Southgate zabija złote pokolenie angielskich piłkarzy. Southgate blokuje potencjał kadry. Southgate nie zna się na robocie i niczego z nim nie wygrają. Southgate używa złych formacji i zbyt defensywnej taktyki. Southgate już raz przegrał z Niemcami, będąc głównym winowajcą.

Wczorajszy mecz Anglii z Niemcami był specyficzny. Można było doszukać się wielu analogii do jakże ważnego dla gospodarzy Euro 96. Równie wiele było różnic pomiędzy tymi dwiema drużynami, pomiędzy dwoma selekcjonerami, a przede wszystkim – tak mi się wydaje – pomiędzy podejściem mediów i fanów do obu imprez w wykonaniu Anglików.

To samo spotkanie wywołuje we mnie także niemałe uczucie satysfakcji – powiązane zapewne z satysfakcją samego Southgate’a, którą odczuł po ostatnim gwizdku sędziego. Ale po kolei – jak było na Euro 96, a jak jest dziś?

Football was coming home… do czasu pudła Southgate’a

Zacznijmy od całej otoczki turnieju 25 lat temu. Nie mogę relacjonować korzystając z własnych wspomnień z oczywistych względów, ale nie bez powodu byli angielscy i szkoccy piłkarze chętnie opowiadają o historii legendarnego Euro 96. Pompowanie balonika od samego początku. Szalona ekipa z Gazzą na czele, która podczas przygotowań w Hong Kongu skończyła z podartymi koszulami i ciałami mokrymi od piwa, którym się obrzucali w barze lub wlewali sobie do ust leżąc na fotelu dentystycznym. Szaleństwo.

Prasa podążała za Anglikami wszędzie, nie dawała im chwili wytchnienia, a oni się tym bawili. Wiadomo – inne czasy. Ich droga do półfinału i spotkania z Niemcami także była trochę inna: zaczęli przeciętnie i zremisowali zaskakująco ze Szwajcarią. Ich gra była pozbawiona błysku – złośliwi powiedzą, że tak jak kadry Southgate’a przez cały turniej w 2021 roku. Potem jednak nastąpił słynny mecz na Wembley, gdzie dzięki błyskowi geniuszu Gazzy pokonali w odwiecznej rywalizacji Szkocję 2:0. Skończyli grupę mocnym akcentem, wygrywając ze świetną Holandią 4:1 po popisie duetu Sheringham-Shearer. Porywająco, z polotem, piosenka Three Lions wybrzmiewała nawet przy otwieraniu lodówki.

Prasa była na tropie piłkarzy i czyhała na ich potknięcia poza boiskiem, ale Terry Venables nie doczekał się złego słowa za swoją taktykę, wybory personalne, czy podejście do zawodników. Sami piłkarze dzięki takiej grze w fazie grupowej sprawili, że w roli gospodarza urośli do miana faworyta turnieju.

Faza pucharowa nie była już tak piękna. W ćwierćfinale po bezbramkowym remisie swoje winy odkupił Stuart Pearce, który strzelił decydującego karnego z Hiszpanią, po tym jak spudłował 6 lat wcześniej na mundialu we Włoszech. A potem nadszedł mecz z Niemcami, będący kontynuacją angielskiego kompleksu wobec narodu lubującego się w bratwurstwach. Słupek Darrena Andertona w dogrywce, gdy obowiązywała zasada Złotego Gola. Gazza, ten złoty chłopak, cudem nie trafiający na wślizgu do pustej bramki pod koniec dogrywki. I seria rzutów karnych, skończona przez pudło Garetha Southgate’a. Po jego strzale Wembley ucichło.

Turniej i reprezentacja inne niż w 96

Za to po wtorkowym golu Harry’ego Kane’a i końcowym gwizdku sędziego Makkeliego, Wembley wybuchło. Przed startem Euro 2020 tworzono wiele analogii do wspominanego Euro 96. Dziś, po 4 meczach w wykonaniu Anglików ja widzę tylko dwa podobieństwa i jedno powiązanie. Podobnie jak 25 lat temu, Anglicy grają u siebie – wyjątkiem będzie starcie z Ukrainą w Rzymie. Drugie podobieństwo to fryzura Phila Fodena, który dzięki niej przypomina Paula Gascoigne’a – ale tylko wizualnie.

Spoiwem łączącym oba turnieje jest oczywiście Gareth Southgate, który ćwierć wieku temu odebrał Trzem Lwom szansę na finał, a wczoraj nadzieje na taki rezultat przywrócił. Zabawne jest jednak to, że mimo zupełnie odwrotnego efektu działań Southgate’a, teraz jest mocniej krytykowany niż po Euro 96.

Ten turniej jest przeciwieństwem tamtej przygody Anglików w 96 roku. Nie było tu efektownych goli i zwycięstw, jak w meczach ze Szkocją i Holandią. Były pragmatyczne, bezpieczne wygrane po golach wypracowanych schematami. Nie inaczej było w 1/8 finału, gdzie reprezentacja Trzech Lwów przełamała kolejną klątwę i (być może) pogoniła słynny kompleks Niemców. W końcu wygrali z nimi w fazie pucharowej (po raz pierwszy od 1966 roku – nie musimy tłumaczyć, jak wtedy się to skończyło), w końcu wygrali z nimi na Wembley (również po raz pierwszy od 1966 roku).

Nie ma także medialnego szału wokół piłkarzy, a Ci nie kończą w barze w Hong Kongu z podartymi koszulami i torsami mokrymi od rzucanych w siebie pint. Młoda kadra Southgate’a jest chroniona przez niego i zachowuje się nad wyraz odpowiedzialnie, znosząc ten turniej przede wszystkim mentalnie.

Niekochany, ale wygrany

Wspomniałem o krytyce Garetha Southgate’a. W ostatnich tygodniach wylewa się ona głównie w internecie, ze strony zarówno fanów jego reprezentacji, jak i widzów z całego świata. Aż przypomina się – nieco ironicznie – seria Niekochani w odniesieniu do J