Jest źle. Nad Old Trafford nie zbierają się już czarne chmury. Tam pada już od jakiegoś czasu irytująca i wsiąkająca w stawy mżawka, a na horyzoncie nie widać przejaśnień, nie mówiąc nawet o słońcu. Najgorszy ligowy start sezonu od 1989 roku, trudna sytuacja w (wydawałoby się) łatwej grupie w Lidze Mistrzów, niepewność co do osoby właściciela klubu i procesu zakupu. W takiej chwili przydałoby się mieć na ławce kogoś poukładanego, zachowującego spokój, mającego pomysł na wyjście z kryzysu. Erik ten Hag przestaje być wiarygodnym kandydatem.
ten Hag po porażce z City
Wczoraj United po raz kolejny ulegli derbowym rywalom, tym razem 0-3. I z ich perspektywy to był nawet gorszy mecz niż zeszłoroczne 3-6, bo tam dało się zauważyć jakiekolwiek pozytywy. We wczorajszym spotkaniu jako postronny widz nie dostrzegłem tam nic. Pomysłu na rozegranie piłki nie było, podobnie w kwestii pressingu czy odbioru piłki. Zawodnicy United — co z resztą widać dosłownie od pierwszego meczu sezonu — wyglądają fatalnie fizycznie, odbijają się od przeciwników. Bernardo Silva na ich tle wyglądał, jakby przed meczem wciągnął grubą kreskę białego proszku, a Erling Haaland, Rodri czy John Stones nawet nie spocili się, wyprzedzając i przepychając rywali. Nawet nie wchodząc w szczegóły taktyczne każdy, kto oglądał to spotkanie widział, że brak Czerwonym Diabłom pomysłu na wyjście z własnej połowy, a sporadyczne momenty po odbiorze piłki ograniczały się do gry w poprzek i długiego podania (które najczęściej kończyło się przechwytem trójki obrońców City). Również indywidualnie można było mieć wiele zastrzeżeń do każdego prócz Onany. Evans grał tak, jakby zatrzymał się w latach 70., gdzie nie obowiązywała zasada spalonego, Lindelof i Dalot nie wiedzieli nawet, w którą stronę patrzeć przy atakach na skrzydłach, a środek pola wyglądał, jakby zaraz trzeba było dowieźć butlę tlenową.
🏴 | Manchester United 0–3 Manchester City
• xG: 1.03 – 3.93
• Shots (on target): 7 (3) – 21 (10)
• Big chances: 1 – 7
• Possession: 39% – 61%
• Touches in opp. box: 16 – 42It wasn't quite a walk in the park for City, but it wasn't much more difficult either! 😅#MUNMCI pic.twitter.com/Gnuw91lg9d
— Sofascore (@SofascoreINT) October 29, 2023
A jednak Erik ten Hag twierdzi, że… nie było tak źle.
W pierwszej połowie mieliśmy bardzo dobry plan na grę, jego wykonanie także było bardzo dobre. Patrząc na wykreowane szanse, szliśmy łeb w łeb. Wcześniej wygraliśmy 3 spotkania i morale są wysokie, idziemy w dobrą stronę.
Od czego zacząć? Od pytania, czy oglądaliśmy ten sam mecz? Jak kwalifikujemy wykreowane sytuacje? Czy w jaki sposób i przeciwko komu zostały wygrane te 3 poprzednie mecze?
Może i plan na grę, by okopać się i liczyć na wypady był niezły. Do momentu karnego i utraty pierwszej bramki. Od tamtej chwili Diabły nie mogły już grać „underdoga” i czekać na kontry, tylko w jakiś sposób przejąć inicjatywę. A wtedy stwierdzono brak absolutnie jakiegokolwiek planu B. Gdy tylko zmieniły się warunki spotkania, wyglądało to tak, jakby ten Hag nie przewidział takiego scenariusza. Sytuacje? Oczywiście, United mieli kilka wyjść z własnej połowy. Wynikały jednak bardziej z indywidualnych cech zawodników (szybkość i rajdy Hojlunda, sytuacyjne uderzenie McTominaya). 3 poprzednie spotkania to wyrwane w doliczonym czasie zwycięstwo z Brentford (ratunek ze strony McTominaya), męczarnie z najgorszym od czasów wojny secesyjnej Sheffield United (na ratunek Maguire) oraz uratowane w ostatniej minucie (obroniony karny przez Onanę) 3 punkty z FC Kopenhagą. Ktokolwiek oglądał te spotkania, nie może powiedzieć, by United szli w dobrą stronę.
Kiedy mecz wymknął się United spod kontroli według ich szkoleniowca? Gdy piłkarze zrobili coś wbrew jego instrukcjom taktycznym!
Chciałem więcej ofensywnych graczy w drugiej połowie. Potem jednak zawodnicy zrobili coś wbrew planom taktycznym — podeszli naciskać Edersona w złym momencie. Ograli nas i straciliśmy drugiego gola, bo nie wrócili wystarczająco szybko. Straciliśmy kształt w obronie i wykorzystali to, ale pierwsza połowa była tak perfekcyjna, tak dobrze broniliśmy. […] Nie zapominajcie o pierwszej połowie, myślę, że dokładnie tak musimy z nimi grać.
Pewnie znajdą się bardziej absurdalne wypowiedzi ten Haga. Można by też wyciągnąć to, co mówił przy okazji zatrudnienia na Old Trafford, albo ogólnie o swojej filozofii futbolu. Na pewno jednak będą sprzeczne z wydźwiękiem tej wypowiedzi. Bo jest on taki, jakby jego piłkarze mieli się skutecznie bronić, zamykać własne pole karne, a ich błędem był pressing na bramkarzu rywala w złym momencie. To jak to jest, chcemy grać ofensywną piłkę, dyktować warunki w każdym meczu, czy błędem jest pressing, gdy się przegrywa? I naprawdę, nie zaklinajmy rzeczywistości. Nie można nazywać pierwszej połowy wczorajszych derbów perfekcyjną z perspektywy United.
Rozwój, charakter, pozytywy?
Pracę menedżera można oceniać na podstawie wielu metryk, statystyk czy po prostu testu oka. Ja lubię odpowiedzieć sobie na dwa pytania: „Czy drużyna rozwinęła się pod jego wodzą?” oraz „Czy są piłkarze, którzy pod jego wodzą grają lepiej niż wcześniej?”. Gdy adresuję te pytania w kierunku ten Haga i jego United, mam wrażenie, że obie odpowiedzi brzmią „Nie”.
Rok temu ta drużyna po fatalnym początku, potrafiła wygrać 2-1 z Liverpoolem i 3-1 z Arsenalem. Regularnie punktowała ze słabszymi drużynami, dało się to oglądać, mimo kilku zastrzeżeń. Jednym z takich zastrzeżeń były mecze z czołówką w dalszej części sezonu, ale była nadzieja — to dopiero pierwszy sezon. Założeniem był stopniowy rozwój i wzmacnianie tej solidnej ekipy. I nie chodzi o to, by po drugim okresie przygotowawczym, ten Hag i United mieli walczyć o mistrzostwo.
Po prostu każdy aspekt gry wygląda gorzej niż przed sezonem. Ściągnięty przez Holendra Onana miał być rozwiązaniem na problemy rozgrywania od tyłu. W końcu golkiper grający nogami! A jednak nadal problemem jest wyprowadzenie piłki z własnej połowy w bezpieczny sposób. Odbiór piłki? O Amrabata walczono całe lato, jest też Casemiro, którego ściągnięto za grube pieniądze. Wciąż jednak dla rywali środek pomocy United to wielka dziura. Kreowanie sytuacji w ataku pozycyjnym? Bruno już kiedyś w najmroczniejszych czasach Solskjaerowskich był jednoosobową maszyną do tego. I nawet on teraz nie potrafi stworzyć czegoś z niczego.
Tym sposobem przechodzimy od stylu całej drużyny, do indywidualnych ocen rozwoju. Czy ten Hag uczynił kogoś lepszym piłkarzem? Wydawało się, że Marcus Rashford w zeszłym sezonie to jego najlepsza wersja. Szybko jednak się okazało, że to klasyczny cykl życia wychowanka Diabłów — pół świetnego sezonu, kolejne pół do zapomnienia, niezależnie od szkoleniowca. Bruno Fernandes z racji boiskowej pozycji wygląda gorzej niż kiedykolwiek. Można mówić o jakimś rozwoju Garnacho — w końcu wszedł do pierwszej drużyny — ale na konkrety z jego strony i coś więcej niż jeden udany drybling po wejściu z ławki dalej czekamy. To samo tyczy się wielkiej nadziei, Pellistriego. Christian Eriksen w meczach ze słabszymi rywalami wygląda jako tako, ale ciężko nazwać jego przygodę w United jakimś rozwojem piłkarskim. Na Antony’ego szkoda słów, bo o nim jeszcze porozmawiamy. Na ten moment najlepiej w czerwonej części Manchesteru wygląda Rasmus Hojlund, który jest tutaj po prostu najkrócej i chyba nie dopadła go jeszcze wszechobecna degrengolada. No i Scott McTominay, którego ten Hag uparcie sadzał na ławce, dopóki Szkot nie został liderem klasyfikacji strzelców w eliminacjach do EURO 2024.
Z okazji wczorajszych wyczynów Czerwonych Diabłów, trzeba jeszcze powiedzieć o charakterze zaszczepionym przez ten Haga w tej drużynie. A właściwie o jego braku. Jako osoba dorastająca w czasach dominacji Manchesteru United Sir Alexa Fergusona (przeplatanej mistrzostwami Chelsea i Arsenalu), z tym klubem utożsamiałem przede wszystkim charakter, nieustępliwość. Dziś jest spuszczenie głowy, truchtanie obok przeciwników przy niekorzystnym wyniku, machanie rękoma, frustracja i boiskowe chamstwo.
Zwłaszcza dwie ostatnie cechy były dobitnie widoczne w ostatnim meczu. Bruno Fernandes to świetny piłkarz, ale nie był to pierwszy raz, gdy przy niesprzyjających okolicznościach zmienia się w boiskowego chama. Do wszechobecnych pretensji do sędziego o podmuchy wiatru, machanie łapami o wszystko, pretensje do kolegów o jego złe zagranie, dołożył frustrację wyładowywaną na przeciwnikach faulami. W tym wtórował mu Antony, który spokojnie mógłby wylecieć za chamskiego kopa wymierzonego w Doku. Dodając do tego plotki, zarzuty i atmosferę wokół Brazylijczyka, można się zastanowić, dlaczego on wciąż pojawia się na boisku? Nie oferuje niczego piłkarsko, a tylko jest powodem do wstydu dla kibiców. Nie o taki charakter chodzi w piłce nożnej. Ta drużyna nie ma mentalnych liderów, a Ci wyznaczeni przez trenera się na nich nie nadają — o czym mówi też Roy Keane, bijąc w ten Haga i Fernandesa.
Ten Hag sam sobie piwa nawarzył?
Piłkarze są winni obecnej sytuacji. Nie ma co do tego wątpliwości — ostatecznie to oni są na boisku i na nich spoczywa odpowiedzialność za to, jak wygląda gra. Ktoś ich jednak codziennie trenuje, ktoś ich również ściągnął do tego klubu, ktoś daje im instrukcje i wybiera skład.
Oczywiście problemy Manchesteru United sięgają głębiej niż piłkarze i ten Hag. Cała organizacja klubu leży i kwiczy od lat, przez co pojawiają się głosy, jakoby to pion transferowy i właściciele byli winni sprowadzeniu takich, a nie innych piłkarzy. Nie zgrywa się to jednak z tym, że większość tych zatrudnionych przez United piłkarzy była bliska obecnemu trenerowi. Albo ich trenował w poprzednim klubie, albo się z nimi zetknął w lidze, albo miał z nimi jakieś relacje.
To nie tak, że to całkowicie na nim spoczywa na przykład zakup Antony’ego za 82 miliony funtów. To opieszałość zarządu i nieumiejętność negocjacji oraz brak dyrektora sportowego wywindowała tak cenę. Na ten Hagu jednak spoczywa odpowiedzialność wyboru takiego zawodnika. Był jego ulubieńcem w Ajaksie, miał być gwiazdą i nową jakością na skrzydle w Manchesterze. Teraz śmiało można powiedzieć, że to jeden z największych flopów ostatnich lat — sportowo oferuje tyle, co nic, nawet nie porusza się jak piłkarz. Do tego można kwestionować jego nastawienie, a także incydenty poza boiskiem. Nawet jeśli o nich holenderski trener nie wiedział, to znał charakter zawodnika i z pełną świadomością polecił go zakupić.
Antony in the Premier League this season:
◉ 0 goals
◉ 0 assists
◉ 7 gamesAnd two yellow cards. 🙃 pic.twitter.com/Q2OmmCPsPn
— Squawka (@Squawka) October 29, 2023
To też nie jego wina, że Malacia się połamał, Lisandro Martinez też. Gdy grał, to Lisandro bronił się przez jakąś część sezonu, ale nie jest to transfer w 100% idealny na pozycję środkowego obrońcy przez warunki fizyczne. Malacia nie błyszczał, ale notował solidne występy. Czy na miarę czołówki w Premier League? Wątpię.
Transfer Eriksena za darmo ciężko krytykować, bo — właśnie — był wolnym zawodnikiem. To już jednak nie jest fizyczność, z którą można być konkurencyjnym na dłuższą metę. Nie wiem co sądzić o pomyśle łatania dziury w środku pola Amrabatem, który ma za sobą jedynie udany mundial, a wczoraj został brutalnie obnażony.
Andre Onana notuje ostatnio dobre występy, ale przecież przez 2 miesiące był mocno krytykowany. Mason Mount na razie nic nie pokazał, a też mocno o niego zabiegał Erik ten Hag. Można sobie także zadać pytanie, jaki pomysł ma na niego trener, bo wciąż nie wiadomo, w jakiej roli ma grać.
Jest jeszcze Jonny Evans. Jako zapchajdziura, głęboki rezerwowy, to nie jest zła idea. Ten Hag wystawił go jednak w derbach Manchesteru i Erling Haaland zrobił sobie z niego chłopca do bicia. Raphael Varane przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych, a trener stwierdził, że to była decyzja czysto taktyczna i Evans lepiej pasował do planu gry. Kurtyna.
Jeśli jesteśmy już przy zarządzaniu składem, to pomówmy o Jadonie Sancho. Zawodnik z ogromnymi możliwościami i sufitem, co pokazywał w reprezentacji i Borussii Dortmund. W Manchesterze przeciętny, a następnie… odstawiony. Trenował sam, bo podobno zmagał się z problemami psychicznymi — powiedział to jednak ten Hag, bez konsultacji z zawodnikiem. Potem znalazł się poza składem, bo niby źle trenował, a gdy zawodnik publicznie to zakwestionował, to został odsunięty od drużyny, bo nie przeprosił trenera. I tak to się kręci. O całej sytuacji możecie więcej przeczytać tutaj. Jak na razie jesteśmy na etapie, gdzie United nie ma skrzydłowych w formie, a Sancho nie zagra, bo ma spór z trenerem.
Zgadzam się z niektórymi ekspertami i kibicami, gdy mówią, że w sumie to ten Hag nie ma lepszych alternatyw, lepszych piłkarzy, z których może skorzystać. Nie pomagają mu także kontuzje oraz syf na zapleczu klubu. Tych zawodników jednak chciał sam trener, to z nich chciał budować tę drużynę. Chciał z nimi grać w określony, atrakcyjny sposób, notować dobre wyniki. Zachowywać wysokie standardy, o których tak wiele mówi. Teraz nie ma ani stylu gry, ani charakteru, ani wyników. I warto się zastanowić, czy te wysokie standardy oraz zasady, o których tyle razy mówił ten Hag, na pewno są spełniane przez niego samego. Pod kątem zarządzania drużyną, taktyki, treningu i relacji ze wszystkimi wokół. Na razie ma pełne poparcie ze strony klubu, ale dla Ole Gunnara Solskjaera, takie komunikaty były oznaką rychłego zwolnienia.