Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 1. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ALPHONSE AREOLA (1)

2 strzały celne City i zdobyte 2 bramki. To musi mówić samo za siebie. Być może nie był przygotowany na to, że już po niespełna pół godzinie gry będzie musiał zastępować kontuzjowanego Łukasza Fabiańskiego, jednak zupełnie go to nie usprawiedliwia. Francuski golkiper fatalnie wszedł w to spotkanie, bo już po kilku minutach od momentu pojawienia się na murawie sfaulował Erlinga Haalanda. Areola spóźnił się z reakcją, a później bezmyślnie zaatakował nogi Norwega. Później były piłkarz Borussii Dortmund kompletnie zmylił Francuza przy jedenastce. Przy drugim trafieniu Haalanda nie można było zrobić właściwie wiele więcej, bo norweski napastnik popisał się klinicznym wykończeniem. To może chociaż nogami grał lepiej? Nic z tych rzeczy! Tu również było wiele do poprawy.

OBROŃCY

TRENT ALEXANDER-ARNOLD (1)

Jeśli ma zamiar rywalizować o miejsce w pierwszym składzie na Mistrzostwa Świata, to musi grać lepiej. Na ten moment nie jest to poziom reprezentacyjny. Ba! Ten występ Trenta był poniżej poziomu Premier League. Już w końcówce poprzedniego sezonu można było wielokrotnie przyczepić się do gry obronnej Anglika, ale jednocześnie był przy tym jasnym punktem w ataku Liverpoolu. Podczas inauguracyjnej kolejki nie pokazał niczego po obu stronach boiska. W defensywie brakowało mu koncentracji i spokoju, a z przodu często nie był precyzyjny. Kibice The Reds muszą liczyć na szybkie przebudzenie, bo w tej formie prawy obrońca nie jest dla nich wartością dodaną.

DIOGO DALOT (1)

Oglądając Portugalczyka można było momentami mieć wrażenie, że w pierwszym składzie ten Hag wystawił zestresowanego debiutem młodzieżowca. I pewnie gdyby nie fakt, że konkurentem Dalota jest Aaron Wan-Bissaka, to część kibiców domagałaby się zmian na prawej obronie Czerwonych Diabłów. Diogo w spotkaniu z Mewami nie był w stanie wytrzymać intensywności i powtarzalności najlepszej ligi świata. Dalot na siłę chciał być poprawny, przez co wyglądał jak dziecko we mgle. Strach pomyśleć, co działoby się przy rywalu z TOP6…

MOHAMMED SALISU (1)

Brawo! Oto autor najgłupszego samobója w inauguracyjnej kolejce Premier League! Stoper Southampton wbił sobie piłkę do własnej siatki w chwili, gdy powinien ją spokojnie wybić daleko od bramki. Nie był wówczas naciskany przez żadnego zawodnika Tottenhamu. Wystarczyła (nawet lekko) zimna głowa. Salisu nie był jednak tego dnia dobrze dysponowany. Dość powiedzieć, że dowodzona przez niego defensywa dała się roznieść Spurs wynikiem 4:1. Ghańczyk był zdecydowanie najgorszym zawodnikiem z fatalnie dysponowanego w całości bloku defensywnego Świętych.

DIEGO CARLOS (1)

Z pewnością nie tak kibice The Villans wyobrażali sobie debiut nowej gwiazdy. Zero przechwytów, zero bloków, zero wygranych pojedynków w powietrzu i na ziemi, zaledwie siedem celnych długich piłek – dość mizernie. Carlos wyglądał na zdeterminowanego i gotowego do walki, jednak decyzyjność i wspomniane statystyki sprawiają, że zarówno kibicie jak i piłkarz będą chcieli jak najszybciej wyprzeć to spotkanie z pamięci. Za wcześnie na osądy, życzymy kibicom drużyny prowadzonej przez Gerrarda, aby to był jedynie ciężki okres aklimatyzacyjny.

POMOCNICY

SCOTT MCTOMINAY (1)

Nowy sezon, nowy trener, nowe oczekiwania. Ale Manchester United stary. Z Fredem i McTominayem w środku pola. Obydwaj nie zaliczyli dobrego spotkania, ale to ten drugi miał dużą szansę, by zakończyć swój mecz już w pierwszej połowie. Sędzia Paul Tierney oszczędził jednak Szkota, choć szczerze msuimy napisać, że dalsza obecność pomocnika nie dawała dużo korzyści Czerwonym Diabłom. 0 odbiorów, 0 kluczowych podań, 0 strzałów, celność podań na poziomie 67%. Fatalne zawody. Ten screen i opis idealnie je podsumowuje.

BRUNO FERNANDES (1)

Już na początku spotkania mógł trafić do siatki Brighton, tym samym ustawiając przebieg spotkana. Bruno pomylił się jednak z kilkunastu metrów.

Pomocnik wykreował dwie okazje, w tym jedną „stuprocentową”, ale generalnie nie były to najlepsze zawody w jego wykonaniu. Było go po prostu za mało jeśli chodzi o konkrety. Ten strzał załączony wyżej to jedyne uderze Bruno w meczu z Mewami. Od Portugalczyka po prostu oczekujemy więcej, bo przecież w pamięci mamy serię z poprzedniego sezonu, gdzie przez ponad miesiąc nie zapisał na swoim koncie celnego uderzenia.

JESSE LINGARD (1)

Zdecydowanie jedno z rozczarowań kolejki. I nie chodzi nawet o to, że nie zdobył ani gola, ani asysty, ale bardziej o fakt, że Anglik nie oddał choćby uderzenia w meczu z Newcastle. Ponadto przegrał wszystkie pojedynki, a było ich aż 7, co oznacza przy okazji, że nie wykonał żadnego udanego dryblingu. Bardzo słaby debiut w barwach Forest, zupełnie nie nawiązujący do okresu chwały Lingarda, gdzie w niecałe pół sezonu w barwach West Hamu zdobył 9 goli i 5 asyst.

NAPASTNICY

DANNY INGS (1)

Do przeciętności Danny’ego Ingsa w barwach Aston Villi chyba już zdążyliśmy się przyzwyczaić. W sobotnie popołudnie ci jeszcze najbardziej nieprzekonani do tej tezy dostali kolejne argumenty, aby jednak zmienić swoje zdanie. Miał dwie dobre sytuacje na początku pierwszych 45 minut. Okej, przy pierwszej zrobił sporo, żeby wpisać się na listę strzelców. Jednak w drugiej kompletnie przestrzelił po dobrej centrze Digne’a.

Potem już zupełnie przepadł. Bez wpływu na grę ekipy Gerrarda. Jego heatmapa z tego spotkania to takie lekkie plamki w różnych sektorach boiska bardzo daleko od bramki Travesa. Dostał kredyt zaufania i miejsce w podstawowym składzie kosztem Watkinsa, lecz nie można powiedzieć, że zaklepał sobie plac na potyczkę z Evertonem. Gerrardowi starczyło cierpliwości do Anglika zaledwie na 66 minut.

MARCUS RASHFORD (1)

451 dni. Tyle minęło od momentu, gdy Marcus Rashford zdobył gola, gdy wyszedł w pierwszym składzie Manchesteru United w Premier League. Było to dokładnie 13 maja 2021 roku. Teraz Anglik był na dobrej drodze, by odkleić tę łatkę i przerwać niechlubną serię. Rashford jednak nie trafił, co dało właśnie powody do wyszukiwania takich statystyk. A sytuacja była doskonała.

Ponadto, Anglik nie trafił też w innej świetnej sytuacji, a w całym spotkaniu nie wykreował kolegom żadnej sytuacji. Średnio było też z wygranymi pojedynkami, bo wygrał 2 na 8 prób. Występ do zapomnienia, czyli taki, do którego ostatnio niestety przywykliśmy.

ROBERTO FIRMINO (1)

Największy hamulcowy ataku Liverpoolu. To był jeden z najgorszych indywidualnych występów w 7-letniej karierze Firmino w barwach klubu z Anfield. W wielu przypadkach zachowywał się tak jakby zależało mu na triumfie Fulham. Nie mógł znaleźć sobie miejsca na boisku, a w momencie, gdy już mógł mieć piłkę przy nodze szybko ją tracił. Wejście Nuneza za Bobby’ego diametralnie odmieniło grę ofensywną The Reds. Po tym fatalnym występie brazylijski snajper może na bardzo długi czas zostać jedynie rezerwowym w układance Jurgena Kloppa.