Wylądował! Znamy nazwisko nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Nazwisko bardzo dobrze znane w Europie dzięki bogatej karierze piłkarskiej, ale w Anglii nie kojarzy się ono najlepiej, albo nie kojarzy się wcale. Wynika to z krótkiej i bardzo nieudanej kariery trenerskiej Paulo Sousy na Wyspach, która zdecydowanie nie poszła po jego myśli.

Zanim Paulo Sousa otrzymał kredyt zaufania Zbigniewa Bońka, zwiedził kilka ciekawych miejsc w piłkarskiej Europie. W Wielkiej Brytanii stawiał tak naprawdę swoje pierwsze kroki jako menedżer. Spędził na Wyspach dwa lata, a w tym czasie prowadził aż trzy kluby: Queens Park Rangers, Swansea City oraz Leicester City. Kibice każdego z nich mają względem niego, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia.

Zapadł w pamięć modnymi ubraniami, mało atrakcyjną piłką oraz konfliktami z piłkarzami. Nie brzmi to zachęcająco, ale musimy pamiętać, że było to 10 lat temu. Od tamtego czasu w podejściu do pracy dużo się u Sousy zmieniło. Przyjrzeliśmy się jednak bliżej, dlaczego jego przygoda z angielską piłką zakończyła się spektakularną klapą.

Najlepsza defensywa w lidze

Zaczniemy od Swansea, ponieważ tam Sousa dał radę poprowadzić drużynę najdłużej, czyli przez jeden, pełny sezon. Z pobytu w Walii można także wyciągnąć najwięcej pozytywów, choć wciąż jest ich bardzo mało. W 2009 roku zastąpił tam Roberto Martineza, który później również postanowił spróbować swoich sił w piłce reprezentacyjnej. Wówczas jednak hiszpański szkoleniowiec opuszczał Swansea na rzecz Wigan Athletic. Zostawił po sobie drużynę, która grała ofensywny futbol, wyróżniający się na tle innych drużyn Championship. Sousa postanowił to bardzo drastycznie pozmieniać.

Przeciwnicy pracy Portugalczyka w Swansea twierdzą, że ten zepsuł to, co udało się wypracować Martinezowi. Sousa bardzo mocno skupiał się na obronie. Zdarzało mu się nawet wprowadzać obrońców przy stanie 0-1 dla przeciwnika, by „bronić” jednobramkowej przegranej. Drużyna kończyła sezon z drugą najlepszą defensywą w lidze, ale kosztem najgorszego ataku. Bilans to 37 straconych bramek i tylko 40 strzelonych goli w 46 kolejkach.

Inni dostrzegli jednak w jego pracy korzyść, ponieważ Łabędzie potrzebowały nauczyć się gry w obronie, by później z Brendanem Rodgersem dotrzeć do Premier League. Sousa według nich jest niesłusznie zapomnianą postacią w drodze Swansea do najwyższej klasy rozgrywkowej. Mało brakowało, a to on byłby tym menedżerem, któremu udało się wejść z Łabędziami po raz pierwszy w ich historii do Premier League. Sezon 2009/10 zakończył bowiem na siódmym miejscu, będąc jeden punkt od strefy play-off. Drużyna znakomicie spisywała się przez pierwszą połowę sezonu, ale tylko dwa zwycięstwa na ostatnich 11 kolejek pozbawiło ich szans na awans.

Krytyka ze strony piłkarzy

Po usługi Sousy postanowiono sięgnąć w Leicester City, płacąc Łabędziom dość spore odszkodowanie. Niedługo potem zaczęły wydobywać się informacje z szatni, jakoby praca z Sousą nie była przyjemnością dla piłkarzy Swansea. Bardzo głośno Portugalczyka krytykował Garry Monk, ówczesny kapitan walijskiej drużyny. Najdosadniej wytykał mu błędy w organizacji oraz przeprowadzaniu treningów:

Znał się na rzeczy, ale trudno było to przyjąć, kiedy popadliśmy z jednej skrajności w drugą. To było frustrujące w kwestii treningów, że przeszliśmy od intensywnej pracy do sesji, w których praktycznie nie dało się spocić.

Jako grupa graczy, których znam i z którymi trenowałem, wiem, że to nie jest to, co było dla nas najlepsze. Wszyscy się zgodzili, że powinniśmy pracować ciężej i ciężej. W treningu musimy czasami przekraczać granicę, aby uzyskać swoją sprawność tam, gdzie jest ona potrzebna w ostatnich pięciu minutach gry. Czyli wtedy, gdy jesteśmy popychani do granic możliwości. To właśnie w tym aspekcie zawiedliśmy, a na dodatek nie pozwolono nam na dodatkowe treningi.

Monk oprócz krytykowania intensywności treningów w porównaniu do pracy Roberto Martineza powiedział, że „Sousa był o wiele bardziej wyluzowany” i drużyna, tak czy inaczej, mogła się wiele od niego nauczyć. Niesmak jednak pozostał, a Monk nie był jedynym ważnym piłkarzem Swansea, któremu podpadł Sousa. Z klubu przed sezonem odszedł Leon Birtton, a sprowadzony Lee Trundle otrzymywał zdaniem kibiców zbyt mało szans w pierwszym zespole. Wszyscy ci gracze to dziś żywe legendy Swansea.

„Zawsze chciał wejść na najwyższy poziom”

Kończąc temat przygody Sousy w południowej Walii, nie możemy nie wspomnieć słowem o konflikcie menedżera z właścicielem, Huw Jenkinsem. Sousa był niezwykle ambitny i widział realną szansę na awans do Premier League, ale nie podobała mu się niechęć do wydawania pieniędzy ze strony włodarzy klubu. Było to jednak całkiem zrozumiałe, ponieważ Swansea była wtedy bardzo małym klubem, który większość swoich lat spędził w trzeciej oraz czwartej lidze.

Jenkins wielokrotnie tłumaczył, że klubu nie stać na szastanie pieniędzmi i proces rozwijania się jest bardzo czasochłonny. Klub w międzyczasie planował rozbudowę obiektów treningowych, a także spłacał kredyt, z którego udało się zbudować nowy stadion. Bardzo mocno o Sousie wypowiadał się były napastnik Swansea, Ian Walsh, w wywiadzie dla BBC Wales:

Znów udowodnił swój brak lojalności. Swansea uprzejmie dała mu szansę, gdy był na wylocie z QPR, a on ich zawiódł. Brak możliwości zbudowania silnej drużyny jest naprawdę frustrujący, ale musiał znać sytuację finansową przed objęciem stanowiska. Jest tu napięty budżet i musiał z tym pracować.

Sousa zawsze chciał wejść na najwyższy poziom, jakby był w gorącej wodzie kąpany i to pokazywał przez cały sezon. Jestem nim bardzo rozczarowany.

Można więc powiedzieć, że odetchnięto przy Liberty Stadium, gdy Leicester postanowiło zgarnąć Sousę do siebie. W rozmowie z jednym z kibiców Łabędzi, doskonale pamiętającego pracę Portugalczyka, usłyszałem stwierdzenie „piękniś bez trenerskiego warsztatu”. Defensywny styl gry oraz modny ubiór to na pewno coś, co zapadło fanom bardzo mocno w pamięć.

Podobne odczucia mają kibice Queens Park Rangers, chociaż ci z Sousą spędzili o wiele mniej czasu. Poprowadził tę drużynę tylko w 26 meczach i wygrał z nich raptem siedem. Podobnie jak kibice Swansea pamiętają jego mecze jako nudne i niedające się oglądać. Nie była to jednak przyczyna zwolnienia Portugalczyka przez włoskiego biznesmena, Flavio Briatore.

Sousa zawiódł przyjaciół

W oświadczeniu wydanym w kwietniu 2009 roku Queens Park Rangers poinformowało, że zwolnienie Sousy wiąże się z wydaniem przez niego „wysoce poufnych i wrażliwych informacji”. Próżno szukać szczegółów na ten temat. Z jego przygody z Rangersami możemy jednak wynieść naukę, że portugalski szkoleniowiec nie jest najlepszą osobą do przechowywania ściśle tajnych informacji.

Zachowanie Sousy musiało być wysoce rozczarowujące, ponieważ wcześniej Briatore w dużym stopniu mu pomógł, wyciągając go z młodzieżówek reprezentacji Portugalii. Obu panów łączyły dobre relacje, podobnie jak to było w przypadku kontaktów Sousy z Milanem Mandariciem – właścicielem Leicester City. To właśnie tam 50-latek odbył trzeci i ostatni epizod na Wyspach. Był on najkrótszy i najbardziej bolesny, choć kibice paradoksalnie wspominają go lepiej niż fani poprzednich dwóch klubów. Paul Sherwood, kibic i mieszkaniec Leicester pokusił się o dość zabawne określenie pracy Paulo Sousy przy King Power Stadium:

Szczerze mówiąc, praca, którą miał, przypominała danie Ericowi Claptonowi szczotki do włosów i poproszenie go, by brzmiała jak gitara. Jego metody były w porządku, ale piłkarze, których miał do dyspozycji, nie potrafili podać piłki. To po prostu nie zadziałało.

Powiedzieć, że to nie zadziałało, jest bardzo delikatnym określeniem. 1 października 2010 roku Mandarić podjął krok o zwolnieniu swojego przyjaciela z uwagi na okropny początek sezonu, w którym odniesiono tylko jedno zwycięstwo na 9 meczów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jeszcze trzy dni wcześniej właściciel Lisów zarzekał się, że nie zamierza dokonywać roszady menedżerskiej.

Przez następne lata, spędzone już poza Anglią, Sousa zaliczał wyraźny progres. Osiągnął sukcesy w Izraelu, Szwajcarii oraz na Węgrzech. Łatka defensywnego menedżera zaczęła znikać ze względu na silniejsze zespoły, które prowadził. Warto dodać, że oprócz negatywnych aspektów, piłkarze i kibice z Wysp Brytyjskich pamiętają Sousę jako silny charakter. Nabranie wiedzy taktycznej w połączeniu z ogromnym doświadczeniem boiskowym może go postawić jako dobrego kandydata na selekcjonera. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze w jego karierze wszystko szło po jego myśli.