Kiedy przychodzisz do klubu, którego barwy dzierżyłeś przez kilka sezonów, z którym nawet coś wygrałeś, wokół Ciebie panuje pozytywna aura. Zarząd klepie Cię po plecach. Fani na Twitterze pod niebiosa wychwalają Twój warsztat. Dziennikarze piszą o tym, czego to Ty nie osiągniesz, których rekordów nie pobijesz. I zazwyczaj na tej narracji świetnie wchodzisz do drużyny. Zawodnicy zafascynowani Twoimi pomysłami grają kilka razy lepiej, atmosfera wokół klubu poprawia się, a widoki na przyszłość malują się w kolorowych barwach. Tyle że po tych pięknych początkach przychodzi szara rzeczywistość. Na horyzoncie pojawiają się pierwsze problemy, piłkarze tracą formę, a presja ciążąca na Tobie tylko rośnie. Do tego stopnia, że zaczynasz się zastanawiać, czy wszystkiemu podołasz. Po półtora roku pracy w Arsenalu, przed podobnym pytaniem staje Mikel Arteta. Ale nie tylko on sam, bo również zarząd Kanonierów musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy projekt pod wodzą Hiszpana ma jeszcze sens?
Filmowy powrót
Kiedy Mikel Arteta pojawił się pod koniec grudnia 2019 roku z powrotem na Emirates Stadium, witano go z wielkimi fanfarami. Powrót na stare śmieci okrasił podpisując trzyipółletni kontrakt, co świadczyło o długofalowym myśleniu w kontekście byłego pomocnika Kanonierów. Zarówno angielscy eksperci, jak i fani ekipy nie ukrywali ogromnej wiary w ten projekt. Po części dlatego, że Hiszpan miał być przyjemną odmianą w stosunku do nudnego futbolu prezentowanego przez zespół pod wodzą Unaia Emery’ego. Na papierze takie rozwiązanie wydawało się idealnym związkiem. Takim, przy którym będą same ochy i achy. Takim, który pokona wszelkie przeciwności losu. W końcu Arteta ostatnie lata swojej zawodniczej kariery spędził właśnie w czerwonej części północnego Londynu. Znał doskonale swoje przyszłe miejsce pracy. A i wszyscy ludzie związani z Kanonierami nie mogli o nim powiedzieć złego słowa.
🥁 Introducing our new head coach…
Mikel Arteta ✍️ pic.twitter.com/PTmElGDMR3
— Arsenal (@Arsenal) December 20, 2019
W dodatku na jego korzyść przemawiał fakt, że był pilnym uczniem Pepa Guardioli. Przez trzy sezony pełnił funkcję asystenta. Z Manchesteru dochodziły głosy, że Arteta chłonął jak gąbka całą piłkarską filozofię jednego z najlepszych trenerów w historii dyscypliny. W drużynie Obywateli były gracz The Gunners ściśle współpracował indywidualnie z piłkarzami. Pomagał im zrozumieć kluczowe aspekty taktyki dwukrotnego zwycięzcy Ligi Mistrzów. Udzielał również wielu cennych wskazówek, których potrzebowali, aby poprawić swoje wyniki. To właśnie pod jego skrzydłami rozwinął się Leroy Sane i Raheem Sterling. Dlatego wierzono, że Hiszpan przywróci do świata żywych takich graczy jak Nicolas Pepe, Granit Xhaka czy Alexandre Lacazette, którzy zatracili gdzieś swoją formę.
Ludzie zawsze pytają mnie o treningi pod okiem Pepa, ale to, czego się nauczyłem, pochodzi od Mikela Artety! Świetnie się dogadujemy, to uroczy facet i wspaniały trener. I zawsze ma rację. Patrzy na moją sesję treningową, a potem mówi mi, co myśli. On nie tylko coś sugeruje, ale zmuszał mnie bym to przemyślał – tak opisywał go Niemiec za czasów swojej gry w Manchesterze.
Miłe złego początki
Na swojej pierwszej konferencji prasowej Arteta stwierdził, że jego zdaniem Arsenal zagubił swoją filozofię. Wspominał, że spróbuje jak najszybciej zdiagnozować, co stopuje klub przed walką o trofea, a zawodnicy będą musieli zaakceptować jego sposób myślenia. Zapowiadał, że każdy kto nie będzie wierzył w jego wizję, nie znajdzie miejsca w jego drużynie.
Chcę, aby ludzie tutaj brali odpowiedzialność za swoją pracę, gdyż to oni dostarczają pasję i energię w klubie piłkarskim. Każdy, kto nie wierzy w tę filozofię, nie jest wystarczająco dobry dla tego środowiska i tej kultury.
I początkowo to działało, bo młody, niedoświadczony menedżer zaczął naprawdę całkiem obiecująco. Od pierwszego spotkania (remisu 1:1 z Bournemouth) u jego piłkarzy z powrotem było widać wysokie zaangażowanie i ducha walki. Nie dało się tego zauważyć u schyłku kadencji Emery’ego. Dobrym prognostykiem na drugą część sezonu okazało się zwycięstwo z również aspirującym do gry w Lidze Mistrzów Manchesterem United. Kanonierzy w tym meczu pewnie wygrali 2:0, a Mikel znakomicie odnalazł słabe ogniwa w szeregach Czerwonych Diabłów. Zdeklasował taktycznie dłużej pracującego na Old Trafford Ole Gunnara Solskjaera. Arsenal pod wodzą Hiszpana zaczął zdecydowanie lepiej punktować, częściej kończył spotkania wiktorią. Zespół grał też przyjemną dla postronnego obserwatora piłkę.
Co prawda odpadli z Ligi Europy w kompromitującym stylu z Olympiakosem, ale te straty odrobili z nawiązką wznosząc na początku sierpnia Puchar Anglii. Arsenal w kampanii 19/20, od kiedy zespół przejął były asystent Guardioli, miał w lidze bardzo przyzwoitą średnią pkt na mecz – 1.8. Dla porównania, drużyna pod wodzą Unaia Emery’ego wykręcała ledwie 1.38. Zespół też strzelał więcej bramek – 2.11 gola na mecz do 1.38. Na koniec sezonu Kanonierzy zajęli 8. miejsce, podczas gdy były trener PSG zostawił ich na 11. pozycji. Postęp, choć być może spodziewano się jeszcze bardziej znaczącego, był widoczny gołym okiem. Eksperci i fani doceniali jego pracę, oczywiście oczekując jeszcze więcej w następnych rozgrywkach.
Lato obfitujące w nadzieję
W lecie Arteta otrzymał wsparcie ze strony klubu na polu transferowym. Pomimo trudnych, covidowych czasów, gdzie większość klubów raczej zaciskała pasa, zarząd klubu sprowadził Hiszpanowi kilku niezłych grajków. Choć kibice Arsenalu podchodzili do tego z niechęcią, do klubu trafił Willian, który zaliczył dobrą końcówkę poprzedniego sezonu. Mógł być użytecznym uzupełnieniem formacji ataku. Zespół z Emirates Stadium ubiegł Manchester United w wyścigu po jedno z odkryć zeszłych rozgrywek Ligue 1 – Gabriela Magalhaesa. Brazylijczyk miał wznieść na nowy poziom przeciekającą defensywę. No i najistotniejszy transfer. Z Madrytu do ekipy dołączył Thomas Partey – podpora ostatnich lat w Atletico i jeden z najlepszych defensywnych pomocników w Europie. Dodając do tego