To nie jest udany sezon w wykonaniu Crystal Palace. Ekipa Orłów lata poniżej oczekiwań i notuje fatalne statystyki. W jednej z nich jednak wyróżnia się kolosalnie.

Jak zostało wspomniane w tytule, na tapet weźmiemy rzuty rożne Crystal Palace. O ile przyglądanie się temu fragmentowi gry samo w sobie nie jest specjalnie porywające i wyjątkowe, to w tym przypadku ma dość zaskakującą cechę. The Eagles mimo wykonania w tym sezonie Premier League dokładnie 196 prób, wciąż nie zdobyli bramki po rzucie rożnym. 

Nieloty z Selhurst Park

12 marca 2023 roku. Jeśli ta data wydaje się wam anonimowa, to już tłumaczę, co ona oznacza. Wtedy po raz ostatni Crystal Palace strzeliło gola po rzucie rożnym. Ekipa z Selhurst Park mierzyła się wówczas z Arsenalem, a wrzutkę Michaela Olise na bramkę zamienił Jeffrey Schlupp. Od tamtej pory minęło 38 spotkań, a dośrodkowania z narożnika boiska dalej są udręką Orłów. I to po obu stronach murawy. Jak podaje The Athletic, tylko Aston Villa, Arsenal i Burnley tracą w tym sezonie więcej goli po rzutach rożnych, licząc średnią na 100 prób przeciwników. Idąc dalej, wskaźnik spodziewanych goli straconych przez Crystal Palace po rzutach rożnych to 5,3.

Podobnie źle (choć nie tak tragicznie) wyglądało to poprzednim sezonie. Wówczas 139 prób podopiecznych Roya Hodgsona przyniosło ledwie pięć goli strzelonych po kornerze. Za ich plecami skończyły tylko Brighton, Manchester United, Leicester i Nottingham Forest, które miały na swoim koncie po cztery takie zdobycze.

Crystal Palace ma aktualnie osiem punktów przewagi nad strefą spadkową, a należy pamiętać, że Luton ma do rozegrania jeszcze jedno zaległe spotkanie. Drużyny walczące o utrzymanie bardzo często opierają zdobywanie punktów właśnie na stałych fragmentach. Widać to m.in. w przypadku Evertonu czy wspomnianych The Hatters. Jeśli drużyna z południowego Londynu nie poprawi się w tym aspekcie, czeka ich strasznie nerwowa końcówka sezonu. Choć niektóre statystyki, jak widać, już teraz przyprawiają o ciarki.

 Średnia goli na 100 wykonanych rzutów rożnych | Źródło: The Athletic

Co ciekawe, 14. zespół ligi na początku tej kampanii całkiem nieźle przeciwstawiał się rzutom rożnym rywali. Zawdzięczali to m.in. bronieniem swojej szesnastki całym zespołem czy wyprzedzaniu rywali przy dośrodkowaniach. Mało tego, początek drugiej przygody Hodgsona na Selhurst Park stał pod znakiem goli zdobywanych właśnie po kornerach. 5 z 11 pierwszych bramek po powrocie 76-latka to zdobycze po takim właśnie rozwiązaniu. Więc co się stało, że rzuty rożne stały się piętą achillesową londyńczyków?

Krótki poradnik, jak nie wykonywać rzutów rożnych

Schemat wykonywania dośrodkowań z narożnika jest prosty i raczej powtarzalny, a co za tym idzie monotonny i przewidywalny. Piłka odchodząca przesyłana jest na któregoś z sześciu graczy stojących w polu karnym przeciwnika, a dwóch kolejnych zawodników czeka na skraju szesnastki, aby zebrać odbitą futbolówkę. Trzeba podkreślić, że strzały wspomnianej dwójki często były pośpieszne i dalekie od siatki rywala. Najczęstszym adresatem dośrodkowań jest Joachim Andersen, mierzący ponad 190 centymetrów. Właśnie… wzrost. To drugi dość istotny aspekt. W kadrze Orłów trudno doszukiwać się wielu tak zwanych „wieżowców”. Graczy wyróżniającym się wzrostem można wskazać raptem kilku. Oprócz Andersena tylko Jean-Philippe Mateta i James Tomkins mają ponad 188 centymetrów. Dla porównania Everton w swoich szeregach posiada sześciu takich piłkarzy.

Kolejną sprawą może być uwaga, jaką poświęcał Roy Hodgson stałym fragmentom gry. Słowa angielskiego menedżera pewnie same w sobie nie powodowałyby dyskusji. Jednak w zestawieniu z omawianą sytuacją rodzą kilka pytań.

„Trzeba być bardzo ostrożnym przy rzutach rożnych. Jest tak wiele aspektów w tym procesie, które sprawiają, że nie zdobyłeś gola. Milimetr tu, milimetr tam. Możesz powiedzieć: dobrze radziliście sobie przy stałych fragmentach. W kilku naszych porażkach mieliśmy dużą liczbę rzutów rożnych, ale nie zawsze one pomagają.

Rzuty rożne potrafią czasem zmylić. Może to po prostu oznaczać, że oddajesz strzały z dystansu, albo jesteś z piłką w polu karnym, ale obrońcy cię zatrzymują. Czujemy, że jeśli uda nam się powstrzymać przeciwników przed oddaniem strzałów, rzut rożny jest czymś, co musimy zaakceptować jako zapłatę za to”.

Glasner time

Problem trawiący The Eagles przez cały sezon tylko znalazł potwierdzenie w pierwszym spotkaniu Olivera Glasnera. Domowy mecz przeciwko Burnley pokazał, że Crystal Palace potrafi mieć jakiś pomysł na rzuty rożne. Już w pierwszych minutach Jordan Ayew zaczął grę z narożnika krótkim podaniem do Adama Whartona, następnie piłka powędrowała do osamotnionego na skraju szesnastki Jefersona Lermy, który oddał groźny strzał na bramkę Jamesa Trafforda. Podobne rozegranie widzieliśmy kilka minut później i znowu pachniało bramką. Co najśmieszniejsze Glasner stwierdził, że to nie było do końca zaplanowany schemat. Niezależnie od tego Austriak, wprowadził pewien powiew świeżości w boiskowych poczynaniach jego nowych podopiecznych. Wydaje się, że nowy szkoleniowiec zmienił podejście do stałych fragmentów o 180 stopni. Świadczy o tym nie tylko spotkanie z Burnley, ale również słowa Austriaka i, o mój boże, jak one kontrastują z wyżej przytaczanymi wypowiedziami Roya Hodgsona.

„Mieliśmy 12 rzutów rożnych i sporo rzutów wolnych. Kiedy tworzysz tak wiele stałych fragmentów i masz odpowiednią mentalność, to tworzysz świetne okazje. Zawsze powtarzam obrońcom: najlepszą szansą na zdobycie gola jest stały fragment”.

49-latek dokonał jeszcze jednej istotnej zmiany. Jak podaje The Athletic, w nowym sztabie pojawiło się dwóch trenerów, zajmujących się stałymi fragmentami – Michael Angerschmid i Ronald Brunmayr. Za Hodgsona tą częścią taktyki zajmował się Dean Kiely, który jednocześnie pracował z bramkarzami. Glasner jednocześnie mówi, że przyjmuje każdą sugestię (również Kiely’ego), czego potwierdzeniem jest opisywany mecz z Burnley.

Co prawda wciąż czekamy na pierwszego gola Crystal Palace po rzucie rożnym w tym sezonie Premier League. Wydaje się jednak, że pod wodzą Olivera Glasnera możemy się tego spodziewać raczej prędzej niż później. Jeśli Austriak chce dokończyć sezon bez bezpośredniej walki o spadek, będzie musiał nauczyć swoje Orły z powrotem latać.