Koniec! Liverpool dzisiejszego wieczoru zmierzył się z Southampton na Anfield. W tym spotkaniu 1/8 finału tegorocznej edycji Pucharu Anglii The Reds byli zdecydowanymi faworytami do wygranej pomimo, że ich kadrę nawiedziła plaga kontuzji. 19-krotni mistrzowie sprostali oczekiwaniom i znów odnieśli zwycięstwo przed własną publicznością. Czerwoni wygrali ze Świętymi 3:0. Oto wnioski, które wyciągnęliśmy po tym pojedynku.

Dzieciaków Kloppa jest więcej!

Jeszcze na dobre nie opadły wszystkie zachwyty nad młodymi zawodnikami Liverpoolu, którzy w ubiegłą niedzielę nie pękli przed presją gry na Wembley z Chelsea w finale Carabao Cup, a teraz znów pojawiły się powody do chwalenia tej grupy. Ba! Do tego grona dołączył też jeden nowy zawodnik, który w miniony weekend do ostatniego gwizdka sędziego siedział na ławce, a dzisiejszego wieczoru debiut w seniorskiej drużynie The Reds uczcił bramką.

Chodzi o zaledwie 18-letniego Lewisa Koumasa. Przy trafieniu Koumasa palce maczał Jan Bednarek. Futbolówka po strzale wychowanka Liverpoolu odbiła się od reprezentanta Polski (swoją drogą były stoper Lecha Poznań ogólnie wyglądał naprawdę dobrze na przestrzeni całego meczu) i zupełnie zmieniła tor lotu. Joe Lurney nie miał szans, by zdążyć zareagować interwencją na ten obrót wydarzeń. Dla Koumasa na pewno będzie to moment, który zapamięta już do końca życia.

Swoim premierowym trafieniem Koumas zasłużył na pochwały    innych swoich nastoletnich kolegów. A w tym spotkaniu było ich naprawdę sporo. W wyjściowym składzie desygnowanym do boju przez trenera Jurgena Kloppa spośród wychowanków znaleźli się Bobby Clark, Conor Bradley, James McConell, Jarell Quansah, Harvey Elliott, a także właśnie Koumas.

W drugiej połowie z ławki rezerwowych wszedł też 18-letni Jayden Danns. Nastoletni napastnik niespełna kwadrans po swoim pojawieniu się na placu gry również wpisał się na listę strzelców. Zachował zimną krew i doskonale wykończył okazję wypracowaną przez Elliotta. W 88. minucie skompletował dublet, gdy znalazł się w odpowiednim miejscu o właściwym czasie i pokazał swój instynkt rasowego snajpera. Na ostatnie kilkadziesiąt minut swoją szansę otrzymał też 16-letni Trey Nyoni. Gracz z rocznika 2007 stał się trzecim najmłodszym zawodnikiem w historii klubu z czerwonej części Merseyside. W 90. minucie na ostatnie sekundy Cody’ego Gakpo zastąpił jeszcze 19-letni Kaide Gordon. Nyoni i Gordon również cały finał Pucharu Ligi Angielskiej oglądali w roli rezerwowych. Jak więc widać młodzież Liverpoolu nie kończy się na graczach, którzy pojawili się na placu gry w minionej potyczce z Chelsea. Dzieciaków Kloppa jest dużo więcej!

Pierwsze występy Kellehera w bieżącym sezonie były dość przeciętne. Pomimo, że Liverpool nie przegrywał tych spotkań to Irlandczykowi przytrafiło się kilka straconych goli przy, których powinien zachować się zdecydowanie lepiej. Tak było chociażby przy dwóch golach w meczu z Fulham na Anfield, a także w niektórych pojedynkach Ligi Europy.

Ostatnio do Kellehera nie można mieć jednak żadnych zarzutów. Można go tylko wychwalać pod niebiosa. 25-latek zastępuje kontuzjowanego Alissona Beckera na tyle dobrze, że The Reds właściwie zupełnie nie odczuwają nieobecności brazylijskiego golkipera. Świetny okres rozpoczął od wygranego 4:1 pojedynku z Brentford w połowie lutego. Później świetnie wyglądał również w kolejnym ligowym starciu z Luton Town. Łącznie w tych dwóch rywalizacjach obronił 8 strzałów. Jednak aż 9 strzałów Kelleher obronił tylko w finałowej potyczce Carabao Cup z Chelsea. 25-letni bramkarz obok Virgila van Dijka był bez wątpienia najlepszym graczem Liverpoolu w tym pojedynku. Fenomenalnie bronił strzały Conora Gallaghera czy Cole’a Palmera.

Dzisiaj w pierwszej połowie to Southampton miało zdecydowanie więcej dogodnych okazji niż The Reds. Kelleher kapitalnie wybronił wszystkie z nich. Świetnymi robinsonadami popisał się przy sytuacjach Kamaldeena Sulemany i Sekou Mary. Do tego był też bardzo czujny i pewny przy wyłapywaniu częstych dośrodkowań oponentów. Interweniując przy sytuacjach oko w oko z przeciwnikiem wyglądał trochę, jak Alisson, który jest specjalistą w tego typu sytuacjach. W drugiej połowie reprezentant Irlandii również zanotował kilka parad, które zapobiegły utracie bramki. Bez niego Czerwoni bez wątpienia nie mogliby liczyć na zachowanie czystego konta.

Dla Liverpoolu ten mecz miał ukryte znaczenie

Kadra The Reds jest aktualnie zdziesiątkowana przez kontuzje podstawowych zawodników. Czas działa, więc w pewnym sensie na ich korzyść. Kilku zawodników jest już coraz bliżej powrotu do pełni sił, ale potrzebuje kilku dodatkowych tygodni rehabilitacji. Dlatego ewentualne przełożenie spotkań Premier League byłoby dla Jurgena Kloppa i spółki bardzo korzystne.

Wygrana w dzisiejszym starciu ze Świętymi zapewniała im awans do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Terminy spotkań następnej rundy kolidują z jedną kolejką angielskiej ekstraklasy. Liverpool w tym terminie ma już zaplanowane derbowe starcie z Evertonem na Goodison Park. The Reds oczywiście byliby dużymi faworytami tego starcia, ale w ubiegłych latach niejednokrotnie wyjazd do niebieskiej części Merseyside kończył się dla nich utratą punktów. Najczęściej padał remis.

Z tego powodu obecność aktualnie kontuzjowanych zawodników na derbowej potyczce będzie dla Czerwonych szczególnie ważna. W końcu to właśnie walka o mistrzowski tytuł wydaje się najbardziej istotna dla fanów i samego zespołu z Anfield. Dzisiejszą wygraną zapewnili sobie przełożenie starcia z The Toffees na jeden z terminów już po przerwie reprezentacyjnej. Przez te kilka dodatkowych tygodni do gry mogą wrócić już chociażby Alisson, Diogo Jota, Trent Alexander-Arnold Ryan Gravenberch czy Curtis Jones.