Tomáš Souček gra w Premier League od niewiele ponad roku, ale już zapracował sobie na status jednego z najczęściej komplementowanych zawodników w lidze. Czech błyskawicznie dał się poznać jako bardzo ważne ogniwo zespołu na murawie, ale na swą karierę musiał ciężko pracować latami. Wydawało się, że nigdy nie wybije się ponad przeciętność, lecz udowodnił swoją wartość niedowiarkom.

Pośród uwielbianych piłkarskich artystów musimy mieć również „walczaków”, „wyrobników”. I właśnie takim jest wychowanek Slavii Praga. Nikt nie oczekuje od niego fajerwerków. Wnosi raczej zaangażowanie, poświęcenie i dzięki swoim niesamowitym warunkom fizycznym dorzuca ważne bramki.

Biega, jest silny, wchodzi w pole karne, jest dobry w powietrzu i robi wszystko, czego można oczekiwać od napastnika – opowiadał o nim Declan Rice w rozmowie z talkSPORT. – Rywale, widząc Tomáša, pewnie myślą: „Dobra, nie chcę z nim dzisiaj walczyć”. Jeśli pójdziesz na całość, on da z siebie jeszcze więcej. (…) Patrząc na jego grę w tej kampanii, nie mam wątpliwości, że zostanie naszym zawodnikiem sezonu. Absolutnie na to zasługuje i do tego jest świetnym gościem.

I pomyśleć, że kilka lat temu uważano go za zbyt słabego na drugoligową czeską Viktorię Žižkov. Do wszystkiego co ma doszedł uporem i ciężką pracą. I właśnie dlatego to idealny kandydat na „bohatera klasy robotniczej”. W końcu stanowi dowód na to, że wola walki i wiara w siebie czynią cuda.

On po prostu był za słaby”

Do młodzieżówki Slavii trafił w wieku 10 lat. Powoli wspinał się po szczeblach, lecz nigdy nie zachwycał. Właściwie chcieli z niego zrobić środkowego obrońcę, bo miał opinię „drewniaka”. Pokracznego, słabego w rozegraniu i z piłką przy nodze. Próby te nie wypaliły. Souček od początku swojej przygody aż do dziś, kiedy zachwyca w Premier League, występuje jako defensywny pomocnik. Haruje ciężko na boisku, ale i poza nim, gdzie często w niego powątpiewano.

W 2015 roku 20-letni wówczas zawodnik powędrował na wypożyczenie do drugoligowej Viktorii Žižkov, prowadzonej wówczas przez Jindřicha Trpišovský’ego – to nazwisko warto zapamiętać. Klub ratował się wypożyczeniami z powodu wielkich problemów finansowych. Treningi przeprowadzano w parku. Piłkarze zamiast lodu wykorzystywali do okładów zamrożone ryby. Każdy gracz, którego udało się ściągnąć za darmo, był na wagę złota. Pomimo tego dzisiejszego zawodnika West Hamu początkowo uważano za piąte koło u wozu.

To nie było tak, że ludzie go nie doceniali, on po prostu był za słaby – opowiadał o nim BBC czeski dziennikarz David Čermák. [Menedżer zarządzający klubu, Ivan Hornik – przyp. red.] powiedział jednak: „Ludzie, on przychodzi tylko na wypożyczenie i to za darmo”. Souček został więc w Žižkovie i pracował najmocniej ze wszystkich.

Potem w tarapaty wpadła Slavia i gdy przed kolejnym sezonem zabrakło pieniędzy na wzmocnienia, kadrę uzupełniła wracająca z wypożyczeń młodzież. Tomáš dostał szansę od losu i świetnie ją wykorzystał. Zbierał coraz lepsze opinie za swoją grę w ekstraklasie, powoli wyrabiał sobie opinię bramkostrzelnego defensywnego pomocnika. Na koniec rozgrywek zwolniono jednak Dušana Uhrina Jr-a, menedżera, który mu zaufał. Niedługo potem nadeszła pora na kolejne wypożyczenie.

Lider u „Czeskiego Kloppa”

Do Slovana Liberec ściągnąć go dobry znajomy z Viktorii, Trpišovský. Spotkanie obu panów okazało się preludium do pięknej historii długoletniej współpracy. Gdy pomocnik wracał do macierzystego klubu, rozstawał się z menedżerem na zaledwie pół roku. Dostał on bowiem ofertę pracy w zespole w stolicy.

Zatrudnienie go w Slavii przyniosło świetne efekty. Należący do chińskiej spółki Sinobo klub pod jego wodzą dwukrotnie sięgał po mistrzostwo i tyle samo razy wygrał puchar kraju. Do tego w sezonie 2018/19 doszedł do ćwierćfinału Ligi Europy, gdzie przegrał dopiero z Chelsea. Ostatnio wyrzucili z rozgrywek Leicester City. Fenomenalne wyniki i styl zespołu sprawiły, że Trpišovský dostał ksywkę „Czeski Klopp”.

Jego podopieczni grają intensywny, oparty na kontrpressingu futbol. On sam niemal cały czas nosi na głowie czapkę z daszkiem, co przywodzi na myśl Niemca. Do tego transfery do klubu przeprowadzane są za niewielkie pieniądze. Dzięki systemowi skautingu opartemu na analizie danych, przypominającemu ten z Brentford, udaje się jednak wyciągnąć perełki po promocyjnych cenach. Na Sinobo Stadium mają świetny projekt, unikalny wręcz w tej części Europy. A Souček, zanim trafił do Premier League, przez lata stanowił jego kluczowe ogniwo.

Jako „skała” w środku pola gwarantował stabilizację. Często dorzucał się do dorobku strzeleckiego zespołu – w najlepszej dla siebie kampanii 2018/19 potrafił trafić do siatki aż 18 razy! Dodatkowo stanowił jedno z ważniejszych ogniw w szatni i nie omijał praktycznie żadnych meczów. To był lider i jedno z najbardziej wyróżniających piłkarzy. W 2019 roku wybrano go najlepszym graczem ligi. A cztery lata wcześniej w Viktorii Žižkov uważano go za zbyt słabego, by pomóc pogrążonej w kryzysie drużynie.

Tomáš Souček podbija Premier League

W ostatniej edycji Ligi Mistrzów Slavia trafiła do szalenie trudnej grupy. Chociaż odpadła, wywarła naprawdę dobre wrażenie, urywając punkty Barcelonie i Interowi Mediolan. Awans do najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek stanowił dla piłkarzy z Pragi okienko wystawowe. A najbardziej skorzystał na nim Souček – w styczniu trafił na wypożyczenie do występującego w Premier League West Hamu.

Szybko stało się jasne, że David Moyes będzie chciał go wykupić. Właściwie z miejsca wskoczył do podstawowej jedenastki i nie oddał miejsca już do końca rozgrywek. Ściągnięcie go na stałe było tzw. no-brainerem. Z dzisiejszej perspektywy taki wybór należy uznać za nie tyle słuszny, ile fenomenalny, a także świetną reklamę dla Slavii. The Irons ściągnęli stamtąd również Vladimíra Coufala, mieli pytać też o Abdallaha SimęLukáša Masopusta. Niewykluczone, że już niebawem zobaczymy na Wyspach więcej graczy Sešívaních.

Chociaż Czech jest nominalnym defensywnym pomocnikiem, to przewodzi klubowej klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników w tym sezonie ligowym. Do granicy 10 bramek w Premier League dobił po 33 występach, co stawia go na równi z Milanem Barošem. Żaden rodak nie zrobił tego szybciej (a należy pamiętać, że do tego grona zaliczają się chociażby Tomáš Rosický, Vladimír Šmicer czy Patrik Berger – zawodnicy usposobieni zdecydowanie bardziej ofensywnie).

Nie bez powodu porównuje się go do Marouane’a Fellainiego. Belg również brylował pod wodzą Moyesa. Też stanowił niesamowite zagrożenie w powietrzu i lubił strzelać kluczowe bramki. No i był niemalże nie do zajechania. Szkocki menedżer znalazł w wychowanku Slavii nowego Fellę, opierając na nim środek pola naprawdę dobrze funkcjonującego zespołu. A kibice Młotów go kochają. Nie tylko ze względu na bramki, ale też to, co sobą reprezentuje.

Piłkarz ludu”

Sposób, w jaki 26-latek zapracował na transfer do czołowej europejskiej ligi, sprawia, że po prostu chce się trzymać za niego kciuki. To typ zawodnika, który budzi sympatię. Zawsze zostawiający na murawie 110 procent, zawsze walczący o każdą piłkę, ale i grający bardzo fair, z szacunkiem dla rywali. A poza boiskiem? Widać po nim, że to „zwyczajny” facet. Stąpający po ziemi, szanujący to, co dał mu los i… uwielbiający sałatkę ziemniaczaną.

Pokazał swoją empatię, gdy zaczęto atakować Mike’a Deana po niesłusznej czerwonej kartce dla pomocnika. Stanął w jego obronie, wysyłając do kibiców wiadomość za pośrednictwem mediów społecznościowych.

„Ludzkie”, ujmujące oblicze pokazał też, gdy popędził sprawdzić czy wszystko dobrze z Coufalem po zderzeniu z Łukaszem Fabiańskim podczas meczu z Tottenhamem.

Właśnie takie gesty sprawiają, że zaskarbia sobie coraz większą sympatię nie tylko u fanów swego klubu, ale i ligi ogółem. A jeśli do tego dodamy sceny po awansie Slavii w starciu z Leicester, gdy gracze zza naszej południowej granicy zadzwonili do swojego eks-partnera z zespołu, by świętować razem z nim, to otrzymamy obraz ducha towarzystwa, który nie zapomniał o swoich piłkarskich korzeniach.

Dodajmy do tego jeszcze oddanie i gotowość do poświęceń. Trudno chyba o lepszy dowód niż to, co zrobił w starciu ze Spurs. Po zderzeniu z rywalem jego twarz zalała się krwią, ale na to nie zważał. Podniósł się, by natychmiast zablokować uderzenie Harry’ego Kane’a. Czy wśród fanów Młotów może być jeszcze ktoś, kto go nie uwielbia?

Ten gość jest po prostu idealnym kandydatem na „piłkarza ludu”. Sympatycznym, autentycznym, pokazującym na murawie i poza nią ludzkie odruchy, których czasem brakuje piłce w obecnej formie. W końcu trudno nie docenić takiego małego szczegółu, jak unikanie nadepnięcia na herb Manchesteru City na ich stadionie. Souček momentami wygląda, jakby cieszył się każdą chwilą spędzoną w Premier League i dlatego tak łatwo się z nim utożsamiać.

W roli idealnego, skromnego piłkarza stawiano niedawno N’Golo Kanté. Teraz to właśnie Czech może być kolejną taką postacią. Może i nie przyjeżdża na treningi Škodą Felicią, ale ma w sobie coś ujmującego. Coś, co sprawia, że gdzieś, nawet po cichu, trzyma się za niego kciuki.

Tomáš Souček i jego droga na szczyt to historia, z której można czerpać inspirację. Chcieli zrobić z niego środkowego obrońcę, ale on, zafascynowany Ceskiem Fabregasem i Yayą Touré, się nie dał. Uważali, że jest za słaby na drugą ligę czeską, lecz on pracował na treningach z większym zacięciem, niż wszyscy inni. Teraz zbiera owoce swojej woli walki i wiary we własne umiejętności. Żyje swoim snem na murawach Premier League, został nowym ulubieńcem kibiców West Hamu. I właśnie za takie opowieści kochamy tę ligę.