Nie było niespodzianki na zakończenie sobotnich zmagań w 31. kolejce Premier League. Manchester City pewnie pokonał 3:1 walczące o utrzymanie Leicester, chociaż w końcówce Lisy były blisko sprawienia niespodzianki. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z tego meczu? 

Manchester City: 45 minut ognia i starczy

To były dwie całkowicie inne połowy w wykonaniu podopiecznych Pepa Guardioli. Od pierwszego gwizdka sędziego Obywatele rzucili się na rywali i już w 5. minucie do siatki pięknym uderzeniem trafił John Stones. Chwilę później rzut karny wywalczył Jack Grealish, a wykorzystał go Erling Haaland. W 25. minucie Norweg podwyższył na 3:0 po asyście Kevina de Bruyne. W tamtym momencie wydawało się, że to będzie bardzo wysokie zwycięstwo gospodarzy, którzy nie wyglądali jakby mieli zamiar się zatrzymywać. 

Sprawy potoczyły się jednak zupełnie inaczej, gdyż w drugiej połowie ujrzeliśmy już zupełnie inny Manchester City. Na drugą połowę nie wybiegli już strzelcy goli, a chwilę później boisko opuścili także Rodri, De Bruyne i Grealish. Zmiennicy w postaci Phillipsa, Palmera czy Alvareza nie byli w stanie podtrzymać tempa tego spotkania. W drugiej połowie działo się stosunkowo niewiele do momentu gola Kelechiego Iheanacho w 75. minucie. Wtedy Lisy poczuły, że jeszcze miały szansę wrócić do tego meczu. W świetnej sytuacji nie trafił jednak Maddison, w słupek uderzył Iheanacho, a arbiter nie przyznał rzutu karnego w kontrowersyjnej sytuacji, gdy piłka trafiła w rękę Gomeza.

Pep Guardiola chciał oszczędzić swoich najlepszych graczy na środowy rewanż z Bayernem, ale mogło się to bardzo źle skończyć dla jego drużyny. Przy odrobinie szczęście udało się uniknąć straty drugiego gola, chociaż blisko było ogromnej nerwówki w ostatnich sekundach.

Rekordowy Haaland

Erling Haaland zdobył dzisiaj gole numer 31 i 32 w tym sezonie Premier League. Wyrównał tym samym rekord Mohameda Salaha w liczbie goli strzelonych w pojedynczym sezonie ligowym, odkąd liczy on 38 meczów. Całkowity rekord strzelecki to 34 gole zdobyte przez Alana Shearera i Andy’ego Cole’a w czasach, gdy liga składała się jeszcze z 22 drużyn. To oczywiście tylko kwestia czasu, aż Norweg pobije także ten wynik. Do końca rozgrywek zostało mu jeszcze osiem meczów, więc znając jego tempo strzeleckie, może się to wydarzyć jeszcze w kwietniu.

Ważna informacja dla Pepa Guardioli jest taka, że w najważniejszym momencie sezonu jego napastnik wrócił do seryjnego strzelania i nie zamierza się zatrzymywać. Był to szósty z rzędu mecz Haalanda z golem. Łącznie w ostatnich sześciu meczach, w których grał zdobył ich aż czternaście. Katalończyk na pewno liczy, że Norweg będzie w stanie podtrzymać tę passę w najważniejszych meczach Ligi Mistrzów czy w bezpośrednim starciu z Arsenalem.

Arcytrudne zadanie Smitha

Na ławce rezerwowych Leicester City debiutował dzisiaj Dean Smith. Doskonale znany nam z Premier League menedżer podjął się trudnego zadania utrzymania Lisów w elicie. Pierwsza połowa meczu na Etihad Stadium pokazała jak niezwykle mnóstwo pracy przed jego zespołem, żeby ten cel osiągnąć. Aktualna seria meczów bez zwycięstwa Leicester w lidze wynosi aż osiem spotkań. Siedem z nich zakończyło się porażką i zaledwie jeden udało się zremisować.

Na papierze skład ekipy z King Power Stadium wydaje się zbyt mocny, żeby spaść z ligi, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Dziewiętnasta pozycja w tabeli i ponad dwa miesiące bez wygranej malują nam obraz drużyny poważnie zagrożonej grą w Championship w przyszłym sezonie. Dean Smith musi dokonać małego cudu, żeby nagle odmienić grę swojego zespołu. Okazja do tego będzie całkiem dobra, bo w trzech najbliższych meczach zmierzą się z drużynami z drugiej części tabeli – Wolves, Leeds i Evertonem.

Co ciekawe, dzięki sytuacjom bramkowym w końcówce meczu goście mieli wyższy współczynnik expected Goals od gospodarzy. To pokazuje, że w ekipie Smitha drzemie potencjał, który muszą przekuć na zdobywane punkty.