Czasami bywa tak, że niektórzy asystenci czekają latami, aby dostać swoją szansę w klubie, w którym przebywają od lat. Wiernie służą kilku następnym szkoleniowcom, mając okazję na naukę, podpatrywanie różnych filozofii taktycznych i indywidualnego podejścia do zawodników. Pomagają organizować kolejne jednostki treningowe, a w czasie spotkań podpowiadają rozwiązania głównemu menedżerowi. Szukają własnego, trenerskiego „ja” i cierpliwie czekają na swoją prawdziwą szansę, zazwyczaj w innej drużynie. Jednak przy odrobinie szczęścia ta okazja na objawienie się na tym rynku przytrafia się znacznie szybciej. Tak jak ostatnio na St Mary’s zaczął już oficjalnie dzielić i rządzić w szatni Rubén Sellés. Choć powiedzieć, że jego droga okazała się krótka, byłoby pewnym nadużyciem.

Numero Uno na liście Ralpha Hasenhüttla

Sellés do Świętych dołączył latem zeszłego roku przy sporych zawirowaniach w sztabie austriackiego menedżera. Po zaledwie jednym zwycięstwie w ostatnich 12 kolejkach szefostwo klubu zadecydowało o tym, że w kierownictwie drużyny muszą zajść gruntowne zmiany. Z pracą pożegnało się aż trzech asystentów – Craig Fleming, Kelvin Davies oraz Dave Watson. W ich miejsce zatrudniono wspomnianego Sellésa oraz Alexa Claphama i Carla Martina, który wcześniej pełnił funkcję szkoleniowca zespołu U18.

Za nominację Hiszpana przemawiał jeszcze jeden fakt. 39-latek ma bardzo podobne spojrzenie na futbol jak były opiekun RB Lipsk. W dodatku można mu powierzyć instruowanie zawodników przy linii w trakcie samych spotkań. Hasenhüttl kogoś takiego potrzebował od dawna, bowiem władze klubu nie uzupełniły luki po odejściu Danny’ego Rohla tuż przed Bożym Narodzeniem w 2019 roku. Rohl, dołączając na St Mary’s, miał zaledwie 29 lat. To znikome doświadczenie nie przeszkodziło mu we wprowadzeniu nowego systemu pressingu i różnych wariantów kontraktów do zespołu. A właśnie z tego Southampton słynęło w pierwszych latach panowania Ralpha.

To bardzo istotne, że chłopaki biorą ode mnie spory kredyt zaufania (odnośnie powierzonych zadań) i go sowicie spłacają” – tak przed rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek twierdził zwolniony w listopadzie menedżer. Impuls i odmienne, świeże spojrzenie na kłopoty ekipy z południowej Anglii było niezwykle potrzebne.

Proces zatrudnienia Rubéna, który wówczas pełnił podobną funkcję w FC Kopenhaga, od początku do końca nadzorował dyrektor of piłkarskich operacji, Matt Crocker i sam CEO klubu, Martin Semmens. Dla Hasenhüttla Sellés od początku był kandydatem numer jeden. Dlatego nic dziwnego w tym, że w ten proces zaangażowały się najważniejsze persony w klubie. Zresztą, aby przekonać go do przeprowadzki na Wyspy, Austriak spotkał się z nim osobiście, po zakończeniu sezonu w Danii. Sezonu, w którym Hiszpan przyczynił się pierwszego mistrzostwa od trzech lat i awansu do 1/16 Ligi Konferencji Europy. Z przybyłej trójki nowych żołnierzy w sztabie został ogłoszony jako pierwszy, co również ukazało jego status w nowej pracy.

Do Premier League własną ścieżką

Droga, jaką 39-latek obrał, aby znaleźć się w najlepszej krajowej lidze na świecie, okazała się bardzo nietypowa. Wiodła bowiem przez wiele lig, często bardzo nietypowych, na Starym Kontynencie. Jak wielu kolegów po fachu, do wypłynięcia szerzej jako zawodnik, brakło mu trochę talentu. Dlatego dosyć szybko, jeszcze jako nastolatek, zaczął przygodę z trenerką. Zaraz po skończeniu szkoły średniej udał się na studia w dziedzinie sportu i fizjologii w Walencji, na które uczęszczał ze swoim przyjacielem i dobrze znanym na poziomie Championship, Carlosem Corberanem. Przed weekendową potyczką z Leicester opowiedział o tym w wywiadzie przed kamerami Sky Sports.

Zaczynałem jako gracz, wiesz o tym? Ok, nie na najwyższym poziomie! Grałem z Carlosem i spędziliśmy razem pięć lat na uniwersytecie. Kiedy zacząłem trenować w wieku 16 lat, już wtedy przeczuwałem, że to jest ścieżka, którą chcę podążać.

Poszedłem na uniwersytet i spodobało mi się to tak bardzo, że zostałem dłużej i obroniłem tytuł magistra. Przez dwa lata w Barcelonie chodziłem na zajęcia z Paco Seirul-lo, który pozostaje jednym z największych umysłów w dziedzinie sportu i fizjologii w Hiszpanii.

Seirul-Io pozostaje sławny w świecie futbolu, pracował m.in. z Pepem Guardiolą w FC Barcelonie. Katalończyk opisał go jako kiedyś jako najlepszego trenera od przygotowania fizycznego, z jakim miał przyjemność pracować. Ogólnie, ciężko wskazać na dziś menedżerów, którzy podobnie jak Sellés skończyli studia i dobrnęli na tak wysoki szczebel. Do głowy przychodzi tak naprawdę jedynie postać Grahama Pottera, który ma dyplom z zarządzania.

Dla mnie droga była inna niż dla wszystkich innych. Było dla mnie jasne, że jeśli mam dostać się na szczyt, muszę mieć wszystko na swoim miejscu. Wiedziałem, że muszę jechać w miejsca, w których być może nikt wcześniej nie był. Musiałem się poświęcić. Robiłem doktorat na uniwersytecie, a co drugi weekend jeździłem na jeden dzień do Barcelony na studia MBA. W dodatku aktywnie trenowałem, więc byłem 24 godziny na dobę w pełni poświęcony piłce nożnej.

Poświęcona praca popłaciła, bowiem w wieku zaledwie 25 lat otrzymał licencję UEFA Pro. Zaczął też budować swoją siatkę kontaktów. Pierwsza szansa nadeszła w 2008 roku, gdy otrzymał pracę w Arisie Saloniki, gdzie odpowiadał za trening motoryczny graczy pierwszej drużyny. Trafił pod skrzydła doświadczonego, szczególnie na poziomie Sequnda Division, Quique Hernándeza. Sellas od starszego kolegi wszystkie rady chłonął jak gąbka – jak obcować z mediami, jak ustalać wysokie standardy i dyscyplinę w zespole. Jak sam przyznał we wspominanej wcześniej rozmowie, od Hiszpana wyciągnął najwięcej w swojej karierze. A nie było to łatwe zadanie. W międzyczasie urodziło mu się pierwsze dziecko i obowiązki musiał dzielić z rolą świeżo upieczonego taty.

Życie nomada

Przygoda w jednym z największych greckich miast była jedynie zalążkiem koczowniczego tryby życia, jaki obrał w następnych latach. Z tej wielonarodowościowej metropolii wrócił do ojczyzny, obejmując podobną funkcję w Villarrealu, a następnie przeniósł się na początku 2010 roku do drugiej ligi rosyjskiej, gdzie został zatrudniony jako asystent w Shinniku Jarosław. Po półtora roku powrócił do Salonik w takiej samej roli, jaką piastował w Jarosławiu. W ciągu jednego sezonu zaliczył aż czterech różnych szkoleniowców, pobierając lekcje, chociażby od Michała Probierza.

Po kampanii 11/12 przeniósł się ponownie na wschód, tym razem do stolicy Azerbejdżanu, zasilając szeregi Neftchi Baku. Stamtąd po raz kolejny podjął się nowego zadania, udając się do Skandynawii. Tam został głównym analitykiem danych w norweskim Strømsgodset IF. Aczkolwiek przygoda w kraju fiordów nie trwała długo. Po pół roku w lipcu 2015 roku wrócił do państwa ze środkowej Azji. Tym razem do Karabachu Agdam i ponownie objął stanowisko asystenta pierwszego szkoleniowca. Jak wspomina w rozmowie z The Athletic agent piłkarski Alexander Buberman, którego kilku piłkarzy wówczas reprezentowało barwy Neftchi, gracze byli pod ogromnym wrażeniem progresu, jaki robili pod wodzą Sellésa.

Kiedy był w Azerbejdżanie, słyszałem, że zawodnicy czynili pod jego wodzą ogromne postępy w grze. Od razu zwracał uwagę na drobne szczegóły i wykonywał swoją pracę z niesamowitą dokładnością. Przyszedł do nowego klubu, ale wciąż chciał się dalej kształcić.

Przygoda w najlepszym klubie Azerów w ostatnich latach, choć trwała zaledwie dwa i pół roku, okazała się najdłuższą w jego karierze dotychczas. Pięć różnych klubów w siedem lat. Sporo, ale jemu wciąż było mało. On wciąż szukał możliwości do rozwoju. Dlatego udał się w 2018 roku do Aarhus GF, występującego na co dzień w duńskiej Superlidze. Od czasu uzyskania awansu do elity ekipa Aarhus nie zdołała przekroczyć w żadnym sezonie bariery 50 punktów. Rok po dołączeniu 39-latka skończyli ligę na podium z 64 oczkami na koncie, zapewniając sobie awans do kwalifikacji Ligi Europy. Przypadek?

Klub nie wygrał niczego od 25 lat i zawsze był to zespół wzlotów i upadków. Jednak, kiedy przyszedł, zaczął od zupełnie podstawowych ćwiczeń. Pracował z czwórką obrońców. Uczył ich, ich, kiedy mogą wychodzić wysoko do odbioru, a kiedy zostać z tyłu i pracować razem w zwartej linii.

Skupiał swoją uwagę na tym całym podstawowym gównie, którego ludzie nienawidzą robić; natomiast to naprawdę ważne. Po prostu to robił i nie obchodziło go, czy te nudne ćwiczenia zajmą 40 minut lub więcej. Przynosiło to naprawdę dobre efekty. A zmiany taktyczne, które wprowadził, sprawiły, że dwa wspólne lata zakończyły się sukcesem – wspomina pracę z nim Jakob Ankersen, jeden z byłych podopiecznych w czasach Aarhus.

Ukochana Skandynawia

Kiedy jego kontrakt wygasł latem 2020 roku, po raz pierwszy rozpoczął pracę jako trener. Powrócił do Walencji i objął pieczę nad ekipą U18 popularnych Nietoperzy. Posady nie piastował długo, bo pokusa powrotu do tak podobającej mu się Skandynawii okazała się zbyt duża. Tym razem znalazł się w FC Kopenhaga, gdzie znów piastował stanowisko asystenta. Klub nie znajdował się w najlepszym momencie swojej historii. Jednak opiekun Løverne Jess Thorup i dyrektor ds. piłkarskich Peter Christensen zaufali mu w 100%. Efekty tej współpracy opisane zostały w pierwszym akapicie.

Sellés, mimo iberyjskiego pochodzenia, w klimatach północnej Europy czuł się doskonale. Zresztą do dziś jego idolem pozostaje obecny ligowy rywal – Thomas Frank. Hiszpan w czasie pracy w Danii i Norwegii nauczył się skupiać uwagę nie tylko w kwestii tego, jak jego współpracownicy wykonują swoje obowiązki. Również zaczął się koncentrować na tym, jakimi są ludźmi. Stworzenie środowiska, w którym każdy jest szanowany oraz pozostawia mu się pewną swobodę do wyrażanie siebie w powierzonych obowiązkach to coś, co wywarło na nim ogromne wrażenie w czasie pracy w tamtych rejonach.

Kiedy przyglądasz się wielkim liderom i dużym firmom, uczysz się od nich tego, jak przewodzą i pozwalają swoim pracownikom zgłaszać sugestie. Pomyśl o tym na przykład, kiedy powstawał Nike. Projekty tam były zlecane ludziom, którzy prawdopodobnie nie mieli wystarczającej wiedzy, aby je wykonać. Aby w ich sytuacji znaleźć inne rozwiązania, myśleli oni nieszablonowo. Na tym właśnie mi najbardziej zależy, mówiąc o kulturze skandynawskiej.

Doświadczenie wyniesione z wielu klubów, nauka wielu języków obcych w czasie podróży po różnych zakątkach świata i wpływ obcych kultur pomogły wypracować swój własny styl. W dodatku bardzo lubiany przez podopiecznych. W zeszłym tygodniu jeden z zawodników Świętych, który chciał pozostać anonimowy, udzielił bardzo pochlebnej wypowiedzi dla Jacoba Tanswella z The Athletic odnośnie do osoby Rubéna. Stwierdził on wprost, że „piłkarze są dla niego w stanie przebić głową ceglany mur”. Kiedy trafił w szeregi Świętych, przez krótki czas w klubie nie było Ralpha Hasenhüttla. Dlatego Hiszpan dostał okazję zainaugurowania przygotowań drużyny do zbliżającego się sezonu. Swoją wiedzą i metodami treningowymi zawodnikom z St Mary’s zaimponował w niebywały sposób. Niektórzy z nich pragnęli, aby kierownictwo klubu z marszu awansowało go na pierwszego szkoleniowca.

Najbardziej popularna osoba w klubie

Ten mecz na Stamford Bridge długo na niego czekał i okazał się niejako zwieńczeniem tej długiej i krętej trenerskiej ścieżki. Dziesiąty klub i siódmy kraj. Dlatego był nad wyraz gotowy. Robotę otrzymał nie ze względu na brak innych kandydatów. Zadecydowało o tym uwielbienie ze strony swoich graczy oraz jego inteligencja i wiedza taktyczną. Nie zraziło go nawet to, że z klubem najpierw pożegnał się Hasenhüttl. Ani fakt, że w czasie ostatnich 2-3 tygodni krótkiej kadencji Nathana Jonesa został nieco odsunięty w cień.

Jeśli spojrzycie sobie na obrazki z pierwszej pomeczowej konferencji prasowej, ujrzycie mężczyznę w czarnym golfie, dopasowanej marynarce i eleganckich butach. Gdy wszedł do sali, uścisnął dłoń każdego znajdującego się tam dziennikarza. A gdy tylko otrzymał pierwsze pytanie, bez cienia wątpliwości wypalił, że chce otrzymać posadę na stałe. Tak odmienny obrazek od Jonesa, który odpowiadał zdawkowo i budował Linię Maginota między sobą a prasą. Gdy sytuacja się pogarszała, palnął jeszcze słynne zdanie o walijskich kobietach.

Szacunek i status, jaki Sellés uzyskał swoją pracą, ukazał się jeszcze jeden raz, gdy władze Southampton poszukiwały następcy Jonesa. Dwa dni po druzgocącej porażce z Wolves, gdy Święci wypuścili z rąk trzy punkty, mając 1:0 i rywala w grającego w 10, skontaktowały się z ledwo zwolnionym z Leeds Jessem Marschem. Podczas rozmów z Amerykaninem, ten został zapytany o zatrzymanie w swoim potencjalnym sztabie Sellésa. Marsch miał być wniebowzięty takim rozwiązaniem.

39-latek po spotkaniu z podopiecznymi Julena Lopeteguiego miał okazję w poniedziałek rano poprowadzić sesję treningową. Hiszpan nie bał się wyłożyć kart na stół i podejmować trudnych decyzji. Dał również jasno do zrozumienia, co sądzi o ich tragicznej formie. Kilku graczy z 30-osobowej kadry usłyszało, że albo dokonają natychmiastowego postępu, albo do końca kampanii nie rozegrają już ani minuty. Nie miał oporów, by niektórych z nich skrytykować publicznie, jak uczynił to z Romeo Lavią.

Jeśli chodzi o same ćwiczenia, to wrócił do podstaw, odkurzając najważniejsze założenia i elementy taktyczne z podręcznika Ralpha. Przywrócił formację do systemu 4-2-2-2 z dwiema „10”. Wyłożył na tapet dwie najważniejsze rzeczy u austriackiego menedżera – pressing i wąską strukturę gry. W spotkaniu z Chelsea jego gracze przesuwali ciężar rozgrywania akcji The Blues w te niewygodne obszary boiska i wykorzystywali pozostawioną przestrzeń. Rzut wolny zamieniony na bramkę przez Jamesa Warda-Prowse’a wynikał z tego, że faulowany wcześniej Stuart Armstrong znalazł się z futbolówką w miejscu, które były opiekun RB Lipsk nazywa „czerwoną strefą”.

Struktura Southmapton w ataku pozycyjnym, Żródło: The Athletic

O tych detalach pierwszego spotkania u sterów Świętych opowiedział David Nielsen, były szkoleniowiec Stromsgodset i Aarhus GF, w sztabie, którego pracował Sellés.

Rozmawiałem z nim przed meczem z Chelsea. Plan gry, który wymyślił ze swoim personelem, i rzeczy, które powiedział mi, że będą miały miejsce w grze – wszystko poszło dokładnie tak, jak przewidział. Dokładnie w ten sam sposób.

Kiedy Cesar Azpilicueta upadł, a Chelsea potrzebowała bramki, można było zobaczyć, jak Rubén wykorzystał ten czas. Te 10 lub 12 minut, aby przekazać instrukcje dla swoich graczy. Jeśli przeanalizujecie mecz, tak naprawdę nie było żadnego zagrożenia pod koniec meczu. To jest wynik jego wysiłków. OK, Chelsea miała oczywiście jedną dużą szansę, ale zasadniczo Southampton czuło się komfortowo.

Największe pytanie, jakie dotyczy każdego trenera, brzmi: czy możesz grać na własnych zasadach, gdy jesteś przyparty do muru? To był największy mecz w życiu Rubéna i on wykonał swój plan, każdy drobiazg do perfekcji. To wcale nie było szczęście. To był po prostu czysty przebłysk geniuszu poprzedzony rzetelną pracą.

Człowiek godny zaufania

Z rozmów, które z nim prowadziłem, wydaje się kimś bardzo godnym zaufania. Gracze naprawdę go lubią, a on ma świetną wiedzę na temat piłki nożnej. Zawsze był bardzo blisko graczy, odkąd przybył, mając mnóstwo czatów w dobry sposób, zawsze starając się być proaktywnym i zawsze starając się pocieszyć ludzi – opowiedział o Rubénie Sellésu były podopieczny, Oriol Romeu.

Ta umiejętność zjednywania sobie ludzi, z którymi przychodzi mu współpracować, a także organizacja i sposób przekazywania informacji szybki przyniosła pierwsze rezultaty. Sensacyjna, nawet biorąc pod uwagę słabiuteńką formę podopiecznych Pottera, wygrana w zachodnim Londynie przyniosły tak oczekiwane ligowe punkty. Święci również zachowali pierwsze czyste konto od 11 kolejek. Pokazali też waleczny charakter (przy okazji trochę brutalności) – wysoko pressowali i nie bali się ostro atakować rywali. W całym spotkaniu wykonali aż 32 przechwyty (3. najwyższy wynik w pojedynczym meczu w tym sezonie) i popełnili 24 faule (najwyższy wynik w tym sezonie). Przy stałym fragmencie skasowali Cesara Azpilicuete.

Ainsley Maitland-Niles, do tej pory krytykowany za niskie zaangażowanie w trakcie spotkań, zanotował kluczowy blok przy strzale Raheema Sterlinga. Romain Perraud wybijał piłkę z linii bramkowej. Nawet Gavin Bazunu miał swój wkład, broniąc uderzeni Conora Galleghera. W meczach przeciwko The Blues i tydzień później z Leeds gracze Southampton ograniczyli rywali do zaledwie 7,67 i 8,81 podań przypadających na akcje defensywną. Przy czym za czasów Jonesa ta średnia wynosiła 11,06. Nawet pomimo jednego spotkania, w którym rywal grał przez 60 minut w dziesiątkę.

Bardzo charakterystyczne stało się podwajanie szeroko ustawionych bocznych obrońców przeciwnika, gdy ci mieli piłkę przy nodze. Szczególnie widoczne było na Stamford Bridge, gdzie z pressingiem Armstronga i Nilesa nie potrafił sobie poradzić Ben Chilwell. Przeciwko Leciester, gdyby nie błędy golkipera, podopieczni Rodgersa pozostaliby bez wyraźnego zagrożenia pod bramką gospodarzy. Southampton przeszło też do bardzo zwartej struktury. Odległości między liniami są dosyć równe, a czwórka obrońców gra niemalże w jednej linii, czasami tylko wychodząc odrobinę wyżej, do najbardziej wysuniętego zawodnika rywali.

Kształt defensywy Southampton przeciwko Chelsea, Żródło: The Athletic

Defensywny mindset

Nacisk przed wszystkim na te elementy defensywny nie powinien jednak dziwić. W kontekście taktyki pochodzący z Walencji to wyznawca szkoły Rafy Beniteza. Zamiast podobnie jak większość szkoleniowców z Półwyspu Iberyjskiego, opierać się przede wszystkim na posiadaniu piłki, on kładzie nacisk wpierw na solidność i zero z tyłu.

On głęboko wierzy, że to defensywa daje zwycięstwo. Jest naprawdę dobry w organizowaniu zespołu. Większość hiszpańskich trenerów chce przez długi czas trzymać piłkę z dala od przeciwnika, będąc w posiadaniu piłki, ale Ruben jest bardziej wielokulturowy. Wiele w swojej karierze doświadczył. Różne style, różne ligi, różne kultury.

Ma silną filozofię dotyczącą tego, jak chce się bronić, a to także dlatego, że jako trener wie, że musisz zrozumieć, jakiego rodzaju prace otrzymasz. Możesz mieć genialny umysł ofensywny, ale na jego pozycji istnieje naprawdę duża szansa, że ​​Twoja pierwsza praca jako głównego trenera będzie dotyczyć zespołu, który walczy i potrzebuje tylko punktów – charakteryzuje 39-latka Lars Fiils, jeden ze współpracowników z czasów Aarhus GF.

W ofensywie jest znacznie więcej do poprawy, zwłaszcza że para Arsmtrong – Elyounoussi nie należy do najlepszych pod względem dłuższego utrzymania piłki bliżej bramki rywala. Być może właśnie dlatego Sellés zmienił system przeciwko Lisom na 4-2-3-1, ustawiając trójkę Walcott – Alcaraz – Sulemana za plecami Che Adamsa.

To przyniosła dwie najgroźniejsze szanse. Najpierw po szarży prawą flanką byłego piłkarza Arsenalu, gospodarze otrzymali rzut karny. Następnie po zagraniu na ścianę do Adamsa, między obrońców wbiegł Alcaraz. Argentyńczyk, wykorzystując wolną przestrzeń, pognał na bramkę Warda, umieszczając piłkę w sieci. Mecz z Grimsby to trochę odmienna historia, bo mimo 75% posiadania piłki Święci oddali jedynie 3 celne strzały na bramkę. Tyle że Sellés po spotkaniu z Leeds wstawił do jedenastki 9 innych piłkarzy.

Czy da się go nie lubić?

Czasami na te wszystkie wypowiedzi i wypowiedzi menedżerów należy patrzeć przez palce. Muszą oni dbać o PR klubu, jak i własną posadę, by nie podpaść przełożonym. Niektóre rzeczy specjalnie robione są pod publiczkę. Szczególnie na początku swojej kadencji lub gdy zespół zalicza niekorzystną serię wyników i trzeba nieco odwrócić od tego uwagę mediów oraz fanów. Można by pomyśleć, że to wszystkie działania Sellesa trochę pod to podpadają. Znacznie poważniejszy wygląd na konferencji prasowej i otwartość wobec dziennikarzy. Uproszczenie systemu gry i powrót do tego, co dawało Świętym utrzymanie w poprzednich sezonach za Hasenhüttla.

Mam jednak nieodparte wrażenie, że w tym przypadku jest inaczej. Rubén Sellés zbyt długo czekał na taką szansę. Nawet jeśli ostatecznie jego przygoda w roli pierwszego szkoleniowca na St Mary’s zakończy się porażką, będzie mógł popatrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobił absolutnie wszystko, aby naprawić tą fatalna sytuację w klubie. Analizując jego przebieg dotychczasowej kariery i opinie byłych piłkarzy oraz współpracowników, łączy się zbyt dużo kropek, by to był jakikolwiek przypadek. On w żaden sposób nie boi się nawet najcięższych zadań i zawsze idzie all-in.

Odkąd przybyłem tutaj w czerwcu ubiegłego roku, widziałem, że w tym „domu” zasady już są. Wprowadzono naprawdę dobry program dotyczący tego, jakich oczekujemy zachowań od naszych graczy. Teraz moim zadaniem jest przeniesienie tych idei w wyniki. Po ich odpowiednim zaszczepieniu nawet niewielkie korekty taktyczne mogą mieć znaczenie. Ale we wszystkim, co robimy, musi być ogromna determinacja – mówił ostatnio dla Sky.

Tylko raz w historii Premier League klub utrzymał się po dwóch zwolnieniach menedżerskich w tym samym sezonie. W rozgrywkach 2016/17 tej sztuki dokonała Swansea. Łabędzie kończyły tamtą kampanię z Paulem Clementem u sterów, żegnając się po drodze z Francesco Guidolinem i Bobem Bradleyem. Zatrudniając Rubéna Sellésa, Southampton zyskało kogoś, kto na 100% wierzy, że jest w stanie to powtórzyć. Z tą kadrą zadanie to jest arcytrudne, jednak wciąż możliwe. Po sobotnim triumfie nad Leicester zbliżyli się do bezpiecznego miejsca jedynie na trzy oczka.

Patrząc na jego opór i historię oraz sposób pracy z ludźmi, tego gościa nie da się nie lubić. Jest cholernie wymagający, ale przy tym bardzo ludzki. Nierzadko mi się to zdarza, ale pisząc ten tekst, naprawdę zyskał on moją sympatię. Analizując jego życiorys, nie stałem się fanem ekipy z St Mary’s. Jednak, jeśli się utrzymają w Premier League, to wypije symboliczną lampkę wina za jego zdrowie.