Problemy Crystal Palace ciągną się nie od dziś, a fakt tego że gra całego zespołu opiera się na dwóch/trzech zawodnikach, jeszcze bardziej je pogłębia. Sytuacja ta była już widoczna za czasów Patricka Vieiry, kiedy to Orły przez większość sezonu zajmowały miejsca w czubie drugiej połowy tabeli. To jednak nie pasowało ani zarządowi klubu, ani kibicom i z tego właśnie powodu w miejsce Vieiry przyszedł Roy Hodgson. 76-latek niestety nie okazał się rozwiązaniem problemów, a sytuacja ekipy z Londynu robi się coraz gorsza. Wydaje się, że potrzebne są fundamentalne zmiany, bo za chwilę Crystal Palace zacznie witać się ze strefą spadkową. Czy odejście Roya Hodgsona to właśnie ich początek?

Przygoda angielskiego szkoleniowca z Crystal Palace zaczęła się 1 kwietnia 2023 roku, bo wcześniej Anglik był trenerem Orłów w latach 2017-2021. To właśnie w prima aprilis Roy ponownie zasiadł na ławce trenerskiej londyńskiej ekipy, pokonując u siebie Leicester 2:1. Przerwał on wtedy serię 10 meczów bez zwycięstwa, którą w spadku pozostawił mu Patrick Vieira. W następnych spotkaniach Crystal Palace pod wodzą Hodgsona spisywało się bardzo dobrze. Po tak słabym okresie, udało im się rozegrać 4 mecze pod rząd bez porażki, a w ciągu 10 spotkań, przegrać jedynie dwa. Tak nagła poprawa formy pozwoliła im zakończyć sezon na 11. miejscu w tabeli, co było lepszym wynikiem od takich ekip, jak Chelsea czy West Ham. Z pewnością był to wynik zadowalający zarząd i kibiców, szczególnie po tak słabej końcówce kadencji Vieiry. Roy wlał w serca fanów nadzieję na lepszy sezon 23/24.

Transfery, a właściwie ich brak

Po udanej końcówce sezonu przyszedł czas na letnie okienko transferowe. Doszło w nim do kilku zmian w składzie, ale głównie negatywnych. Z klubu odeszło łącznie 7 zawodników, w tym trzech regularnie grających w pierwszym składzie, czyli: Luka Milivojevic, Wilfried Zaha i Vicente Guaita. Łącznie, wartość rynkowa wszystkich siedmiu przekraczała 30 milionów euro, a Crystal Palace zarobiło na nich okrągłe zero – wszyscy odeszli za darmo, po wygaśnięciu kontraktu. Najbardziej bolało przejście Zahy do Galatasaray, bo za Iworyjczyka z pewnością można było dostać dobre pieniądze, które później można by było wykorzystać na potencjalne wzmocnienia. Orły dokonały kilku zakupów na rynku, ale jak się okazało, nie byli to zawodnicy, którzy wnieśli nową jakość do zespołu. 

Najdroższym transferem ekipy Roya Hodgsona był Adam Wharton z Blackburn, kupiony zimą za 21 milionów euro. Do tej pory, Anglik spędził na boisku zaledwie 154 minuty. To samo tyczy się Matheusa Francy, czyli brazylijskiego pomocnika kupionego latem za 20 milionów euro. 19-latek na boisku spędził zaledwie 177 minut i nie przyczynił się do zdobycia żadnej bramki. Do tej dwójki dołącza jeszcze Dean Henderson, który wystąpił w 8 meczach Premier League, puszczając 20 bramek. Łącznie, na transfery Crystal Palace wydało prawie 68 milionów, a tak naprawdę żaden z kupionych zawodników nie odegrał żadnej roli w klubie. Tak więc Orły mimo transferów, zostały z tą samą ekipą co w sezonie 22/23, tylko że okrojoną przez odejścia Zahy, Guaity i Milivojevicia.

Nie najgorszy początek obecnej kampanii

Podopieczni Roya Hodgsona sezon 23/24 zaczęli od skromnego zwycięstwa na wyjeździe. Pokonali oni wówczas Sheffield United 1:0, po golu Edouarda. Później porażka z Arsenalem i remis z Brentford, a następnie kolejne zwycięstwo, wynikiem 3:2 z Wolverhampton. Tym razem poza dubletem Edouarda, oglądaliśmy bramkę Eze. Po tym zwycięstwie przyszedł czas na kolejną porażkę i remis, a następnie bardzo ważne trzy punkty, ponieważ Orłom udało się pokonać Manchester United na Old Trafford. Bramkę wtedy zdobył Andersen, a Crystal Palace wygrało 1:0. O strzelcach wspomniałem z jednego, bardzo ważnego powodu. Na 7 bramek, tylko dwie zdobył ktoś inny niż duet Edouard/Eze, co będzie miało ogromne znaczenie dla dalszej części sezonu. 

Nie pisałem nic o Olise, ponieważ ten od początku sezonu pauzował przez kontuzję. Po wcześniej wspomnianym zwycięstwie nad Czerwonymi Diabłami, kontuzji nabawił się Eze. Od tamtego momentu oglądaliśmy już zupełnie inną drużynę Orłów, zupełnie pozbawioną pomysłu i przede wszystkim motoru napędowego, jakim był Anglik. Jego brak przyczynił się też do spadku formy Edouarda, o czym wspomnę za chwilę.

Zła passa

Po pierwszych siedmiu kolejkach Crystal Palace zajmowało 9. miejsce w tabeli, co było naprawdę niezłym wynikiem. Niestety, wszystko co złe zaczęło się od 8. kolejki i bezbramkowego remisu z Nottingham Forest. Orły oddały wtedy zaledwie 2 strzały na bramkę, a w meczu dominowała zdecydowanie ekipa Tricky Trees. W następnych spotkaniach było już tylko gorzej. Dwie porażki z rzędu, jedna 4:0 z Newcastle, a druga 2:1 z Tottenhamem. Łącznie w 3 spotkaniach drużynie Roya Hodgsona zdobyła zaledwie jedną bramkę i tylko punkt, co przełożyło się na spadek na 13. miejsce w tabeli. Później udało się wygrać 2:0 z Burnley, do czego przyczynił się wracający z kontuzji Eze, asystując przy drugiej bramce. Po tym zwycięstwie nastał najgorszy okres dla Crystal Palace, czyli 8 spotkań z rzędu bez zwycięstwa. 

Złą passę udało się przerwać dopiero 30.12, w 20. kolejce przeciwko Brentford (wygrana 3:1), kiedy to świetny mecz rozegrał wszystkim dobrze znany duet Olise-Eze, bo to oni byli odpowiedzialni za wszystkie bramki zdobyte przez Orłów. Później przyszedł czas na kolejną, bardzo bolesną porażkę. Tym razem katem dla Crystal Palace był Arsenal, który rozgromił podopiecznych Roya Hodgsona aż 5:0. W następnym meczu ponownie byliśmy świadkami wspaniałego występu Eze i Olise. Ich duet po raz kolejny był odpowiedzialny za wszystkie 3 bramki w wygranym meczu z Sheffield United.

To jednak okazało się być bardzo bladym, a wręcz wyblakłym światełkiem w tunelu, bo następne dwa spotkania z Brighton i The Blues były przegrane, a bilans bramkowy Orłów w tych dwóch spotkaniach wynosił 2:7. Bardzo łatwo w tym wypadku wyciągnąć wnioski – bez Olise i Eze ta drużyna po prostu nie istnieje. Na 16 spotkań Orły wygrały zaledwie 3 i we wszystkich do zwycięstwa przyczyniła się ta dwójka. Uzależnienie od tej dwójki tyczy się również Edouarda, który w pierwszych pięciu kolejkach trafiał do siatki 4 razy (grał u boku Eze), a przez następne 19 (grał dużo spotkań bez Eze czy Olise), zdobył zaledwie 2 bramki (opuścił 5 spotkań przez kontuzję, ale w tym wypadku niczego to nie zmienia)

Mecz z Chelsea

To spotkanie było bardzo szczególne, bo tutaj czara goryczy przelała się bardzo dosadnie. Przez wielu fanów ten mecz uważany był za ostatnią szansę dla Hodgsona, a banery kibiców wywieszone na Holmesdale Stand tylko to potwierdzały. “Słaba polityka transferowa, młodzież jest kozłem ofiarnym” – to hasła, które widniały tam przed meczem. Jednak po gwizdku sytuacja się zmieniła, albowiem w 30 minucie Orły wyszły na prowadzenie za sprawą Jeffersona Lermy i po pierwszej połowie gospodarze prowadzili 1:0. Warto przypomnieć, że nie grał wtedy nikt z trójki: Olise, Eze i Edouard, więc prowadzenie było naprawdę dobrym wynikiem. Kibice wtedy z radością śpiewali “Three Little Birds” Boba Marelya, a niezadowolenia i goryczy nie było ani śladu. 

Wszystko zmieniło się natomiast w drugiej połowie. Już w 47 minucie Gallagher doprowadził do wyrównania, a przewaga Crystal Palace na boisku po prostu zniknęła. Najgorsza była jednak końcówka spotkania i strata dwóch bramek w 3 minuty. W 91 ponownie trafił Gallagher, a w 94 piłkę w siatce umieścił Enzo Fernandez. Na stadionie poza ciszą, mogliśmy usłyszeć gwizdy fanów Crystal Palace. W tym spotkaniu zaobserwowaliśmy również wszystkie problemy z jakimi w tym sezonie zmagają Orły. Bramka Gallaghera była już 7 w tym sezonie, którą Palace traci w czterech pierwszych minutach połowy. Do tego, to już 16 raz w tym sezonie, kiedy podopieczni Hodgsona tracą bramkę w ostatnich 15 minutach spotkania, a gdyby tego było mało, był to trzynasty mecz z rzędu bez czystego konta – 30 bramek straconych właśnie w tych 13 spotkaniach.

Nadchodzące spotkania i widmo strefy spadkowej

W następnych kolejkach Crystal Palace zmierzy się z Burnley, Tottenhamem i Luton. Pierwszy będzie z ekipą właśnie ze strefy spadkowej, nad którą Orły mają 5 punktów przewagi. To oznacza, że ewentualne potknięcia mogą sprawić, że ekipa Roya Hodgsona znajdzie się na 18. miejscu w tabeli, a widmo spadku zajrzy zawodnikom głęboko w oczy. Nadzieję daje dyspozycja obydwu tych ekip, bo zarówno Everton, jak i Burnley w ostatnich 5 spotkaniach nie odniosło zwycięstwa. 

Co innego możemy powiedzieć o grze Luton i Tottenhamu. The Hatters mimo porażki z Sheffield nadal są groźną drużyną i już nie raz w tym sezonie pokazali, że granie mocniejszymi ekipami to dla nich żaden problem. Natomiast podopiecznych Postecoglou nie trzeba nawet przedstawiać. Na ostatnie 5 spotkań wygrali 3, a u siebie w tym sezonie przegrali tylko 3 razy, a to właśnie na własnym terenie rozegrają swój mecz z Crystal Palace. To wszystko pokazuje, że poprawa formy musi nastąpić już w następnym spotkaniu, bo strata punktów z Evertonem czy z Burnley, może okazać się kluczowa w kontekście całego sezonu.

Odejście Roya Hodgsona

Zwolnienie 76-latka od dłuższego czasu wisiało na włosku. Seria 16 spotkań z jedynie 3 zwycięstwami i spadek na 16. miejsce w tabeli spowodował, że zarząd musiał podjąć ostateczną decyzję. Kilka dni wcześniej rozpoczęto rozmowy z austriackim szkoleniowcem – Oliverem Glasnerem, który w swojej karierze zdobywał wicemistrzostwo ligi austriackiej z LASKiem Linz i wchodził do TOP 4 Bundesligi z VFL Wolfsburg. Ostatecznie Roy Hodgson uległ presji i sam zrezygnował z pełnienia funkcji trenera klubu. Dyskusje w temacie kontraktu nowego trenera nie trwały długo, bo już 4 dni później 49-latek został ogłoszony nowym trenerem Orłów. To właśnie w nim pokładane są nadzieje i to on ma być tym, który uratuje Crystal Palace przed spadkiem. Nadchodzące spotkania będą kluczowe, dlatego Glasner zaczyna pracę już teraz i we wtorek poprowadzi swoją pierwszą sesję treningową. W sobotę będzie miał okazję do debiutu przed własną publicznością, bo Orły zmierzą się na Selhurst Park z Burnley.