Akademia Manchesteru City stała się w ostatnich latach prawdziwą fabryką niezwykle utalentowanych zawodników. Jedni odchodzą za duże pieniądze do innych klubów w poszukiwaniu minut — Cole Palmer do Chelsea. Inni natomiast dzięki cierpliwości i ciężkiej pracy otrzymują szansę gry w pierwszej drużynie, gdzie zachwycają swoimi umiejętnościami. Wystarczy tu przywołać takich graczy jak Phil Foden lub Rico Lewis. Tą drugą drogą ma zamiar podążyć Oscar Bobb, który w ostatnich miesiącach coraz mocniej odciska swoje piętno w zespole Pepa Guardioli. 

Oscar Bobb przykuł uwagę mediów i kibiców z całego świata, kiedy został bohaterem Manchesteru City w wygranym meczu z Newcastle United na początku stycznia. 20-latek pojawił się na boisku z ławki rezerwowych i w ostatnich minutach meczu zapewnił zwycięstwo swojemu zespołowi. Zrobił to w dodatku na bardzo trudnym terenie ekipy z Ligi Mistrzów.

Dla młodego Norwega jest to przełomowy sezon w dotychczasowej karierze. Dostaje do Guardioli coraz więcej minut i z każdym kolejnym meczem pokazuje ogromny potencjał, który w nim drzemie. „Mały Czarodziej” z Oslo udowadnia, że w Manchesterze City nie chce być kojarzony tylko jako rodak największej gwiazdy drużyny Erlinga Haalanda.

Witamy w pierwszym zespole

Kiedy zeszłego lata Pep Guardiola spotkał się z dyrektorem sportowym Manchesteru City Txikim Begiristainem, zapytał go, który z młodych graczy w akademii zasługuje na szansę gry w pierwszej drużynie. Txiki bez chwili namysłu odpowiedział: Oscar Bobb. Norweg dopiero co rozegrał swój drugi pełny sezon w drużynie U-23, w którym zdobył 6 bramek i dołożył 16 asyst. 20-latek został wtedy wyróżniony statuetką najlepszego gracza sezonu.

Bobb w ekipie Manchesteru City U-23 grał już jako 18-latek. Jego słabe warunki fizyczne sprawiły jednak, że w klubie do jego przejścia do seniorskiej piłki podchodzili z ogromną cierpliwością. Wpływ na zespół i liczby, jakie zrobił na przestrzeni dwóch sezonów – 13 bramek i 26 asyst — sprawiły, że musiał w końcu dostać szansę w pierwszej drużynie.

Norweg udał się więc na przedsezonowe tournée do Japonii, gdzie od pierwszego treningu zachwycił Pepa Guardiolę. Ten dostrzegł w nim uniwersalnego gracza. Takiego, który może zagrać w ataku, na skrzydle i świetnie czuje się w małych przestrzeniach. To rodzaj zawodnika, którego Katalończyk uwielbia, a Bobb idealnie wpisał się w ten model.




Mały Czarodziej

Bobb dołączył do akademii Manchesteru City w wieku 16 lat z młodzieżowego zespołu norweskiej Vålerengi. Adaptacja do futbolu na Wyspach Brytyjskich była dla niego płynna. Złożyły się na to fantastyczne sukcesy drużyn U-18 i U-23. Do tego gra z takimi piłkarzami jak Palmer, Lewis, Borges i McAtee wpłynęły na błyskawiczny rozwój Bobba.

Guardiola szybko dostrzegł, że młodzieniec jest bardzo uniwersalnym graczem, który może zaoferować wiele w ofensywnej grze zespołu. Dlatego m.in. pojawiał się z ławki rezerwowych w meczach z Newcastle United, Aston Villą i Wolves. W każdym z tych spotkań Obywatele albo przegrywali, albo remisowali. Pep miał na tyle duże zaufanie do młodego napastnika, że wpuścił go na plac gry, by ten pomógł odwrócić wynik.

To stało się na St. James’ Park. Przed wejściem na boisko Pep miał powiedzieć do Bobba, by ten wszedł i strzelił gola dającego zwycięstwo. No i tak zrobił. 20-latek wybiegł za linię obrony i wykorzystał fantastyczne podanie od De Bruyne. — „Oscar dostał coś, co jest najważniejsze – świadomość polegania na kolegach. To ważniejsze niż poleganie na menadżerze. Kiedy koledzy mogą powiedzieć: OK, ten zawodnik może z nami grać, to jest to jego największy sukces” — mówił Guardiola.

Uniwersalność

Słowem, które powtarza się, opisując dotychczasowe występy Bobba, jest uniwersalność. To cecha, która wyróżnia wielu piłkarzy Manchesteru City np. Bernardo Silvę, ale choćby też Rico Lewisa. Wychowanek Manchesteru City jest dzięki swojemu wachlarzowi umiejętności jednym z ulubionych graczy menedżera City. W tę ramę wpisuje się także Bobb, który już kilka razy w tym sezonie grał na różnych pozycjach.

Rozegrał co prawda do tej pory 512 minut we wszystkich rozgrywkach, w których zdobył dwie bramki. Guardiola nie boi się go jednak stawiać w różnych miejscach na boisku. Młody Norweg bardzo dobrze stawia czoła tym wyzwaniom. Świetnie radzi sobie na skrzydle, ale też na pozycji napastnika. To trudne, zwłaszcza że ma o wiele gorsze warunki od np. swojego rodaka Erlinga Haalanda.

Oscar Bobb bardzo dobrze wykorzystuje na boisku swoją uniwersalność i umiejętne granie na kilku pozycjach.

Przykładowa sytuacja z tego sezonu i meczu z Bournemouth. Bobb znajduje sobie przestrzeń pomiędzy obroną i drugą linią rywala. Przyjmuje kierunkowo piłkę i posyła prostopadłe zagranie do wbiegającego Mateo Kovacicia. Chorwat znajduje się w idealnej sytuacji do zdobycia gola, ale ją marnuje.

– „Oscar może grać na pięciu pozycjach: napastnik, prawy skrzydłowy, lewy skrzydłowy, w kieszeni… jest taki dynamiczny, a jego etyka pracy jest niewiarygodna” – to słowa Pepa Guardioli po wygranym meczu z Newcastle United. Z takim zaufaniem od trenera i warunkami do rozwoju, fani Manchesteru City mogą być spokojni. Oscar Bobb ma głowę na karku i zrobi wszystko, by w najbliższych miesiącach pokazać, że przydomek „czarodziej”, jaki nadano mu w ojczyźnie, nie jest przypadkowy.