11 sierpnia na oficjalnej stronie Tottenhamu pojawiła się informacja, mówiąca o nowym transferze. Pierre-Emile Hojbjerg dołączył do ekipy Jose Mourinho. Zdania co do tego transferu są podzielone i choć większość kibiców cieszy się z przybycia nowego pomocnika, część pozostaje niezadowolona. Gdybym ja był fanem Kogutów, z kupna Duńczyka cieszyłbym się niezmiernie. 

Odrzucając nawet całą narrację, że do Southampton powędruje Kyle Walker-Peters, więc Hojbjerg tak naprawdę kosztował grosze, 23-latek jest po prostu w Londynie potrzebny. Zawodnik o takim profilu, mentalności i doświadczeniach może nie zrobi z Tottenhamu potęgi, ale Jose Mourinho nie wybiera swoich piłkarzy na ślepo. Kupiony od Świętych pomocnik idealnie wpasowuje się w grono piłkarzy, których Portugalczyk w swoich zespołach bardzo ceni. Do tego wydaje się brakującym elementem obecnej jedenastki klubu ze stolicy.

Klub walczący o Top 4 to oczywisty krok

Obserwując dotychczasową karierę Duńczyka, można było śmiało przewidzieć, że niedługo znajdzie on lepszy klub. Już w wieku 17 lat trafił do Bayernu Monachium. W tym samym sezonie zadebiutował, stając się najmłodszym piłkarzem w historii, który zagrał dla Bawarczyków w wyjściowym składzie w Bundeslidze. Dwa lata później znalazł się na boisku przy okazji finałowego starcia Pucharu Niemiec z Borussią Dortmund. I choć na wypożyczeniach rozegrał więcej spotkań niż w samym Bayernie, trudno go po tym okresie źle oceniać. W końcu to wielokrotny mistrz kraju, niezbyt mogący sobie pozwolić na zbyt częste wystawianie niepewnych młodzików. Mimo to Pep Guardiola miał go kiedyś określić „Sergio Busquetsem Bayernu Monachium”.

W 2016 roku został zaprezentowany jako nowy zawodnik Southampton. W kolejnym sezonie zaczął coraz mocniej dobijać się do stałego miejsca w wyjściowym składzie. Przez większość kampanii 2018/19 prowadził już Southampton jako kapitan. Po udanych przenosinach Virgila van Dijka czy Sadio Mane, Hojbjerg również zapragnął gry w lepszym zespole. W tym roku otwarcie mówił już, że jego ambicje wykraczają poza możliwości Świętych i klub dobrze o tym wie. Transfer do drużyny walczącej o trofea (haha, Tottenham, wiem), pod okiem trenera ze zwycięskim doświadczeniem wydawał się naturalnym krokiem dla Duńczyka. No i wreszcie tak się stało.

Hojbjerg i Mourinho – związek idealny?

Oczywiście nie jest tak, że portugalski menedżer kocha najprostszy futbol. Czytając o wojownikach Mourinho, można czasem odnieść wrażenie, że najchętniej grałby on jedenastoma drwalami, dla których sukcesem jest kopnięcie piłki pod nogi kolegi z drużyny. Nie jest jednak również tajemnicą, że The Special One ceni sobie ciężką pracę. Uwielbia takich zawodników jak Marouane Fellaini czy Nemanja Matić – może i nieobdarzonych wspaniałą techniką, nadrabiających za to poświęceniem. Takich, którzy za zwycięstwo wyplują płuca, nie boją się odpowiedzialności i chcą przede wszystkim wygrywać.

Nie popisywać się trikami w środku pola, nie strzelać najpiękniejsze bramki, ale po prostu wygrywać. A do tego nie chować się po błędach, bo przecież to właśnie 23-latek, jako kapitan, najczęściej rozmawiał z dziennikarzami po nieudanych meczach. Mourinho po prostu szuka liderów.

Sam Hojbjerg świetnie zdaje sobie sprawę, jakim jest typem piłkarza, co udowodnił w rozmowie z Football Ramble Daily. Zna swoje mocne strony i chce je wykorzystywać, zamiast udawać kogoś innego. Mimo młodego wieku sprawia więc wrażenie dojrzałego piłkarza. I bardzo dobrze, bo Mourinho nie przepada za zawodnikami, którzy uważają się za gwiazdy, zanim osiągną jeszcze pierwsze poważne sukcesy.

Oczywiście mam umiejętności i wiem co robić z piłką, ale najmocniej i najwygodniej czuje się, gdy spajam zespół, wyciągam z reszty to, co najlepsze. Żeby być liderem nie tylko w jednym spotkaniu, ale przez 15 lat, potrzebne są różne aspekty. Czasem musisz spróbować niewygodnego strzału, a czasem wystarczy wspierać kolegów, być pomocnym. Przede wszystkim chodzi o odpowiedzialność. Nie trzeba jednak obarczać się nią samemu, wystarczy zebrać najlepszych ludzi do danego zadania i ich prowadzić.

Moje najmocniejsze strony to sprawianie, że inni stają się lepsi. Wspieranie ich, dogrywanie odpowiednich piłek, walczenie za nich, analizowanie i czytanie gry. Kocham to robić i właśnie to robię najlepiej.

 

Co dla Tottenhamu oznacza transfer Hojbjerga?

Przede wszystkim wolność. W zespole Mourinho występuje paru bardzo dobrych piłkarzy, którzy tak naprawdę nie mogli jeszcze udowodnić pełni swoich umiejętności. Mowa tu chociażby o Giovanim Lo Celso, niedawno tak mocno chwalonym przez trenera. Argentyńczyk uzbierał w tym sezonie tylko 5 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, lecz nie do końca ze swojej winy. Świetnie radzi on sobie na połowie rywala, lecz w skończonej niedawno kampanii, niejednokrotnie do jego zadań należało też dbanie o defensywę.

Więcej swobody ma dostać także Tanguy Ndombele. Dla Francuza był to tragiczny sezon przeplatany urazami, słabą formą i plotkami na temat konfliktu z menedżerem. Jose Mourinho nie chce jednak pozbywać się byłego piłkarza Lyonu. Nie jest on nominalnym defensywnym pomocnikiem, o czym część sympatyków Premier League zdaje się zapominać i również potrzebuje miejsca. Tak samo jak Lo Celso, 23-latek zbyt dużo uwagi musiał przykładać do tego, aby walczyć o odzyskanie piłki. Ustawianie Hojbjerga przed linią obrońców ma dać mu częstszą możliwość gry z przodu i kreowania akcji. Reszta ofensywnych piłkarzy też nie ucierpi na tym, że Duńczyk znajdzie się w pierwszej jedenastce.

Hojbjerg to dla Tottenhamu dobry transfer

Biorąc pod uwagę, że klub z północnego Londynu nie może sobie obecnie pozwolić na transfery za 60-100 milionów funtów, Hojbjerg wydaje się idealny. Ma doświadczenie w lidze, był kapitanem i wyróżniającą się postacią w Southampton, uczył się gry również pod okiem Guardioli, nie boi się odpowiedzialności, a do tego wydaje się liderem, którego w środku pola Spurs brakuje.

Choć Harry Winks wystawiany był w obecnym sezonie jako defensywny pomocnik, nie daje on na tej pozycji tyle, ile dać może Duńczyk. Również Sissoko, przy kilku występach na DM nie wprowadził w szczególny zachwyt. Eric Dier został za to przeniesiony na środek obrony, jak się wydaje – na stałe. A Pierre-Emile Hojbjerg uwielbia swoją pozycję i nie jest na niej słaby. Przyszłość może mnie zweryfikuje, ale naprawdę uważam, że z Hojbjergiem gra Tottenhamu znacznie się poprawi. To, co może pójść nie tak, to poradzenie sobie z presją. W Southampton była ona jednak nieco mniejsza.