Chris Wilder spędził w Sheffield United 5 lat. Pełnych wzlotów i upadków, szokujących zwycięstw i bolesnych porażek, zachwytów i upokorzeń. W futbolu nie ślubuje się jednak wierności w zdrowiu i chorobie, a 99% związków kończy się rozwodem.

Nawet najbardziej dobrane pary, a do takich zaliczaliśmy bez wątpienia Wildera i Szable, prędzej czy później dochodzą do momentu wypalenia. Ba, większość z nich nie daje sobie szansy nawet na to. Kluby rozstają się z menedżerami przy okazji pierwszego kryzysu, a kibice narzucają ich następcom wymagania jeszcze przed oficjalnym komunikatem o zatrudnieniu.

W świecie, gdzie postrzeganie danej drużyny zmienia się co miesiąc, sezon to cała wieczność, a o przepełnionych emocjami sobotnich meczach zapomina się we wtorek, gdy przychodzi czas na rozmyślania nad następną kolejką, 5 lat to bardzo długa droga. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie pozbyłby się trenera, który zaliczył awans z League One do Premier League w 3 sezony.

Obecna kampania, szczególnie w porównaniu z zaskakująco udanym rokiem w roli beniaminka, to istny koszmar. 13 marca Sheffield United wreszcie ogłosiło to, na co zanosiło się niemal od początku sezonu. Chris Wilder spakował swoje rzeczy, pożegnał się z przyjaciółmi i wyprowadził się z Bramall Lane. Nic nie zrobisz, taki jest futbol. No hard feelings.

W futbolowym środowisku wybuchło za to małe trzęsienie ziemi. Dziwiono się klubowi, że ten odtrąca zasłużonego menedżera w takim momencie. Prawdopodobieństwo pozostania Sheffield w Premier League jest przecież podobne do tego, że Manchester City wypuści z rąk mistrzostwo. Nie bez powodu jednak w oficjalnym komunikacie czytamy o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron, nie zwolnieniu. O tym jednak później, bo warto zachować w tej historii chronologię.

Pierwsze spotkanie

Chris Wilder i Sheffield United poznali się już w 1986 roku. To tam były już szkoleniowiec Szabli rozpoczynał poważną karierę piłkarską po tym, jak bez debiutu podziękowano mu w Southampton. W roku, w którym Hiszpania uznała Izrael jako państwo, a w Polsce emitowano właśnie premierowe wydanie Teleexpresu, nie prowadzono jeszcze obszernych statystyk. O powtórkach i analizach możemy pomarzyć.

Anglik grał na prawej obronie i wiele osób określa go jako zawodnika zarówno lubiącego grać fizycznie, jak i dobrze operującego piłką. Oczywiście biorąc pod uwagę stare czasy, bo ciężko porównywać go zapewne do obecnych bocznych defensorów. Do tego z pewnością nie brakowało mu zaangażowania. W końcu reprezentował barwy, którym kibicował od dziecka.

Od pierwszych lat spędzonych w obozie Szabli jego droga nie była usłana różami. Był często wypożyczany do innych drużyn. Mimo to nie zapomniał, kto jako pierwszy dał mu szansę w profesjonalnym futbolu. Nawet po transferze do Rotherham w 1996 roku zauroczenie nie minęło i 6 lat później wrócił do Sheffield.

Przez całą karierę – zarówno tę spędzoną na boisku, jak i tę na ławce trenerskiej, Chris Wilder wiązał się z 13 klubami. Jako piłkarz nigdy nie wygrał nic więcej niż pojedyncze mecze, a dopiero drugi powrót do Sheffield, ten w nowej roli, przyniósł sukcesy. 53-latek odwdzięczył się za zaufanie i możliwość gry na wysokim poziomie, otrzymane blisko 30 lat wcześniej. W jego bogatym CV tylko jeden zespół może być na pierwszym miejscu. Anglik wyciągając go z kompletnego bagna, również zapracował na specjalne miejsce w gronie najbardziej zasłużonych.

Po 17 latach rozłąki

Kiedy zaoferowano mu pracę w Sheffield, Chris Wilder miał być już dogadany z Charlton Athletic. Są jednak posady, których nie sposób nie przyjąć. Jedną z nich był powrót do północnej Anglii, mimo że wśród fanów panowały tam raczej depresyjne nastroje. Nowy menedżer stanął przed kolosalnie trudnym zadaniem. Szable od 9 sezonów nie grały w Premier League. Zespół, kiedy był obejmowany przez Anglika, wchodził w 5. kampanię na trzecim szczeblu rozgrywek z rzędu. Tę ostatnią zakończył na żałosnym, jedenastym miejscu.

A Wilder smak awansu znał bardzo dobrze. Przed zaakceptowaniem oferty z Bramall Lane, wywindował do wyższych lig Alfreton Town, Oxford United i Northampton Town. Oczekiwania były duże, ale stworzona przez 53-latka rzeczywistość szybko je przerosła.

Pod ogłoszeniem o zatrudnieniu nowego menedżera, jeden z fanów jego ostatniego pracodawcy napisał „macie teraz świetnego faceta, który zaprowadzi was na odpowiednie miejsce. Trzymajcie się go i wszystko będzie w porządku„. Inny użytkownik dodał „jestem rozczarowany, że odszedł. Macie w swoich rękach dobrego fachowca! Życzę szczęścia, byle nie przeciwko Northampton„. Pojawił się też szydzący z częstych zwolnień w Sheffield komentarz „powodzenia, ciekawe czy dadzą mu więcej niż rok„.

I dali.

Natychmiastowy wpływ

Chris Wilder z miejsca mianował zasłużonego Billy’ego Sharpa kapitanem. Ich wspólna przygoda rozpoczęła się tragiczne, bo Sheffield z nowym menedżerem nie zasmakowało zwycięstwa aż do kolejki numer pięć. Kolejny sezon w League One zaczął się od 3 porażek i remisu, a co złośliwsi kibice w głowach powtarzali już sobie, że nic się w klubie nie zmieniło.

To, czego później dokonali na Bramall Lane, jest jednak niebywałe. 53-latek wywalczył awans do Championship już przy pierwszym podejściu. Po zawstydzającym falstarcie, Szable do zakończenia rozgrywek uznawały wyższość rywala już tylko trzykrotnie. W drodze po promocję do wyższej ligi cieszyli się z serii 17 meczów bez porażki. Każdy, kto odegrał wtedy jakąś rolę w północnej Anglii, zapisał się na kartach historii. Nigdy wcześniej, na żadnym poziomie, Sheffield United nie zdobyło aż 100 punktów w sezonie.

Chris Wilder nie wprowadził taktycznej rewolucji, a jego osobowość nie przyciągnęła gwiazd przewyższających poziomem ligę. Klub miał jednak specjalne miejsce w jego sercu, był gościem ze słynnym DNA tej drużyny, scalił jednostki w rodzinę toczącą walkę pt. my kontra cała reszta. Został pół-Bogiem, dał fanom chwile radości po 9 latach, które dla wielu były najsuchsze w ich kibicowskim żywocie. To był bardzo ważny, aczkolwiek dopiero pierwszy krok do tego, aby Szable wróciły na salony.

Prawdziwy test

Choć cel został wykonany szybko i niezwykle udanie, awans do Championship był wymogiem. Gdyby go nie wywalczył, Chris Wilder zostałby zapamiętany jako ten, który nie spełnił oczekiwań. Prawdziwy test zaczął się teraz. Sheffield miało walczyć o to, aby z szerokiego grona mocnych drużyn w Anglii, wejść do ścisłej elity.

Wtedy do ekipy dołączyli ci, którzy mieli stanowić o ich sile przez najbliższe lata. Szeregi zasilili George Baldock, Enda Stevens, John Lundstram. Początek przygody na zapleczu ekstraklasy był obiecujący – Szable zgarnęły 12 zwycięstw w początkowych 17 kolejkach. Długi i wyczerpujący sezon Championship zweryfikował jednak możliwości zespołu, który rozgrywki zakończył w środku tabeli.

Oczekiwania fanów nieco opadły po tym, jak wierzono że Chris Wilder da im 2 awanse w 2 lata. Oliver Norwood, David McGoldrick i John Egan to kolejne postacie, które angielski menedżer sprowadził w walce o awans. Wszyscy trzej występowali później w Premier League. Kluczowym było jednak wypożyczenie z Manchesteru United Deana Hendersona.

Nauczeni doświadczeniem z poprzedniej kampanii zawodnicy Sheffield nie rzucili się do seryjnego wygrywania, ale zaczęli punktować regularnie. Ani razu w sezonie 2018/19 nie przytrafiła im się seria 3 porażek z rzędu. Chris Wilder zbudował w obronie prawdziwy mur, a to w połączeniu z wyśmienitą dyspozycją młodego zawodnika z Old Trafford między słupkami, przyczyniło się do straty tylko 41 goli. Nikt w lidze nie wyciągał piłki z bramki mniej razy.

W Sheffield przyszedł czas na świętowanie. Po 12. sezonach upokorzeń, marazmu, beznadziei i walki, udało im się wrócić do Premier League. Na ławce trenerskiej dokonał tego gość, który Szable ma w sercu od małego i gotów był poświęcić dla tego herbu bardzo wiele. Uwierzył, że miłością do barw i wspólną walką uda mu się odnieść sukces. I odniósł. Przed nim aż 10 menedżerów próbowało przywrócić klub do świetności. Choć wcale nie miał największego doświadczenia, renomy, ani nawet pięknej kariery piłkarskiej, udało się to właśnie jemu.

Beniaminek na szóstkę

Mimo widocznego ogromu pracy włożonego w drużynę przez Wildera, Sheffield często określano przed sezonem 2019/20 jako najsłabszego z beniaminków. Norwich City grało piękny dla oka futbol, Aston Villa miała bardziej jakościową kadrę. A Szable to po prostu typowy brytyjski zespół, grający kick & rush na zero z tyłu…

Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Taktyka zespołu z Bramall Lane przysporzyła kłopotów niejednemu zespołowi z elity. Szczelnie ustawiona defensywa, szybkie ataki, ciekawi napastnicy, obrońcy bardzo zaangażowani w ofensywę, znakomity Dean Henderson i legendarny już w kontekście FPLa Lundstram. Tak w skrócie można opisać pierwszą od ponad dekady kampanię Sheffield w Premier League.

Kiedy Kanarki swoim pięknym stylem masowo przegrywały kolejne spotkania i z hukiem wróciły do Championship, a Aston Villa cudem uniknęła degradacji, w obozie Wildera osiągano wynik ponad stan.

Jego Sheffield zachwycało, pokonując Arsenal, Tottenham i Chelsea czy remisując z Manchesterem United. Łącznie zdobyli w tej kampanii 13 punktów z zespołami z big six. Przez dużą część sezonu sensacyjnie walczyli o europejskie puchary, choć nikt nie chciał w to uwierzyć. Ostatecznie uplasowali się na 9. miejscu i zostali okrzyknięci rewelacją ligi. Piękna przygoda 53-latka z ukochanym klubem trwała w najlepsze.

Im wyżej wejdziesz, tym boleśniejszy upadek

W przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, latem 2020 roku raczej nie stawialiśmy Sheffield w roli czerwonej latarnii. I znowu się pomyliliśmy, bo klub z Bramall Lane spadł w przepaść, a teraz po prostu czeka już na bolesny upadek. Problemy w obozie Chrisa Wildera nawarstwiały się od pierwszych spotkań sezonu. Menedżer był jednym z najgłośniej mówiących o tym, aby wykluczyć pomysł 5 zmian w meczach Premier League. Uważał, że zbyt mocno premiuje to bogate zespoły.

Dawał jasne znaki, że Szable nie mają szans realnego konkurowania z resztą stawki. W późniejszym etapie sezonu zaczął już publicznie narzekać na brak jakościowych wzmocnień i ogólną politykę transferową w północnej Anglii. Jego najzagorzalsi zwolennicy winili zarząd za brak wsparcia, postronni kibice szukali w jego wypowiedziach wymówek. Sam 53-latek ponoć wszedł w konflikt z właścicielem.

Tak czy siak, Sheffield przeszło całkowitą zmianę, niestety na minus. Zaczęli bić niechlubne rekordy, a pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w 18. kolejce. Obecnie do bezpiecznej strefy tracą 14 punktów i nawet najwięksi marzyciele nie łudzą się raczej, że klubowi ponownie uda się wydostać z bagna. Na pewno nie w tym sezonie. I na pewno nie pod wodzą Chrisa Wildera, bo ich przepełniony wzajemną miłością związek po 5 latach dobiegł końca.

Kolejny krok

Najbliższą przyszłość Sheffield, czyli batalię w Championship już znamy. Pytaniem pozostaje jednak co dalej z Chrisem Wilderem. Patrząc na sytuację klubu, który opuścił oraz jego dalsze działania, można odnieść wrażenie, że Anglik nie chciał kontynuować pracy. W niektórych mediach przeczytamy, że został on zwolniony, ale zupełnie na to nie wygląda.

Sam menedżer po meczach swojej drużyny wyglądał na strasznie zrezygnowanego, jakby już został pokonany. Po jednym ze spotkań, kiedy nie widział już ratunku dla Szabli, mikrofony i kamery jednej z telewizji wychwyciły go schodzącego z boiska. Z jego ust padło znamienne „I can’t do this bollocks anymore„. Miał dość.

Właściciele i zarząd klubu w tragicznej sytuacji nie mogą liczyć już na efekt nowej miotły. Nie wyglądają też na przygotowanych na to rozstanie – ogłosili już, że do końca sezonu rolę tymczasowego trenera przejmie Paul Heckingbottom. Dlatego jeszcze dziwniejsze wydaje się, że mieliby zwolnić Wildera. Skoro nie mają żadnej alternatywy, po co mieliby to robić?

Anglik mimo tragicznego sezonu 2020/21, całokształtem swojego wkładu w odrodzenie Sheffield zasłużył na kolejną posadę. Dziś wymienia się go jako faworyta do objęcia pracy w Celticu. Miałby walczyć tam o mistrzostwo po rozczarowującej kampanii, w której ich najwięksi rywale – Rangers – zapewnili je sobie bez żadnych problemów. Liga szkocka na pewno jest mniej wymagająca od Premier League, ale presja na sukces byłaby tam nieporównywalnie większa niż w Sheffield.

Koniec końców Wilder spędził na Bramall Lane kilka wspaniałych lat. To przygoda, którą fani klubu będą opowiadać swoim dzieciom. Menedżerowie, którzy otwarcie kibicują swojej drużynie od najmłodszych lat, a potem osiągają z nią takie sukcesy, zostają w pamięci na zawsze. Może im być przykro, że wszystko skończyło się w ten sposób, ale mają z Anglikiem setki wyjątkowych wspomnień. One nigdy nie zginą.