W ostatnich tygodniach The Guardian sprawdzał, w jakim stopniu hejt w mediach społecznościowych dotknął reprezentację Anglii w trakcie Euro 2020. Wyniki są przerażające. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że to jedynie wierzchołek góry lodowej. Pandemia zamknęła stadiony i jednocześnie pokazała tę stronę angielskiej piłki, gdzie pierwszą rolę odgrywa nienawiść, hejt i rasizm.

Żaden sezon nie był tak napiętnowany problemem nienawiści w mediach społecznościowych, jak ten ostatni. Puste trybuny utrudniły kontakt na linii piłkarz-kibic, ale od czego są takie platformy jak Twitter, Instagram czy Facebook. Tam zawodnicy otrzymywali pozytywne komentarze, ale równie dużo było tych negatywnych. Szczególnie w kierunku czarnoskórych graczy. Cała sytuacja to paradoks. W lidze, gdzie przez cały rok brylował gest poparcia dla akcji Black Lives Matter, problem rasizmu przypominał o sobie każdego dnia. Anglicy od lat próbują znaleźć rozwiązanie na to odpowiednie lekarstwo, ale ciągle kręcą się wokół własnej osi i pozostają bezradni.

O jak dużym problemie mówimy?

Zanim przejdziemy do wyników badań, które opublikował The Guardian, przyjrzyjmy się liczbom z poprzednich lat. Zimą tego roku Home Office (znane również jako Home Department – departament rządu Wielkiej Brytanii odpowiedzialny za politykę imigracyjną, bezpieczeństwo i porządek publiczny. Odpowiednik ministerstwa spraw wewnętrznych w innych krajach) przedstawił raport na temat zgłoszonych przestępstw związanych z nienawiścią w sezonie 2019/2020.

Możemy w nim przeczytać, że w co 10 spotkaniu w Anglii i Walii dochodziło do takich zdarzeń.  Do tego w latach 2018-2020 liczba incydentów rasistowskich podczas meczów piłkarskich wzrosła dwukrotnie. Mimo że duża część z nich z powodu pandemii została odwołana lub rozegrana bez udziału kibiców na stadionach.

W Anglii sprawę szczególnie monitoruje organizacja o nazwie Kick It Out. Jej głównym celem jest przeciwdziałanie wszelkiemu rodzaju przypadkom nienawiści czy agresji w społeczeństwie, a w szczególności w środowisku piłkarskim. Od kilku lat prowadzi ona również własne badania i publikuje raporty w tej sprawie. Jeden z nich, który powstał dzięki sondażowi przeprowadzonemu przez firmę YouGov, po raz kolejny pokazał ogromną skalę problemu.

Badanie zostało przeprowadzone na grupie 1000 fanów. 30% z nich było świadkami lub słyszało rasistowskie komentarze, lub przyśpiewki na meczu w 2019 roku. 71% widziało rasizm w mediach społecznościowych skierowany w piłkarza. 32% kibiców było również świadkami homofobicznych komentarzy w trakcie gry.

Nasze raporty wskazują na gwałtowny wzrost przypadków dyskryminacji w ciągu ostatnich dwóch lat. Odzwierciedlają one statystyki przestępstw związanych z nienawiścią z badań przeprowadzonych przez Home Office. Ale jak potwierdza również nasz sondaż przeprowadzony przez firmę YouGov, wiemy, że nasz raport to tylko wierzchołek góry lodowej – powiedział The Guardian Sanjay Bhandari, przewodniczący Kick It Out.

Media społecznościowe – problem dobrze znany

„Szambo”. Tak coraz częściej większość świadomych ludzi nazywa media społecznościowe. Przelewająca się w nich liczba komentarzy przesiąkniętych nienawiścią jest ogromna. Problem rósł z każdym kolejnym rokiem, ale żaden do tej pory nie był tak opłakany w skutkach, jak ten poprzedni. Wpływ na to kolejny raz miała pandemia koronawirusa. Fani utracili możliwość żywej interakcji ze swoimi ulubieńcami, więc swoje gesty wsparcia lub żale pisali do piłkarzy w Internecie. Według brytyjskiego ministra sportu Nigela Huddlestona, nienawiść i rasistowskie nadużycia wobec graczy osiągnęły teraz „punkt kryzysowy”.

Szczególnie poprzedni sezon przyniósł w Anglii ogromną liczbę przypadków nadużyć, które bezpośrednio dotknęły zawodników. Przykład Marcusa Rashforda, Axela Tuanzebe, Anthony’ego Martiala, Reece’a Jamesa, Romaine Sawyersa czy Laurena Jamesa, to niestety tylko krople w morzu. Szeroko rozumiany hejt dotknął również samego Mike’a Deana, który po meczu West Hamu z Fulham dostawał nawet pogróżki.

Na czym jednak polega dokładnie problem mediów społecznościowych? Dobrze widać to na przykładzie Instagrama. Do niedawna każdy kibic mógł w wiadomości prywatnej wysłać tekst o dowolnej treści. Z czasem platforma wprowadziła możliwość przejścia na konto „firmowe lub twórcy”. Jeśli jakiś piłkarz zdecydowałby się na takie rozwiązanie, to automatycznie prywatną wiadomość mogłyby wysłać mu tylko i wyłącznie osoby, które on sam obserwuje. Opcja owszem jest korzystna, ale jednocześnie może blokować interakcję z fanami, którzy piszą kulturalnie.

Zastraszające wyniki badań

W trakcie zmagań grupowych reprezentacji Anglii podczas Mistrzostw Europy The Guardian, dzięki pomocy Hope Not Hate, organizacji antyrasistowskiej, badał posty na Twitterze godzinę przed meczem, w jego trakcie oraz dwie godziny po każdym spotkaniu grupowym Anglików. Specjalnie ustawione algorytmy wyłapywały między innymi rasistowskie, obraźliwe tweety oraz te, które w swoich treściach zawierały emotikony małp. Podczas starć z Chorwacją, Czechami i Szkocją pojawiło 2114 obraźliwych komentarzy. 44 zawierały w sobie jasne przesłanki rasistowskie. 58 natomiast było wymierzonych wprost w gest poparcia dla akcji Black Lives Matter, który wykonywali piłkarze za każdym razem.

Najlepiej problem całego zjawiska widać, kiedy spojrzymy na Harry’ego Kane’a i Raheema Sterlinga. Pierwszy jest rzecz jasna białoskóry, a drugi czarnoskóry i obaj wystąpili we wszystkich meczach grupowych. Przed rozpoczęciem turnieju wydawało się, że Sterling nie powinien wychodzić w wyjściowej jedenastce ze względu na słabą formę pod koniec sezonu. Mimo to Gareth Southgate postawił na niego. Podobnie na początku zmagań na Euro wyglądała sytuacja z Kane’em. Nie strzelał bramek, a w drugim meczu przeciwko Czechom został ściągnięty przed 90. minutą. Na przestrzeni całych rozgrywek grupowych wspomniana dwójka otrzymała 874 obraźliwych komentarzy (41% wszystkich).

Nieźle oberwało już również samemu selekcjonerowi. Gareth Southgate dostał bowiem aż 700 negatywnych tweetów. W czołówce ponadto znaleźli się jeszcze Jack Grealish, Jordan Pickford i Tyrone Mings. Oprócz typowo rasistowskich wpisów, dziennikarze The Guardian dostrzegli również te, które miały charakter homofobiczny czy nacjonalistyczny. Warto również zaznaczyć, że algorytm wyłapywał tylko język angielski.

Nadużycia w Internecie, a w szczególności te rasistowskie, to poważny problem. Nawet jeśli jest to względna mniejszość treści, może to mieć duży wpływ na bezpośrednią ofiarę, ale także na innych, którzy ją obserwują. Oznacza to, że pojedynczy post powoduje większe szkody. W mediach społecznościowych, takich jak Twitter, pojawiają się tego rodzaju nadużycia ze względu na zachętę do szybkich, emocjonujących reakcji i poczucia anonimowości. Twitter jest dobrze świadomy problemu i powinien zrobić więcej, aby go zwalczać. Rozwiązania muszą obejmować zarówno szybsze moderowanie, jak i bardziej fundamentalne zmiany w projekcie ich usługi, które będą zniechęcać lub ograniczać możliwość publikowania przez na przykład nowo utworzone konta w kwestiach spornych – skomentował Patrik Hermansson, naukowiec Hope Not Hate.

Światełko w tunelu

Żeby nie przedstawiać samego problemu tylko w negatywnych barwach, trzeba również wspomnieć o tym, że w końcu zaczyna coś się zmieniać w kwestii nadużyć w mediach społecznościowych. Jednym z pomysłów jest wprowadzenie ustawy pod nazwą „Online harms”. Jej głównym celem ma być kontrolowanie gigantów takich jak Facebook (w tym Instagram, który do niego należy) czy Twitter. W tym miejscu nie ma sensu wyjaśniać, na czym dokładnie będzie ona polegać, bo to materiał na osobny artykuł. Najważniejszy jest ogólny zarys sytuacji. Jeśli wyżej wymienione platformy nie będą robiły wszystkiego, aby hamować rozprzestrzenianie się hejtu na ich platformach, to będą płaciły kary. 18 milionów funtów lub 10% ich światowego obrotu (w przypadku Facebooka byłoby to 5 miliardów funtów).

Trzeba jednak powiedzieć, że Instagram, Facebook czy Twitter starają się wprowadzać nowe algorytmy, które szybko wyłapują nieodpowiednie komentarze i je usuwają. To wszystko oczywiście ładnie wygląda, ale gdy przychodzi co do czego, to policja występując z prośbą o dane do każdej z tych platform, czeka na nie nawet sześć miesięcy.

Mimo to na pewno cieszy fakt, że coraz więcej klubów podejmuje wspólną inicjatywę, aby zapobiegać całemu zjawisku. Przykładu nie trzeba daleko szukać. Głośna akcja, kiedy to w całej Anglii zespoły zdecydowały się nie dodawać niczego na swoje media społecznościowe od 30 kwietnia do 3 maja, odbiła się sporym echem. Do nich natomiast przyłączyły się największe dzienniki czy stacje telewizyjne takie jak Sky Sports. Taki pojedynczy zryw oczywiście niczego nie zmieni. Pokazuje on jednak, że przynajmniej część ludzi jest świadoma problemu i stara się z nim walczyć.

Czy to da się zatrzymać?

Po kilku negatywnych akapitach tego artykułu byłoby niezmiernie miło, gdyby końcowy wniosek był jednak pozytywny i na pytanie powyższe odpowiedział: tak, da się to zatrzymać. Ale czy taka odpowiedź byłaby prawdziwa? Niekoniecznie. Temat mediów społecznościowych jest trudny i skomplikowany. Kluby, Premier League i inne podmioty od lat próbują znaleźć rozwiązanie w tej sprawie. Mimo to efektów na razie nie widać. Mało tego. Jak pokazują badania, jest jeszcze gorzej niż kilka lat temu.

Niedawno w Internecie pojawiła się informacja, że kilka zespołów z angielskiej ekstraklasy testuje nowe oprogramowanie. Umożliwia ono ukrywania negatywnych komentarzy w mediach społecznościowych. Jednocześnie nie są one usuwane, tylko trafiają do właściciela platformy. Haczyk w tym wszystkim jest jednak taki, że tego typu program nie działa w przypadku prywatnych wiadomości na Facebooku i Instagramie z powodu zasad, jakie na nich obowiązują.

Tego typu pomysły w następnych latach z pewnością będą się dalej pojawiać. Pytanie tylko, czy rzeczywiście przyniosą określone rezultaty. Z jeden strony dobrze, że piłkarze nie będą musieli wyczytywać komentarzy nasiąkniętych nienawiścią na swój temat. Jednocześnie czy to jednak oznacza, że problemu znika? Oczywiście, że nie.

Źródło tego wszystkiego tkwi znacznie głębiej, niż mogłoby nam się wydawać. Socjologowie na Wyspach i na świecie podkreślają, że przyczyna zakorzeniona jest w mentalności ludzi. Przykład. Jeśli widzą oni w telewizji, że polityk dochodzi do władzy, szerząc jednocześnie nienawiść, to później nie widzą niczego złego, kiedy sami tak postępują. Część z nich do tego niestety nie zdaje sobie sprawy, że mowa nienawiści, to tak naprawdę nie wolność słowa.