Od gry, co zapiera dech w piersiach i zwycięstw z najlepszymi do roli chłopca do bicia, który porażkę zaklepuje już przed spotkaniem. Leeds jako beniaminek w Premier League zachwycało, jednak w swoim drugim sezonie widmo spadku w słabym stylu powoli staje się realne. Wraz z Leeds tonie Mateusz Klich. Sprawdzamy, co dzieje się w klubie z Elland Road.

Leeds byli rewelacją zeszłego sezonu. Grali tak, jakby każdy mecz miał być ich ostatnim. Można było odnieść wrażenie, że skradli serca neutralnych fanów Premier League i stali się drugim ulubionym zespołem tych, którzy kibicowali już jednemu z pozostałych klubów angielskiej elity. Agresywne krycie, szalony pressing, błyskawiczne przejście do fazy ofensywnej/defensywnej. Zgranie i wzajemne zrozumienie zawodników, piękne akcje zespołowe. Było na czym zawiesić oko. Leeds przypominało jeden organizm, którego każda część jest sprawna i pełni przypisaną mu rolę. Szczególne wrażenie robiŁ ostry pressing wykonywany przez całą drużynę. Zresztą… Zobaczmy sami.

Widzimy tu przykład natychmiastowego doskoku do przeciwnika po stracie i odbioru z meczu Leeds przeciwko Wigan w 2018 roku, jeszcze w Championship. To zachowanie, które zawodnicy mają już wpisane w swoje DNA; cecha charakterystyczna Pawi.

Tym, który wypracował automatyzmy tego rodzaju i w sukcesie drużyny odegrał kluczową rolę, jest jej menedżer Marcelo “El Loco” Bielsa. Jeśli kogoś można określić mianem profesora futbolu, to właśnie Argentyńczyka. Jego wielką pasję i obsesję na punkcie piłki nożnej potwierdzają słowa wielu innych trenerów, chociażby Pepa Guardioli; Hiszpan pewnego razu poleciał do domu Bielsy, do Ameryki Południowej, porozmawiać o futbolu. Panowie praktycznie nie wychodzili z domu przez trzy miesiące i to Guardiola był tym, który słuchał uwag starszego kolegi po fachu.

Tym samym czym w Championship, Leeds imponowali w swoim pierwszym sezonie w Premier League – 2020/21. Poniższa grafika porównuje drużyny angieslkiej ekstraklasy w poprzedniej kampanii pod względem liczby sprintów na mecz (oś Y, pionowa) oraz średniego dystansu przebiegniętego sprintem w metrach (oś X, pozioma).

Widać tutaj totalną deklasację całej reszty ligi – Pawie wykonują średnio 37% więcej, i o 34% dłuższych sprintów na mecz niż druga drużyna w tych statystykach. Dzisiaj zespół nie przypomina samego siebie. Nie wypalił (dość dziwny, niespodziewany i raczej przepłacony) 30-milionowy transfer Dana Jamesa. Fakt, że zdarzają się mecze, w których wyśmiewany Walijczyk jest najlepszym zawodnikiem Leeds. Świadczy to jednak raczej o obecnej formie ekipy Bielsy. W tym momencie znajdują się na 16. miejscu w tabeli Premier League; mają pięć punktów przewagi nad strefą spadkową (lokaty 18-20), jednak 18. Burnley ma aż cztery zaległe mecze (z Tottenhamem, Watfordem i Evertonem u siebie oraz z Aston Villą na wyjeździe). Leeds przełożono tylko jedno spotkanie – z Liverpoolem. Scenariusz Mateusza Klicha i spółki w strefie spadkowej? Coraz bardziej realny… Co więc dzieje się z Leeds?

Sezon 2021/22

W tej kampanii… coś się popsuło. Trudno powiedzieć co. Czy to syndrom drugiego sezonu? Wypalenie? Trener nie daje rady, czy może to wina piłkarzy? Skład Leeds po awansie do Premier League praktycznie nie uległ zmianie. Tak, sprowadzono Robina Kocha, Diego Llorente, Rodrigo i Raphinhę; jednak pierwsza dwójka jest wiecznie kontuzjowana, były napastnik Valencii nie spełnia oczekiwań i tylko Raphinha rzeczywiście wzmocnił zespół. Zawodnicy rodem z Championship nagle znaleźli się w najlepszej lidze świata… i wzięli ją szturmem. Nic dziwnego, że wciąż mówiło się o Bielsie jako tym, który stoi za sukcesem Pawi. Tylko czy tak świetnie grający piłkarze jak Leeds w 2020/21 i znakomity trener nagle stali się aż tak słabi, żeby klub miał spaść z ligi?

Leeds musi się skupić na odepchnięciu od siebie perspektywy spadku. To wciąż piłkarsko mocniejsza drużyna od Norwich czy Newcastle, ale okoliczności mogą spowodować, że będzie się z nimi biła do końca – analizuje Michał Gutka, ekspert od Premier League. Na potrzeby tego artykułu powinniśmy pominąć ostatnie trzy kolejki Premier League – 16., 17. i 18., w których podopieczni Bielsy zagrali z Chelsea, Manchesterem City i Arsenalem; przegrali kolejno 2:3, 0:7 i 1:4. Pomijając klasę rywali, w dobie przekładania meczów z powodu przypadków koronawirusa pośród zawodników Leeds byli tak naprawdę jedynym zespołem, który realnie nie miał kim grać.

Mimo kłopotów kadrowych Leeds grało swoje mecze, bo większość niedostępnych zawodników była kontuzjowana; gdyby przyczyną nieobecności piłkarzy był COVID-19, zapewne powyższe mecze nie odbyłyby się. Na mecz z The Cityzens Bielsa miał dostępnych… ośmiu i pół zawodnika (!) pierwszego zespołu. Tą połówką był Robin Koch, któremu maksymalnie przyspieszono rehabilitację i bez odpowiedniego przygotowania zagrał po raz pierwszy od 1. kolejki. Jak się skończyło, wszyscy wiemy; katastrofą. Ten sam Manchester City, który Leeds pokonało w zeszłym sezonie 2:1 (autorem jedynych strzałów i bramek Pawi w tym meczu był Stuart Dallas) zmiażdżył Klicha i spółkę 7:0. W ofensywie goście nie pokazali nic.

18 strzelonych bramek i36 straconych w 18 meczach. Leeds grają tak, jakby zawodnikom wyrwano serca; jakby wróżbita powiedział im, że i tak spadną z ligi i nie ma się co starać. Są przebłyski zaangażowania, jest bieganie, ale nie ma zrozumienia. Brakuje pewności siebie, wiary w swoje umiejętności. Pawie wychodzą na boisko, wiedząc, że stracą bramki, a z mocniejszymi i tak zbiorą srogie bęcki, więc poddają się w okolicach piątej minuty. W tym sezonie ligowym pozwolili przeciwnikom na oddanie 286 (!) strzałów (15.9 na mecz); są liderem w tej statystyce ex aequo z Newcastle. Sto z tych strzałów było celnych i w tym Leeds są już bezkonkurencyjni. Nijak ma się to do sezonu 2020/21, kiedy ich bilans bramkowy wynosił 62-54 w 38 meczach – tylko pięć drużyn strzeliło więcej goli od Leeds w tamtej kampanii Premier League.

Leeds-live.co.uk podało, że piłkarze stoją murem za Bielsą. Ten nie opuścił murawy stadionu Etihad po meczu z The Cityzens tak długo, jak jeszcze nigdy dotąd, pozwalając piłkarzom najpierw udać się do szatni – to symbol wzięcia przez trenera odpowiedzialności za wyniki. Piłkarze jednak wierzą w swojego menedżera. Ale czy wierzą w siebie?

Pamiętny był także incydent z sezonu 2019/20, kiedy Leeds grało jeszcze w Championship, na zapleczu Premier League. Bielsa wysłał swoich ludzi do centrum treningowego Derby County, aby ci podglądali, jak przygotowują się przeciwnicy. Później zresztą Argentyńczyk przyznał, że… podglądał każdego w Championship. Ksywka “El Loco” – szalony – nie wzięła się znikąd.

Dowiedzieliśmy się też, że materiał analityczny dot. Derby składał się m.in. z ich 51 meczów z sezonu 2017/2018. Zawodnicy Leeds, w tym Klich, otrzymali m.in. 7,5-minutowe zmontowane fragmenty wideo różnych boiskowych zachowań przeciwników. Czas potrzebny do opracowania tych danych wyniósł aż 360 godzin. Średnio sztab Leeds przeznacza 200 godzin na analizę jednego rywala. Czy znając klasę Bielsy, możemy spodziewać się, że Leeds wróci jeszcze do dawnej formy?

Aż tak dobrze może nie być, szczególnie pod kątem całego zespołu. Problemy z kontuzjami szybko nie miną, a zaraz zacznie nam się w Premier League gonitwa i nadrabianie zaległości, więc mięśnie znów będą strzelać. Bielsa przez lata wyeksploatował piłkarzy i to daje o sobie mocno znać. Nie da się wrócić na dawny poziom, jeżeli brakuje takich fundamentalnych postaci jak Bamford, Ayling czy teraz Phillips, który przez operację wróci najwcześniej w drugiej połowie lutego – analizuje Gutka.

Jego zdaniem obecność Bielsy może obrócić się nawet przeciwko Leeds United. To bezkompromisowy trener, który będzie grał agresywnym kryciem i będzie chciał atakować nawet wtedy, gdy nie będzie miał kim tego robić. To tak trudny moment dla Leeds, bo w ich naturze nie leży granie piłki na przetrwanie; a to jest teraz bardziej konieczne – dodaje.

Słabsza forma “Szefa”?

Wraz z regresem formy Leeds przyszły słabsze występy Mateusza Klicha, który stracił nawet miejsce w “11”. Polak jest symbolem Leeds ostatnich lat. “Szef”, jak nazywany jest w reprezentacji Polski, to prawdziwy żołnierz Bielsy. Szkoleniowiec Pawi powiedział kiedyś o Klichu:

„W mojej opinii Klich mógłby grać w najlepszych zespołach na świecie, ale jakimś trafem gra w Leeds. Wszystkie pochwały powinny być skierowane do niego i Victora Orty, który go tu sprowadził.”

Nie możemy zapomnieć, że Klich jest w tym momencie najstarszym zawodnikiem w kadrze Leeds; nie przeszkadzało mu to na początku sezonu prezentować wysoką klasę i poziom odpowiedni do najlepszej ligi świata. Ostatnie mecze całej drużyny są słabsze, nie można mówić tylko o Polaku. Do tego Klich notuje ponad dwukrotnie lepsze statystyki liczby podań ogółem, w tercji ofensywnej, czy kontaktów z piłką od swojego bezpośredniego konkurenta o miejsce w składzie, Tylera Robertsa. Skuteczność podań Polaka jest ponad trzykrotnie lepsza niż ta Walijczyka (średnie statystyki na mecz). Mimo to, po meczu z Manchesterem City Klich musiał usunąć swoje konto na Twitterze ze względu na spadającą na niego żarłoczną krytykę.

Wydaje mi się, że Bielsa zaczyna dostrzegać, że Polak nie jest już tak wytrzymały fizycznie. Już dwa lata temu miał go rzekomo zaliczyć do tych, którzy osiągnęli swój sufit jeśli chodzi o poziom piłkarski. Wcześniej zawsze był jego zaufanym graczem, który z pogranicza rezerw przeszedł długą drogę do pewniaka w składzie, ale widocznie zaczyna dopadać go metryka. Być może też Bielsa stawia na innych, bo Leeds gra o przetrwanie – mówi Gutka.

Nadzieja kibiców zdaje się tkwić w tym, że gorzej już być nie może. Do tego Leeds stracili o 4.29 więcej, a strzelili 2.36 mniej goli, niż powinni. W konsekwencji ‘wychodzą’ w statystyce oczekiwanych bramek 6.65 gola na minusie. Wiemy, ile to mogłoby dać oczek w tabeli ligowej. A jeśli coś wiemy o xG (expected goals), to te liczby prędzej czy później oddają, co zabrały.

Z pewnością brakuje Patricka Bamforda. Wyśmiewany niegdyś, za czasów Middlesbrough napastnik, w którego nie wierzył chyba nikt oprócz Bielsy, w zeszłym sezonie w Premier League zdobył 17 goli. Teraz trapią go kontuzje; nie było go przez 11 spotkań. Wrócił, by wejść z ławki z Brentford, wyrównać w doliczonym czasie i… znowu złapać kontuzję. Nie pomagają pogłoski, że Raphinha, gwiazda drużyny, ewidentnie przewyższający swoją jakością standard Leeds, ma odejść do Bayernu, Chelsea lub Liverpoolu za 50 mln euro.

Już wiemy, że odwołanie meczu z Liverpoolem w Boxing Day pozwoliło Leeds, Klichowi i Bielsie na reset. Na odpoczynek, wyczyszczenie głów, przemyślenie kilku spraw i świeże spojrzenie na sytuację. Pozostaje pytanie, czy na dłuższą metę? Liczymy na to jako kibice reprezentacji i tym samym Mateusza Klicha oraz po prostu fani futbolu. Leeds zauroczyło nas w zeszłym sezonie i chyba każdy kibic Premier League chciałby powrotu szalonej i porywającej gry drużyny z Elland Road; powrotu choć cienia uśmiechu wiecznie nieusatysfakcjonowanego generała Bielsy, kucającego w skupieniu za linią boczną.

Marcin Bober