Chelsea znów traci punkty. Burnley heroicznie wywalczyło na Stamford Bridge remis 2-2, po bardzo ciekawym i emocjonującym meczu. W pierwszej połowie z boiska wyleciał Assignon oraz trener Vincent Kompany. To jednak nie powstrzymało The Clarets i dwa razy odpowiadali na bramki Cole’a Palmera, wywożąc z Londynu 1 punkt.

Burnley i Kompany są waleczni i elektryczni

To był ostatecznie bardzo dobry mecz Burnley, jeśli weźmie się pod uwagę, że ponad godzinę grali w 10 przeciwko 11. Mogli strzelić więcej, były tutaj szanse nawet na zwycięstwo, mając na względzie niepewność Chelsea w obronie. Świetnie także bronili, a Murić zamienił się w prawdziwą ścianę w bramce. Cała pomoc harowała przez 90. minut, zamykając skutecznie opcje The Blues, a Jay Rodriguez mógł nawet dać Burnley zwycięstwo w samej końcówce. Z pewnością jednak byłoby o nie łatwiej, gdyby The Clarets po raz kolejny nie podkładali sobie nogi, a ich trener rozważył inną koncepcję gry.

Mowa o naiwności, uporze i krótkim loncie. Naiwności, bo Burnley dalej próbuje grać jak w Championship, co kończyło się bardzo głupimi stratami na własnej połowie. Tylko rażąca nieskuteczność Chelsea sprawiła, że ten mecz nie został zamknięty w pierwszej połowie. Uporze, bo raz po raz robili to samo, próbując rozgrywać od tyłu, co było czytane z łatwością przez Chelsea. Aż się prosiło, by czasem przetestować wysoko ustawioną linię Chelsea i zagrać długą piłkę. Krótki lont zaprezentował z kolei Assignon, który miał żółtą kartkę, gdy w głupi sposób faulował Mudryka w polu karnym. Nie było tu według mnie kontrowersji – Mudryk źle przyjął piłkę i pewnie by do niej nie dobiegł. Gdyby tylko Assignon był skoncentrowany właśnie na piłce, faulu by nie było. Niestety, obrońca Burnley nie chciał zagrać piłki, po prostu chciał powstrzymać Ukraińca. Jeśli uderzenie i popchnięcie ręką w okolicach szyi to nie jest faul, to co nim jest?

Krótki lont zaprezentował też Kompany, który nawet jeśli się z tą decyzją nie zgadzał, nie powinien się tak zachowywać. Belg był bardzo zdenerwowany, wymachiwał rękoma w stronę sędziów i wyleciał z ławki z czerwoną kartką. Wiedząc, że drużynę czeka ciężkie 60 minut, po co dodatkowo ją osłabiać?

Cole Palmer to najlepszy transfer Chelsea od czasów Fabregasa

Daleko Anglikowi do Belga, Chelsea też jest w zupełnie innym miejscu niż kiedyś, ale nie było od dawna piłkarza, który przyszedłby i w swoim pierwszym sezonie prezentował tak dobrą, równą formę. Zwłaszcza w tak nierównej drużynie. Ostatnim takim transferem był chyba Cesc Fabregas, który wszedł z buta i od razu był jednym z najlepszych pomocników ligi. Po dzisiejszym dublecie (co za mistyczny chłód przy tym rzucie karnym!) w lidze ma 13 goli i 8 asyst. Bierze na siebie odpowiedzialność, chce piłkę i zawsze gdy ją dostaje, jest nadzieja na zagrożenie pod bramką przeciwnika. Strach pomyśleć, gdzie by była Chelsea bez tego dość późno przeprowadzonego letniego transferu.

Chimeryczna, nierówna, irytująca Chelsea

Tak, Palmer zagrał super mecz i strzelił dwa gole. Zmarnował też dwie dogodne sytuacje, a także zastosował słynny niski pressing przy golu Burnley na 2-2, dzięki czemu Brownhill miał mnóstwo czasu na celną wrzutkę . Tak, Mudryk wywalczył karnego i zaliczył świetną asystę przy nieuznanym golu Disasiego. Potem zmarnował jednak patelnię wypracowaną mu przez Jacksona, a przy golu na 1-1 dla Burnley, dał się ograć Vitinho i nie wrócił za nim, z czego wzięła się sytuacja dla gości. Świetnie pokazywał się w ofensywie Malo Gusto, ale ostatecznie trafiał w bramkarza w sytuacji sam na sam, źle przyjmował piłkę lub bywał ogrywany przez Odoberta po drugiej stronie boiska. Jackson doskonale wypracował kilka sytuacji kolegom, ale zmarnował dogodne sytuacje. Petrović wybronił fenomenalnie kilka sytuacji, ale w 80. minucie zaliczył babola przy strzale O’Shea.

To jest cała obecna Chelsea. Jest dobrze, bywa świetnie. Zawsze jednak jest jakieś „ale”, które to niweluje. I kolejny raz piłkarze powinni wstydzić się, że to „ale” doprowadziło do straty punktów.