Od 1937 roku w każdym składzie meczowym Manchesteru United kolejni menedżerowie znajdują miejsce dla przynajmniej jednego wychowanka. Niektórzy przebijali się do wyjściowej jedenastki na dłużej, inni kariery robili po odejściu, a jeszcze inni szybko znikali z pamięci. Niewielu jednak było takich, jak Marcus Rashford.

Od wymarzonego, choć dość przypadkowego debiutu, przez wejście w buty lidera Czerwonych Diabłów, aż po wykorzystywanie swojego wizerunku do pomocy najbiedniejszym – 23-latka już pokochała spora część Anglii. Również i masa związanych z Old Trafford kibiców na całym świecie wskazałaby go jako ulubionego piłkarza. Bo to nie tylko niezły zawodnik, ale fenomenalny człowiek.

Od odejścia Sir Aleksa Fergusona, w klubie brakowało tych „prawdziwych”, tych z „DNA United”. Bo choć od decyzji o emeryturze szkockiego menedżera w pierwszym zespole zadebiutowało niemal 30 chłopaków z akademii, spełnianie warunku „home grown” nie wystarcza. Było wielu, którzy zachwycali przez jakiś czas – Adnan Januzaj, James Wilson czy Jesse Lingard. Żaden z nich nie gra teraz dla Ole Gunnara Solskjaera, choć ten ostatni w West Hamie na razie jest tylko na wypożyczeniu. Co ważniejsze, żaden z nich nie może się równać z Rashfordem.

Nie jest robotem, to nadal bardzo młody gracz, a co za tym idzie wahania formy są normalną sprawą. Tak jak na przykład obecnie. Zawsze jednak wraca do optymalnej dyspozycji. Pudła z kilku metrów łatwiej zapomnieć kiedy zamiast powtórki, w następnym spotkaniu oglądasz jeszcze bardziej zmotywowaną formę tego samego gracza. A tak u urodzonego w południowym Manchesterze zawodnika wygląda to od najmłodszych lat.

Dobra, dawajcie młodego

Debiut to ważna sprawa. Niektórzy nawet specjalnie się do niego przygotowują, ale nie wszyscy mają ku temu okazję. Możliwe, że Marcus Rashford miał nawet nie powąchać murawy w meczu Ligi Europy z Midtjylland i myślami po części był na zbliżających się egzaminach. Louis van Gaal nie miał innego wyboru, niż wystawienie 18-letniego wychowanka w pierwszym składzie po tym, jak Anthony Martial nabawił się kontuzji na rozgrzewce.

Po tej informacji niejednemu sympatykowi Manchesteru United mocno zabiło serce. Porażka z duńskim zespołem wystawiłaby klub na pośmiewisko, a brak napastnika nie byłby żadną wymówką. Starcie 25 lutego 2016 roku okazało się jednak dla Anglika przepustką do wielkiej piłki. W oficjalnym debiucie przedstawił się dwoma trafieniami.

Czasem tak bywa, czysty przypadek. Trzy dni później zaliczył pierwsze spotkanie w Premier League i ponownie władował dublet. Tym razem nie można już było mówić o słabym rywalu, bo jego gole dały zwycięstwo nad Arsenalem. Fani powoli zaczęli rozkochiwać się w nastolatku, który nadal nie ma zamiaru się zatrzymywać. Do tej pory zdobył 83 gole i 50 asyst. Wszyscy, którzy mówili że jego blask zgaśnie po kilku tygodniach, raczej nie przyznają się teraz do tych opinii.

Nowe wyzwania nigdy nie przerażały Marcusa Rashforda. Jest niebywałym specem od debiutów. Pokonywał bramkarzy w swoich pierwszych występach w Lidze Europy, Premier League, Lidze Mistrzów, Carabao Cup, a nawet reprezentacji. Jedynymi rozgrywkami, w których nie wystartował z golem, jest FA Cup.

Od ciekawostki do lidera

Nauczyliśmy się już, że przyszywanie metki nowych Messich i Ronaldów bywa zgubne. Nie zliczę piłkarzy, którzy zaliczali świetne początki, aby później lecieć w dół niczym ściągana przez grawitację piłka. Anglik z biegiem czasu staje się jednak coraz ważniejszą postacią w szatni.

Jego uniwersalność jest zachwycająca. W krótkiej karierze zagrał już chyba na wszystkich ofensywnych pozycjach, zazwyczaj z pozytywnym skutkiem. Posiada dobrą technikę, dlatego nie boi się wchodzić w drybling. Jest szybki, co wykorzystuje przy kontrach, ale gra zespołowo, co z kolei pomaga w atakach pozycyjnych. Jednego dnia zachowa zimną krew w pojedynku sam na sam z bramkarzem, a następnego właduje petardę z 30 metrów po rzucie wolnym.

Żaden menedżer panujący na Old Trafford nawet nie pomyślał, aby odsunąć go od składu. Bo żaden nie miał ku temu powodów. Klasowi piłkarze przychodzili i odchodzili, a gra i tak prędzej czy później wracała na jego barki. Pierwszy dłuższy okres, kiedy to nie na niego spada największa odpowiedzialność za grę w ataku, trwa obecnie. Cały sezon 2019/20, aż do lutego, to stały obrazek Rashforda ciągnącego resztę zespołu za uszy. I choć nie jest to najrozsądniejszy ruch, zakochany w klubie zawodnik dla jego dobra przez kilka miesięcy grał nawet z kontuzją.

Wtedy na Old Trafford trafił Bruno Fernandes i ściągnął presję z Anglika. Pomimo tego wychowanek wciąż jest liderem. I to nie tylko na boisku, na co nie wpłynie żaden transfer. Wykorzystując swoją popularność stara się pomagać najbiedniejszym. Angażuje się w sprawy społeczności Manchesteru, bo sam się tam wychował. I między innymi dlatego kibice widzą w nim postać większą niż Anthony Martial, Harry Maguire czy nawet Juan Mata. W końcu mają kogoś, kto łączy przyjemność z oglądania go na boisku z możliwością utożsamiania się.

Marcus Rashford to Manchester United

Nie jest to w obecnych czasach zbyt częste, ale naprawdę nie zdziwię się, jeśli Marcus Rashford całą karierę spędzi na Old Trafford. Już teraz kochają go wszyscy sympatycy United, a o wodę sodową i pogorszenie wizerunku akurat w jego przypadku bym się nie martwił.

We wtorek 23-latek zaliczył swój 250. występ z diabełkiem na piersi. Niewykluczone, że drugie tyle jeszcze przed nim. I tego trzeba mu życzyć, bo ma papiery i ambicje na wielkie granie, a poza boiskiem wydaje się być po prostu dobrym człowiekiem.

Pierwszą drużynę poprowadził do dziesiątek zwycięstw, kibiców do setek chwil radości, ale nie tylko. Anglik pokazał, że akademia to nadal skarb tego klubu. Jego historia, a tak naprawdę dopiero jej początek, ma prawo natchnąć młodych chłopaków, takich jak Mason Greenwood, do jeszcze większych starań. A kiedy już trafią do seniorów, na pewno wyciągnie do nich pomocną rękę. Bo Marcus Rashford to Manchester United.