To prawdopodobnie najinteligentniejszy gracz, jakiegokolwiek miałem przyjemność trenować przez całą swoją karierę. Jest na innym poziomie” – takimi słowami Pep Guardiola przed startem sezonu 13/14 określił Philippa Lahma. To właśnie ta kampania okazała się dla przyszłego Mistrza Świata przełomowa. Katalończyk przestawił dotychczasowego prawego obrońcę Bayernu na pozycję defensywnego pomocnika, co pozwoliło mu mimo zaawansowanego wieku utrzymać wybitny poziom piłkarski. Oglądając w pierwszy weekend sezonu jak Trent Alexander-Arnold kryje Mitrovicia przy dośrodkowaniu ze strony Tete, naszła mnie podobna myśl. Choć Anglik jest zdecydowanie młodszy, to podobny manewr ze strony Jürgena Kloppa również mógłby mu posłużyć. Tylko, czy aby na pewno?

W przypadku Lahma jego naturalna zdolność do dyktowania tempa gry zespołu i rozpoczynania kolejnych ataków została wtedy jeszcze bardziej uwypuklona. Odegrał integralną rolę w taktyce 4-1-4-1, grając jako metodista najczęściej u boku Schweinsteigera i Krossa. Monachijczycy tylko na tym zyskali – zdobyli wtedy najszybsze mistrzostwo Niemiec w historii – na 7 kolejek przed końcem rozgrywek. Tak wybitny na swojej pozycji zawodnik dał się przekonać, aby wykorzystać jego atuty w drugiej linii.

Zresztą tych przypadków jest więcej. Oleksandr Zinchenko, nominalny lewy obrońca, z powodzeniem występuje na „dziesiątce” w reprezentacji Ukrainy. Również w Arsenalu w przypadku wybitnej formy i zdrowia Tierneya wydaje się, że będzie rozważany do gry w środku pola. Również w Polsce końcem lipca rozgorzała dyskusja odnośnie Michała Karbownika, który postawił w końcu na swoim i na wypożyczeniu w Fortunie Düsseldorf ma grać jako „ósemka”.

Na przestrzeni ostatnich sezonów do defensywnej postawy Trenta często można mieć słuszne pretensje i to nierzadko w kluczowych momentach. Właściwie od początku kiedy pojawił się na wielkiej scenie, jego umiejętności gry w obronie mogły być kwestionowane. Finał Ligi Mistrzów rozstrzygnął się właśnie po błędzie Anglika, gdy spod krycia uciekł mu Vinícius Júnior. Rundę wcześniej w rewanżu z Villarealem też maczał palce w fatalnej pierwszej połowie i błyskawicznemu odrobieniu start przez piłkarzy Żółtej Łodzi Podwodnej.

Dlatego przy okazji pierwszej serii spotkań, gdy ulubieniec naszej redakcji król Mitro trafił na 1:0, te myśli znów powróciły. Czy Trent Alexander Arnold powinien przenieść się do drugiej linii? Czy takie posunięcie uwolniłby go z błędów w defensywie i jeszcze bardziej podkręciło ofensywne cyferki?

Wyjątkowy twórca

12, 13, 712. Tyle asyst w czterech kolejnych sezonach, zaczynając od kampanii 18/19, w rozgrywkach Premier League zaliczał Trent Alexander-Arnold. Sumując te liczby, w tym czasie lepszy od Anglika jest tylko Kevin De Bruyne. W dodatku 23-latek to absolutna czołówka, jeśli chodzi o kluczowe podania na 90 minut – w ubiegłym sezonie wykręcił zawrotne 2,81! Lepszy pod tym względem pozostaje jedynie wspomniany Belg i Christian Eriksen. Podobnie sprawa wygląda w przypadku podań w ostatnią tercję boiska i pole karne – odpowiednio 7.1. miejsce wśród graczy, którzy zagrali min. 500 minut w lidze.

Wydawać by się mogło, że przesunięcie go do środka pomocy mogłoby w znaczący sposób ograniczyć jego braki w grze defensywnej. Klopp miałby możliwość sprowadzenia klasowego prawego defensora, który zapewniłby większą stabilizację i ograniczył sporą liczbę kontrataków prawą stroną swojego zespołu. Zwłaszcza że Alexander-Arnold przecież dorastał, występując w drugiej linii ekip młodzieżowych The Reds. Doświadczenia wyniesione z akademii bez wątpienia pomogły mu stać się tak kreatywnym piłkarzem na swojej pozycji, jakim jest obecnie.

Kluczowy atrybut w przypadku Trenta stanowi jego naturalna szybkość. Ale nie chodzi mi tu o tę, zazwyczaj kojarzoną z parametrami fizycznymi. To szybkość wiążąca się z tym, jak sprawnie potrafi posłać prostopadłe podania i kolejne wrzutki w stronę wybiegających kolegów. Wychowanek Liverpoolu czyni to w iście wyjątkowy sposób – już przy pierwszym, drugim kontakcie z futbolówką umie rzucić na nos do Salaha, Díaza, Joty, a wcześniej również do Mané, i nie ma znaczenia czy piłka leci wyżej, czy trochę bliżej murawy. Najistotniejszy pozostaje jednak fakt, że pomimo tego pozornego pośpiechu najczęściej takie podania nie tracą nic ze swojej jakości i dokładności. Technika prezentowana przez wychowanka The Reds jest absolutnie z najwyższej światowej półki.

Ustawienie w drugiej linii = większa produktywność?

Łatwo wysnuć myśl, że w przypadku przesunięcia go wyżej, liczby dotyczące goli, asyst i kreowanych sytuacji byłyby jeszcze bardziej okazałe. Wzrastająca produktywność w ofensywie plus większa solidność w defensywie? Same plusy. Niemniej, rzeczywistość okazuje się nieco odmienna.

W fazie budowania ataku pozycyjnego Salah, Jota, Firmino czy Díaz najczęściej absorbują uwagę obrońców, a także defensywnych pomocników rywali. Cała czwórka stwarza ogromne zagrożenie w centralnych obszarach, co z kolei otwiera przestrzenie dla Alexandra-Arnolda i Robertsona. Anglik i Szkot otrzymują niejednokrotnie autostradę na swoich flankach. Stamtąd mogą podawać, dośrodkowywać, strzelać i ciągnąć z futbolówką pod linię końcową. Zarówno ścinając do pola karnego, czy zostając trochę szerzej.

Aczkolwiek zdarza się, że gdy wspomniana wyżej czwórka (w niedawnej przeszłości również Mané) jest bardzo uważnie pilnowana, otwarte sektory tworzą się bardziej w środku. Tam właśnie uwielbia przemieszczać się prawy defensor ekipy z Anfield. Występy w czasach juniorskich w drugiej linii, genialne wyszkolenie techniczne i wachlarz podań pozwala mu w tych rejonach na rozwój kolejnych akcji ofensywnych Liverpoolu. Dzięki temu przesuwa ciężar gry do przodu, stwarzając zagrożenie bliżej bramki drużyn przeciwnych.

To uwidoczniło się najbardziej w zeszłym sezonie, gdy były szkoleniowiec Borussii Dortmund zaczął ustawiać na jego stronie Harvey’a Elliota (choć najczęściej dotyczy to Jordana Hendersona). Jeden z dwóch tych bardziej ofensywnych środkowych pomocników przesuwa się bliżej bocznej linii, ściągając do siebie dodatkowego defensora. Kolejny pozostaje przypisany do Mohameda Salaha. Dzięki temu przy szybkiej wymianie piłki w trójkącie TAA uwalnia się spod opieki przeciwnika i zyskuje miejsce w centralnej części boiska. Manewr ten Klopp zaczął już stosować zdecydowanie wcześniej, dopracowując go teraz do perfekcji.

Jak na dłoni widać ten gambit na poniższym skrócie meczu ze Świętymi z kampanii 19/20 (0:32). W rolę „schodzącej ósemki” wciela się tym razem Oxlade-Chamberlain. I gdyby tylko wrzutka okazała się odrobinę lepsza, Mané wpakowałby piłkę do siatki bez żadnych kłopotów.




Taktyczne elastico

Teraz kiedy pojawianie się na pozycjach potencjalnej „ósemki” (ale nie tylko) stało się jego codziennością, jego zagrania są jeszcze bardziej dopieszczone – delikatniejsze i przede wszystkim głównie za plecy środkowych obrońców. Co najważniejsze, również dorównujące jakością względem tych, które zagrywa z boku boiska.

Wystarczy spojrzeć na dwie asysty z początku zeszłego sezonu. Pierwszy przykład. Virgil van Dijk rozpoczął akcję od pięknej krzyżowej długiej piłki do Elliota. Ten przyjął sobie futbolówkę klatką piersiową i znalazł Arnolda na pozycji pomocnika (1:22). Trent lekkim lobem zgrał do Sadio Mané, który wyprowadził Liverpool na dwubramkowe prowadzenie.




Z kolei, gdy The Reds przegrywali już 1:3 na London Stadium i musieli gonić wynik, 23-latek zachował się niczym rasowa „dziesiątka” w roli fałszywego napastnika. Wbiegając między obrońców West Hamu, otrzymał podanie od Hendersona i trochę szczęśliwie wyłożył piłkę na strzał Origiemu (1:40). Zresztą to nie jedyny raz, gdy zajmuje pozycję podwieszonego (lub drugiego) snajpera.




Da się to także zobaczyć na poniższym tweecie z kwietniowych derbów Anglii, gdy Salah przesunął się do linii bocznej, robiąc mu miejsce w środku. Jeśli ktoś uważnie oglądał spotkanie The Reds z Palace, tam również Klopp zastosował taki samo posunięcie. Gdy boisko opuścił Núñez, Alexander-Arnold przez 6-7 minut grał w linii ataku przy Egipcjaninie, na prawą flankę spychając Gomeza i Elliota.

Wydaje się, że zajmując pozycję Hendersona przy tej pozycyjnej rotacji, TAA posiada gigantyczne możliwości kreowania sytuacji. Przy fenomenalnie ułożonej prawej stopie uwielbia posyłać zabójcze podania w uliczkę do Salaha lub ukośną, górną piłkę na lewe skrzydło. Teoretycznie przy stałych występach w linii pomocy okazji do takich zagrań byłoby jeszcze więcej.

Źródło: Wyscout via The Coaches’ Voice

Skoro jest tak wiele przesłanek, aby ustawić go wyżej, dlaczego tak się nie dzieje? Jak powszechnie wiadomo, w wielu fazach budowania akcji Liverpoolu to boczni obrońcy stanowią główną oś poczynań ofensywnych. Paradoksalnie, Trent w środku pomocy, kosztem ograniczenia błędów defensywnych, mógłby mieć mniejszy wpływ na zespół. W ostatnich dwóch sezonach biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, 23-latek zaliczał po 96.7 kontaktów z piłką na 90 minut. W sezonie 20/21 lepszy wynik pod tym względem wykręcił w barwach The Reds tylko Henderson, w zeszłym jedynie Thiago.

Prawa obrona przeznaczeniem?

Być może trudno w to uwierzyć, ale na prawej stronie jest w stanie bardziej odcisnąć piętno i częściej mieć piłkę, niż gdyby postawić go obok kapitana zespołu i byłego gracza Bayernu. Przy wysokim pressingu na van Dijku i Matipie / Konate zarówno Anglik, jak i Szkot, mają często sporo miejsca na flankach, aby przedrzeć się do przodu. Praktycznie wszystkie poczynania przechodzą przez jednego z panów, nierzadko przez obu. Wielokrotnie holenderski obrońca po podaniu od Alissona ma tendencję do zagrywanie długiego podania do przodu na wolną przestrzeń (jak np. to pokazane wyżej, do Elliota), gdzie już czeka jeden z bocznych defensorów.

Jak wspominałem wcześniej, wychowanek klubu z Anfield ma niebywałą technikę, także, jeśli chodzi o ustawienie się do takich piłek i ich przyjęcia. Poza minięciem pierwszej linii pressingu uwalniane są wtedy kolejne metry. Wtedy może właściwie wybierać czy ściąć do środka pola, czy bardziej pociągnąć atak skrzydłem.

Szczerze mówiąc, to chyba najważniejsza cecha. Grając w drugiej linii, musiałby częściej radzić sobie z większą ilością graczy. A i możliwości schodzenia do boku zostałyby mocno ograniczone. Ok, niby mógłby zastąpić Hendersona, który robi dla niego przywołaną wyżej zagrywkę. Tyle że znalezienie tak wyjątkowego dostępnego obrońcy, który kreowałby sytuacje z różnych pozycji z podobną częstotliwością, jest praktycznie niemożliwe. James gra w Chelsea, jest wychowankiem klubu i pewnie nie będzie chciał się ruszać ze Stamford Bridge. João Cancelo też do Liverpoolu raczej się nie wybiera. Może Achraf Hakimi dałby radę wejść w tę rolę, choć śmiem w to wątpić. Trent na prawej obronie może pełnić kilka różnych ról na raz, a nie tylko swoją nominalną. To czyni go tak niesamowitym na tle innych. Kiedyś świetnie wyjaśnił to sam Klopp.

Oczywiście nadal jest na pozycji prawego obrońcy, aby szczególnie bronić. [Ale] wtedy jest prawym skrzydłowym, potem jest ósemką, szóstką, następnie rozgrywającym. On pełni dla nas wiele funkcji. Porusza się po boisku na różnych pozycjach zdecydowanie częściej, niż gdy zaczynał u nas grać. Może to czynić, ponieważ jest po prostu obecnie znacznie bardziej dojrzałym graczem.

Ten eksperyment już kiedyś był…

Nie chodzi mi tu o drużyny młodzieżowe, w których Alexander-Arnold był wystawiany w linii pomocy. Ani o kilka spotkań z jego początkowej karierze na Anfield. Klopp zaledwie kilka razy desygnował go takiej roli, ostatnio w maju 2018 roku przeciwko Chelsea. Próbę ustawienia obrońcy z czerwonej części Liverpoolu wyżej podjął też zeszłej jesieni Gareth Southgate. 51-latek zdecydował się na taki eksperyment w trakcie wrześniowego starcia w ramach eliminacji do Mundialu w Katarze przeciwko Andorze na Wembley.

Krótko mówiąc, wychowanek The Reds na nieswojej pozycji nie wypadł najlepiej. Mogło to być lekkim zaskoczeniem zważywszy na fakt, że przeciwnicy to siła z drugiej setki światowego rankingu. A w samym spotkaniu Anglicy całkowicie dominowali nad boiskowymi poczynaniami – blisko 89% posiadania piłki, 770 wymienionych podań przy 91% celności, 20 strzałów na bramkę rywali. Potyczka przeciwko ekipie z Półwyspu Iberyjskiego udowodniła jednak, że nie tak łatwo wejść w buty w Rice’a czy Phillipsa. Gra w środku pola wymaga innego poruszania, aby znaleźć przestrzenie, w której można zdominować rywala.

Mapa kontaktów z piłką TAA w pierwszej połowie przeciwko Andorze, Źródło: Goal Live

Trent Alexander Arnold czuł się potwornie nieswojo. Zaliczył 10-minutowy fragment, w którym jedynie dwa razy dotknął piłki – w tym raz wrzucając ją z autu. Na tle młodszego od siebie Jude’a Bellinghama wyglądał jak nieopierzony żółtodziób. W sumie miał 33 „dotknięcia” futbolówki w pierwszej połowie – dla porównania grający na prawej obronie Reece James miał ich 52. Ale to nawet nie ilość była największym problemem, bo zwyczajnie brakowało im „jakości”.

Angielski menedżer podkreślał, że 23-latek miał pełnić „bardziej zaawansowaną funkcję” – częściej zbierać drugie piłki i przenosić je w obszary bliżej bramki piłkarzy Andory. Tymczasem on nie wiedział, gdzie i jak ustawić się na murawie. Poza jednym cudownym przerzutem na lewe skrzydło do Sterlinga, pozostawał bez większego wpływu na grę Synów Albionu.




A może lepiej dać sobie z tym spokój?

Zdając sobie sprawę, że sytuacja nie wyglądała idealnie i próbując uzyskać więcej od Trenta i reszty drużyny, Southgate zmodyfikował taktykę w przerwie meczu. Manewr okazał się nad wyraz prosty – zamienił miejscami Jamesa z piłkarzem Liverpoolu. Niemal z miejsca Alexander-Arnold stał się bardziej widoczny i w końcu zaczął odciskać swoje piętno. Prawie zaliczył ostatnie podanie po tym, jak idealnie wyłożył piłkę na środku pola karnego polującemu na hattricka Lingardowi. Uderzenie Jessiego zostało jednak zablokowane. Ale późniejszą próbę po podaniu Saki wychowanek United już wykorzystał, a Trent zapisał na koncie asystę drugiego stopnia.

To było nieuniknione, że wyglądał bardziej komfortowo na prawej obronie, biorąc pod uwagę to, jak dużo grał tam na przestrzeni swojej kariery. Dzisiaj chcieliśmy zobaczyć coś innego i uznaliśmy, że to dobry mecz, aby wypróbować ten wariant — mówił na konferencji prasowej po samym spotkaniu Southgate.

Wydaje się, że zmiana pozycji akurat w przypadku Alexandra-Arnolda nie do końca ma sens. 23-latek, mimo swoich defensywnych mankamentów, wciąż pozostaje jednym z najlepszych prawych defensorów na świecie wycenianym przez Transfermarkt na blisko 80 milionów funtów. W dodatku sam definiuje swoje przywiązanie do nominalnej pozycji i w tym kierunku próbuje się wciąż rozwijać. Z jego perspektywy to chyba na ten moment zupełnie niepotrzebne.

Fakt, ma niesamowitą prawą stopę, genialną technikę i doskonałe umiejętności podawania i dośrodkowywania. Fakt, przywołany na początku Philipp Lahm oraz Joshua Kimmich osiągnęli sukces po przejściu z linii obrony do środka pola. Tyle że umiejętności, które wyróżniają 23-latka jako szczególny talent, to te, które doskonalił jako prawy obrońca. Bez treningu i doświadczenia jego surowe cechy nie dadzą mu zrozumienia subtelności gry w pomocy.

„Liverpool powinien tolerować jego deficyty”

Zdanie to podziela były zawodnik The Reds – John Barnes. Niegdyś świetny skrzydłowy podkreślił w kwietniu na łamach Express, że przyszłość piłkarza to wyłącznie prawa obrona, wskazując na to dwa główne powody.

Trent Alexander-Arnold nie ma przyszłości jako pomocnik. Jest prawym defensorem i dlatego właśnie jest w stanie grać zwrócony przodem do bramki przeciwnika tak, jak to robi. Może nie jest tak dobry w defensywie, jak gdy atakuje, ale nie w każdym meczu mierzy się z drużynami pokroju Manchesteru City.

Ludzie mogą powtarzać, że musi pracować nad aspektami gry z tyłu. Tyle że przez większość czasu w sezonie to Liverpool dyktuje warunki i sprowadza przeciwników pod ich własną bramkę. Bilans tego, co robi w pozostałych spotkaniach – ile daje bramek i asyst, w porównaniu do tego czasu, kiedy przychodzi mierzyć się z ekipami takimi jak The Citizens czy Real Madryt, według mnie oznacza, że Liverpool powinien tolerować jego deficyty z korzyścią dla tego, co robi w ataku.

Końcowe słowa Barnesa są chyba w tych całych dywagacjach najistotniejsze. Patrząc na fakt, ile ten chłopak daje drużynie na przestrzeni całego sezonu, te kilka razy można przymknąć oko na niedokładności w obronie. Może to kosztować kilka punktów, ale zdecydowanie częściej pozwoli skutecznie rozszywać bloki defensywne kolejnych przeciwników. Jak to zostało ukazane wyżej, dzięki występom na boku linii obrony ma on też więcej swobody i przestrzeni. Dzięki takiemu zabiegowi może pokazać większy wachlarz ofensywnych zagrań, niż gdyby występował u boku Hendersona, Thiago czy Fabinho. Alexander-Arnold lubi być prawym obrońcą. Granie tam uczyniło go sławnym. A przede wszystkim wygląda na znacznie szczęśliwszego, tak jak w meczu z Andorą po powrocie do defensywy w drugiej połowie.

Osobiście uwielbiam różnorodne taktyczne analizy. Z chęcią zobaczyłbym Jürgena Kloppa ustawiającego tak dojrzałego Trenta w środku pola. Po transferze Calvina Ramsay’a Niemiec ma w końcu należyte narzędzia, aby tego jeszcze raz spróbować. Jednak racjonalnie patrząc, nie jest to nikomu potrzebne Bo czy aby na pewno ujrzelibyśmy znaczącą różnicę? W końcu Trent nawet na prawej obronie gra momentami niczym prawdziwa mezzala