Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 3. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

DANIEL BACHMANN

Co prawda, Daniel Bachmann miał kilka niezłych interwencji i parę razy uratował Watford przed stratą bramki, tak nie zmienia to faktu, że gol Sona to głównie jego zasługa. Austriak przysnął, nie zdecydował się wyjść do piłki i ta go minęła, wpadając do bramki. Do tego doszło jego rozegranie. Dwa razy mając piłkę podał ją do zawodników Spurs, w tym ta pierwsza sytuacja była kilkanaście sekund od startu meczu. Jeśli Bachmann ograniczy błędy, które ma jak dotąd co mecz, może być niezłym bramkarzem. Ale na razie trafia do naszej antyjedenastki.

OBROŃCY

CEDRIC SOARES

Ooo, Cedric Soares, ooo Cedric Soares. Nie no, nie dziś, nie po tym weekendzie. Obrońca Arsenalu zagrał fatalnie i nie chodzi już nawet o to, że jego drużyna dostała piątkę na plecy, bo to przecież nie tylko jego zasługa, choć dwie bramki można zapisać na jego konto. U Portugalczyka w oczy najbardziej rzucał się brak zaangażowania. Jeśli macie ochotę zobaczyć jeden z jego wyczynów, to odsyłamy do filmiku. Dlaczego Cedric nawet nie próbwał gonić Sterlinga? Nie mamy pojęcia.

A jeśli macie wolne 2 minuty, to odpalcie sobie cały załączony wyżej skrót. Obrońca Arsenalu tak naprawdę tylko raz zaangażował się w akcję obronną i to w sytuacji, gdy był totalnie spóźniony, a Obywatele napędzali akcję po jego stronie. Podczas reszty sytuacji on po prostu sobie stał. Tragiczny, ale w sumie i komiczny występ.

ROB HOLDING

Miał organizować grę defensywy ze środka trzyosobowego bloku. Delikatnie mówiąc – nie wyszło. Zawalił też przy dwóch bramkach, a przy trzeciej miał swój udział. Przy pierwszym golu Torresa po prostu patrzył jak nieudane dośrodkowanie przelatuje obok niego i w efekcie trafia wprost pod nogi Hiszpana. Przy golu Jesusa postanowił nie kryć Brazylijczyka, ale też nie wyskakiwać do Grealisha prowadzącego piłkę. W drugiej połowie dołożył na swoje konto totalne zgubienie krycia przy Ferranie, który dzięki temu wykorzystał wrzutkę Mahreza.

CALUM CHAMBERS

Na nim kończymy zawodników Arsenalu w tej XI, ale spokojnie – chodzi mi tylko o graczy formacji obronnej. Wszystko o całej defensywie Kanonierów zostało napisane już wyżej, ale w przypadku Chambersa możemy dorzucić jeszcze to, że przegrał pojedynek główkowy z Gundoganem. Pomógł City rozwiązać worek z bramkami, a jak ta maszyna ruszyła, to wiadomo – już nikt nie zatrzyma, kto wejdzie pod koła, ten uciec nie zdoła, hola hola.

BRANDON WILLIAMS

Ewidentnie Brandon Williams ma jakiś problem z Norwich. W barwach Manchesteru United przeciwko nim dokonał takiego wyczynu:




Z kolei w ligowym debiucie dla Kanarków zawalił przy obu bramkach Leicester City. Najpierw zaliczył idiotyczną stratę, z czego skorzystał Pereira i wyłożył piłkę Vardy’emu. W drugiej połowie przy kontrze Lisów biegał jak dziecko we mgle, kompletnie nie kontrolując gdzie jest Albrighton. Ten ostatecznie dostał piłkę, a Williams był tak daleko od niego, że nie zdążył nawet doskoczyć i zablokować strzału. A Marc zbierał się do niego dość długo…

CAGLAR SOYUNCU

Czy na pewno ktoś nie ukradł Soyuncu i nie podstawił jakiegoś podrabiańca? Na próżno szukać Turka z zeszłego sezonu czy jeszcze wcześniejszego. Wydaje się, jakby przyjął sobie za punkt honoru grać gorzej niż jego narodowa kadra na Euro 2020. Z Norwich znów dał koncert. Naczelny elektryk obrony Leicester podał pod własną bramką wprost pod nogi piłkarzy Kanarków, ale wtedy nic z tego nie wyszło. Potem nie miał tyle szczęścia, gdy wykonywał bezsensowny wślizg w polu karnym. Skrzydłowy Norwich wylatywał już z piłką za linię końcową, ale Soyuncu powiedział „nie na mojej warcie”, wjechał mu w nogi i po konsultacji z VARem, karnego na gola zamienił Pukki. Turek ma chociaż tyle szczęścia, że Albrighton zdobył gola na wagę zwycięstwa.

POMOCNICY

GRANIT XHAKA

Granit Xhaka to ostatni bohater kibiców Kanonierów. A jak Szwajcar dostał się do tego zaszczytnego grona antyjedenastkowców? A no po prostu zrobił klasycznego Granita Xhakę. Wykonał ostry wślizg, zjechał do bazy z czerwoną, a także sprawił, że już żadnemu z zawodników Kanonierów nie chciało się przebywać na boisku ani sekundy dłużej.

Co by o nim nie mówić, przynajmniej w dzieciństwie wiedział na czym polega odpowiedzialność.

MOUSSA SISSOKO

To jeden z kluczowych „hajlajtów” występu Sissoko.

Chcielibyśmy też zaprezentować drugi – strzał z 16 metrów, który poszybował gdzieś w 20 rząd Tottenham Hotspur Stadium – ale nie możemy znaleźć filmiku. W każdym razie podpisalibyśmy go „Sisssoko za wysoko”, ku uciesze fanów Spurs. Tragiczny debiut Francuza w Watfordzie, widać było że bardzo chciał coś udowodnić, ale brakowało dobrych kontaktów z piłką i myślenia.

JADON SANCHO

Nie no, poważnie. Anthony Martial rzuca jakąś klątwę. Tym razem w wyjściowym składzie to Sancho zastąpił Francuza i zaliczył występ jego imienia. 72 minuty, 0 kluczowych podań, 1 próba dryblingu (nieudana), 0 oddanych strzałów, 4 pojedynki (wszystkie przegrane), 8 strat piłki, 2 spalone, 0 przechwytów, odbiorów, bloków. Naprawdę, Sancho mogłoby nie być na boisku i wyszłoby na to samo.

DANIEL JAMES

Mamy pewien problem, bo po to kupujesz Sancho, by nie grać Danielem Jamesem. Ale jeśli inni skrzydłowi nie grają, a Sancho gra jak Daniel James, to co wtedy? Fatalny występ Walijczyka, kolejny zresztą. Nie odmawiamy mu zaangażowania, natomiast umiejętności i poruszanie się po boisku zdecydowanie nie wpasowują się w obecny Manchester United. Zdjęty po 53 minutach, zdołał zaliczyć 1 kluczowe podanie (to już więcej niż Sancho!), 0 prób dryblingu, 1 niecelny strzał, 3 przegrane pojedynki i 11 strat.

A i tak miał dużo szczęścia, bo po tym wjeździe sankami w Trincao powinien być rzut karny i nie wiadomo jaka kartka dla Jamesa.

NAPASTNICY

RICHARLISON

Everton wygrał. Ale to nie ma żadnego znaczenia, że wygrał. Bo Richarlison solidnie „przydzbanił”, jak powiedzieliby młodzi ludzie. Nie dość, że raczej przeszkadzał w grze niż pomagał, to jeszcze postanowił pokłócić się z Calvertem-Lewinem o wykonywanie rzutu karnego. Tak po prostu, mimo że to nawet nie Brazylijczyk go wywalczył. Długo nie chciał oddać piłki, potem chciał zabrać, a potem stał obrażony i nie dał się uspokoić Colemanowi. W samej końcówce postanowił strzelić sobie gola, bo tak, więc w stuprocentowej sytuacji zamiast odegrać do środka, strzelił sobie na siłę w krótki róg. I nie trafił w bramkę z 10 metrów.