W ostatnim niedzielnym spotkaniu Arsenal uległ świetnie dysponowanej tego dnia Aston Villi 0-2 i znacząco utrudnił sobie rywalizację o tytuł Premier League. Oto, co zaobserwowaliśmy w tym meczu!

Arsenal strzela sobie w stopę w wyścigu o tytuł

Częściowo na pewno pasuje w tym miejscu sentencja, że niewykorzystane sytuacje lubą się mścić, ale przede wszystkim wydaje się, że po takich drugich połowach, jak ta w wykonaniu The Gunners, najzwyczajniej nie ma co liczyć na zwycięstwo w starciu z tak mocną drużyną, jaką jest Aston Villa. Kanonierzy po mocnej pierwszej połowie dosłownie stanęli i przestali jakkolwiek zagrażać swoim przeciwnikom. Do tego pozwolili sobie na dwa momenty dekoncentracji, które bezlitośnie wykorzystała Aston Villa. To ponownie nakazuje zadać sobie pytanie – czy Arsenal ma czego potrzeba, aby zdobyć mistrzostwo Premier League? Druga połowa nakazuje w to wątpić. The Gunners zagrali bez polotu, bez determinacji, pozwolili odebrać sobie kontrolę nad meczem i bezsprzecznie zasłużenie przegrali niedzielne starcie. Ciężko bez wątpienia nazwać to nastawieniem, które cechuje zdobywców tytułu Premier League.

Unai Emery pokazał swoją trenerską klasę

Oczywiście, Arsenal rozegrał bardzo słabą, pozbawioną energii i zaangażowania drugą połowę, ale ogromne pochwały należą się także Unaiowi Emery’emu i jego drużynie. Bask świetnie przygotował plan na to starcie i sprawił, że jego podopiecznym momentami udało się bardzo skutecznie ograniczyć Arsenal. The Villans wiedzieli co robić na każdym kroku, żeby możliwie jak najskuteczniej nie tylko ograniczyć, ale także zagrozić Kanonierom. Za świetną i zdyscyplinowaną realizację planu swojego trenera na ten mecz spotkała ich zasłużona nagroda w końcówce spotkania. Nie przeszkodził w tym brak nawet tak ważnych postaci, jak Douglas Luiz, czy kontuzjowany Boubacar Kamara. W tym sezonie, w bezpośrednim starciu Unaia Emery’ego z Mikelem Artetą to ten pierwszy schodzi z ringu zwycięski z wynikiem 2-0.

Miejsce Oleksandra Zinchenko nie jest w podstawowej jedenastce Arsenalu

Po dłuższej absencji Oleksandr Zinchenko na powrót zaczął grać regularniej w wyjściowej jedenastce Kanonierów i dzisiejszego spotkania zdecydowanie nie będzie mógł zaliczyć do udanych. Być może nie bez powodu drużyna Mikela Artety wyglądała tak dobrze, kiedy tylko ukraińskiego defensora nie było w jej podstawowym składzie. W starciu z Aston Villą zaprezentował pokazał nam się ze swojej gorszej strony. Zdecydowanie zbyt często bawił się z piłką, zagrywał niecelnie, zbyt łatwo dawał się ogrywać w obronie. Dodatkowo bez wątpienia w kilku sytuacjach mógł zagrać piłkę o wiele szybciej, zamiast trzymać ją przy nodze zdecydowanie za długo, pozwalając przeciwnikowi na ustawienie się. Po jego bezpośredniej stracie, kiedy to próbował założyć siatkę przeciwnikowi, mogła zresztą paść bramka. Nie jest bez winy także przy pierwszej bramce Aston Villi. Nie wiedzieć czemu, bronił przy niej po drugiej stronie obrony, pozostawiając Leona Baileya kompletnie bez opieki. Wartość, którą wnosi on do drużyny Arsenalu zdaje się nie być już równie atrakcyjna, co jeszcze jakiś czas temu. Kanonierzy najzwyczajniej nauczyli sobie radzić bez niej, a także grają lepiej, nie musząc brać korekty na obecność Zinchenki w defensywie.