Jeszcze rok temu nazwisko Bruno Lage było dla przeciętnego kibica Premier League raczej anonimowe. Ku zdziwieniu wielu, Portugalczyk wszedł do angielskiej ekstraklasy z drzwiami i futryną, śmiało można powiedzieć, że wykręca z Wolverhampton wyniki ponad stan. Żałoba po Nuno Espirito Santo nie trwała więc długo. Na czele Wilków stanął nowy lider, który wraz ze swoją watahą sieje coraz większe zamieszanie. Przed Wolves najważniejszy moment w sezonie, a dla ich przywódcy to czas na weryfikacje umiejętności.

Jak wielu z nas się myliło?

Dzisiaj z przyjemnością możemy odpalić mecz Wolverhampton i oczekiwać solidnej dawki emocji w wykonaniu ekipy z Molineux, możemy cieszyć oczy formą poszczególnych graczy i wreszcie zachwycać się pracą Bruno Lage’a. A teraz powiedzmy sobie szczerze, kto spodziewał się takiego scenariusza przed rozpoczęciem rozgrywek? Osobiście przyznam, że było mi do takiej wizji skrajnie daleko. W końcu czego mogliśmy spodziewać się po trenerze, który prowadzi dopiero drugi klub w karierze. Owszem, w poprzednim zdobył mistrzostwo, jednak Premier League, to zupełnie inna para kaloszy niż liga portugalska.

Co ciekawe, nowy trener Wilków miał już w swojej karierze styczność z futbolem na Wyspach. W latach 2015-2018 Portugalczyk był asystentem swojego mentora i wielkiego przyjaciela — Carlosa Carvalhala. Razem prowadzili Sheffield Wednesday oraz przez krótki okres Swansea City, w ostatnim sezonie klubu z Walii w angielskiej ekstraklasie. Niemniej, taki dorobek to dość mało, jak na człowieka, który z miejsca musi wejść do najlepszej ligi świata i bić się o najwyższe lokaty. Jednak kiedy spojrzymy w tabelę, wszystko idzie zgodnie z wizją chińskich właścicieli i 45-latka. W czym tkwi sekret trenera Wilków?

Wbrew wszelkim przewidywaniom

Nowy menedżer Wolverhampton postąpił inaczej, niż mogliśmy się tego spodziewać. Przed rozpoczęciem obecnej kampanii eksperci przypuszczali, że Bruno Lage zaserwuje nam swoistą kopie swojej Benfiki z mistrzowskiego sezonu. Wychowanek Independente miał bowiem do tego wszelkie potrzebne środki. Mogliśmy spodziewać się więc dużego trzęsienia ziemi w obronie, przejścia na czwórkę z tyłu i zmiany formacji w coś na kształt 4-2-2-2 stosowanego, chociażby przez Ralpha Hasenhüttla. 

Na zaimplementowanie swoich pomysłów nowy trener miał około półtora miesiąca, a więc naprawdę niewiele. Zwłaszcza gdyby Portugalczyk zdecydował się wtedy na pomniejszenie bloku obronnego do 4 graczy i wywracanie składu do góry nogami. W tak krótkim czasie nie da się kompletnie odmienić piłkarzy, którzy już od paru sezonów przyzwyczajeni są do określonych schematów, znają swoje zachowanie na boisku i zwłaszcza w defensywie rozumieją się, jak mało kto.

Kibice Wilków mogli więc odetchnąć z ulgą, kiedy w nowym sezonie na grafice meczowej ujrzeli tak dobrze im znane 3-4-3. Bruno Lage postawił na rozwój tego, co w drużynie już zastał i okazało się to strzałem w dziesiątkę. 

Zmiana podejścia

Zwolnienie NES było związane nie tylko z kiepskim wynikiem Wolverhampton w zeszłym sezonie, ale też chęcią metamorfozy stylu gry drużyny. Właściciele Wilków jasno określali przed nowym menedżerem swoje wymagania. Oprócz ciągłej walki z najlepszymi, ważnym aspektem była chęć odmiany oblicza klubu z West Midlands. Do tej pory zespół kojarzył się głównie z solidną defensywą i zabójczo skutecznymi kontratakami. Jednak umówmy się, Wilki nie grały najbardziej porywającej piłki w lidze. A jak wygląda sytuacja pod wodzą Bruno Lage’a?

Taktyka preferowana przez 45-latka z pewnością ma wiele wspólnego z tą używaną przez jego poprzednika. Kiedy popatrzymy na suche fakty, to rzeczywiście da się nawet zarzucić byłemu trenerowi Benfiki brak znaczącego postępu. Jednak oglądając Wolves na boisku, łatwo można zauważyć, że jedynym co łączy ich z zespołem z zeszłych rozgrywek, jest formacja.

Ludzie prawdopodobnie patrzą na nas i myślą ‘dalej grają trójką lub piątką (z tyłu), grają tym samym ustawieniem’, ale jeśli oglądasz sposób, w jaki rozgrywamy piłkę i w jaki wykonujemy pewne rzeczy, to zauważysz, że jesteśmy zdecydowanie bardziej agresywni, jesteśmy wyżej ustawieni na boisku — mówił Conor Coady w niedawnym wywiadzie udzielonym The Athletic.

Jeśli zerkniemy do statystyk to poprawy w grze ofensywnej, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie widać. Nie można jednak zarzucić Wilkom utraty drapieżności. Piłkarze Bruno Lage’a grają zdecydowanie bardziej dynamiczny futbol, ale wciąż brakuje potwierdzenia tego w tej najważniejszej rubryczce. 

Ofensywne nastawienie drużyny świetnie ilustrują nawet pierwsze trzy mecze sezonu. Wolverhampton w każdym z nich uległ rywalowi 1-0,  jednak tylko Manchester City oddał w tych spotkaniach więcej strzałów niż podopieczni Lage’a. Poza tym przegrane na początku sezonu były naprawdę pechowe. Zwłaszcza mecz z Manchesterem United, w którym Wilki były wyraźnie lepsze od swojego rywala. Bramka dla Czerwonych Diabłów w kontrowersyjnych okolicznościach padła dopiero w 80. minucie spotkania.

Gdzie te gole?

Mimo przytoczonych wyżej statystyk w tym sezonie ofensywa Wolves jest 6. najgorszą w całej lidze, a przypomnijmy przecież, że mówimy o drużynie znajdującej się na 8. miejscu w tabeli. Za Wilkami uplasowały się takie ekipy jak Norwich, Watford czy Burnley. Z całym szacunkiem dla wymienionych klubów — nie jest to doborowe towarzystwo. Zwłaszcza jak dla menedżera, który w swojej poprzedniej pracy zachwycał właśnie genialnie funkcjonującą linią ataku. Kiedy przejmował Benfikę w styczniu 2019 roku, drużyna znajdowała się na 4. miejscu w tabeli ligowej, a celem było wygranie mistrzostwa. Z tego wyzwania Bruno Lage wywiązał się w niebywale imponującym stylu. Na 19 możliwych spotkań klub ze stolicy Portugalii wygrał aż 18, a jego piłkarze strzelili sensacyjną liczbę 72 goli.  

Taki wynik przyprawia o gęsią skórkę i bez dwóch zdań, powtórzenie go w Premier League graniczy z cudem. Jednak 31 goli strzelone przez Wolves w 30 meczach to po prostu zdecydowanie za mało. 

Czym spowodowana jest taka niska skuteczność? 

Z całą pewnością nie pomaga tutaj sytuacja kadrowa. Ponad połowę sezonu z powodu kontuzji kolana opuścił Pedro Neto, który dopiero co łapie pierwsze minuty pod wodzą nowego szkoleniowca. Najlepszym strzelcem drużyny jest — rzecz jasna Raúl Jiménez, jednak na koncie 30-latka widnieje zaledwie 6 bramek. 

Reprezentant Meksyku nie potrafi wrócić do formy sprzed poważnej kontuzji głowy, której nabawił się w meczu z Arsenalem w listopadzie 2020 roku. Przed tymi wydarzeniami Meksykanin był jednym z najlepiej główkujących zawodników w lidze. W kampanii 2019/2020 żaden piłkarz nie zdołał strzelić więcej goli głową niż właśnie snajper Wolverhampton, który zrobił to 5 razy. Chociaż w jego grze nie widać za dużej różnicy, to pęknięcie czaszki nie daje o sobie zapomnieć. To oczywiście za sprawą charakterystycznej czarnej opaski, którą piłkarz profilaktycznie będzie musiał zakładać do końca swojej kariery. Menedżer Jiméneza sugeruje z kolei, że przez nią napastnik nie jest w stanie grać głową tak skutecznie, jak wcześniej.

Dla mnie to, co stało się z nim podczas stałych fragmentów gry i pojedynków powietrznych jest fantastyczne, nie boi się niczego. To zdumiewające. Po tym, co przeszedł, nadal gra w ten sam sposób. Jiménez nie czuje żadnej różnicy w środku. Ale opaska nie daje mu tej samej siły i kierunku strzału. To duża zmiana. Nie możemy o tym zapomnieć — komentował dyspozycje swojego zawodnika po kontuzji Bruno Lage.

Odrodzenie defensywy

Tak wysokie miejsce w lidze nie wzięło się jednak znikąd. Mierne wyniki strzeleckie Wolves rekompensuje piekielnie szczelną defensywą, w której przecież nie zmieniło się tak wiele. Zmiana na stanowisku szkoleniowca posłużyła niektórym graczom. Zwłaszcza tym z bloku defensywnego. Conor Coady, Romainn Saïss i Max Kilman to filary wyjściowej jedenastki Bruno Lage’a. Nie można też zapomnieć o jednym z pierwszych nabytków nowego szkoleniowca, rewelacji tegorocznych rozgrywek José Sá.  Były bramkarz Olympiakosu zachował w obecnej kampanii już 11 czystych kont, a dodatkowo ma najwyższy procent obronionych strzałów — 82,2%. 

Generalnie wszystko układa się w defensywie zaskakująco dobrze. Wydawało się, że to właśnie obrona będzie największym problemem do okiełznania dla nowego menedżera, tymczasem ten, podobnie jak poprzednik, przekuł ją w swój największy atut. W zeszłym sezonie na tym samym etapie rozgrywek stracili o 15 goli więcej. Portugalczyk uczynił z Wilków 4. najlepszą defensywę w lidze i 9. najlepszą w TOP 5 ligach europejskich. Po 30 kolejkach Sá wyciągał piłkę z siatki zaledwie 26 razy. Pod tym względem lepszy wynik od Wolverhampton osiągnęły w tym sezonie jedynie tuzy takie jak Chelsea, Manchester City i Liverpool.

Wysoką formę defensywy należy zawdzięczać nie tylko bramkarzowi, ale też świetnie funkcjonującemu razem trio środkowych obrońców. W tej kampanii do swojej najlepszej dyspozycji wrócił Conor Coady, a Romain Saïss i Max Kilman rozgrywają po prostu najlepsze sezony w swojej karierze. Marokańczyk jest nawet 4. najczęściej odbierającym piłkę zawodnikiem w całej lidze. Z kolei 24-letni Anglik pierwszy raz w swojej karierze w Premier League stał się zawodnikiem wyjściowej jedenastki. 

Sztuka zażegnania pierwszych kryzysów

W chwili pisania tego artykułu Wilki tkwią w pierwszym poważniejszym w tym sezonie marazmie. W ostatnich 6 kolejkach podopieczni 45-latka zdobyli zaledwie 6 oczek. Zadyszka rozpoczęła się od meczu z Arsenalem, który zapoczątkował serię trzech przegranych przez Wolves spotkań. Kiedy wydawało się już, że pożar został ugaszony, a ekipa z Molineux wygrała dwa kolejne starcia, nadeszła następna porażka. Tym razem w naprawdę beznadziejnym stylu. Mowa o meczu z Leeds, w którym piłkarze Lage’a roztrwonili dwubramkową przewagę i ostatecznie przegrali spotkanie 3-2. Dodatkowo z boiska wyleciał Raúl Jiménez. Mimo że nie znajduje się on najwyższej dyspozycji, to na tym etapie sezonu strata takiego piłkarza jest dla klubu niezwykle bolesna.

Wycinając ostatnie parę meczów i nieudany start rozgrywek, Wolves punktują w tym sezonie naprawdę regularnie. Bardzo rzadko klubowi przytrafiają się porażki z niżej notowanymi rywalami, a zaskoczyć udaję się nawet drużyny z wielkiej szóstki. Nieco lepiej podopieczni Bruno Lage’a radzą sobie na wyjazdach. Większość z 46 punktów, jakie do tej pory zgromadzili, została przywieziona właśnie z obcego terenu. W tabeli uwzględniającej jedynie mecze poza własnym obiektem Wilki znajdują się na 4. miejscu. W tym sezonie po raz pierwszy od 42 lat udało im się też wygrać 5 wyjazdowych pojedynków z rzędu. Przez większość kampanii kibice mogli spoglądać na grę swoich ulubieńców z zadowoleniem. Teraz przyszedł jednak moment na wyjście z dołka i skupienie się na wymagającej końcówce.

Decydujący finisz rozgrywek

Do zakończenia obecnego sezonu Wilkom pozostało już jedynie 8 ligowych spotkań. Niestety nie będą to łatwe przeprawy. Na rozkładzie kluby takie jak Manchester City, Chelsea czy Liverpool, z którym Wolves zmierzą się w ostatniej kolejce sezonu. Wymagającymi rywalami będą również Aston Villa, z którą piłkarze Bruno Lage’a zmierzą się już w najbliższej serii gier czy Newcastle, które od początku tego roku jest jednym z najlepiej punktujących zespołów w lidze. 

Po ostatnich porażkach zmianie uległa również sytuacja w tabeli. Do miejsca gwarantującego udział w Lidze Konferencji Europy ekipie portugalskiego szkoleniowca brakuje 4 punktów. Jednak znajdujący się obecnie na 6. lokacie Manchester United ma jeszcze jedno zaległe spotkanie. O miejsce w Europie będzie trzeba więc walczyć do ostatnich chwil. Nawet jeżeli dla Wolverhampton ten pociąg już odjechał, to sezon trzeba zaliczyć, jak najbardziej na plus. Na największe słowa uznania zasługuje Bruno Lage. Trzeba pamiętać, że Portugalczyk pracuje z niemal identyczną grupą piłkarzy, co jego poprzednik. Z tego względu sukcesy w tym sezonie niemal w całości możemy przypisywać właśnie jemu.

Wybujałe plany zmierzają ku realizacji

Zgodnie z założeniami prezesa klubu — Jeffa Shi, Wolverhampton w ciągu kilku lat ma stać się czołowym klubem w Anglii. Gdy nowi właściciele mówili o swoich ambicjach latem 2016 roku, kiedy przejmowali klub ze środkowo-zachodniej Anglii, kibice przyjmowali ich słowa z uzasadnionym dystansem. Fakty są jednak takie, że pierwszy kryzys za rządów Fosun International nadszedł dopiero w zeszłym sezonie. Rozstanie z Nuno, choć bolesne było naturalnym zakończeniem cyklu. Świeżości potrzebowali kibice, właściciele, ale przede wszystkim piłkarze. 

Gwałtowne zmiany mają to do siebie, że rodzą w głowie ogrom znaków zapytania. Z pewnością nie inaczej było na Molineux. Za sprawą Bruno Lage’a ten proces przebiega jednak wyjątkowo gładko. Okres pracy Portugalczyka to żadna rewolucja, 45-latek z kilkoma usprawnieniami kontynuuje projekt rozpoczęty już wiele lat wcześniej. Być może to za jego sprawą Wolverhampton już niedługo będzie stanowił najpoważniejszą konkurencję dla klubów z Big Six.