Kiedy płacisz za piłkarza 100 milionów funtów, kibice oczekują natychmiastowych efektów. Problem w tym, że piłkarze, niezależnie od tego ile za nich zapłacono, to też ludzie. W przegranym meczu z Crystal Palace Jack Grealish pokazał jak rozwija się pod okiem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Widać było jednak również wciąż obecne spore mankamenty w jego grze, które z pewnością dają do myślenia katalońskiemu szkoleniowcowi. 

Zawodnik za 100 milionów zawsze będzie oceniany na podstawie goli i asyst. W takiej sytuacji stoimy przed ryzykiem zbyt dużego upraszczania wkładu piłkarza w grę drużyny. Jack Grealish jest tego idealnym przykładem. Oczywiście, występy reprezentanta Anglii przez pierwsze 3 miesiące w barwach Obywateli nie były fenomenalne. Nie można jednak zapominać o wielu aspektach i zmiennych, z którymi Grealish musiał się zmierzyć zamieniając Villa Park na Etihad Stadium.

Przede wszystkim, całkowitej zmianie uległa jego rola w zespole. W Birmingham Grealish musiał być kreatorem, strzelcem, liderem i mózgiem całej drużyny. Teraz został wrzucony w maszynę do wygrywania trofeów Guardioli. Jackie ma wokół siebie lepszych piłkarzy, gwiazdy światowego formatu i nikt nie oczekuje już od niego, że będzie ciągnął tę ekipę na własnych barkach.

Oczekiwania wobec niego nie polegają na zdobywaniu goli i notowaniu asyst za wszelką cenę. Chodzi o podejmowanie dobrych decyzji z piłką przy nodze tak, aby zespół strzelił gola. Odpowiedzialność za grę ofensywną rozkłada się na wielu graczy. Teoretycznie powinno to zdjąć trochę presji z Grealisha i sprawić, że będzie mógł zaprezentować więcej luzu w swojej grze. W praktyce jednak sporo czasu minie, zanim były kapitan Aston Villi w pełni przystosuje się do nowej roli w drużynie i zacznie notować takie występy, że nawet najwięksi sceptycy jego transferu nie będą mieli na co narzekać.

Grealish jak Sane i Bernardo?

Licznik Grealisha w sezonie 21/22 zatrzymał się jak na razie na 1 golu i 2 asystach w Premier League. Dołożył do tego także gola i asystę w Lidze Mistrzów w strzelaninie przeciwko RB Lipsk. Pomimo marnych liczb, biorąc pod uwagę, że jest najczęściej wykorzystywanym przez Guardiolę ofensywnym zawodnikiem w lidze, zasługuje na uznanie. Za co? Za naukę i szybką adaptację do gry dla nowego trenera, który stawia przed swoimi piłkarzami bardzo duże wymagania.

Przystosowanie się do zespołu Pepa często wymaga czasu i przykłady skrzydłowych sprowadzanych przez City w poprzednich latach idealnie to pokazują. Leroy Sane zaczął pokazywać pełnię swoich możliwości dopiero po roku spędzonym w Manchesterze. Pierwszy sezon miał bardzo spokojny, w drugim wszedł na maksymalne obroty i zaliczył 10 goli i 15 asyst. Bernardo Silva również dopiero w drugiej kampanii na Etihad Stadium stał się tym zawodnikiem, którego znamy dzisiaj. Pod nieobecność Kevina De Bruyne Portugalczyk wyrósł na lidera i być może najważniejszego architekta mistrzostwa z sezonu 18/19.

Nie inaczej było w przypadku Riyada Mahreza. Mimo że trafiał do City w zupełnie innym momencie kariery niż Sane czy Bernardo, wpasowanie się w drużynę zajęło równie dużo czasu. 7 goli i 4 asysty w pierwszym roku gry dla Obywateli nijak mają się do 11 goli i 9 asyst, które zanotował rok później. Raheem Sterling trafił co prawda na Etihad Stadium jeszcze za czasów Manuela Pellegriniego, ale w jego przypadku także pierwszy sezon pod wodzą Guardioli był nie do końca zadowalający. W drugim stał się jednym z najlepszych zawodników ligi i miał gigantyczny wkład w pierwsze mistrzostwo Katalończyka.

Właściwie nie było za czasów Guardioli w Manchesterze City skrzydłowego, który w pełni odpaliłby już w pierwszym sezonie. Nic więc dziwnego, że Grealish nie będzie w tym wypadku wyjątkiem od reguły.

Czas na weryfikację przyjdzie, ale jeszcze nie teraz

We wspomnianym na wstępie meczu z Crystal Palace Grealish był jedną z najjaśniejszych postaci w przygaszonej tego dnia drużynie City. Chciał mieć piłkę przy nodze, pokazywał się do gry i próbował przyspieszać ataki. Mimo to wciąż wygląda, jakby trochę brakowało mu zdecydowania w polu karnym rywala. Jego wejścia w szesnastkę, z pozoru groźne, wcale nie sieją jednak takiego spustoszenia w defensywie przeciwników.

Podobnie było w meczu z Club Brugge, gdy Phil Foden niejednokrotnie znajdywał go na lewym skrzydle. Żadnych wymiernych korzyści z tych ataków jednak nie widzieliśmy i City musiało szukać innej drogi do bramki Belgów.

W pewnym sensie Grealish ma szczęście, że Raheem Sterling od mniej więcej 10 miesięcy, z wyjątkiem meczów reprezentacji, jest wrakiem piłkarza, którego znaliśmy. Pewność siebie Sterlinga w magiczny sposób wyparowała i wygląda na to, że nawet Guardiola nie wie jak mu ją przywrócić. Z tego powodu Grealish ma raczej stałe miejsce w pierwszym składzie na najważniejsze mecze, co zapewne nie miałoby miejsca przy lepszej formie Raza.

Oczywiście taryfa ulgowa dla najnowszego nabytku Obywateli nie będzie trwała wiecznie. Prędzej czy później Grealish musi zacząć notować dobre liczby pod bramką rywala. Od tego nie ma ucieczki, tak samo jak od łatki piłkarza za 100 milionów, o której kibice nieprzychylni The Citizens będą przypominać po każdym gorszym meczu Anglika. Jeśli za rok nadal będziemy toczyć tą samą dyskusję o przydatności Jacka dla drużyny, wtedy zacznie się robić problem.

Po początkowych 3 miesiącach, Grealish zasługuje bez dwóch zdań na pochwały za to, jak próbuje wdrożyć się w zespół Guardioli. Powoli przydałoby się jednak, żeby zaczął zaliczać wielkie mecze. Najbliższa okazja już w sobotę. Nie będzie lepszej szansy, aby skraść serca kibiców City, niż dobry występ w derbach na Old Trafford. Tym bardziej, że w ostatnim czasie Ole Gunnar Solskjaer zaskakująco często znajdował patent na pokonanie rywala zza miedzy…