Koniec! Zakończyliśmy 242. wydanie wielkich Derbów Merseyside. Będący w kryzysie Liverpool pokonał 2:0 Everton dowodzony przez nowego trenera, a więc Seana Dyche’a. Do siatki trafiali dzisiaj Mohamed Salah i Cody Gakpo. Dla tego drugiego było to pierwsze trafienie w barwach klubu z czerwonej części Liverpoolu. Oto wnioski, które wysnuliśmy po tym spotkaniu na Anfield.

Obrona The Reds jest za bardzo elektryczna

Niech Was nie zwiedzie to czyste konto po stronie gospodarzy tego spotkania. To nie był idealny występ ich obrony. Liverpool w ostatnim czasie tracił wiele bramek właściwie tylko i wyłącznie z własnej winy. Defensorzy w ekipie Jurgena Kloppa popełniali naprawdę dużo prostych błędów, które rywale zamieniali na gole. Dzisiaj nie minęło nawet 10 minut, a Joel Matip mógł podarować Evertonowi trafienie przez dziecinnie prosty błąd. Kameruńczyk nie trafił w piłkę będąc zupełnie nie pilnowanym. Mógł zrobić z futbolówką dosłownie wszystko, więc postanowił w nią nie trafić. W tej sytuacji mu się upiekło, ale to już nie pierwszy raz, gdy Matip popełnia tego typu prosty błąd. Podobne zachowania dotyczą też choćby Joe Gomeza, czy wcześniej Alissona. Jeśli Liverpool chce powrócić do dawnej formy, to musi wyeliminować te fatalne pomyłki z gry swojej formacji defensywnej.

Właściwie już od ostatniego kwadransa pierwszej połowy do samego końca starcia obrona wyglądała już pewniej i nie popełniała rażących strat. To właśnie także wtedy Liverpool zdobył bramkę, później podwyższył prowadzenie i przejął kontrolę nad całym widowiskiem. Jeszcze raz – wyeliminowanie tych błędów będzie pierwszym dużym krokiem w stronę powrotu do formy The Reds. Dzisiaj podobać mógł się zwłaszcza Trent Alexander-Arnold.

Atak wcale nie jest mniej „naelektryzowany”, ale pokazał, że stać go na dużo więcej

Czy Jurgen Klopp używa do trenowania jakiegoś paralizatora? Bycie zbyt elektrycznym w przypadku Czerwonych dotyczy jednak również dyspozycji linii ataku. Przy budowie akcji The Reds bardzo często podejmują kluczowe decyzję zbyt pochopnie, a przez to kolejne podania czy dośrodkowania stają się niecelne i piłka zostaje właściwie za darmo oddawana rywalom. Niejednokrotnie łączy się to też z nieprzemyślanymi i kompletnie nieudanymi próbami indywidualnych akcji i dryblingów poszczególnych graczy.

A wiemy przecież, że stać ich na przeprowadzanie piekielnie zabójczych i zdecydowanie schludniej wyglądających akcji. Widać było to doskonale przy pierwszej bramce autorstwa Mohameda Salaha, gdy świetną kontrę po rzucie różnym oponentów przeprowadził Darwin Nunez, którego dzisiejszy występ zdecydowanie mógł się podobać. Zmieniony został w 70. minucie przez powracającego po kontuzji Diogo Jotę. Urugwajczyk, gdy schodził z boiska został zasłużenie nagrodzony wielką salwą braw.

To właśnie Urugwajczyk przebiegł z piłką właściwie cała połowę, by na koniec wystawić ją do lepiej ustawionego Egipcjanina. Przeciwnicy nie mieli tutaj żadnych szans przy takim tempie i impecie akcji przeprowadzonej przez Liverpool. Wszyscy zachowali w niej jednak wybitny spokój… i w końcu się udało.

Dynamiki piłkarzom Kloppa na pewno nie zabraknie. Kluczem będzie jednak dodanie do tego spokoju i skuteczności. Wtedy ta mieszanka sieje spustoszenie porównywalne z największymi huraganami.

Najbardziej na zbyt dużej elektryczności zespołu cierpi jednak obrona, bo przez to wicemistrzowie ubiegłego sezonu Premier League tracą lwią część bramek. Z kolei atak najczęściej nie jest już w stanie na to odpowiedzieć, by przykryć te wpadki.

Mamy do czynienia z zupełnie innym Evertonem

Przyjście nowego trenera najczęściej wiąże się też ze zmianą stylu gry danego zespołu. Everton jest obecnie idealnym przypadkiem potwierdzającym to twierdzenie. Zmianę Franka Lamparda na Seana Dyche’a widać gołym okiem. Zarówno dzisiejsze starcie w Derbach Merseyside, ale też wygrana z Arsenalem idealnie oddaje sposób w jaki prezentują się zespoły byłego szkoleniowca Burnley.

Za wcześnie jednak, by oceniać, czy jest to zmiana na lepsze. Z Arsenalem styl preferowany przez 51-letniego angielskiego szkoleniowca finalnie wypalił i były 3 punkty. Natomiast z lokalnym rywalem wielokrotnie wyglądali na bezradnych i nie potrafili wymienić choćby kilku podań na ich połowie.

Z drugiej strony jednak mogą zaliczyć też tak mizerny występ jak ten dzisiejszego wieczoru. W drugiej części meczu nie mieli nawet jednej składnej akcji, tracili piłkę już w środkowej strefie boiska, a w całej potyczce oddali tylko 6 strzałów w tym tylko 1 celny! Na ten moment są w strefie spadkowej, ale jeśli ktoś ma ich z tego fatalnego miejsca wyciągnąć to chyba właśnie tylko Dyche.

Z nim na ławce trenerskiej mogą liczyć na urwanie punktów właściwie każdej ekipie w całej stawce, a co za tym idzie większe szanse w walce o utrzymanie na poziomie angielskiej elity. Oczywiście, wciąż jest bardzo daleko od ideału, ale jak na pierwsze dwa mecze w roli nowego trenera The Toffees nie było aż tak źle. Dyche’owi można ufać zdecydowanie bardziej niż wspomnianemu Lampardowi.