To nie jest najprzyjemniejszy poniedziałek dla kibiców z czerwonej części Manchesteru. Derby na Old Trafford pokazały jaka przepaść dzieli w tym momencie drużyny Erika ten Haga i Pepa Guardioli. O ile samo zwycięstwo City specjalnym zaskoczeniem nie jest, to skala dominacji The Citizens może być dla sympatyków przegranej strony naprawdę przygnębiająca. 

United przystępowali do starcia z mistrzem Anglii po trzech wygranych z rzędu. W meczach z Brentford, Sheffield i Kopenhagą jakimś cudem udawało się wyszarpać zwycięstwa. Derby Manchesteru pokazały jednak wszystkie słabości Czerwonych Diabłów. W drugiej połowie Obywatele po prostu bawili się grą w piłkę. To było to słynne starcie chłopców z klasy 6C z kilka lat młodszymi kolegami z 3A. Totalna dominacja na terenie rywala. 

Bezbłędne City 

Do Teatru Marzeń przyjechał Manchester City w swojej najlepszej odsłonie. Obywatele dobitnie potwierdzili, że po zadyszce z przełomu września i października nie ma już śladu. Wrócił Rodri, więc piłkarze z Etihad Stadium wrócili do wygrywania. W niedzielne popołudnie The Citizens zaprezentowali swoje największe atuty i pokazali, że dystans, jaki dzieli lokalnych rywali zamiast się zmniejszać, to staje się coraz większy.

Angielscy eksperci prześcigają się w wymyślaniu kolejnych określeń opisujących skalę dominacji City. Gary Neville, który komentował ten mecz w Sky Sports, oświadczył, że drużyna, której jest legendą, została doszczętnie zniszczona przez City. United nie tylko mieli ogromne problemy w defensywie, ale brakowało im też impetu w ofensywie, przez co nie byli w stanie niczym zaskoczyć rywala. 

Mecz mógłby się potoczyć inaczej, gdyby nie fantastyczna interwencja Edersona w doliczonym czasie pierwszej połowy. Jeśli Czerwone Diabły wtedy zdobyłyby wyrównującego gola, druga połowa być może miałaby zgoła odmienny przebieg. Tak się jednak nie stało, a szybka bramka Haalanda tuż po przerwie zapoczątkowała męczarnie, przez jakie musieli przebrnąć gospodarze w trakcie drugich 45 minut. 

Z perspektywy kibiców United strach pomyśleć co by było, jeśli między słupkami nie stałby fantastycznie dysponowany tego dnia Andre Onana. Mimo trzech puszczonych goli to właśnie Kameruńczyk był najlepszym piłkarzem gospodarzy. Gdyby nie kilka jego świetnych interwencji, kto wie na ilu trafieniach zatrzymaliby się podopieczni Guardioli. Wtedy nie mówilibyśmy już po prostu o dominacji City, lecz o istnym pogromie.

Bohaterów kilku

Wybór piłkarza meczu był tego dnia wyjątkowo trudny. Erling Haaland co prawda strzelił dwa gole i zaliczył asystę, ale na murawie wyróżniało się jeszcze kilku zawodników w barwach City. W przypadku Norwega znamienne jest to, że pomimo zdobycia dwóch bramek, większą uwagę poświęca się zmarnowanym przez niego sytuacjom. Gdyby nie Onana, najlepszy strzelec ligi zamiast dwóch goli mógł mieć na koncie co najmniej cztery.

Świetny był Rodri, bardzo dobry występ zaliczył także Jack Grealish. Ale przede wszystkim warto zwrócić uwagę na Bernardo Silvę. Portugalczyk uwielbia grać na Old Trafford. Odkąd w 2017 roku trafił do Manchesteru City, na terenie rywala regularnie notuje wielkie występy. Zawsze harujący jak wół dla dobra drużyny, zawsze dający od siebie coś więcej w ofensywie i zawsze pozostawiający świetne wrażenie wizualne. 

Kocham cię stary… Dokładnie tak jak Pep – to słowa Erlinga Haalanda skierowane do Bernardo w trakcie udzielania pomeczowego wywiadu. Na konferencji prasowej mnóstwo pochwał w stronę swojego podopiecznego wygłosił także Guardiola. 

Bernardo uwielbia grać na Old Trafford, nie pamiętam ani jednego jego słabego meczu na tym stadionie. Jest bardzo inteligentny, wszyscy go kochamy i zaliczył dzisiaj naprawdę wyjątkowy występ. 

To jeden z najlepszych piłkarzy, jakiego widziałem w moim życiu. Mam to szczęście, że trenowałem wielu graczy z najwyższej światowej półki i Bernardo jest jednym z najlepszych ze względu na swoją inteligencję. 

On ma umiejętności, dzięki którym możemy długo utrzymywać się przy piłce i zaatakować w odpowiednim momencie – podsumował trener Manchesteru City.

Każdy związany z City wie, jak lubianą postacią jest w klubie Bernardo. Guardiola nie przesadzał mówiąc, że wszyscy go kochają. Portugalczyka po prostu nie da się nie lubić nie tylko ze względu na jego grę, ale przede wszystkim na osobowość. 

Nie nosi kolczyków, nie ma tatuaży, jeździ normalnym samochodem i jest fantastycznym piłkarzem w naszej drużynie – takimi słowami Guardiola zakończył wywód na temat 29-latka.

Druzgocące statystyki United 

Dominacja Manchesteru City w drugiej połowie momentami przypominała mecz na Etihad Stadium rok temu. Wtedy skończyło się 6-3 po hattrickach Haalanda i Fodena. Teraz na listę strzelców wpisali się ci sami zawodnicy i choć United stracili mniej goli, to obraz nędzy i rozpaczy w zespole Erika ten Haga był podobny, co przed rokiem. 

W niedzielę różnicę poziomów między obiema drużynami zweryfikowała murawa. Ale żeby jeszcze podkreślić skalę problemów, z jakimi borykają się aktualnie Czerwone Diabły, wystarczy pokazać kilka statystyk. 

United przegrali w tym sezonie Premier League aż połowę swoich meczów. Pięć porażek to dla klubu z Old Trafford najwyższa liczba po dziesięciu kolejkach od sezonu 1986/87. W tych dziesięciu meczach trafili do siatki zaledwie jedenaście razy. Dokładnie tyle samo goli ma na swoim koncie… sam Erling Haaland. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby Norweg nawiązał do formy z zeszłego sezony i wykorzystał chociaż połowę sytuacji, którą stworzyli mu koledzy. 

Mało? To była 34. ligowa porażka United w 196 meczach na własnym stadionie od momentu odejścia Sir Alexa Fergusona. Dokładnie tyle samo razy Czerwone Diabły przegrały w 405 starciach pod wodzą legendarnego trenera.

Odkąd Pep Guardiola objął Manchester City latem 2016 roku, jego drużyna zdobyła aż 145 punktów więcej od lokalnego rywala (649 City – 504 United) i wygrała o 60 meczów więcej (205 – 145). Na koniec: Manchester United prowadził w tym sezonie w ligowych meczach na Old Trafford łącznie przez… 29 minut. Kurtyna. 

Derby Manchesteru nie tylko pokazały różnicę, jaka dzieli aktualnie obie drużyny, ale udowodniły też, że maszyna Pepa Guardioli wraca do najwyższej dyspozycji. Po porażkach z Arsenalem, Wolves i Newcastle nie ma już śladu. Rywalizacja o pozycję lidera Premier League w najbliższych tygodniach zapowiada się pasjonująco.