Paradoksalnie, często startując z przegranej pozycji, jesteśmy w stanie osiągnąć więcej niż broniąc wypracowanych wartości czy renomy. Wiąże się to nie tylko z przyzwyczajeniami, marazmem i pozornym poczuciem stabilizacji, ale również nijako „zachłyśnięciem się” wypracowanym szczęściem. Zwykle, żeby uświadomić sobie, że zmierzamy w niewłaściwym kierunku i potrzebujemy zmiany, wymagany jest pewnego rodzaju wstrząs. Ross Barkley w chwili, w której nie wróżono mu już nic dobrego w świecie piłki, obecnie konsekwentnie udowadnia, że na powrót właściwie nigdy nie jest za późno…

Konsekwentny regres w Chelsea, bezpłciowy epizod w Birmingham

Przez pryzmat czasu prawdopodobnie łatwo zapomnieć o tym, jak utalentowanym i wszechstronnym piłkarzem był Barkley, reprezentując Everton. Kibice do dziś z rozrzewnieniem wspominać mogą kampanie 15/16, w której Anglik niemal wypracował w lidze double-double (8 bramek i 9 asyst), czy sezon 16/17, kiedy to wraz z The Toffees zdołał wywalczyć miejsce premiowane eliminacjami do europejskich pucharów. Kawał piłkarza, którego talentem postanowiła zainteresować się Chelsea.

Nie sposób w tym przypadku mówić o presji oczekiwań, czy irracjonalnie wysokiej kwocie transferu. Klub z Londynu zapłacił wówczas ok. 14 milionów funtów, co zważywszy na współczesne standardy, mogło stanowić promocję. Analizując jednak przebieg całej kariery Anglika, łatwo można stwierdzić, że to gracz, który potrzebuje być w okolicach centrum uwagi. Jednocześnie, znajdując się w miejscu, w którym jest wielu podobnych do niego poziomem piłkarzy, ta motywacja wyraźnie spada.

Oczywiście, Chelsea barwy której Barkley miał możliwość reprezentować, nie była nie wiadomo jak bardzo naszpikowana gwiazdami, jednak wciąż była pełna jakościowych piłkarzy. Ross stanowił wówczas raczej sort piłkarza rotacyjnego, aniżeli takiego, któremu powierzona zostanie kluczowa rola na przestrzeni sezonu. Odbiło się to na statystykach, podejściu do treningu, przygotowaniu piłkarza i samej ogólnej postawie. Szansą na odbudowę miało być wypożyczenie do Aston Villi, jednak wydaje się, że nawyki i postawa nabyte w Londynie były kontynuowane w Birmingham.

Francja przystankiem odkupienia?

Poniekąd istnieje wśród opinii przeświadczenie, że piłkarz opuszczający Premier League dla słabszego klubu z Europy, raczej nie będzie miał już okazji zaistnieć. Czy Barkley potwierdził tę tezę? Raczej nie. Czy jej zaprzeczył? Analizując występy we Francji – chyba również nie. Oczywiście, Nicea była w stanie zakończyć zmagania na całkiem wysokiej pozycji w tabeli, co więcej Anglik miewał sporo pozytywnie ocenianych występów. Cała sprawa roztrząsa się jednak o to, że ponownie nie był to poziom, do którego przyzwyczaił, reprezentując klub z niebieskiej części Liverpoolu.

Barkley do granic możliwości ozdobił się łatkami przeciętnego piłkarza reprezentującego klub z najlepszych lig Europy. Ross potrzebował zaistnieć, wziąć trochę ciężaru na swoje barki i ponownie udowodnić swoją wartość. Z pomocą przyszedł klub, który odbudowywać się na najwyższym poziomie nie musiał, bo właściwie nigdy go nie reprezentował.

Jak pokazuje historia, to była transakcja, której potrzebowały obie strony…

Trzydziestoletni Barkley ponownie na pierwszych stronach gazet – o tym, jak Luton dało pomocnikowi szansę na drugie życie

Luton to niemal wzorcowy przykład ośrodka, którego Anglik potrzebował, aby urodzić się na nowo. Klub trafnie w ostatniej kolumnie publicystycznej w Sky Sports określił Paul Merson, twierdząc, że to drużyna piłkarzy z Championship, którzy mają ponadprzeciętną wolę walki i charakter. Bagaż doświadczeń zebrany przez Barkleya, ale również chęć udowodnienia własnej wartości sprawiły, że jest to obustronnie korzystna relacja.

Zdaniem wspomnianego wyżej dziennikarza, istnieją nawet przesłanki względem których, Barkley ma być kandydatem do miana gracza sezonu. Co za tym przemawia? Przede wszystkim powrót dawnej przebojowości i heroiczności, która w dużej mierze zbudowała jego karierę. Obecnie, ponownie zyskał możliwość nadania wyrazu swojej postaci, rządząc środkiem pola drużyny prowadzonej przez Edwardsa.

Anglik nie tylko świetnie wywiązuje się z roli głównego motoru napędowego i kreatora scenariuszy ofensywnych, ale także tytanicznie pracuje na przestrzeni spotkania. Najczęściej, a zarazem najcelniej Barkley podaje w okolicach koła środkowego. Są to zwykle zagrania otwierające możliwość napędzenia akcji, co tylko podkreśla istotę działania piłkarza. Ponadto, operuje on na wyjątkowo wysokiej skuteczności podań zwykle nieschodzącej poniżej 85%.

Czy podobnie jak Merson jestem w stanie wymienić Barkleya wśród kandydatów do miana piłkarza sezonu – raczej nie. Nawet jeśli prawdziwie romantyczna przygoda Luton będzie miała swoje szczęśliwe zakończenie, to jest zdecydowanie za wcześnie, aby o tym mówić. Nie sposób będzie jednak podsumowywać bieżącą kampanię, nie wspominając o roli, którą Ross pełnił w tak heroicznie walczącej drużynie. Takie powroty, historycznie kreowane scenariusze to bez cienia wątpliwości wątki, które warto przypominać i przedstawiać jak najczęściej. Romantyzm stanowi integralną, nieodkrytą i wciąż fascynującą część tego sportu.

Barkley wraca do reprezentacji? Co dalej?

Cóż, nie mam wątpliwości, że na tym etapie sezonu, zdarzyć się może jeszcze właściwie wszystko. Gdzieś w głębi duszy, niezależnie od sympatii klubowej, chciałoby się zobaczyć kontynuację wspomnianego projektu. Edwards doskonale wywiązuje się z powierzonej misji, a piłkarze każdym kolejnym występem podbijają serca sympatyków ligi.

Co więcej, w mediach możemy znaleźć coraz więcej spekulacji mówiących o tym, że Ross zasługuje na powołanie do reprezentacji Anglii. Biorąc pod uwagę serię talentów kadry w środku pola, pewnie ciężko będzie rywalizować o pierwszy skład. Nieocenione doświadczenie, charakter, nieustępliwość i ponadprzeciętna wola walki są jednak niewymownym atutem, który można wykorzystać wpuszczając piłkarza z ławki. Jeżeli faktycznie Barkley zdoła się przebić, to trudno znaleźć przeciwwskazania odnośnie potencjalnej szansy występu.

Począwszy od samego obiektu, przez lokalną społeczność, a kończąc na reprezentowanym stylu gry – ten klub chce się oglądać. Wraz z końcem kampanii wygasa umowa podpisana przez Barkleya z klubem. Biorąc pod uwagę skalę talentu niektórych piłkarzy, ewentualny spadek mógłby oznaczać dotkliwe osłabienie zespołu. Na pytanie, co dalej, najtrafniej odpowie najbliższa przyszłość. Niezależnie od tego, fakt, że nigdy nie jest za późno, aby wstać z kolan, może napawać w szarej rzeczywistości optymizmem.