Kiedy drużyna z Premier League zalicza regularny rozwój, w kolejnych sezonach poprawia swój wynik punktowy i miejsce w tabeli, fani zaczynają marzyć o dużych sukcesach, właściciel jest zadowolony, a trener i najlepsi piłkarze zaczynają być przymierzani do lepszych zespołów. Tak było w przypadku Brentfordu — aż do tego sezonu. Pszczoły w obecnej kampanii brutalnie przekonują się o konkurencyjności w Premier League i tym, jak szybko możesz zostać sprowadzony na ziemię, a marzenia musisz zastąpić modlitwą o przetrwanie.

Po awansie Brentfordu do Premier League fani tego klubu nie mieli powodów do niepokoju i frustracji, które są związane z walką o utrzymanie. To dość niespodziewane zjawisko dla drużyny, która niedawno zaliczyła awans i stara się ugruntować swoją pozycję w angielskiej elicie. Przecież mieliśmy mnóstwo przypadków ekip, dla których Premier League okazywało się zbyt wysokim progiem i kończyło spadkiem — albo natychmiastowo w pierwszym sezonie, albo w drugim, nazywanym wręcz najtrudniejszym.

Brentford jakimś sposobem uniknęło takich turbulencji. W pierwszej kampanii po awansie podopieczni Thomasa Franka mieli w pewnym momencie gorszą serię, ale ostatecznie sezon zakończyli na bezpiecznej 13. pozycji. W ubiegłych rozgrywkach zrobili krok do przodu i skończyli na wysokim 9. miejscu, co eksperci uznawali za fantastyczny wynik. Okazuje się, że do Brentfordu problemy mniejszych klubów, z jakimi trzeba zmagać się na poziomie Premier League, zapukały dopiero w trzecim sezonie i pukają coraz mocniej.

Widmo spadku zaczyna przybierać na mocy

Kiedy podopieczni Thomasa Franka przyjechali w ubiegłą sobotę do Burnley, w głowach piłkarzy panowała jedna myśl — przerwać serię bez wygranej. Przed starciem na Turf Moor gracze z Londynu nie zanotowali zwycięstwa w pięciu kolejnych meczach. Co więcej, w poprzednich 9 wygrali tylko 2 razy. Na upartego tę serię można wydłużyć nawet do 14, bo w grudniu przegrali wszystkie ligowe mecze. Starcie z drużyną Vincenta Kompany’ego było doskonałą szansą na powrót do wygrywania.

No i niestety dla fanów Pszczół ten plan się kompletnie posypał. A dokładnie w ósmej minucie spotkania, kiedy wypożyczony z Tottenhamu Sergio Reguilon obejrzał czerwoną kartkę. Frank musiał podrzeć plan na mecz, a jego piłkarzom zaczęły coraz bardziej drżeć nogi. Bruun Larsen dał prowadzenie gospodarzom, a w 62. minucie Datro Fofana je podwyższył. Nagle Brentford przegrywał dwoma bramkami z beznadziejnym Burnley, grając w dziesiątkę. Zapowiadało się na koszmarny wieczór.

Wróciły demony z Turf Moor

Thomas Frank widząc co się dzieje na boisku, musiał mieć niezłe deja vu. W październiku 2021 roku Brentford grał na stadionie Burnley i po 40 minutach gry przegrywał 0:3. Pszczoły wyglądały na totalnie zagubione, a antybohaterem tamtego spotkania był hiszpański bramkarz Alvaro Fernandez, który zastępował nieobecnego Rayę.

Przenosimy się w czasie o niemal trzy lata, a scenariusz napisany na ten mecz jest niemal identyczny. Piłkarze Brentford starali się jeszcze wrócić do meczu, ale bardziej niż wymierny efekt, było widać frustrację. Gracze z zachodniego Londynu czują, że presja na ich barkach jest coraz cięższa, a wąska ławka połączona z trudnym kalendarzem nie pomaga w wyjściu z sytuacji.

Przegrana na Turf Moor sprawiła, że Brentford przegrał swój 11. wyjazdowy mecz w tym sezonie ligowym. Żadna inna ekipa nie może się pochwalić tak negatywnym wynikiem. Frank, który był głośno oklaskiwany przez kibiców gości mimo porażki, zaczyna mieć coraz mniej rozwiązań, by pomóc swoim piłkarzom.

Odjęte punkty Evertonu i Nottingham Forest, a także słaba dyspozycja beniaminków, ratują Brentford przed strefą spadkową. Tabela: Opta

Wykorzystują słabość rywali

Porażka na Turf Moor sprawiła, że Brentford wygrał tylko 2 z ostatnich 15 ligowych meczów. Co ciekawe fatalna forma Pszczół nie jest aż tak częstym tematem rozmów ekspertów i dziennikarzy na Wyspach. Klub z Londynu ma duże szczęście, że rywale sąsiadujący z nimi w tabeli mają jeszcze więcej problemów. Albo odejmują im punkty (jak w przypadku Evertonu i Nottingham Forest), albo prezentują fatalny poziom, jak Sheffield United. Można śmiało stwierdzić, że podopieczni Franka nie są dziś w strefie spadkowej nie przez swoją grę. Tylko jeszcze gorszą dyspozycję swoich rywali.

W tej całej krytyce Pszczół trzeba pamiętać, że ostatnio mierzyli się z Arsenalem, Chelsea, Tottenhamem i dwukrotnie z City. Z tych meczów zdobyli zaledwie jeden punkt. Wiadomo, że jeśli walczysz o utrzymanie, nie liczysz na punktowanie z gigantami. Ale z beznadziejnym Burnley już musisz wygrywać, a tego podopieczni Franka także nie zrobili.

W zeszłym roku mniej więcej w tym czasie mieliśmy serię 12 meczów bez porażki i wszyscy myśleli: Wow, Brentford jest najlepszy!. Mamy ten sam sztab, tego samego właściciela, tego samego menedżera, tych samych zawodników, więc dlaczego przegraliśmy 10 z 12 meczów? Czasami nie są to tak dobre występy, czasem decydują detale i dynamika działają przeciwko nam, a na pewno pojawiają się kontuzje” — powiedział Frank.




Ciągłe kontuzje

Temat kontuzji również bardzo często przewija się w kontekście Brentfordu w tym sezonie. Trudno się dziwić, że Frank regularnie o tym wspomina podczas swoich konferencji. Niedawno do końca sezonu wypadł Ben Mee. Poza grą są choćby Pinnock, Henry, Hickey, Dasilva i Schade. Po tym, jak Reguilon wypisał się z kolejnego meczu, Frank na lewej obronie będzie chyba musiał wystawić jednego z asystentów.

Regularnie przemodelowana defensywa, brak Ivana Toneya przez długi okres i kontuzja Bryana Mbeumo. Te wszystkie nieszczęście w bardzo dużym stopniu przyczyniły się do obecnego stanu drużyny. Kameruńczyk zdobył 7 bramek i 3 asysty w 15 meczach. W grudniu jednak podkręcił kostkę i przez kilka tygodni był poza grą.

Niestety dla kibiców The Bees szczęście też nie jest po ich stronie w tym sezonie. W najbliższych tygodniach będą liczyli, że wracający do zdrowia Mbeumo znów będzie mógł z Toneyem siać postrach w formacjach defensywnych rywali.

Styl gry się pogorszył 

Duże przetasowania w składzie i próba zmiany taktyki przez Franka sprawiły, że znacznie pogorszył się styl Brentfordu. Jak można zauważyć na poniższej grafice, współczynnik oczekiwanych bramek straconych przewyższa ten strzelonych, co niejako udowadnia problemy, z jakimi zmaga się klub. W skrócie The Bees stali się gorsi zarówno w ataku, jak i bronieniu własnej bramki. Jeśli chcą się utrzymać, muszą starać się ten trend odwrócić.

W porównaniu do początku sezonu, styl gry Brentford uległ znacznemu pogorszeniu. Grafika: The Athletic

Musimy iść dalej, trzymać się tego, w co wierzymy i swoich zasad. Trudno jest biec przed siebie tak szybko, jak to możliwe, jeśli oglądasz się za siebie co każdą minutę. Dla mnie oznacza to patrzenie w przyszłość i skupienie na tym, na co możemy wpłynąć” — stwierdził Frank.

Patrząc więc dalej, spójrzmy na terminarz. Tuż po przerwie na kadrę Brentford zmierzy się z Manchesterem United, Brighton i Aston Villą. To trzy ciężkie mecze, z których choć jedno zwycięstwo będzie dużym sukcesem. Kolejne tygodnie przyniosą znacznie łatwiejszych rywali w postaci Sheffield, Luton i Evertonu. Teraz porównajmy to do innych zespołów z dołu i mamy wniosek. The Bees mają od połowy kwietnia najłatwiejszy terminarz.

Nadzieja wciąż żywa

Kibice Brentfordu będą więc liczyli, że w ostatniej fazie sezonu ich piłkarze staną na wysokości zadania i zapewnią sobie utrzymanie. Latem w kadrze może dojść do sporych przetasowań. Z klubu najpewniej odejdzie Ivan Toney, dzięki któremu będzie można zarobić wielkie pieniądze. Pszczoły nie są znane z wielkiego wydawania. Patrząc na to, jak duże problemy kadrowe doskwierają im w tym sezonie, właściciel będzie pewnie chciał wybrać się na rynek transferowy.

Brentford przez ostatnie dwa sezony udowodnił, że odpowiednim planem, mądrą rekrutacją i porządnym trenerem, można w Premier League zaistnieć. Popsuć większym plany i pokazać, że w elicie nie mają zamiaru zaliczyć epizodycznego pobytu. Teraz wszystko w nogach piłkarzy, którzy muszą ten stan utrzymać.

Tym bardziej patrząc na to, co dzieje się z drużynami z dołu tabeli, fortuna jest po stronie Brentford. Walka o przetrwanie w elicie rozgrywa się w gabinetach, a nie na boiskach angielskiej ekstraklasy.