Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 18. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ALISSON

Ten mecz to był pradziwy rollercoaster i tak naprawdę każdy z piłkarzy wyróżnił się czymś pozytywnym oraz negatywnym jednocześnie. Alisson kilkukrotnie ratował Liverpool (lub miał dużo szczęścia), natomiast zaliczył katastrofalną pomyłkę przy golu Sona na 2-2.

OBROŃCY

CODY DRAMEH

Nie był to udany debiut od pierwszej minuty w lidze. Drameh w pewnym momencie spokojnie mógłby parafrazować słynnego mema z Gortatem „Marcin, my mamy po 14 lat”. Bo tak wyglądał na tle niewiele starszych (lub w tym samym wieku) zawodników Arsenalu. Prawy obrońca Leeds notorycznie gubił krycie i źle się ustawiał, a Robin Koch totalnie mu w tym nie pomagał. Tak naprawdę był zamieszany w stratę wszystkich 4 goli. Dwa razy wpuścił przed siebie Martinellego i Smitha Rowe’a, dzięki czemu wyszli sam na sam. Dwa razy był bierny przy strzałach Saki i Martinellego. Mógł także zawalić jeszcze gola Lacazette’a na początku spotkania, ale Francuz trafił w Mesliera przy sytuacji sam na sam.

TREVOH CHALOBAH

Umieszczamy tutaj Trevoha Chalobaha, bo ten mecz dobitnie pokazał Tuchelowi, że jest on obrońcą. A przeciwko Wolves zagrał w pomocy. Zagrał to za dużo powiedziane. Trevoh miotał się w środku pola, nie potrafił przerywać akcji przeciwników, kiepsko się ustawiał, przez co Kante musiał biegać za dwóch. Brakowało też rozegrania i spokoju w tej strefie – Chelsea jakby grała bez jednego środkowego pomocnika. Został słusznie zdjęty w przerwie, nawet jeżeli to był uraz, bo to nie miało większego sensu.

ROBIN KOCH

Występ podobnej klasy co Drameha. Koch nie miał pojęcia, czy wychodzić za Martinellim i Lacazettem, czy jednak zostawać w linii i trzymać ustawienie. W efekcie trochę wychodził, ale jakby bał się petard. Przez to powstawało miejsce za jego plecami i Drameh nie potrafił tego korygować, a Arsenal miał autostradę do bramki Mesliera.

CIARAN CLARK

Co za mecz Anglika. Chapeau bas, tak zawalić to trzeba mieć talent. Przy pierwszym golu zmylił kompletnie swojego bramkarza. Zamarkował wybicie głową tak dobrze, że wszyscy zamarli. On sam też, bo się rozmyślił, a do pustej bramki piłkę wbił Dias. Nie zachował się najlepiej też przy ostatnim golu City, gdy podanie Jesusa wzdłuż bramki przepuścił, jakby nie spodziewał się za plecami Raheema Sterlinga. Na jego konto powinien iść też gol właśnie Jesusa, ale Brazylijczyk z 3 metrów trafił wprost w Dubravkę. A Clark znów był spóźniony.

ANDREW ROBERTSON

Niby bohater Liverpoolu – zaliczył świetną asystę do Joty i strzelił gola na 2-1. Jednak ten gol na 2-1 został uznany prawidłowo w świetle przepisów – w świetle zdrowego rozsądku niezbyt, bo Salah ewidentnie pomógł sobie ręką. A potem Robertsonowi odcięło prąd, gdy chamsko – inaczej tego nazwać nie można – skopał Emersona Royala, nie będąc zainteresowanym piłką, za co słusznie wyleciał z boiska. To także Robertson pozwolił na podanie do Kane’a przy pierwszym golu Spurs, gdy złamał linię i nie przeciął piłki od Ndombele.

POMOCNICY

TYLER MORTON

Został wrzucony na głęboką wodę i Klopp musiał rzucić mu koło ratunkowe w 60. minucie, wprowadzając za niego Bobby’ego Firmino. Fatalny mecz młodziana w środku pola. Bojaźliwie, mało agresywnie, na palcach jednej ręki można policzyć jego udane podania. Kilka groźnych strat, po jednej z nich Alli miał sam na sam i cudem Liverpool nie przegrywał wyżej.

HEUNG-MIN SON

Kolejny występ spod znaku yin i yang. Niby strzelił gola, wykorzystując błąd Alissona. Niby dograł świetną piłkę do Allego na sam na sam. Jednocześnie zmarnował też dwie wyborne sytuacje do strzelenia bramki, w tym jedną właściwie do pustej bramki, gdy wślizgiem chybił o kilkadziesiąt centymetrów.

DELE ALLI

Ogólnie to byłby dobry mecz Dele Allego, gdyby… No właśnie, gdyby. Gdyby strzelał zamiast podawać do Kane’a? Gdyby podał mocniej do swojego napastnika? Gdyby uderzał w sytuacji sam na sam, a nie liczył na popchnięcie z tyłu przez Alexandra-Arnolda? I wreszcie, gdyby trafił to sam na sam z Alissonem? Wtedy to pewnie byłby dobry mecz Anglika.

NAPASTNICY

HARRY KANE

Strzelił ładnego gola na początku meczu, a potem było gorzej. Chociaż tak naprawdę kolejnych pudeł nie powinniśmy tutaj wymieniać, bo tak naprawdę Kane musiał dostać czerwoną kartkę. Bandycki wślizg w kostkę Robertsona chyba jednak został złagodzony poprzez kartę Order Imperium Brytyjskiego i Paul Tierney pokazał kapitanowi reprezentacji Anglii tylko żółtko. Potem Kane zmarnował dwie setki – raz głową, raz sam na sam po podaniu Allego.

CHRISTIAN PULISIC

To był naprawdę zamknięty mecz i Chelsea nie miała wielu okazji. Widać było brak trójki podstawowych napastników – Lukaku, Wernera i Havertza. Z braku laku zagrał tam Pulisic i był totalnie niewidoczny przez cały mecz. W końcówce dostał jednak świetną piłkę od Marcosa Alonso i w sytuacji sam na sam… strzelił prosto w Jose Sa.