Poprzedni sezon był dla Liverpoolu orką na ugorze. Wypadnięcie poza TOP4 Premier League, brak jakiegokolwiek sukcesu w krajowych pucharach, bolesna lekcja od Realu Madryt w Lidze Mistrzów. Czy tym razem podopiecznych Jurgena Kloppa czeka coś bardziej optymistycznego? Czy uda się rozgonić czarne chmury, które niespokojnie kłębią się nad Anfield? Pytań u progu startu rozgrywek zdecydowanie nie brakuje.

Liverpool sezon Premier League 2023/24 rozpocznie z przytupem. Nie ma w pierwszej kolejce ważniejszego spotkania niż starcie The Reds z Chelsea. Z jednej strony zespół, który rozpoczyna całkiem nową erę z Mauricio Pochettino u sterów. Z drugiej zaś ekipa pogrążona w marazmie sięgającym nie tylko transferów, ale niekiedy nawet stosowanej taktyki. Dla obu ekip będzie to pierwszy ważny test. W wypadku zespołu Jurgena Kloppa nie brakuje ważnych pytań krążących w głowach nie tylko ekspertów i dziennikarzy, ale przede wszystkim kibiców.

Czy Liverpool może grać bez pomocników?

Liverpool utknął mentalnie gdzieś w okolicach 2019 roku, a przynajmniej takie wrażenie można odnieść, jeśli spojrzy się na proces negocjacyjny ze strony The Reds. Z jednej strony działacze potrafią działać bardzo szybko, część informacji nawet nie przedostaje się do mediów. Fabinho, Alexis Mac Allister i Dominik Szoboszlai zostali ściągnięci błyskawicznie. Problem w tym, że gdy obróci się medal, można dostrzec kilka przykładów rozmów, które dla Anglików potoczyły się po prostu fatalnie. Ostatni przykład to zainteresowanie Romeo Lavią i ciągle podbijanie oferty o kilka milionów funtów. Tak nie da się dojść do porozumienia nawet ze spadkowiczem Premier League, tym bardziej, że przedstawiciele Southampton podkreślali, iż nie mają żadnego ciśnienia, aby Belga sprzedawać.

Liverpool długo więc męczył się z The Saints, a ostatecznie przyszła Chelsea i zaproponowała warunki, które są tożsame z żądaniami ekipy z Championship. Sytuację może wprawdzie uratować nieoczekiwany zwrot akcji dotyczący Moisesa Caicedo – Liverpool rzekomo przebił dotychczasowe oferty The Blues – ale póki reprezentant Ekwadoru nie wyląduje na Anfield, to kibice The Reds mogą jedynie zastanawiać się, w jaki sposób Jurgen Klopp miałby właściwie złożyć linię pomocy. Na ten moment – mamy 10 sierpnia – w zespole brakuje jakiejkolwiek „szóstki”. Powierzenie tej roli Thiago, to misja skazana na porażkę, a zbyt wielu alternatyw nie ma.

W trakcie przygotowań do sezonu niemiecki szkoleniowiec testował ustawienie z Trentem Alexandrem-Arnoldem w środku pola. O ile takie rozwiązanie jawi się jako wymarzony scenariusz dla wielu sympatyków oraz graczy Fantasy Premier League, o tyle w rolę prawego obrońcy musiałby się wcielać Conor Bradley lub Joe Gomez, co w najlepszym wypadku powoduje drgawki. Tym samym bardziej realna wydaje się taktyka przywracająca reprezentanta Anglii na jego standardową pozycję przy jednoczesnym założeniu, że w rolę pomocników będą wcielali się Mac Allister, Szoboszlai oraz… Curtis Jones. Alternatywą pozostają Harvey Elliott oraz Thiago, co najlepiej pokazuje, jak krótka jest kołderka Liverpoolu.

Już poprzedni sezon Premier League boleśnie pokazał, jak kosztowna może być gra bez dobrze zbilansowanego środka pola. Teraz zaś sytuacja jawi się na jeszcze trudniejszą, wszak odejścia Jordana Hendersona, Fabinho, Naby’ego Keity oraz Alexa Oxlade’a-Chamberlaina – cokolwiek by o nich nie mówić – ograniczyły pole wyboru dla Kloppa. Wchodzenie w rozgrywki z zaledwie pięcioma graczami drugiej linii to kuriozalny pomysł, a The Reds, mający spore problemy z kontuzjami, prawdopodobnie szybko tego pożałują.

Ile goli strzeli Darwin Nunez?

Opieranie się na popisach strzeleckich Mohameda Sahala jest fajne, ale nawet Egipcjanina wypada czasem odciążyć. W poprzednich latach z roli tej wywiązywali się przede wszystkim Roberto Firmino oraz Sadio Mane, lecz ani Brazylijczyka, ani Senegalczyka nie ma już na Anfield. Tym samym odpowiedzialność za zdobywanie większej liczby bramek nieuchronnie spada na barki Darwina Nuneza. Urugwajczyk na pewno potrafi się odnaleźć w polu karnym; używając niemożebnie wytartego frazesu – piłka go szuka. Problem oczywiście w skuteczności byłego zawodnika Benfiki, wszak 15 bramek w minionych rozgrywkach to wynik niezły, ale – no właśnie – tylko niezły. 24-latek strzelał dość niekonsekwentnie, od stycznia trafił sześć razy.

Co więcej jego gole mało kiedy przekładały się na realne korzyści odnoszone przez The Reds. Punkty ratował jedynie w meczach z Southampton (3:1), West Hamem United (1:1) i Fulham (2:2). Przeważnie jednak, gdy Liverpoolowi nie szło, Nunez zmagał się też ze swoimi problemami, co ostatecznie sprawiło, że stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Oczywiście nie ma sensu wieszać teraz psów na wciąż młodym napastniku, który zmaga się z ciężarem 80 milionów euro, które na niego wyłożono. To dopiero początek jego przygody na Anfield, ale nie ulega wątpliwości, że bez większej roli jednego nominalnego napastnika Liverpoolowi trudno będzie wrócić do Ligi Mistrzów. Konkurencja nie śpi, a kłopoty drużyny Jurgena Kloppa nie kończą się na popisach „dziewiątki”.

Jak długo wytrzyma Jurgen Klopp?

Jurgen Klopp jest dla Liverpoolu postacią pomnikową. Chociaż wiele osób ma zarzuty, jeśli idzie o taktyczny warsztat Niemca, to nie można mu odmówić umiejętności w wyciąganiu wszystkiego dobrego z zawodników po prostu przeciętnych. Wątpliwym jest, aby Jordan Henderson tak mocno zapisał się w historii The Reds, gdyby nie doświadczony szkoleniowiec. 56-latek to postać kochana przez fanów, a myśli o jego ewentualnym odejściu powodują zimne dreszcze, tym bardziej, że na ten moment próżno szukać jakichkolwiek realnych następców. Steven Gerrard wymiksował się z poważnego futbolu, Xabi Alonso ma za sobą zbyt krótki okres pracy w pierwszym zespole Bayeru Leverkusen, natomiast Julian Nagelsmann nagle zniknął z radarów i nie doszedł po porozumienia z żadnym zespołem. W idealnym świecie Klopp pracuje na Anfield jeszcze przez trzy lata i odnosi przy tym kolejne sukcesy. W Liverpoolu nic jednak nie jest idealne.

Nie ma w Premier League zbyt wielu szkoleniowców, którzy cieszyliby się tak małym zaufaniem ze strony swoich przełożonych. Chociaż The Reds mieli swoje wyniki, to Niemiec i tak nie otrzymał funduszy na przebudowę z wyprzedzeniem. Gdy wyniki się skończyły, a klub wyleciał poza TOP4, to pieniędzy… nadal nie znaleziono. Liverpool trafił w błędne koło decyzji włodarzy – bez sukcesów nie ma funduszy, ale sukcesy też wcale ich nie gwarantują. Pozostaje zatem zastanawiać się, czy Klopp faktycznie wytrzyma do 2026 roku. Chociaż ostatnie przedłużenie umowy było wynikiem niesamowitej miłości do kibiców oraz całego zespołu, to w pewnym momencie próg bólu może zostać przekroczony. W pewnym sensie 56-latek utknął w toksycznym związku, a przecież zdaje się mieć znacznie ciekawsze warianty.

Gdzieś na horyzoncie wciąż majaczy się praca z reprezentacją die Mannschaft. Hansi Flick, mimo zauważalnego progresu, jest przygotowywany do poprowadzenia kadry na EURO 2024, ale to, co wydarzy się po wielkim turnieju, jest już swoistą zagadką. Nikt nie zdziwi się, jeśli przedstawiciele niemieckiej federacji spróbują ją rozwikłać właśnie przy pomocy Kloppa. Nikt też nie zdziwi się, jeśli ceniony trener ostatecznie da sobie na wstrzymanie po latach tłumaczenia absurdalnych decyzji podejmowanych przez działaczy. Liverpool pędzi w stronę ściany z niesamowitą prędkością, a zderzenie może okazać się naprawdę niezwykle bolesne.