Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się to nierealne. Wszak Liverpool miał ponad 10 punktów straty w Premier League do liderującego Manchesteru City. Jednak po ostatnich dwóch tygodniach chyba możemy jasno powiedzieć, że Liverpool ma realne szanse na poczwórną koronę. Choć Jürgen Klopp wciąż uważa, że to raczej niemożliwe, aby jego podopieczni triumfowali jeszcze na trzech frontach, na pewno można głośno już o tym mówić. Sam fakt, że w połowie kwietnia nadal jest to możliwe, jest arcytrudną sztuką.

W zeszłym sezonie szanse na poczwórną koronę miała ekipa Pepa Guardioli. Piłkarze z Etihad Stadium odjechali rywalom w połowie rozgrywek w lidze. W dodatku zaklepali sobie miejsce w finale Carabao Cup (mecz był rozgrywany dopiero 25 kwietnia). Pewnie szli przez kolejne rundy w Lidze Mistrzów. Wszystko jednak rozsypało się niemalże równo rok temu (17 kwietnia), gdy w półfinale Pucharu Anglii przegrali 0:1 z Chelsea po golu Hakima Ziyecha. Co prawda, The Citizens udało się zdobyć wcześniej cztery trofea (w sezonie 2018-19), ale bez najcenniejszego pucharu na Starym Kontynencie.

Tymczasem ekipa z Anfield ostatnimi czasy wykonała sporą pracę, by nadal w grze o poczwórną koronę pozostać. Udało się pokonać Benfikę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, w dodatku w następnej rundzie trafiają na najsłabszy w teorii Villarreal. Zremisowali z Manchesterem City 2:2, dzięki czemu nadal tracą zaledwie punkt do lidera tabeli na 7 kolejek do końca. Z kolei w sobotę pokonali swojego największego rywala na Wembley w półfinale Pucharu Anglii. A pod koniec lutego The Reds postawili pierwszy krok, ogrywając po serii rzutów karnych Chelsea w finale Carabao Cup.

Szanse na poczwórną koronę? Mniejsze niż Lukaku na Złotą Piłkę

Drużynie z czerwonej części Merseyside zostało 11 (na razie 10) meczów do chwały, do statusu, jakiego nie osiągnęła jeszcze żadna ekipa w historii angielskiego futbolu. Pierwszy krok trzeba będzie postawić już dziś w starciu z Manchesterem United. Ostatni 28 maja na Stade de France w Paryżu, pokonując w finale Real lub Manchester City. To wyczerpujący kalendarz, ale bez żadnych wątpliwości warty swojej ceny.

Zresztą przed Bitwą o Anglię Klopp wypowiedział się w tonie, że każde trzy punkty są najważniejszymi w życiu jego piłkarzy. Mimo że naprzeciwko wyjdzie drużyna, która traci dwie bramki z Norwich.

Musimy być źli, agresywni w ten dobry sposób. Chciwi, tak jak wtedy, gdy nic nie wygrałeś od dłuższego czasu, brakowałoby ci punktów w ligowej tabeli, a to są najważniejsze trzy oczka w twoim życiu.

Takiego nastawienia potrzebujemy w tym spotkaniu. Jeśli pozwolimy United zrobić (to, czego chcą), sprawią nam ogromne problemy. To wielki mecz – powiedziałbym, że mierzą się dwa największe kluby na świecie.

Opierając się na danych Sky Bet, szanse na wygranie tych czterech konkretnych trofeów przez Liverpool na początku sierpnia wynosiły zaledwie 0,02%! Kurs równy był stosunkowi 3000/1* (kurs brytyjski mówi, ile razy więcej wyniesie zysk w stosunku do postawionej kwoty). Większe prawdopodobieństwo zdarzenia mają obecnie w ofercie bukmachera absurdalne sytuacje pokroju tego, że Gary Neville zostanie liderem Partii Konserwatywnej lub Złotej Piłki dla Romelu Lukaku za 2022 rok. A przecież Belg co najwyżej za ten sezon może zgarnąć coś w rodzaju odpowiednika Złotej Maliny. To chyba pokazuje skalę trudności zadania dla zawodników The Reds.

Liverpool i gigantyczny wzrost szans

Kurs zmniejszał się systematycznie wraz z trwającym sezonem. We wrześniu spadł do poziomu 1000/1, w lutym przed finałem przed Carabao Cup było to już 100/1. Marcem szanse wynosiły 33/1 po wygranej na Wembley z Chelsea, a po remisie na Etihad Stadium spadł jeszcze bardziej do 14/1. Na ten moment brytyjska firma na poczwórną koronę daje Salahowi i spółce 12,5% (kurs 7/1 – ponad 428 razy mniejszy!). Dyrektor PR Sky Bet, Michael Shinners powiedział dla Sky Sports, że dwóch graczy na Wyspach postawiło na to zdarzenie po 30 funtów przy kursie 2000/1. Nietrudno się domyślić, że jeśli ten piękny sen się spełni, panowie zainkasują sowitą wypłatę.

Najmniejsze prawdopodobieństwo na końcowe zwycięstwo gracze Jürgena Kloppa mają w przypadku Premier League (65% do 35% dla The Citizens). Pomimo faktu, że do każdego spotkania będą podchodzić w roli faworyta, wyraźnym ulubieńcem statystyków w tym przypadku pozostają piłkarze z niebieskiej części Manchesteru. Na papierze najtrudniejszymi starciami wydają się pojedynki z Tottenhamem na Anfield i Newcastle na St James’ Park. Dramatu nie ma (według wyliczeń Opty średnia punktów na mecz pozostałych rywali równa jest 1,13). Potknąć się na tych ekipach można jednak bardzo łatwo. Zwłaszcza jeśli Niemiec będzie zmuszony do mocnej rotacji składem ze względu na potencjalne urazy.

Według kursów oferowanych przez brytyjskich bukmacherów The Reds mają zainkasować do końca sezonu komplet oczek. Problem w tym, że według analiz Opty, ich konkurenci mają łatwiejszy terminarz (średnia przeciwników równa jest 0,97 pkt/mecz). Jeśli i podopieczni Guardioli wygrają wszystkie mecze, na koniec rozgrywek znów The Citizens wyprzedzą Liverpool o zaledwie jedno oczko. Wojna trwa.

Na jakie trofeum fani The Reds mogą liczyć najbardziej?

Właściwie identyczny rozkład (67% do 33%), tyle że na korzyść zawodnikom niemieckiego szkoleniowca, Sky Bet obliczył dla rozgrywek FA Cup. Tu od podniesienia trofeum zespół dzieli tylko jeden mecz – 14 maja na Wembley, powtórka z finału Carabao Cup. The Reds staną przed szansą na zdobycie Pucharu Anglii po raz pierwszy od 2006 roku. Patrząc na to, co zaprezentowali w pierwszej połowie w sobotę, kibice chyba mogą być spokojni o końcowy rezultat.

Co ciekawe, w porównaniu do Premier League, w Champions League to zespół z Anfield jest uważany za faworytów. Spory wpływ jednak na taka postać rzeczy ma półfinałowy przeciwnik – Villarreal. Choć podopieczni Unaia Emery’ego zasługują na ogromny szacunek po tym, jak wyeliminowali po drodze Juventus czy Bayern, raczej nie będą stawiani w roli faworyta. ½ finału to też etap, gdzie zazwyczaj wszystkie romantyczne historie słabszych drużyn się kończą. Jak choćby AS Monaco Leonardo Jardima w sezonie 2016-17 czy Ajax Erika ten Haga dwa lata później. Rozkład szans na końcowy triumf jest tutaj następujący – 44% dla Liverpoolu, 43% dla Man City, 10% dla Realu i 3% dla Villarrealu.

A jak sprawa wygląda w przypadku poszczególnych kombinacji trofeów? Logicznie ze względu na status faworyta w Pucharze Anglii i Lidze Mistrzów, to zestawienie ma największe szanse powodzenia. Oczywiście najtrudniej będzie triumfować na wszystkich frontach. Sky Bet obliczył również następujące prawdopodobieństwa dla każdego scenariusza:

  • Puchar Anglii i Liga Mistrzów – 30,8%,
  • Premier League i Puchar Anglii – 25,0%,
  • Premier League I Liga Mistrzów – 18,2%,
  • Brak jakiegokolwiek trofeum – 15,4%,
  • Premier League, Puchar Anglii i Liga Mistrzów – 12,5%.

Piekielnie trudne zadanie

Ciężko jednoznacznie określić, czy Liverpool jest w stanie sięgnąć po poczwórną koroną. Podwójną? Prawie z pewnością. Potrójną? Szanse całkiem spore – zresztą to już się kiedyś ekipie z Anfield udało, kiedy w 2001 roku sięgnęli po Puchar Anglii, Puchar Ligi i Puchar UEFA. Poczwórna? To piekielnie trudne zadanie. Nic dziwnego, że w tej konfiguracji nie dokonał tego jeszcze nikt. Właściwie do końca sezonu nie można się potknąć ani razu – trzeba wygrywać wszystko i wszędzie. A presja wraz z kolejnymi zwycięstwami będzie tylko rosnąć i może na koniec okazać się po prostu zbyt przytłaczająca.

Najlepszym przykładem jest Novak Djokovic. Serb w zeszłym roku mógł jako drugi tenisista w historii w erze Open zgarnąć klasycznego Wielkiego Szlema (wygrać wszystkie cztery turnieje wielkoszlemowe w jednym sezonie). Zyskać status nieśmiertelnego w męskim tenisie. Zamknąć dyskusję o najlepszym graczu w dziejach tej dyscypliny. Jednak potknął się na ostatniej prostej, przegrywając w trzech setach finałowego starcia US Open z Daniiłem Miedwiediewem.

Tu może być podobnie, ale nie musi. Futbol to sport zespołowy i choć mentalna awaria jednostki na boisku nie pozostaje bez śladu, to reszta może to jeszcze pociągnąć. Zresztą przed sezonem szanse na cztery trofea równe były 0,02%. Teraz to już 12,5% wciąż niewiele, ale różnica jest kolosalna. Całą sprawę idealnie dla The Athletic podsumował Virgil van Dijk. Holender wspomina, że choć nikt nigdy tego jeszcze nie zrobił, to wszystko jest możliwe. Mam wrażenie, że w tym przypadku nie jest to tylko wyświechtany slogan.

Nikomu nie udało się zdobyć poczwórnej korony i jest ku temu powód – jest to prawie niemożliwe do wykonania. Wszystkie te rozmowy o poczwórnej czy potrójnej koronie pochodzą ze strony mediów, kibiców, ekspertów i mogą na nas tylko wywrzeć dodatkową presję. Aczkolwiek to jest coś, o czym każdy marzy wygrać każde rozgrywki, w którym się uczestniczy. Wszystko może się zdarzyć.

* Prawdopodobieństwa przedstawione w tekście zostały podane bez uwzględnienia marży ze strony Sky Bet