To był wielki wieczór na Etihad Stadium. Piłkarze Manchesteru City zagrali tak, jak wszyscy od nich oczekiwali i bezlitośnie wypunktowali Bayern. Pep Guardiola wreszcie przechytrzył Thomasa Tuchela, który dwa lata temu pokonał go w finale Ligi Mistrzów. 

W strugach deszczu w Manchesterze Obywatele zaprezentowali się nadzwyczaj dojrzale. Jakie obrazki zapamiętamy z wtorkowego starcia? Heroiczny występ generała Rubena Diasa, precyzję Rodriego, piłkarską magię Bernardo Silvy czy bezinteresowność Erlinga Haalanda, który zaliczył przepiękną asystę. W drużynie Pepa Guardioli po prostu nie było wczoraj słabego punktu.

Manchester City zaimponował skutecznością

Na pomeczowej konferencji prasowej Thomas Tuchel rozpływał się nad grą swojego zespołu. Dla wielu zapewne było to spore zaskoczenie, bo jednak najważniejszy jest końcowy efekt, a tutaj Bayern poległ 0:3. Trudno zgodzić się z niemieckim szkoleniowcem, że to był wspaniały występ jego drużyny, jednak czy Bayern rzeczywiście zasłużył na aż tak bolesną porażkę? Z przebiegu gry można stwierdzić, że goście mieli tego dnia swoje momenty. Groźny w swoich atakach był Leroy Sane, świetną okazję na początku miał również Jamal Musiala. 

Manchester City był we wtorkowy wieczór do bólu skuteczny. To byli Obywatele, którzy potrafili w odpowiednim momencie dobić rywala i wycisnąć z meczu maksymalnie dużo. Najbardziej zaskakująca może być dla wszystkich statystyka posiadania piłki – Bayern miał ją przy nodze aż przez 54% czasu gry. Taki mecz, gdzie City jest rzadziej przy piłce, zdarza się zapewne dwa, może trzy razy na sezon. Ale nie to było wczoraj najważniejsze. Nawet mając zaledwie 46% posiadania, piłkarze City oddali aż dziewięć celnych strzałów przy zaledwie czterech celnych strzałach Bayernu. W kluczowych minutach drugiej połowy, kiedy Bayern miał jeszcze szansę wrócić do gry, The Citizens posłali rywala na deski i wykończyli go z imponującą precyzją.

Defensywa Bayernu była na Etihad Stadium fatalnie dysponowana. Dayot Upamecano co chwila posyłał piłkę wprost pod nogi Obywateli. Jego koledzy również nie wystrzegali się błędów. Kluczem było jednak to, że gospodarze potrafili wykorzystać tę nieudolność swoich rywali. Piłkarzom City po prostu wychodziło tego dnia wszystko. Od razu przychodzi mi na myśl zeszłoroczny pierwszy półfinałowy mecz z Realem Madryt, kiedy mimo ogromnej przewagi, podopieczni Guardioli wygrali tylko jedną bramką. Jak to się skończyło w rewanżu, wszyscy doskonale pamiętają. Wczoraj nie było miejsca na kompromisy. Mistrzowie Anglii nauczeni doświadczeniem z zeszłego roku chcieli wykorzystać każdy najmniejszy błąd rywali i to się opłaciło.

Bohaterowie Obywateli

To zwycięstwo The Citizens to przede wszystkim zasługa całej drużyny, w której nie było ani jednego słabego punktu. Każdy spełnił swoje zadanie i zagrał na najwyższym poziomie. W poprzednich latach często problemem w zespole Guardioli było to, że poszczególni piłkarze nie potrafili udźwignąć presji gry przeciwko największym drużynom w Europie. Teraz nic takiego nie miało już miejsca.

Pierwszym nazwiskiem, które od razu rzuca się na usta jest oczywiście Rodri. Hiszpan czekał aż 45 meczów na swojego pierwszego gola w Lidze Mistrzów i wybrał sobie idealny moment, żeby wreszcie trafić do siatki. Defensywny pomocnik Obywateli przepięknie zakręcił piłkę w okienko bramki Sommera. Trzeba również wspomnieć, że zrobił to swoją gorszą nogą, co budzi jeszcze większy respekt. Oprócz gola, Rodri był tego dnia bezbłędny i nadawał tempo grze City, mając większy niż zazwyczaj wkład w ofensywę.

Absolutnym szefem i dowódcą linii defensywnej był oczywiście Ruben Dias. Manchester City miał w tym sezonie spore problemy, gdy Portugalczyk był kontuzjowany. Defensywa drużyny Guardioli z Diasem i bez niego to dwie zupełnie inne defensywy. Zablokowany szpagatem strzał Musiali przy stanie 0:0 miał kluczowe znaczenie dla przebiegu meczu, ale to nie wszystko! Dias zaliczył niezliczoną ilość przechwytów, wślizgów i bloków. We wtorkowy wieczór na Etihad Stadium był herosem, który mentalnie poniósł drużynę do zwycięstwa.

Kapitalny występ zaliczył Bernardo Silva, który wskoczył do jedenastki w miejsce Riyada Mahreza i pokazał Guardioli, że ten powinien na niego stawiać w najważniejszych meczach. Gol, asysta i mnóstwo akcji, w których pokazał swoje umiejętności gry na małej przestrzeni i panowania nad piłką. Zaimponował nam także Erling Haaland, który w dobrej sytuacji strzeleckiej fenomenalnie dograł na głowę Bernardo. Norweg udowodnił, że nie jest tak pazerny na gole, jak niektórym mogłoby się wydawać. Bezinteresowność się opłaciła, a chwilę później on sam także mógł cieszyć się z gola. Na koniec trzeba również wspomnieć o Julianie Alvarezie, który zaliczył świetne wejście z ławki w drugiej połowie i pokazał, że jest gotowy na wielkie wieczory w Lidze Mistrzów. Dogranie na głowę Johna Stonesa przy trzecim golu – palce lizać.

To jeszcze nie koniec

Wydawać by się mogło, że po tak przekonującym zwycięstwie Obywatele mogą już myśleć o półfinałowym starciu z Chelsea lub Realem Madryt. Nic bardziej mylnego, bo w Bawarii czeka ich niesamowicie trudna przeprawa. Jak powiedział na konferencji prasowej Pep Guardiola, jego zespół musi pokazać wielki charakter w rewanżowym starciu.

Doskonale wiem, co musimy zrobić w Monachium. Jeśli nie będziesz prezentował się bardzo dobrze, to oni są zdolni, żeby strzelić jednego, dwa, trzy gole. Ja to wiem, moi zawodnicy także.

Dzisiaj uzyskaliśmy niesamowity wynik, ale musimy zagrać w rewanżu z wielkim, wielkim charakterem – stwierdził Katalończyk.

Podrażniony Bayern na pewno będzie chciał pokazać przed własną publicznością, że mecz w Manchesterze to był jeden duży wypadek przy pracy. Przed Tuchelem i jego drużyną niezwykle trudne zadanie, ale nie niemożliwe do wykonania. Manchester City musi podejść do tego meczu jak do każdego innego i nie myśleć tylko o obronie trzybramkowej zaliczki. W przeciwnym razie, tak jak wspomniał Guardiola, mistrz Niemiec może ich bardzo szybko skarcić.

City jedną nogą jest już w półfinale, ale postawienie tego drugiego kroku wcale nie będzie tak łatwe, jak niektórym się wydaje.