Brak kontuzjowanych graczy i konkretów pod bramką mógł zadecydować
Liverpool w 12 spotkaniach domowych tego sezonu przed dzisiejszą potyczką zdobył aż 33 gole. W pierwszej połowie nie potrafił jednak ani razu wpakować piłki do siatki bramki strzeżonej przez Thomasa Kaminskiego. Powód? Brak zimnej krwi w polu karnym i konkretnego zachowania przy dojściu do sytuacji w polu karnym.
Bardzo mocno było widać brak zawodników, którzy te umiejętności mają opanowane do perfekcji – Diogo Jota i Mohamed Salah. Ba! Patrząc na kolejne niewykorzystane okazje Luisa Diaza fani Czerwonych zaczęli zapewne bardzo mocno tęsknić za słynnym wykończeniem Darwina Nuneza, które Urugwajczyk w ostatnim czasie zdecydowanie usprawnił.
📸 – Luis Díaz wastes ANOTHER chance! His THIRD one already! pic.twitter.com/QNKD3rD2cw
— TheEuropeanLad (@TheEuropeanLad) February 21, 2024
Konkretów pod bramką oponentów brakowało też ze strony Cody’ego Gakpo, a także Harveya Elliotta. Przed zmianą stron 19-krotni mistrzowie Anglii oddali aż 12 uderzeń, ale tylko 3 z nich okazały się celne. Najczęściej był to lekkie strzały rozpaczy oddane z trudnej pozycji zza obwodu pola karnego. Jeżeli jednak udawało się Liverpoolowi przedostać z futbolówką wyżej to najczęściej brakowało skuteczności lub koncentracji przy kontroli piłki. Właśnie w tym braku konkretów w ataku trzeba upatrywać głównych przyczyn mizerności ofensywy ekipy dowodzonej przez trenera Jurgena Kloppa w pierwszej części rywalizacji. Nagle doszło jednak do niesamowitej przemiany…
Magia Anfield znów dała o sobie znać
I to wszystko tak mało konkretnie wyglądało aż to około 55. minuty gry. Wtedy Anfield włączyło swoją magię, a Liverpool uruchomił tryb huragan. Z niesamowitą mocą i przekonaniem przy akompaniamencie dopingu fanów ruszyli na bramkę rywali. W przeciągu dwóch minut zdobyli dwa gole po strzałach głową. Najpierw trafił Virgil van Dijk, a chwilę później na prowadzenie The Reds wyprowadził jego rodak, Cody Gakpo. Później holenderski napastnik oraz Conor Bradley również byli bardzo blisko wpisania się na listę strzelców, ale kapitalnie bronił golkiper przyjezdnych.
W tym przypadku możemy znów mówić o słynnej magii Anfield. Zawodnicy Liverpoolu trochę jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle przestali potykać się o własne nogi przy sytuacjach bramkowych, a zamiast tego dokładnie kończyli akcje po świetnych wrzutkach Alexisa Mac Allistera. Ostatecznie nawet Diaz zdołał się przełamać i pokonał Kamińskiego. Wynik na 4:1 ustalił Elliott w 91. minucie.
Wsparcie sympatyków zgromadzonych na trybunach na pewno też miało swój udział w tej kapitalnej przemianie Liverpoolu w drugiej połowie starcia. Anfield znów udowodniło, że jest niesamowitym atutem The Reds w walce o tegoroczne mistrzostwo Anglii.
https://twitter.com/TransferSector/status/1760405209992614040
Przed Luton Town kluczowe spotkania
Ekipa trenera Roba Edwardsa znajduje się aktualnie na pierwszym miejscu zagrożonym spadkiem. Mają tyle samo punktów co znajdujący się tuż nad nimi Everton, ale dość wyraźnie ustępują im w aspekcie bilansu brakowego. Ich przewaga nad zamykającymi tabelę drużynami Burnley i Sheffield to siedem oczek, ale wciąż widmo spadku zagląda im w oczy coraz mocniej od kilku ostatnich spotkań.
Dość powiedzieć, że w ostatnich siedmiu meczach wygrali tylko raz (4:0 z Brighton przed własną publicznością), a także zdobyli w tych spotkaniach jedynie 5 punktów. Stracili w nich też aż 17 bramek. Gra w defensywie jest zdecydowanie największym problemem beniaminka. Zwłaszcza, gdy przychodzi im grać na wyjeździe. Wówczas po utracie gola lub przy remisowym rezultacie bardzo często brakuje im jakiegokolwiek impulsu, który mógłby pchnąć ich do odrabiania strat.
Teraz czeka ich kilka piekielnie wymagających meczów wyjazdowych, a także sporo ciężkich pojedynków na własnym obiekcie. Już w następnej kolejce na Kenilworth Road przyjedzie Aston Villa. Do pierwszych tygodni kwietnia gracze Luton będą musieli udać się na wyjazdowe potyczki z Arsenalem, Tottenhamem, Manchesterem City, a także Bournemouth. Wydaje się, że właśnie wyniki tych kilku spotkań do pierwszej połowy kwietnia będą kluczowe dla tego sezonu Luton. Jeśli nie uda się w nich uzyskać odpowiedniej liczby punktów może się okazać, że nawet genialny finisz w ostatnich seriach gier może nie wystarczyć do utrzymania.