Chelsea oficjalnie potwierdziła doniesienia medialne i zakomunikowała, że Thiago Silva przedłużył kontrakt z klubem. Brazylijczyk ponownie podpisuje krótkoterminową umowę i wydłuża swój pobyt w niebieskiej części Londynu o kolejny rok. W czasie swojej przygody z The Blues zdołał już rozegrać ponad 100 spotkań. Stał się także jednym z filarów zespołów budowanych przez kolejnych menedżerów.

Jest to jednak sprawa, która nie była aż tak oczywista w momencie, gdy kapitan reprezentacji Brazylii trafiał do Londynu. W stolicy Anglii meldował się przecież w dość ciekawym okresie w historii Chelsea. Miał on być cennym dodatkiem do składu Franka Lamparda i przede wszystkim wnieść do szatni trochę doświadczenia oraz wiedzy. Początkowo wydawało się, że przede wszystkim to właśnie rolę mentora będzie miał pełnić w nowej drużynie.

Mieszane odczucia na starcie

„Za stary”, „Zbyt słaby fizycznie”, „Zbędny” – to właśnie takie hasła można było przeczytać wśród opinii kibiców Chelsea, kiedy oficjalnie trafił tam Brazylijczyk. Oczywiście nie można tutaj mówić o wszystkich sympatykach The Blues, ale głosów podobnych do tych wymienionych było dość sporo. Gdyby się głębiej nad tym zastanowić oraz cofnąć nieco w czasie, to, jak dziwnie by teraz nie brzmiały, nie były wtedy one tak kuriozalne.

Wystarczy rzucić okiem na ówczesną kadrę ekipy ze Stamford Bridge. Na środku obrony do swojej dyspozycji Frank Lampard miał kolejno: Andreasa Christensena, Kurta Zoume, Antonio Rüdigera (trzeba zaznaczyć, że Anglik niezbyt za nim przepadał), wracającego z wypożyczenia Ethana Ampadu czy wyróżniającego się Fikayo Tomoriego. Co więcej, gdy decydował się on na formacje z trzema środkowymi obrońcami, to rolę stopera mógł pełnić również César Azpilicueta. Nic więc dziwnego, że niektórzy fani patrzyli dość sceptycznie na pozyskanie 36-letniego wówczas zawodnika.

Zdecydowana większość kibiców wolałaby, aby do klubu trafił jakiś młodszy i bardziej obiecujący stoper niż Thiago Silva. Szczególnie że Roman Abramowicz w tamtym okresie wcale nie ograniczał swoich wydatków. W tym samym oknie transferowym niebieskie szeregi zasilili chociażby Timo Werner, Kai Havertz oraz Hakim Ziyech. Chelsea wydała wtedy łącznie prawie 250 milionów euro. W odróżnieniu od tych ofensywnych piłkarzy Thiago miał jedną przewagę. Przychodził za darmo i nie wiązano z nim dużych oczekiwań.

Kapitan Canarinhos nie rozstawał się z PSG w najlepszych stosunkach. Silva nie do końca chciał nawet opuszczać Paryż, ale można powiedzieć, że został do tego zmuszony. Katarscy właściciele francuskiego klubu w sezonie 2019/20 otarli się o triumf w Lidze Mistrzów, ulegli jedynie Bayernowi Monachium w finale. Już przed tym wydarzeniem stwierdzili, że trzeba coś zmienić, a w ich głowach narodziła się myśl odświeżenia kadry i podziękowania kilku doświadczonym graczom. Los O Monstro podzielił chociażby Edinson Cavani, Eric Maxim Choupo-Moting czy Thomas Meunier. Thiago Silva odchodził z Ligue 1 jako 7-krotny mistrz Francji, dokładając do tego niemal 20 trofeów wywalczony w krajowych pucharach. W dorobku zabrakło mu jedynie tego najważniejszego trofeum — Ligi Mistrzów. Z Paryżem jednak żegnał się jako wciąż klasowy piłkarz i co najważniejsze lider. Lider, który do końca Paryża opuszczać nie chciał.

Na początku nie było żadnej oferty przedłużenia mojego kontraktu. Leonardo zadzwonił do mnie i powiedział, że nie jestem częścią klubowego projektu i mogę odejść. Po finale Ligi Mistrzów zadzwonił ponownie i spytał, czy podpisałem już coś z innym klubem. Odpowiedziałem, że nie, ale dałem już wtedy Chelsea moje słowo.

Dla mnie słowo jest najważniejsze. Jeśli już coś powiesz, to musisz się tego trzymać. Nie możesz zmieniać zdania ot tak, a oni zmienili swoje po Lidze Mistrzów, ponieważ pokazałem swoją jakość.

To, co mnie smuci, to fakt, że spędziłem tam osiem lat, a byłem oceniany przez pryzmat trzech ostatnich spotkań. Wszystko co zrobiłem wcześniej straciło na znaczeniu. Jeśli o mnie chodzi, to podejmowanie decyzji w taki sposób jest smutne, ale to jest piłka nożna. Tak to już jest.

„Tylko jeden sezon”

Żadnemu piłkarzowi nie jest łatwo zakończyć ośmioletni pobyt w klubie, szczególnie gdy ma się 36 lat i ustatkowaną rodzinę. Najbardziej naturalnymi ruchami w takiej sytuacji zdawało się pozostanie w Ligue 1 lub powrót do rodzimej Brazylii. Innym wyborem mogły być też Włochy. Znane przecież z tego, że zawsze znajdzie się tam miejsce dla tak doświadczonych graczy, a i przecież Silva bardzo dobrze znał Półwysep Apeniński z czasów gry w Milanie. Nad pragnieniem stabilizacji i spokoju wygrała jednak sportowa ambicja. Brazylijczyk wiedział, że nadal jest świetnym graczem i chciał podjąć nowe wyzwania, a tych zdecydował się szukać w Anglii. Trzeba przyznać, że odwagi mu nie brakowało. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę brak znajomości języka oraz zabójcze tempo gry na Wyspach. O Monstro wiedział jednak, na co go stać. Jak sam jednak przyznawał przy przedłużaniu umowy, chciał sobie dać jeden sezon na próbę.

Jest to klub, w którym czuję się bardzo komfortowo. Jeśli Bóg pozwoli, zaczniemy razem czwarty sezon. Na początku mówiłem: „Damy sobie jeden sezon i później pójdziemy nie wiadomo gdzie”. Aktualnie jestem blisko czwartego sezonu i jestem bardzo szczęśliwy.

Zwolennikiem sprowadzenia tak doświadczonego piłkarza na Stamford Bridge był Frank Lampard. Anglik doskonale znał umiejętności Silvy, z którym przecież kiedyś osobiście mierzył się na boisku. Dodatkowo obaj panowie pomimo bariery językowej dość szybko znaleźli wspólny język. Tak oto Silva został jednym z żołnierzy Anglika. Zaczynał również tym samym budować swoją postać na Stamford Bridge i szybko przekonywać do siebie fanów. Zaufanie, którym Lampard obdarzył Brazylijczyka, było tak wielkie, że już w swoim debiucie wybiegł on na boisku z opaską kapitana. Którą w późniejszym okresie zakładał coraz częściej. Wdzięczność menedżerowi, który ściągnął go do Londynu, okazywał również po upragnionym triumfie w Lidze Mistrzów, gdy legendy The Blues na stołku już przecież nie było.

To, jak wygląda mój pierwszy rok tutaj, jest wyjątkowe. Tuchel zmienił mentalność drużyny, ale trzeba też mówić o Lampardzie. Gdyby nie on to by mnie tu nie było. Więc dziękuje mu za umożliwienie mi przejścia tutaj. Jestem bardzo szczęśliwy i mam nadzieję, że on również.

Po zwolnieniu byłego opiekuna Derby Silva stawał się chyba jedynie lepszy. Zwłaszcza że drużynę objął menedżer, którego już bardzo dobrze znał. Thomas Tuchel, jak nikt inny wiedział, w jaki sposób wydobyć to, co najlepsze z doświadczonego stopera. Za rządów Niemca obrona złożona z Thiago Silvy oraz Antonio Rüdigera spisywała się fenomenalnie. To właśnie ta formacja była fundamentem niespodziewanego sukcesu Chelsea w Lidze Mistrzów. Brazylijczyk w tamtym okresie grał, nie jakby miał 37 lat a 27. Nic dziwnego, że otrzymał on po tym sezonie propozycję przedłużenia swojej umowy, którą chętnie przyjął.

Era Tuchela dobiegła jednak końca i wydawało się, że do końca zmierzać będzie również przygoda Thiago Silvy z Londynem. Stało się wręcz przeciwnie. Brazylijczyk nie miał problemu z przekonaniem do siebie Grahama Pottera. Już u trzeciego menedżera z rzędu jest równie fundamentalną postacią, co tylko pokazuje jego klasę i uniwersalność. Śmiało można stwierdzić, że jest on jednym z najlepszych stoperów Premier League. Mimo że Chelsea męczona jest przez wiele problemów, to Thiago stale trzyma swój poziom i wciąż pozostaje liderem na boisku, który nie boi się wziąć na siebie ciężaru gry.

Silva troszkę zakochał się w Chelsea

Nie mówimy w tym przypadku jedynie o Thiago. Sam zawodnik wielokrotnie podkreślał, że w Chelsea czuje się szczęśliwy i podoba mu się funkcjonowanie w klubie. A w przekonaniu, że faktycznie tak jest, pomagają treści, które regularnie w mediach społecznościowych umieszcza żona piłkarza.

O Monstro najzwyczajniej w świecie żyje tym klubem. Zżył się z nim niebywale szybko i stał się jego główną postacią, liderem i jednym z kapitanów. Ten sam Thiago Silva, którzy rzekomo miał być za stary i zbyt słaby fizycznie jest obecnie filarem defensywy i jednym z niewielu powodów do radości, które w ostatnim czasie Chelsea daje swoim kibicom. Przedłużając mu kontrakt The Blues, zyskują na kolejny rok nie tylko świetnego piłkarza, ale także mentora.

Brazylijczyk doskonale zdaje sobie sprawę z jego pobocznej roli w drużynie. Silva jest żywą legendą i wzorem do naśladowania dla młodych piłkarzy, których na Stamford Bridge nie brakuje. Bezpośrednio lekcje od niego na treningach biorą, chociażby Wesley Fofana oraz Benoit Badiashile, którzy w przyszłości mają być podstawowym duetem stoperów. I szczerze, jeśli mają takiego nauczyciela, to chyba można być spokojnym o to, że środek obrony zostanie doskonale zabezpieczony.

Już teraz wśród kibiców pojawiają się głosy, że powinien on pozostać w Chelsea po zakończeniu kariery i otrzymać rolę w sztabie szkoleniowym. Silva stwierdził kiedyś, że jego celem jest gra do 40 roku życia i jeśli zdrowie mu pozwoli to niewykluczone, że osiągnie go właśnie w londyńskiej ekipie. Wyrażał on również chęć pójścia w trenerkę po skończeniu kariery, a The Blues zdecydowanie powinni rozważyć wzięcie go na staż. Zdaje się, że im dłużej Thiago Silva będzie w Chelsea, tym lepiej. Dla każdej ze stron.