Za nami kolejny mecz, w którym defensywa Spurs grała pierwsze skrzypce. Niestety niemiłosiernie nie trafiała w nuty. Co jest naprawdę dziwne, patrząc na to, że na początku sezonu do obrony Tottenhamu nie można było się zbytnio przyczepić. Do pewnego momentu wyglądała co najmniej nieźle. A teraz? Ciężko wybrać najlepszą czwórkę z tyłu.

Gdy jesienią Tottenham chwilami był liderem Premier League, Koguty były najlepszą defensywą w lidze. Przebłyski tego oglądaliśmy już po wznowieniu rozgrywek w zeszłym sezonie, więc mogliśmy być pewni, że Jose Mourinho zrobił to, od czego jest specjalistą. Czyli ogarnął obronę swojej drużyny, co przy preferowanym przez niego stylu gry jest kluczowe. Ale z czasem ta obrona zaczęła się wykruszać. Nawet środek w postaci Toby’ego Alderweirelda i Erica Diera, który wydawał się pewniakiem, zaczął rotować, co tylko pogarszało stan rzeczy. No właśnie, dlaczego to przestało klikać? W końcu nie zapomina się bronienia z dnia na dzień. Nawet jeśli ono nie jest na najwyższym poziomie. W końcu Dier to nie jest top ligi, jeśli chodzi o stoperów, ale w pewnym momencie moglibyśmy się nad tym zastanawiać. I tutaj przechodzimy do tematu z tytułu. Problemem obrony Tottenhamu jest:

Pewność siebie

Po prostu. Gdy osiągasz sukcesy, w tym wypadku w postaci zwycięstw, jesteś pewny siebie. Czujesz, że możesz wszystko. Ale gdy pojawiają się pierwsze błędy, wszystko się sypie. A błędów Alderweirelda, Diera, a ostatnio Davinsona Sancheza jest coraz więcej. Przy stylu gry Mourinho jest to gwoździem do trumny. Jak chcesz grać z kontry i po wyjściu na prowadzenie kontrolować grę, kiedy masz niepewną sytuację z tyłu? I tutaj przechodzimy do tego, co powinna pomóc Spurs.

Tottenham potrzebuje lidera

Można się śmiać z kadencji The Special One w północnym Londynie, ale jedną rzecz trzeba mu przyznać. Jose widzi, że w Spurs brakuje pewności siebie i liderów. Nie ma kogoś, kto weźmie na siebie odpowiedzialność i będzie tą defensywą dyrygował. Wystarczy spojrzeć na transfery Portugalczyka. Atak? Carlos Vinicius, Steven Bergwijn, Gareth Bale, choć Walijczyk to raczej spełnienie marzeń prezesa Daniela Levy’ego. Nie szukał liderów, nie patrzył po tym, jak często piłkarz nosi opaskę kapitana. Bo tutaj ma Harry’ego Kane’a czy nawet Heung-min Sona. I tyle wystarcza.

Ale im niżej schodzimy, tym bardziej widzimy zamysł Mourinho. Takiego wyraźnego charakteru jak Kane w ofensywie, w pomocy nie ma. Dlatego łącząc przyjemne z użytecznym, dostaliśmy Pierre’a-Emile’a Højbjerga, który jednocześnie pasuje do formacji, bo Spurs potrzebowali defensywnego pomocnika, jak i do zamysłu szukania liderów. I to często widać, nawet po głupich gestach, jak cieszenie się i motywowanie innych po prostych rzeczach, typu wybicie czy odbiór. Buduje to pewność siebie. Ktoś może uznać, że to mało znaczące, ale przykładowi Virgil van Dijk czy Ruben Dias też to robią, a nikt nie zakwestionuje ich zdolności przywódczych.

W obronie liderów jednak brakuje

Idąc transferami Mourinho, przechodzimy do defensywy. Sergio Reguilon liderem nie jest, chociaż tego od niego wymagamy. Matt Doherty w momencie przenosin mógł się na takiego zapowiadać. Niestety, transfer okazał się świetny tylko na papierze i Irlandczyk nie dojechał na Tottenham Hotspur Stadium. Joe Hart był zagrywką typowo pod uzyskanie zawodnika ze statusem homegrown. Z różnych możliwości Mourinho wybrał jego, bo ma doświadczenie w byciu jednym z dowodzących drużyny, która wygrała sporo. Joe Rodon również był liderem obrony Swansea i nawet pomimo młodego wieku kapitanem klubu z Championship. Ostatnio nawet łapał pierwsze minuty z opaską kapitana reprezentacji Walii. I z kolejnymi występami ma jakieś zadatki, by za jakiś czas też był „przywódcą” obrony Tottenhamu, choć na razie to melodia przyszłości.

Nie ma następcy Vertonghena

Dalej brakuje tutaj jednego, głównego lidera. Jak van Dijk w Liverpoolu, Dias w City czy nawet Harry Maguire w Manchesterze United. Brakuje kogoś, kto wypełni lukę po Janie Vertonghenie, który kimś takim w Spurs był. Wystarczy zobaczyć pożegnalny film o Belgu, gdzie większość kolegów z drużyny zwraca uwagę nie tylko na jego umiejętności, ale i na to, jak ważną postacią był w drużynie.

A na boisku? O jego partnerstwie ze swoim rodakiem nie trzeba wspominać. Ale taki Davinson Sanchez. Jego najlepszy sezon w Tottenhamie to ten pierwszy po transferze z Ajaxu, kiedy musiał zastąpić kontuzjowanego Alderweirelda i grał w parze właśnie z Vertonghenem. Później, czy to z młodszym z Belgów, czy to z Dierem, Kolumbijczyk grał już gorzej. W przypadku Anglika ciężej to porównać, bo u Mauricio Pochettino grał on głównie jako defensywny pomocnik. Kiedy już grywał na środku obrony, to był zazwyczaj częścią trzyosobowego bloku, gdy Tottenham grał formacją z wahadłami. Ale tam też Dier występował głównie z Vertonghenem.

Mourinho to widział i widzi dalej, skoro celem transferowym na lato ma być właśnie stoper, który byłby liderem obrony Tottenhamu. The Special One chce swojego własnego van Dijka czy Diasa, o czym pisało wiele mediów na Wyspach. Miałby on złapać defensywę za m… buzię i pokazać właściwy kierunek. Tym kimś miał być prawdopodobnie Milan Skriniar, ale Słowaka nie udało się wyciągnąć, a teraz, kiedy znów jest ważnym elementem Interu, trzeba rozglądać się inną opcją. I tutaj wysuwa się choćby Nikola Milenković z Fiorentiny, ale i inni stoperzy których Spurs mają obserwować, tacy jak Lewis Dunk czy Joachim Andersen.

Mourinho wie, że w Tottenhamie brakuje pewności, ale źle się za to zabrał

Tak jak już do tego doszliśmy, The Special One wie, że brakuje tu pewności siebie. Nie tylko jeśli chodzi o obronę, ale i sukcesy. Gdy Tottenham był liderem Premier League, Mourinho odwracał kota ogonem. Twierdził, że są tylko kucykiem w wyścigu koni, że gdzie im do aspiracji mistrzowskich. Wiedział, że piłkarze mogą nie udźwignąć presji, więc marginalizował sprawę, by skupili się oni na grze. To i tak w końcu nie pomogło, bo wiemy, że błędy przyszły, a Spurs oddalają się od Ligi Mistrzów. Koń, a nawet kucyk, jaki jest, każdy widzi. Mourinho źle się za to zabrał.

Zaczął robić to, do czego nas przyzwyczaił, czyli m.in. publicznie wytykać błędy piłkarzom. Tylko różnica pomiędzy takim Davinsonem Sanchezem, a obrońcami z jakimi Portugalczyk pracował w Chelsea, Interze czy Realu jest spora. Zwłaszcza, że mental takiego Kolumbijczyka nie jest wybitny. Przecież jak sam Mourinho wspomniał, co uchwyciły kamery All or Nothing, gdy zobaczył Sancheza w finale Ligi Europy z 2017 roku, wiedział już, że ten mecz wygrał. Obrońca Ajaxu miał wyglądać tak, jakby miał pełne gacie ze strachu. A przy charakterze Pochettino, raczej nie zostało to poprawione w północnym Londynie. Eric Dier również ma mieć problemy z pewnością siebie, nie wspominając o młodszych stoperach. Dodając inne problemy na linii Mourinho – szatnia, pożegnanie Portugalczyka staje się powoli jedyną opcją. Pytanie, czy będzie ono „w zgodzie”, w postaci kwalifikacji do Ligi Mistrzów lub pierwszego od lat pucharu, czy w negatywnej atmosferze i pozostawieniu Spurs w najlepszym przypadku w Lidze Europy. Ale jedno trzeba Kogutom przyznać. Wypełnienie trzyletniego cyklu Jose Mourinho w raptem półtora sezonu to jest swojego rodzaju osiągnięcie. Istny speedrun.