piłkarzy City i tak zaczęła się nasza przyjaźń.

Znajomość między muzykami a piłkarzami nie jest niczym nadzwyczajnym w dzisiejszych czasach. Mateusz Klich opowiedział ostatnio na kanale Foot Truck o sztamie z raperem Żabsonem. Takie relacje nie są szkodliwe, chyba że doprowadzają do opóźnienia koncertu o dwie godziny.

Do dziś jesteśmy przyjaciółmi. Pamiętam, jak byłem na koncercie Oasis w Moskwie. Ochroniarz był fanem City – od razu mnie zauważył i zabrał do Noela Gallaghera. Koncert miał zacząć się o 15.00, ale spędziliśmy ze sobą dwie godziny, rozmawiając i wspominając. O 17:00 organizatorzy zaczęli dobijać się do drzwi, próbując nakłonić go do wyjścia na scenę!

Giorgi Kinkladze może nie jest wymieniany jednym tchem obok największych legend Premier League, ale swoje piętno w angielskim futbolu bez wątpienia odcisnął. Kibice Manchesteru City do dziś cenią jego talent i przede wszystkim oddanie klubowi, mimo iż ten przeżywał naprawdę trudny okres.

Może nie wygrałem nic z City, ale widziałem i czułem, co znaczyłem dla kibiców. Nie mógłbym zdradzić tego zaufania. Nie jestem typem faceta, który porzuca tonący statek.