Sabri Lamouchi objął w piątek stery w pogrążonym w anarchii klubie ze stolicy Walii. Od zwolnienia Micka McCarthy’ego w październiku ubiegłego roku, Cardiff nie było stać na zatrudnienie menedżera z jakimkolwiek doświadczeniem w samodzielnym prowadzeniu zespołu. Drużyną kierowali kolejno Steve Morrison, Mark Hudson i Dean Whitehead. Każdy z nich pełnił wcześniej rolę w sztabie szkoleniowym swojego poprzednika, by po jego odejściu przejąć pierwszą drużynę.

Fatalne wyniki The Bluebirds w Championship wymusiły jednak w końcu poważny ruch ze strony zarządu. Do zespołu ponownie przymierzany był Neil Warnock, a także Sam Allardyce czy Dean Smith. Ostatecznie sięgnięto jednak po Lamouchiego. Francuz tunezyjskiego pochodzenia prowadził trzy sezony temu Nottingham Forest, gdzie zdążono już zapomnieć na czym polega walka o Premier League. Mimo to, Lamouchi zmajstrował na City Ground ciekawą ekipę, a ta tylko poprzez koszmarną postawę w ostatnich spotkaniach musiała obejść się smakiem play-offów.

Ku radości kibiców Cardiff, Lamouchiemu w zadaniu będzie towarzyszyć legenda klubu. Sol Bamba jeszcze niedawno występował w barwach The Bluebirds. Przez długi czas był kluczowym elementem układanki Neila Warnocka. Z walijskim klubem zaliczył niespodziewany awans, a potem spadek. W międzyczasie musiał przejść rehabilitację zerwanych więzadeł w kolanie oraz chemioterapię związaną z wykrytym nowotworem układu chłonnego. Ze względu na zaawansowany jak na piłkarza wiek nie doszedł już do pełnej dyspozycji. Teraz powraca, by dokończyć misję w klubie w innej roli.

Starzy znajomi z reprezentacji

Wiemy doskonale, że Sol Bamba lubił współpracować z Neilem Warnockiem. Iworyjczyk przeniósł się nawet za swoim byłym menedżerem z Cardiff do Middlesborough, gdzie zakończył swoją karierę piłkarską. Przez pewien czas krążyły nawet plotki, że to Warnock powróci, by ratować zespół The Bluebirds i wyszkolić Bambę, jako ich przyszłego trenera. Wiekowy Anglik stwierdził jednak, że jest już na emeryturze i zaprzeczył doniesieniom łączącym go z Cardiff City.

Ostatecznie trenerem walijskiego klubu został Sabri Lamouchi, który to wziął pod swoje skrzydła byłego podopiecznego z reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. Francuz prowadził afrykańską drużynę w latach 2012-2014, a jego pierwszym wyborem w linii defensywy był właśnie Sol Bamba.

Iworyjczyk zagrał niemal we wszystkich istotnych meczach drużyny narodowej pod wodzą Lamouchiego. Występował na Pucharze Narodów Afryki w 2013 roku, kiedy zespół musiał uznać w ćwierćfinale wyższość Nigerii, a także w zakończonych sukcesem kwalifikacjach do Mundialu 2014. Grał też na turnieju finałowym w Brazylii, gdzie Słonie zaprzepaściły wspaniałą szansę, by po raz pierwszy w historii wyjść z grupy. Tak czy inaczej, obaj panowie pracowali ze sobą dwa lata i znają się bardzo dobrze, co zapewne ułatwi im współpracę w nowym klubie.

Ze Stade Rennais po europejskie puchary

Sabri Lamouchi na pracę w Europie po raz pierwszy zdecydował się w listopadzie 2017 roku, przejmując średnio radzące sobie w lidze Stade Rennais. Francuski klub był dotąd stabilnym przeciętniakiem, lecz na początku sezonu wygrał ledwie jedno spotkanie z pierwszych dziewięciu. Lamouchi nie potrzebował wiele czasu, by wprowadzić własną wizję zespołu. Nie wymagał od swoich zawodników dobrej gry piłką ani ciągłego rozgrywania jej od własnej bramki. Pod względem wymienionych podań i posiadania piłki Stade Rennais znajdowało się w połowie ligowej stawki.

Lamouchi znalazł za to inny sposób, by zrobić różnicę. Postawił na solidną defensywę, umiejętny pressing i zabójczo szybkie kontry. Co więcej, miał kilku piłkarzy skrojonych właśnie pod taki styl gry. Niekwestionowanym liderem formacji ofensywnej był znany nam z Sunderlandu Wahbi Khazri. Na skrzydłach operowali natomiast uzdolniony technicznie Benjamin Bourigeaud oraz szybki, młodziutki wówczas Ismaila Sarr. Koniec końców po fantastycznej serii 14 meczów z zaledwie jedną porażką, Stade Rennais zakończyło sezon w pierwszej piątce, awansując do Ligi Europy.

W Nottingham o krok od wielkiej szansy

Dramat Nottingham Forest z sezonu 2019/2020 pamięta niemal każdy zagorzały fan angielskiej piłki. The Tricky Trees na własne życzenie zostali wtedy wyrzuceni z playoffów przez Swansea. Stało się to dosłownie na kilka minut przed zakończeniem sezonu zasadniczego Championship, a jeszcze 90 minut wcześniej graniczyło z cudem. Przed tamtą kolejką obie drużyny dzieliły w tabeli trzy oczka i aż 5 bramek na korzyść Nottingham Forest.  Zespół Lamouchiego poległ jednak wówczas u siebie ze Stoke 1-4, a Swansea takim samym rezultatem pokonała Reading.

Całemu zajściu dramatyczności dodaje fakt, że Wayne Routledge strzelił decydującą bramkę dla Łabędzi dopiero w 91 minucie gry. Co więcej, nie była to jedyna taka akcja z udziałem Forest. Kolejkę wcześniej przeciwko Barnsley stracili upragniony remis w 93 minucie spotkania. Zwycięstwa w doliczonym czasie gry trwonili również w meczach z Sheffield Wednesday oraz Derby County.

Nie da się ukryć, że Sabri Lamouchi ma tendencję do wyjątkowo fatalnych wpadek, gdy wynik w zasadzie jest już osiągnięty. Podobna historia zdarzyła mu się na Mundialu w Brazylii, o czym możecie przeczytać TUTAJ.

Klęska przyćmiła ciekawy projekt

Spektakularna wpadka nie zmienia jednak faktu, że wcześniej Sabri Lamouchi doskonale poukładał zespół Nottingham Forest pod siebie i dał kibicom wiarę w to, że awans do Premier League jest możliwy. Francuz niewiele zmienił swoją taktykę zastosowaną w Stade Rennais. Zespół Forest cechował się jeszcze mniejszym posiadaniem piłki, którą wręcz oddawał rywalom. Potrafił jednak znakomicie bronić, wykazując się największą średnią liczbą interwencji na mecz. Zawodnicy Forest oddawali także dużą liczbę strzałów, w szczególności z dystansu. Największą bronią drużyny Lamouchiego były jednak rzecz jasna kontrataki.

Sabri Lamouchi po raz kolejny świetnie wykorzystał potencjał dostępnych graczy. Joe Lolley już w poprzednim sezonie notował w Forest świetne liczby. Lamouchi uczynił go jednak kluczowym punktem zespołu, bowiem Anglik świetnie spisywał się w holowaniu piłki i napędzaniu szybkich ataków. Nie byłoby jednak walki o Premier League, gdyby nie Lewis Grabban – sprawdzony na Wyspach snajper, który zaliczył 20 trafień. Jamajczyk nie tylko pełnił funkcję kończącego, ale również oczekiwał na piłkę w środku boiska i szybko rozgrywał kontrataki.

Na prawej obronie swoje robił także Matty Cash, sprzedany po sezonie za 16 milionów euro do Aston Villi. Polak zapewniał komfort w defensywie, jednocześnie przechwytując piłki i rozpoczynając kontrataki. Jego wybieganie pomagało zarówno pokryć dziury w obronie, jak i tworzyć przewagę w ataku. Dodatkowo jego zgranie z dobrze dryblującym Sammym Ameobim, zasługiwało na aplauz. Projekt Lamouchiego miał oczywiście więcej ważnych postaci, bowiem Francuz potrafił chociażby pokryć środek pola naprawdę przeciętnymi zawodnikami.

Problemy, problemy Cardiff City

Pomijając już przygody Lamouchiego na bliskim wschodzie, dochodzimy do bieżącej sytuacji. Francuz objął swoją opieką Cardiff, które dosłownie wisi nad strefą spadkową. Dwudzieste pierwsze miejsce nie daje Walijczykom żadnego bezpieczeństwa, tym bardziej iż bezpośredni rywale mają mniej rozegranych meczów niż The Bluebirds.

Gra drużyny również wygląda fatalnie, co tu dużo mówić, jak zespołu, który od co najmniej trzech miesięcy nie ma prawdziwego menedżera. Klubowi nie pomaga również całe zamieszanie w ciągnącej się niemiłosiernie sprawie Emiliano Sali, o której możecie przeczytać TUTAJ.

Zimowe okienko transferowe w stolicy Walii przebiegło zatem cicho. Brakowało nawet plotek łączących jakichkolwiek graczy z Cardiff, choć rzekomo klub nie powiedział jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa. Dla kibiców jest to o tyle frustrujące, że The Bluebirds nie potrafią w tym sezonie zdobywać bramek. Mają na koncie najmniej trafień w całej lidze, aż o cztery mniej niż kolejne Huddersfield. Problem stanowi obecnie również lewa obrona, lecz do tej pory jedynie można było usłyszeć o pomyśle absurdalnej wymiany z Wigan za Joe Bennetta.

Lamouchi musi wytoczyć własne działa

Dobrą informację dla walijskich kibiców stanowi fakt, że Cardiff dokonało latem przebudowy zespołu, pozyskując kilkunastu zawodników. W przeciwieństwie do ubiegłego sezonu nie jest już drużyną, której brakuje głębi składu. Walijski klub posiada wystarczająca liczbę graczy w każdej formacji. Obrona jest w stanie nie tracić bramek, pomoc potrafi rozgrywać ataki, a napad dysponuje odpowiednim przyspieszeniem. Do tego Cardiff jest drugim najlepiej dryblującym zespołem w Championship.

Takie charakterystyki zostawiają pole do popisu francuskiemu menedżerowi. To jego rolą będzie dopasować zawodników do optymalnych pozycji, aby wyciągnąć maksa z całości. O ile żaden napastnik nie dołączy już do zespołu The Bluebirds, kluczem będzie wykorzystanie pełni potencjału Calluma Robinsona. Były napastnik West Bromu jako jedyny potrafi skutecznie kończyć akcje strzałem, bądź dogrywać do kolegów.

Sabri Lamouchi, jak sam przyznał nie zastanawia się jednak nad tym, czy do klubu dołączy ktoś jeszcze czy też nie. Francuz skupia się po prostu na robocie, którą ma do wykonania.

Nie czekam na nowych graczy. Mam wystarczające doświadczenie, by wiedzieć, że w ciągu kilku dni jest bardzo trudno znaleźć odpowiednich graczy. Jeśli ich znajdziemy, to tylko dlatego, że sztab wykona genialną robotę. Ja patrzę tylko na graczy, których mam do dyspozycji w chwili obecnej.

Nie jestem tu tylko po to, aby uratować klub. Jestem tu po to, by mieć wspólna przyszłość z zespołem.

Najważniejsze jednak, że nowy trener The Bluebirds wierzy w powodzenie swojej misji i nie wnosi do zespołu defetystycznego nastawienia. W budowaniu jego relacji z drużyną oraz kibicami bardzo może pomóc obecność asystenta. Kibice Cardiff doceniają Bambę za jego zasługi dla klub i wiedzą, że jest człowiekiem szlachetnym, pełnym serca i dobroci. Dodatkowo Iworyjczyk dobrze zna część zespołu, co może pomóc w stworzeniu dobrej relacji wewnątrz klubu.

Pierwszy mecz pod wodzą nowego selekcjonera czeka Cardiff już dzisiaj. Sabri Lamouchi poprowadzi zespół w wieczornym starciu ligowym na Kenilworth Road przeciwko Luton Town. Początek meczu o godzinie 20:45.